wtorek, 8 maja 2012

książka z 1926 roku - rozdział II

JAK WYCHOWAĆ DZIECI? - świetna książka z 1926 roku - rozdział II (o wychowaniu niemowlęcia)

Słyszałaś zapewne gadki o napoju miłosnym, któ­ry ci lub owi przyrządzali i podawali innym do picia, aby ich nagiąć do swojej woli. Otóż ja cię nauczę przy­rządzać taki napój dla twego dziecka, bez obawy na­rażenia się na miano czarownicy.
"Gawędy Misjonarza"
ROZDZIAŁ II.
Rok 1/2.
„Ziarnko wyrasta z ziemi“.
toz kwileniem i płaczem przyszedł na świat człowiek. Czy mupodamy książkę ze stosownym artykułem, aby poznał swe obo­wiązki u progu nowego żywota? Szkoda naszego trudu, bo ten maleńki obywa­tel nie ma pojęcia o czytaniu. Jeść, krzyczeć, spać, to jego zajęcie. Nie budźmyż go przeto, niech sobie śpi spokojnie, by nas może krzykiem nie wypłoszył z do­mu, niech sobie rośnie zdrowo — ja w interesie tego nowego gościa zwracam się d o tych, którym Opatrzność powierzyła nad n i m opie­kę...
Spoglądnijcie, proszę, na to maleństwo, spoczy­wające w kolebce. Prawda? Nie odznacza się wcale pięknością. Ciałko jego pomarszczone, główka nieforemna, pozbawiona włosów, ruchy jego niedołężne, a jakie wyprawia hałasy! Bywa, że domownicy przez całą noc oka nie mogą zmrużyć. Mimo to jednak r o d z i c e kochają je nad wyraz i muszą je kochać, czy chcą, czy nie chcą. Bóg to wlał w ich serca uczu­cie, które ich zmusza do miłości swego potomstwa bez względu na to, czy ono zdrowe, czy chore, czy piękne, czy brzydkie. I owszem im dziecię słabsze, im więcej nieszczęśliwe, tem czulszej od swych rodziców doznaje miłości. Wielka w tem moc, mądrość i dobroć Boża.
Jeśli was tedy, drodzy rodzice, obdarzył Stwórca dziecięciem, jeśli w sercu waszem rozpalił ku niemu uczucie najczystszej miłości, uważajcież, aby ta miłość wasza wyszła mu na pożytek. Sądzę, że się nie pognie­wacie, gdy w sprawie tak ważnej podam wam kilka wskazówek — wszak dobrą radą nigdy się nie gardzi, zwłaszcza gdy ona pochodzi od życzliwego przyjacie­la. Zgóry jednak zastrzegam się, iż zgoła nie myślę pouczać was, jak należy karmić dziecię, jak je przyodziewać, aby wyrosło zdrowe i silne — pytajcie o to akuszerkę, lekarza, albo też doświadczoną teścio­wą. Ja jestem lekarzem duszy, apteka moja znajduje się w kościele; to też stosownie do mego za­wodu skreślę parę słów, abyście umieli obchodzić się z duszą waszego dzieciątka, iżby była miłą Bogu i osiągnęła cel swój ostateczny — zbawienie wieczne.
Przedewszystkiem więc, ojcze, bo ty na razie je­steś teraz najwięcej w tej sprawie interesowany, musisz postarać się o to; aby duszę dziecięcia jak najprędzej zaszczepić. Ej! — powiesz — cóż to za rada? Czy ten człowiek kpi, czy żarty stroi? Szczepi się, co prawda, dzieci, ale zazwyczaj dopiero w rok po ich urodzeniu i szczepi się ciało przeciw ospie, duszy przecież nie chwyci się ospa, ani też jej nie dotknie lancet lekarza.
