Powiew Ducha
O doświadczeniu
Kościoła radosnego, spoczynku w Duchu Świętym i kulturowym garniturku
z bp. Edwardem Dajczakiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.
Ks. Tomasz
Jaklewicz: Dlaczego Ksiądz Biskup zaprosił diecezjan do świętowania
40-lecia diecezji na stadion, a nie, jak Pan Bóg przykazał, do katedry?
Bp
Edward Dajczak: – Potrzebne nam było doświadczenie dużej i pełnej
radości wspólnoty, a kształt stadionu temu sprzyja. Chcieliśmy również
wyjść z Ewangelią do świata, poza przestrzeń kościołów, bo w niej świat
chce nas zatrzymać, ograniczając nam prawo obecności. Do takiej
obecności potrzebna jest odważna wiara i właśnie takie wspólnotowe
świadectwo chcieliśmy podarować diecezji. Spodziewaliśmy się także
sporej liczby ludzi, a nie mamy tak dużej świątyni. Dlatego potrzebny
był stadion. I okazało się, że się sprawdziło.
Powiedzmy
sobie szczerze, że 40. rocznica to nie jest jakiś wielki jubileusz.
Ksiądz Biskup odczytał tę czterdziestkę bardziej bibli jnie,
symbolicznie.
–
Wiele miesięcy temu pomyślałem, że warto, by nasz Kościół świętował
tę 40. rocznicę. Nie chciałem jakiegoś monumentalnego kościelnego
święta. Przeciwnie, marzyło mi się żywe doświadczenie Kościoła. Ta myśl
zrodziła się na modlitwie. Wędrówka Izraela do Ziemi Obiecanej trwała 40
lat. Pomyślałem sobie, że my też jesteśmy wędrowcami, długo po wojnie
żyliśmy tutaj w poczuciu tymczasowości i ten stan miał również wpływ
na życie Kościoła. Nasi goście, ojcowie Enrique i Antonello, nie znając
zupełnie naszej historii, po modlitwie w intencji naszej diecezji
przekazali mi tę samą myśl, mianowicie, że winniśmy wziąć w posiadanie
tę ziemię, również jako Kościół. To tak bardzo współbrzmiało z moimi
intuicjami, że byłem zdumiony. To świętowanie było niezwykle pięknym
doświadczeniem Kościoła.
W komunikacie
do diecezjan podkreśliłem, że słowa Pana Jezusa „jestem z wami przez
wszystkie dni aż do skończenia świata” zostały potwierdzone przez znaki
na modlitwie i przez niezwykły klimat wspólnoty. Zobaczyliśmy żywy
i mocny duchowo Kościół, taki, jakiego dzisiaj potrzebujemy.
Potwierdzają to księża i ludzie świeccy, od najstarszych
po najmłodszych. Mówią: to jest Kościół nadziei, Kościół radosny.
Można powiedzieć, że diecezja koszalińsko-kołobrzeska przeżyła nową Pięćdziesiątnicę?
–
Tak, to był niewątpliwie wyraźny powiew Ducha Świętego. Ludzie tak
to odczytywali, jako obecność Bożego Ducha, Jego mocy i miłości.
Poczuli się jednością, choć przybyli z odległych i różnych parafii.
Dostałem ogromną ilość mejli, w których autorzy piszą, że powroty
do domu były niezwykle radosne, a niektórzy już w autobusach
umawiali się na niedzielne popołudnia na spotkania, żeby jeszcze pobyć
razem, podzielić się przeżyciami, pośpiewać, pomodlić się. W jednym
z dekanatów księża chórem potwierdzali, że w niedzielę zupełnie inaczej
mówiło im się kazanie. Jeden z nich powiedział: „trzymam tę kartkę…
aż wreszcie się zdenerwowałem. Co ja mówię? Wczoraj przeżyłem cuda,
a ja tu coś z kartki czytam”. Odłożył kartkę i zobaczył, jak ludzie
podnoszą głowy w kościele i zaczynają go uważniej słuchać. Inny ksiądz
napisał mi tak: „w parafii, gdzie pracuję, powiedziano mi: ksiądz
jest jakiś inny, ma takie żywe, płonące oczy”. I kończy: „niech Ksiądz
Biskup modli się, żeby mi nie przeszło”.
Co było osobiście najważniejszą łaską tych dni dla Księdza Biskupa?
