Dodane
przez: Redakcja
Fronda.pl Kategoria: Polska 13 March
2012, 09:24
W zeszłym tygodniu skontaktował się ze mną
Newsweek. Prosili o wywiad. Zgodziłem się, na osobistą prośbę koleżanki z
podstawówki, która tam pracuje. Lubimy się, znamy od lat, a do tego koleżanka
pomogła mi kiedyś w ciężkich czasach. Odwdzięczyłem się Jej. Odpowiedziałem
na pytania i postawiłem redakcji jeden warunek: tekst ma być opublikowany
dokładnie w takiej formie jaką zamieszczam poniżej - żadnych skrótów, żadnych
dopisków. Newsweek odpowiedział, że nikt im nie będzie stawiał warunków. Hmm..
Zamiast wywiadu
opublikowali nieprzyjemny tekst na mój temat i równie nieprzyjemną rozmowę z
ks. Sową. Ksiądz Kazimierz Sowa występuje jako kapłan i głos Kościoła, a na
dołączonej do tekstu fotografii jest rozchełstany, potargany i bez koloratki.
Ksiądz K.Sowa był dyrektorem kanału Religia należącego do TVN. Kanał ten ma w
swoim logo rybę - znak Chrystusa - ale jednocześnie prezentował wszelkie
możliwe religie w tym pogańskie i wrogie Kościołowi.
Dla równowagi medialnej, proponuję Państwu
ten wywiad, którego Newsweek nie zdecydował się opublikować. Newsweekowi wolno
wybierać, jakie treści publikuje. Mnie wolno wybierać Gościa
Niedzielnego.
Poniżej tekst nieopublikowanego wywiadu dla
"Newsweeka":
Newsweek: W jakich relacjach jest Pan z prawicowymi
publicystami m.in. Piotrem Semką, Piotrem Zarembą, braćmi Karnowskimi?
WC: Nie jestem w żadnych relacjach, bo nie mam
okazji zawierać znajomości z publicystami. Nie bywam na otwarciach ani na
zamknięciach, nie przyjmuję zaproszeń, po salonach się nie szwendam – jeśli
gdzieś idę, to jest to manifestacja pod Pałacem Namiestnikowskim, Msza za
Ojczyznę albo pogrzeb. Ostatni pogrzeb, na którym byłem, to pogrzeb
Stanisława Szwarc-Bronikowskiego. Poza tym, że Szwarc był podróżnikiem i
filmowcem, był też cynglem AK – wykonywał zasądzone przez Podziemne Państwo
Polskie wyroki śmierci na szpiclach, kolaborantach i Szkopach. Cześć Jego
pamięci!!!
W koligacjach ani koteriach nie uczestniczę.
Pracuję zawsze u siebie, we własnej firmie, nigdy w czyjejś redakcji. A zatem nie mam okazji poznawać dziennikarzy. Żadnego z
wymienionych Panów nie znam osobiście, choć o każdym słyszałem. Jeden z braci
Karnowskich jest kłamczuchem – tyle wiem na pewno. Nie może się skutecznie
wyspowiadać, a w konsekwencji nie powinien przyjmować Komunii Świętej.
Opublikował kiedyś ogromny wywiad ze mną, którego mu nigdy nie udzieliłem.
Ogłaszał publicznie, że ma taśmy z nagraniami i mi je wyśle. Jakoś nie wysłał.
Ten „wywiad” był nieprzyjemny i szkodliwy dla mnie. Fałszerstwo. Do czasu
naprawienia szkody, każda spowiedź Pana Karnowskiego jest nieważna – takie mamy
reguły w Kościele Katolickim. Trwa Wielki Post, może się chłop nawróci.
Z takich mniej więcej powodów trzymam się w ostrożnej
odległości od publicystów, nawet prawicowych.
Klucze od domu powierzyłbym Rafałowi
Ziemkiewiczowi, którego szanuję i czytam z uwagą, oraz Krzysztofowi
Skowrońskiemu, którego lubię i się z nim koleguję. Resztę znam raczej z
daleka.