Mój drogi, ja się bynajmniej w żarty nie bawię, lecz z całą powagą nalegam i proszę, oddaj duszę twe­go dziecięcia rychło do szczepienia. Pewnie nie wiesz otem, że duszyczka twej córeczki czy synka przyszła na świat dotknięta niemocą, że przyniosła z sobą za­rodek choroby, robaka, który ją toczy, jad wężowy, który ją zatruwa. Ty tego nie widzisz, nie widzi tego piastunka, bo oczy wasze są zakryte, wszakże Bóg, co przenika wszystko tak, jak ty przeglądasz kroplę wody oświeconą promieniem słonecznym, dokładnie widzi, co się dzieje w sercu twego dzieciątka. Wiesz, że pierwszy nasz rodzic Adam przestąpił przykazanie Boże za podszeptem swej prawej małżonki i od tej chwili żadna dusza ludzka nie przychodzi inaczej na świat, jeno zarażona grzechem. Smutna .to spuścizna po naszych pierwszych rodzicach, którzy pożądliwością swoją zepsuli harmonję miłości nad­przyrodzonej, jaka istniała między człowiekiem i Bo­giem. W miejsce miłości wtargnęła rozterka tak, iż ciało buntuje się przeciw duchowi, a duch przeciw Bogu.
I w duszy twego dziecięcia ta rozterka podnosi głowę i rośnie. Ono od pierwszej chwili swego istnie­nia już ma  jadem grzechu zatrutą wolę,zawsze gotową do podniesienia buntu przeciw swojemu Stwórcy. Przyznasz, iż Bóg najświętszy nie może po­dobać sobie w takiej istocie, to też i dziecina twoja, jak­kolwiek sama nic złego nie uczyniła, jednak z natury swej zepsutej jest dzieckiem gniewu Bożego. Ten wła­śnie nienaturalny stosunek duszy twego dziecka do Bo­ga, spowodowany grzechem naszych pierwszych ro­dziców, trzeba koniecznie naprawić. Dlatego, jeśli na­prawdę kochasz swe dziecię i dobrze mu życzysz, to je zaniesiesz do kościoła, aby odnowiło zerwany kontrakt z Bogiem, aby je zaszczepić łaską Chrztu świętego.
Szkoda, iż ty, matusiu, przykuta słabością do łóż­ka, nie możesz być świadkiem odnowienia tego świę­tego przymierza — módl się przeto przynajmniej w domu i proś Boga, aby twe dziecię nigdy nie złamało przyrzeczenia danego na Chrzcie ś w. Wszakże ty, ojcze, pójdziesz przecież osobiście do ko­ścioła wraz z rodzicami chrzestnymi, bo ci nic nie stoi na przeszkodzie. Bądź roztropny i nie naśladuj tych, co, zda się, jakoby tajemnic wiary nie znali. Jakiż to nierozum! Kiedy śmierć zabierze dzieciątko, wówczas z całą paradą niosą na cmentarz ciało, tę powłokę, którą opuściła dusza — wówczas idzie ojciec za trum­ną w odświętnej odzieży, tak samo i najbliższa rodzi­na, wielu znajomych i mnóstwo ciekawych, kiedy zaś żyjące dziecię niosą do kościoła, aby się stało dziec­kiem Chrystusa Pana, świątynią Ducha św., aby naby­ło niezaprzeczonych praw do nieba, cóż widzisz? Oto wszyscy pozostają w domu, a tatuś woli raz po raz próbować poczęstunku przygotowanego na przyjęcie chrzestnych rodziców i gości, aniżeli być świadkiem tak uroczystej chwili. A cóż to za obojętność, jakie niezrozumienie rzeczy! To już się nie ociągaj, mój drogi ojcze, idź wraz z dziecięciem do kościoła i tam obmy­ślaj środki, jakich przyjdzie ci użyć, aby syn twój, czy córka dochowali przyrzeczenia, aby nie stracili z bie­giem lat wraz z łaską Chrztu św. Boga samego.