–
Bardzo chciałem, aby najpierw było to głębokie spotkanie księży
z Bogiem. Więc były dla nich dwie serie rekolekcji. Wiedziałem,
że ja muszę odprawiać te rekolekcje razem z nimi. Przeczuwałem,
że wydarzy się coś ważnego. I wiedziałem też, że jeżeli Bóg będzie
oczekiwał jakiegoś odważnego kroku, to muszę go zrobić pierwszy.
W pierwszy wieczór modlitwy podczas rekolekcji dla proboszczów wydawało
mi się, że będzie im trudno przekroczyć pewne granice, ponieważ mają
sporo różnych nawyków i przyzwyczajeń, które czasem przeszkadzają Panu
Bogu w dotarciu do człowieka. Ojciec Antonello mówi: „Niech ksiądz
biskup weźmie Najświętszy Sakrament i pójdzie błogosławić księży”.
Miałem takie wewnętrzne przekonanie, że ja muszę zrobić pierwszy krok.
Ojciec Antonello położył mi ręce na głowę i doświadczyłem spoczynku
w Duchu Świętym. Poczułem ciepło, błogość i niezwykłą obecność Boga.
Tak, mówię o tym głośno i chcę o tym mówić. Nie wiem, ile to trwało.
Kiedy otworzyłem oczy, wziąłem Najświętszy Sakrament i szedłem wśród
księży. Patrzyłem na Jezusa, ale widziałem też twarze księży. Byłem
szczęśliwy, bo widziałem, co się zaczęło z nimi dziać. Drugi dzień był
dla mnie niesamowity. Powiedziałem jeszcze raz Jezusowi: „Zrób ze mną,
co zechcesz, masz mnie do dyspozycji”. Zrobiłem to z taką determinacją,
jak nigdy dotąd. Bronimy się często przed łaską Bożą naszym myśleniem,
zwyczajami, nawykami. Powtarzamy, że tak zawsze było, że nigdy tak nikt
nie robił. We mnie to wszystko popękało. Było jeszcze drugie
doświadczenie obecności z Jezusem w Ogrójcu. To był ból z powodu księży,
którzy pozorują rekolekcje i nie odpowiedzieli na czas łaski.
Nie mogłem zatrzymać łez. To poddawanie siebie Jezusowi to nie tylko
moja wewnętrzna sprawa. Miałem świadomość, że byłem to winien moim
księżom, że jako biskup muszę im dodawać odwagi do pójścia w głąb.
I tu nie chodzi o mnie, bo to Bóg robił, a nie ja. Księża byli
i są zdumieni tym powiewem łaski. Odczytują że to nie tylko chwilowe
przeżycie, ale że Bóg daje nam znak, o jaki Kościół Mu dziś chodzi.
Może
pojawić się zarzut, że podczas tych rekolekcji i modlitwy na stadionie
było za dużo emocji, a kiedy one opadną, zostanie niewiele.
–
Myślę, że nie ma takiego niebezpieczeństwa, a taka argumentacja
jest raczej pewną formą samoobrony. Kościół musi odzyskać świeżość
ducha. To nie jest tak, że możemy dyktować Panu Bogu, jak On ma działać,
i mieć pretensje, że nie pasuje do naszych schematów. Benedykt XVI,
człowiek wielkiego intelektu, mówi, że wiara zaczyna się od serca.
Miłość nie jest tylko uczuciem, ale w niej jest cała gama wzajemnych
odniesień, więc dlaczego nie ma ich być w stosunku do Boga. Do licha,
kto mówi „kocham cię” w tonacji żałobnej?! Dlaczego mamy smutnym głosem
mówić do Boga „kocham Cię” albo w ogóle nie mówić, a tylko odmawiać
pacierze?! Kiedy wchodzę do kaplicy, uśmiecham się, mam czasem ochotę
położyć się krzyżem. Dlaczego nie wyrażać ciałem swojej modlitwy? Mamy
taki mocny garniturek kulturowy, który nas trzyma i trochę zniewala.
Ostatecznie to owoce decydują. Słyszę z różnych stron diecezji,
od księży i świeckich, że to było głębokie, piękne, że ich zjednoczyło.
Księża po latach jednali się między sobą, bo mieli jakieś wzajemne żale.
Do mnie przychodzili i mówili: „Źle myślałem o księdzu biskupie,
osądzałem. Przepraszam”. Na tych rekolekcjach dla księży były
konferencje, a potem modlitwa. Nic więcej. Ojcowie starali się tylko
o to, żebyśmy poddali się Bogu, odrzucili jarzmo ustalonych zachowań.