A
czy oni prawicowi? To niedobre słowo, bo nic nie definiuje. Dużo bardziej
adekwatne jest określenie „opozycja niepodległościowa” zdefiniowana jako
przeciwieństwo antypolskiej, poddańczej polityki Donalda, Zdradka, Komoruska
i reszty Padalców. Przy czym słowo Padalec oznacza kogoś, kto pada na twarz
przed obcymi w celu wylizania butów.
N: Wróg – proszę o zdefiniowanie, kim są Pana wrogowie.
WC: Wrogami mojej Ojczyzny, czyli moimi
osobistymi również, są Niemcy, Rosja i Unia Europejska. Dużo łatwiej byłoby
nam współpracować z Unią lub Niemcami, zawierać z nimi roztropne sojusze,
gdybyśmy stawiali tę sprawę jasno. Z wrogiem można się dogadywać, niekoniecznie
trzeba strzelać. Dużo łatwiej byłoby nam handlować z Rosją, gdybyśmy handlowali
z pozycji: jesteś naszym wrogiem, starasz się nas pożreć od stuleci, dzisiaj ci
się to nie uda, dzisiaj chcesz nam sprzedać gaz, za ile? Z wrogiem można
rozmawiać bez potrzeby rzucania się mu w ramiona lub do nóg.
A Tuski, Zdradki i Padalce mają
wobec Rosji syndrom sztokholmski.
Co do wrogów
osobistych, to nie zajmuję się nimi, czyli nie ma między nami relacji – oni
czują do mnie wrogość, a ja do nich nie czuję nic. Niekiedy docierają do mnie
sygnały o wrogości poprzez mojego Facebooka lub stronę internetową. Bluzgów i
anonimów nie czytam (trzeba się podpisać), na listy interesujące odpowiadam, i
to częściej na te od wrogów niż te od przyjaciół.
Są też zawzięte
środowiska, które zwalczają mnie od lat – Gazeta Wyborcza i pederaści (termin
medyczny, stosuję go zawsze świadomie w kontraście do nowomowy wypranej z
osobistego stosunku do zjawiska).
N: Co to znaczy być „radykalnym katolem”?
WC: Jezus był radykałem, nie ściemniał,
nazywał rzeczy po imieniu, mowa jego była prosta: tak-tak, nie-nie. Doktryna Jezusa była bardzo radykalna wtedy i jest radykalna dzisiaj.
Dlatego Kościół Katolicki ma co roku tysiące męczenników za wiarę. Katolików
zabija się za przekonania religijne! Moje poglądy w sprawach doktrynalnych się
nie zmieniają, bo doktryna Kościoła jest niezmienna.
Z
tymi samymi poglądami co dziś, trzydzieści lat temu nie byłem radykałem, a
teraz jestem. Dlaczego? Świat zdziczał. Coraz więcej dzikusów dookoła. Kiedyś
byli na marginesie, dziś siedzą w Sejmie - facet z torebką, facet ze gumowym siurkiem - jako elita
narodu. Fuj! Wolę być radykałem
Zresztą radykalizm to nic złego, to raczej cecha, a nie
wada. Idzie Pani do lekarza, a on
mówi: poprzednia kuracja nie przyniosła efektów, zastosujemy radykalne metody.
Czy ma mu Pani za złe? Narzędzia dobiera się stosownie do okoliczności. Kiedy
dobre słowo nie skutkowało, moja
babcia sięgała po pasek. Mądra babcia. Cześć Jej pamięci!
Świat zrobił się rozmemłany, ludzie
ukrywają, kim są, wstydzą się przyjmować jasne stanowiska – dlatego
wylądowałem na pozycji radykała. Inni zmienili swój język i dostosowali
sformułowania, a ja po staremu mówię, że aborcja to zbrodnia z premedytacją, a
nie "zabieg". Zbrodnia, w której uczestniczy matka. Wszyscy
uczestnicy tej zbrodni to dzieciobójcy.
Za zabójstwo z premedytacją
powinni być ukarani ciężkim więzieniem. Kiedyś nazwanie aborcji zbrodnią to
była definicja, dzisiaj to jest „radykalna ocena”. A aborcja jest przecież
wciąż taka sama. Co się więc zmieniło? Świat zdziczał.