A kogóż to upatrzyłeś sobie na kuma? Oczywi­ście kogóżby innego, jak nie wójta albo bogate­go stryja, lub bezdzietną zamożną ciocię? Nie­prawdaż? Wszak oni pragną tego zaszczytu, a co naj­ważniejsza, nie pożałują swemu chrześniakowi prze­dniego podarunku. Czyż ich nie stać na to? A zresztą to ludzie wpływowi, których w różnych sprawach można będzie potrzebować. Wszakże radzę ci, abyś się w wyborze rodziców chrzestnych nie kierował własnym interesem. Ojciec chrzestny i matka chrzestna mają stanąć w kościele przed Bogiem i ręczyć za dziec­ko, które trzymają na ręku, że ono będzie prawdzi­wym chrześcijaninem katolikiem. Co więcej, ci poręczyciele winni rodzicom pomagać w religijnem wychowaniu chrześniaka, w razie zaś, gdy oni zaniedbują obowiązku wychowania, lub pomrą, muszą ich całkiem zastąpić. A więc rodzice chrzestni są nie tylko świadkami i ręczycielami wobec Boga, lecz i prawdziwymi ojcami duchownymi, opiekunami, wy­chowawcami. A takich ludzi, którzy rzeczywiście chcą i mogą spełnić przyjęte na siebie zobowiązania wzglę­dem dziecka, nie znajdziesz w każdym domu. Mimo to szukaj ich koniecznie. Lepiej weź sobie na kuma uczci­wego wyrobnika, aniżeli bogatego stryjaszka, który nie zna zasad wiary i nie lubi niemi zbytnio krępować się w życiu. Tamten będzie miał dobro twego dziecka na oku, a ten po skończonej uroczystości zupełnie o niem zapomni. Stryjaszka, wójta, jeśli ci na nich tak bardzo zależy, zaproś najwyżej na chrzciny. Nie zwa­żaj wcale na to, iż będą mieli do ciebie urazę — nie­wiele pomoże ci przyjaźń ludzka, jeśli ty i dziecko twoje utracicie przyjaźń Boską
*      *      *
A teraz zwracam się do ojca chrzestnego.
Każdy kapłan, jeśli mu tylko czas na to pozwala, odczytuje zazwyczaj rodzicom chrzestnym obowiązki, jakie zaciągają względem dziecięcia, które trzymają do chrztu św. Mogło jednak zdarzyć się, iż proboszcz nie miał dobrej wymowy, a ty znowu z powodu osła­bionego słuchu lub nieuwagi nie dobrze zrozumiałeś, co mówił — przeto nie od rzeczy będzie powtórzyć ci po raz drugi te zobowiązania, abyś je sobie dobrze za­pamiętał.
Otóż, mój drogi ojcze chrzestny, kiedy stoisz przed ołtarzem czy przed chrzcielnicą w obliczu Boga i w obliczu Świętych Pańskich, powiedz sobie: — „Tak jak teraz spoczywa na mych rę­kach ciało dziecięcia, tak też ma spo­czywać jego d u- s z a  n a mej d u s z y. I kiedy będę po śmierci składał rachunek przed Bogiem z wychowania własnych dzieci, usłyszę jeszcze pytanie: — a co stało się z niemowlęciem, w imieniu którego wy­rzekałeś się na chrzcie św. szatana i wszystkich spraw jego? Zdaj liczbę z włodarstwa twego!“ — A nie jest to drobnostka brać na siebie odpowiedzialność za nieśmiertelną duszę człowieka. To też dobrze trzeba ci się namyślić, czy przyjąć zaproszenie na kuma, nie z przyczyny tej złotówki lub prezentu, jaki ci przyjdzie złożyć w darze, lecz z powodu obawy o własną duszę, którą dajesz w zastaw za bezpieczeństwo duszy dziecięcia. A ty może dotąd sądziłeś, że cała posługa ojca chrzestnego kończy się na wręczeniu organiście sute­go napiwku albo na obfitej i wesołej uczcie na chrzci­nach. O jakże grubo się mylisz!
Tymczasem pamiętaj, że ojciec chrzestny nie tyl­ko jest świadkiem wobec Kościoła, lecz i opieku­nem i wychowawcą dziecka, które trzyma do chrztu św. — przeto też winien rodzicom pomagać około jego wychowania, a w razie śmierci nawet cał­kiem ich zastąpić. Jeśli w ten sposób pojmujesz urząd ojca chrzestnego, a chrześniak za twojem staraniem wyrośnie w mądrości i w łasce u Boga i u ludzi, to wtedy możesz być pewny, iż w dniu sądu sowitą za twój trud otrzymasz zapłatę od Boga. .