Przecież to byli proboszczowie, twarde chłopy, nie bardzo skłonne
do egzaltacji, czasem racjonalni aż do bólu. Pewna katechetka
przyjechała na spotkanie z dużą grupą młodzieży i teraz w szkole
ich świadectwem dokonuje się ewangelizacja. Ci młodzi ludzie opowiadają
spokojnie, bez euforii, że przeżyli Boga i widzieli piękny Kościół.
Oczywiście każda łaska jest nam dana i zadana, a charyzmaty przecież
są po to, by nimi służyć. Sprawdzianem autentyczności tego przeżycia
będzie to, czy potrafimy się nim dzielić z innymi, i nasza wierność,
dlatego ciągle proszę o to, by ludzie się modlili. Przed tym wydarzeniem
wiele osób modliło się intensywnie za diecezję. I nie mam wątpliwości,
że piękno tego wydarzenia to także owoc tej modlitwy. Po przeżyciu
pełnym euforii musi przyjść czas oczyszczenia i stabilizacji. Zadajemy
więc sobie pytanie, co dalej.
Jeśli mowa
o dzieleniu się z innymi, to czy Ksiądz Biskup nie sądzi, że to, co się
wydarzyło w Waszej diecezji, jest znakiem ważnym dla całej Polski,
że nasz Kościół potrzebuje takiego przebudzenia.
– W naszej diecezji
frekwencja na Mszy św. niedzielnej jest jedną z najniższych w Polsce,
dwadzieścia kilka procent, a miejscami nawet tylko naście; ilość
rozbitych rodzin jest ogromna. Wielu księży mówi tak: „Wątpiliśmy,
że tutaj coś da się zrobić, uważaliśmy, że z tymi ludźmi się nie da”.
Tam, gdzie się rozlewa grzech, rozlewa się i łaska. My jesteśmy
w rejonie, gdzie grzech nieźle się rozlał, i może dlatego dostaliśmy
taką pomoc od Boga.
Pan Bóg lubi ubogie miejsca, ubogich ludzi i tam zwykle działa potężnie.
– W naszej diecezji
byliśmy w takim stanie ducha, że już nie mieliśmy wątpliwości, że sami
sobie nie poradzimy. To jest ta część Polski, w której nie trzeba
tłumaczyć, że nowa ewangelizacja jest potrzebna. Ale baliśmy się tego
albo nie wiedzieliśmy, jak to zrobić. Ale rozumieliśmy, że dłużej
nie da się ciągnąć metodą „tak zawsze było”. Być może to sprawiło,
że Pan Bóg znalazł jakąś lukę, szczelinę, przez którą się przedarł
do nas. Przecież On ciągle chce przychodzić i kocha nas. Trzeba tylko
pozwolić Mu działać.
Czy Ksiądz Biskup zamierza podzielić się tym doświadczeniem na forum episkopatu?
– Jeśli będzie taka potrzeba…
Marzyłoby się, by
ten wiatr Ducha powiał nad całą Polską. Wiele osób zastanawia się,
co zrobimy z tymi stadionami po Euro. Z Koszalina płynie podpowiedź:
zorganizujmy tam spotkania ewangelizacyjne, zamieńmy je w świątynie.
– Ten pomysł rodził się
na modlitwie w naszych głowach i sercach, nie był na chłodno wymyślany,
ale wiara jest wychyleniem do przodu, jest podążaniem w nieznane,
jest ogniem, który zapala wielu. Boże myśli nie są naszymi myślami, Jego
drogi nie są naszymi drogami. Tam, gdzie jest wiara prawdziwa, tam
człowiek bywa przez Boga zaskakiwany. Nie może być inaczej. Może
za bardzo chcemy sami wszystko robić, może zbyt liczymy na siebie,
na kościelną organizację. Nasze doświadczenie pokazuje, że aby ożywić
Kościół, trzeba bardziej korzystać z charyzmatów.
Dla mnie to,
co wydarzyło się w Koszalinie, to jest wyraźna podpowiedź dla Kościoła
w Polsce, tak to czytam. Biskup, który gromadzi cały lokalny Kościół
wokół Jezusa. Niczego bardziej nie potrzebujemy. Pozostanie mi ten obraz
Księdza Biskupa, który idzie z Panem Jezusem w monstrancji między
ludźmi na stadionie….
– Cały czas starałem się
modlić, ale widziałem też twarze, piękne twarze i oczy pełne żaru.
Pytam, jak ten cud mógł się wydarzyć. Jestem ciągle zadziwiony
i bardzo szczęśliwy.
echochrystusakrola.info