N: Ma Pan poczucie, że jest w Polsce jedynym „radykalnym katolem”?
WC: Co
Pani, oszalała??? Polska się skończyła? Zostały tylko lemingi?! Mam nadzieję,
że są nas – radykalnych katolików – miliony. Na zimę wyjechałem na
prerię, siedzę daleko od świata, ale coś tam do mnie dociera.
Jedyna polska
telewizja dostępna na terenie USA to... TV Trwam. TV Polonia, której
obowiązkiem jest docierać do Polonii zagranicznej, wyświetla mi się na
komputerze jako „niedostępna na tym obszarze”. (To samo TVP Info, TVP2.)
Skandal, bo na jakim obszarze niby ma być dostępna, jeśli nie za granicą, w
USA, gdzie Polaków mieszka kilkanaście milionów? Na szczęście Telewizję Trwam
odpalam gdzie chcę i kiedy chcę. Chwała im za to! No i z oglądania codziennie wiadomości z
Polski wynika mi, że nas, radykałów katolickich, jest wielu.
N: Uważa Pan, że jest misjonarzem?
WC: Mam nadzieję, że jestem. Prowadzenie pracy misyjnej to jeden z
obowiązków, który ciąży na każdym katoliku, nie tylko na księżach,
którzy jadą do Afryki. Mamy być misjonarzami wszędzie i zawsze. Mówiąc językiem
niższym: mamy nawracać świat dookoła siebie, poprawiać świat, budować dobro,
zwalczać zło, NAWRACAĆ. Każdy z nas ma taki obowiązek. Dlatego na początku
wspomniałem o tym Karnowskim, bo jeśli ja mu przestanę przypominać, a on sam
zapomni, że musi naprawić wyrządzone szkody, to jego wina przejdzie na mnie.
N: Pytam o to, bo chciałabym wiedzieć, czy postawił Pan sobie za cel
rozpropagowywanie rzymskiego katolicyzmu i przestrzeganie Polaków przed innymi
religiami, i najlepszym do tego narzędziem są media?
WC: Media są takim samym
narzędziem jak każde inne – niekoniecznie najlepszym. Świadectwo mamy dawać
całym swoim życiem, każdym naszym czynem, a zatem nawet kiedy jestem w
toalecie, to mam pozostać katolikiem i nawet tam dawać dobre świadectwo.
Katolik zostawia czysty kibel, nawet gdy go nikt nie obserwuje. Katolik nie
przeklina, nawet gdy go nikt nie słucha. To są uniwersalne zasady i nieważne,
czy w mediach takich jak telewizja, czy takich jak woda w łazience.
N: Czy podróżując próbuje Pan nawracać spotkanych ludzi?
WC: Zawsze i wszędzie. W
tej chwili próbuję nawracać Panią. Nie mówię nic wprost do Pani, ale może po tej
rozmowie będzie Pani trochę inna. Środki dobieramy stosownie do okoliczności.
Tego mnie uczyli na politechnice.
N: Ma pan wśród przyjaciół i znajomych księży katolickich?
WC: Bardzo wielu
N: Jeśli tak, to z jakimi
reakcjami z ich strony Pan się spotyka. Jak reagują na Pana poglądy? Czy mówią,
że robi Pan dobrą robotę?
WC: Zależy od roboty.
Czasami moja robota ich w ogóle nie interesuje, bo ja się głównie zajmuję
prowadzeniem interesów, a to księdza może interesować w wąskim zakresie od
strony konfesjonału: czy jestem kapitalistą etycznym? A zatem, kiedy spotykam
się z moimi kumplami księżmi, to raczej nie gadamy o mojej robocie, tylko o
sprawach Kościoła, Ojczyzny i o prywatnych.
N: Ma Pan poczucie, że jest Pan przez nich traktowany poważnie?
WC: Jak najbardziej.
Relacja między katolikami nie może polegać na fałszowaniu, na lukrowaniu, na
omijaniu niewygodnego tematu. Traktujemy się z szacunkiem, czyli poważnie.
N: Czy żyje Pan zgodnie z Dekalogiem?