Jeszcze kilka słów do ciebie, kochana matko. Jak­że zdrowie? Niedługo przyjdziesz zupełnie do siebie. Radzę wszelako nie zrywać się wcześnie, jeśli jesteś pracowita i skrzętna, w przeciwnym zaś razie, jeśli lu­bisz próżnować, nie leż zbyt długo. A nie pij też za wiele kawy i nie sprowadzaj sobie poza plecami męża cukierków lub ciastek. Słodycze te, miłe coprawda dla języka, w niczem nie przyczynią się do zdrowia, a bądź co bądź jest to kradzież domowa. A może zakrapiasz się od czasu do czasu wódeczką? Gdyby tak było, to wiedz, że gorszą jesteś od dzikiego zwierzęcia, bo ono nigdy nie szkodzi swym młodym, a ty zaś, karmiąc swe dziecię pokarmem zatrutym, zaszczepiasz w jego organizm chorobę, a niejednokrotnie i śmierć mu za­dajesz.
A gdy już będziesz całkiem zdrowa, wiesz dobrze, dokąd należy ci skierować pierwsze swe kroki. Masz stawić się z niemowlęciem w kościele, a b y j e o f i a rować Bogu i otrzy- mać dla siebie i d l a  niego błogosławieństwo. O tem wiele możnaby powiedzieć. Nie mam zamiaru przerażać cię i straszyć, a przecież jedno muszę ci przypomnieć. Idąc do wywodu, niesiesz swe dziecię do kościoła dlatego, że ono jest własnością Boga. Bóg ci go tylko poży­czył i kiedyś znowu z powrotem zażąda go od ciebie. Nie wielki to trud zanieść niemowlę do Pana Jezusa, daleko trudniej będzie przeprowadzić je przez życie do nieba. Wymaga to ciężkiej walki, ustawicznego czu­wania, wytrwałej obrony, ciągłego kierownictwa, a nadewszystko wielkiej miłości i poświęcenia. Oczywi­ście naukę i upomnienia, tę czynną pracę nad wyrobie­niem duszy dziecka, trzeba ci odłożyć na czas później­szy — zanadto głęboko tkwi ona jeszcze w ciele — wszakże teraz wychowuj swoją dziecinę modlitwą. Proś tedy codziennie Boga, aby ono wy­rosło na Jego chwałę i na twoją pociechę. Przytem nie żałuj mu dobrego przykładu. A mam na myśli szczególniejszego rodzaju przykład, którego dziecię nie potrzebuje rozumieć, a mimo to przejmie się nim zupełnie. Zanim niemowlę ujrzało światło dzien­ne, już ono wtedy wraz z twoją krwią przejęło twe błędy i ułomności. Teraz karmisz je w inny sposób, karmisz je mlekiem swych piersi, z którem przejmuje dobre i złe przymioty i twego ciała i twej duszy. O matko, matko, miej litość nad własną dzieciną i nie podawaj jej wraz z pokarmem gniewu i kłótliwości, ob­żarstwa i opilstwa, skąpstwa i zazdrości, bezbożności i wstrętnych chuci zmysłowych.
Słyszałaś zapewne gadki o napoju miłosnym, któ­ry ci lub owi przyrządzali i podawali innym do picia, aby ich nagiąć do swojej woli. Otóż ja cię nauczę przy­rządzać taki napój dla twego dziecka, bez obawy na­rażenia się na miano czarownicy. Posłuchaj. — Przez cały czas karmienia dziecięcia własną piersią staraj się koniecznie, abyś była prawdziwie pobożną, łagodną i uprzejmą.Jeżeli będziesz postępo­wała w ten sposób, niemowlę przejmie się twem do­brem usposobieniem tak, że później z latami łatwiej nakłonisz je do pobożności, do uprzejmości, do miło­ści Boga, bliźniego i rodzeństwa. Droga matusiu, jeśli nie ze względu na Boga i na zbawienie twej duszy, to bodaj ze względu na dobro dziecięcia, które przecież miłujesz całem sercem, nie dopuść do tego, aby ono z twej winy miało już w kolebce nabyć złych skłon­ności.
Jeszcze jedno -— kiedy podajesz pierś dziecięciu, a masz starsze dzieci, usuń się z przed ich oczu. Tego wymaga prosta przyzwoitość. Tak też uczyń, kiedy swoje maleństwo kąpiesz lub ubierasz.
 echochrystusakrola.info
KRÓLUJ NAM CHRYSTE ! !