WC: Żyję. I chodzę też
często do spowiedzi. To właśnie częsta spowiedź pozwala żyć w zgodzie z
Dekalogiem. Częsta, podkreślam, częsta i regularna spowiedź stawia człowieka do
pionu i pozwala pion utrzymać. Staram się sobie nie ufać. Mam sumienie, modlę
się, ale dobrze jest, kiedy ksiądz mi regularnie zagląda pod maskę i robi
rutynowy przegląd silnika.
N: Ma pan wśród przyjaciół i znajomych
buddystów? Jeśli tak, to jak zareagowali na pana program?
WC: Nie koleguję się z
innowiercami, to niebezpieczne duchowo i katolik takich rzeczy unika. Znam
ogólnikowo jednego, jedynego – na Facebooku występuje jako Chopin. Wydałem mu
książkę podróżniczą „Prowadził nas los”. Od kilku lat bestseller. Płacimy
tłuste honoraria. No i tyle mojej osobistej znajomości z buddystami. A reakcja
Pana Chopina jest widoczna na Facebooku obok wielu innych.
N: Dlaczego uważa Pan, że należy ludzi ostrzegać przed Nergalem i buddyzmem
(przestrzegając jednocześnie przed działaniem demonów)?
WC: Bo jestem katolikiem –
dlatego.
N: W jaki sposób demony mogą stanowić zagrożenie?
WC:
Szanowna Pani, na ten temat są całe biblioteki. Załamka! No dobra, na poziomie
lekcji religii w szkole podstawowej to byłoby tak: demony to byty duchowe, czyli
nie mające ciała, ale mające rozum (a więc myślą), własną osobowość i
inteligencję. Ponadto, najogólniej mówiąc, są przeciwieństwem aniołów. Anioły nas kochają– demony
nienawidzą. Każde działanie demona zawsze i wszędzie jest nastawione na
zniszczenie człowieka. Nawet jeśli pozornie demon jest w danej
chwili milutki. Kiedy demon daje ci cukierki, to nie po to, by ci było słodko,
tylko po to, by ci się zęby popsuły. Na zakończenie dodam, że demony są
sprytniejsze, bardziej inteligentne i ogólnie pod każdym względem szybsze i
sprawniejsze od człowieka. A zatem nie da się przechytrzyć demona, wykołować go
ani oszukać. Nie da się też demona oswoić dla swoich celów, co próbują robić
buddyści. Skoro demon zawsze i wszędzie nienawidzi człowieka, to nawet jeśli chwilowo
daje się udobruchać, to ma w tym jakiś cel skierowany przeciwko człowiekowi.
Koniec lekcji. N: Czy Pan kiedyś na własnej skórze
odczuł działanie demonów – jakie?
WC: Nie. I codziennie odmawiam modlitwę z egzorcyzmem do św.
Michała Archanioła, aby mnie ustrzegł od demonów. Mam wujaszka egzorcystę i raz w życiu byłem u niego w gabinecie. Nigdy
więcej nie chcę tam pójść. Kiedyś wujaszek miał jedną osobę na miesiąc, teraz pracuje wiele godzin
każdego dnia – tyle jest w Polsce opętań. Brakuje egzorcystów do roboty.
Wujaszek mówi tak: „kiedy zostałem egzorcystą straciłem
wiarę – ja już teraz nie wierzę, że Bóg istnieje, ja WIEM, z całą pewnością
wiem, że istnieje, bo widziałem na własne oczy i odczuwałem na własnym
ciele istnienie demonów".
Ten świat to nie bajka ze
średniowiecza. Jakby Pani raz jeden poszła do tego jego gabinetu, to by Pani od
razu nie tylko uwierzyła w istnienie Boga, ale bardzo szybko przypomniała
sobie, co to konfesjonał i kurczowo złapała się Dekalogu.
Widziałem w życiu rzeczy radykalne i dlatego jestem radykalnym katolem. A osoby
niewierzące... niech to nazywają syndromem posttraumatycznym – to mi chyba
wolno mieć? Czy
też nie?
eMBe/Wojciech
Cejrowski Facebook
Oprac. Jerzy Poleszczuk