Strony

czwartek, 25 października 2012

Przygotowanie do zimy 2012/2013


 
Ministerstwo Środowiska przygotowało specjalny poradnik, w którym podsuwa Polakom pomysły jak radzić sobie z planowanymi wyłączeniami prądu planowanymi na zimę 2012-2013.
 
Skuteczna polityka rządu Donalda Tuska w zakresie bezpieczeństwa energetycznego właśnie zaczyna przynosić swój plon. PSE Operator - zarządca systemu przesyłu energii elektrycznej w Polsce - przewiduje, że zimą w naszym kraju może zabraknąć prądu. Pobity ma zostać rekord szczytowego zapotrzebowania na energię. Przed rokiem w jeden z dni lutego wskaźnik ten zbliżył się do 26 tys. MW, a to w zasadzie wyczerpuje możliwości polskiej energetyki. Gdy ta bariera zostanie przekroczona, prądu może zabraknąć, co jako pierwsi odczują prywatni odbiorcy w północno-wschodniej oraz południowo-wschodniej Polsce. O przekroczenie minimalnego poziomu bieżących rezerw mocy zdecydowanie łatwiej, gdy utrzymywać się będą niskie temperatury, a przy tym wystąpi awaria, w którejś z działających w Polsce elektrowni (czego wykluczyć nie można).

Aby konsekwencje tzw. "blackoutów" dotknęły jak najmniejszą liczbę gospodarstw domowych,
Polska będzie zmuszona kupować energię potrzebną do zbilansowania całego systemu poza swoimi granicami. Na sytuacji kryzysowej w naszym kraju najbardziej zyskają wówczas Niemcy i Czesi, którzy za sprzedaż swojej energii żądają astronomicznych kwot (tak było w roku ubiegłym, kiedy pozyskanie dodatkowych megawatów, niezbędnych do utrzymania stabilności dostaw, kosztowało PSE Operator kilkaset milionów złotych). Niebawem do grupy tych państw powinna także dołączyć Rosja, która w Obwodzie Kalingradzkim buduję swoją elektrownię atomową (ma być oddana do użytku w 2016 roku). W tym kontekście warto przypomnieć, że Energa S.A. - z niewiadomych przyczyn - zawiesiła budowę elektrowni w Ostrołęce (byłaby to najbardziej wysunięta na północny-wschód elektrownia w Polsce), dzięki czemu kupowanie prądu od Rosjan staje się czymś zupełnie realnym

Powstaje pytanie, czy uprawiana przez obecny rząd polityka dotycząca bezpieczeństwa energetycznego, nie jest ukierunkowana właśnie na to, aby wspierać - kosztem polskich obywateli - zagraniczny przemysł energetyczny? Wszak, państwo polskie pod rządami Donalda Tuska nie może sobie poradzić z ekologami, którzy co chwila blokują nowe projekty energetyczne, budowa wspomnianej elektrowni w Ostrołęce jest wstrzymana z niewiadomych przyczyn, zaś termin oddania do użytku jedynej polskiej elektrowni atomowej przesunięto z odległego 2020 roku, na jeszcze bardziej odległy rok 2025. Obrazu rozpaczy dopełnia bardzo niekorzystny dla Polski tzw. Pakiet klimatyczny (na który Tusk wyraził zgodę), blokada gazoportu w Świnoujściu przez niemiecko-rosyjski Gazociąg Północny (co ostatnio zauważyła nawet 'Gazeta Wyborcza') oraz paraliż legislacyjny w sprawie wydobycia gazu łupkowego. Czy tak winna wyglądać polityka energetyczna naszego kraju? Czy polski rząd stać jedynie na wydawanie bezsensownych poradników, zalecających Polakom posiadanie - na wyposażeniu każdego gospodarstwa domowego - latarki na korbkę?
źródło: http://niewygodne.info.pl/artykul/00217.htm

Proszę sobie zerknąć w poradnik, specjalnie opracowany przez Ministerstwo Środowiska na okoliczność przewidywanych tej zimy wyłączeń prądu (ja cytuję za wczorajszym DGP, ale radzę wystarać się o oryginał). Należy, przestrzega nas troskliwa władza, przygotować zawczasu alternatywne oświetlenie. I to oparte na latarkach, a nie na świecach czy lampach naftowych, te albowiem powodują zagrożenie pożarowe. „Przydatne będą szczególnie latarki ładowane za pomocą korbki". W trosce o nasze bezpieczeństwo ministerstwo ostrzega też, żeby podczas wyłączeń prądu nie uruchamiać instalacji gazowych, i nie łasować, bo „drzwi lodówki i zamrażarki powinny pozostać jak najdłużej zamknięte". Szczególnie cenna wydaje mi się rada, żeby pamiętać o wyłączeniu wszystkich instalacji w trosce o naturalne środowisko – bo jak potem kiedyś prąd w końcu wróci, to nadmierna liczba odbiorników może spowodować niepotrzebne jego zużycie.
Nie wiem jak kto, ale skoro już zapowiedziano, że zimą nasza sieć energetyczna może paść, to każdy z tych nielicznych, którzy wciąż jeszcze deklarują się ankieterom jako zwolennicy pana Tuska i jego ferajny, powinien sobie te rady wyciąć, oprawić w ramki, najlepiej fosforyzujące, i wywiesić w widocznym miejscu. To da mu prawo, aby zimą wobec „kwękolących" rodaków czuć tę samą wyższość, co wobec „samych sobie winnych" klientów Amber Golda. Co za frajerzy! Nie przygotowali zawczasu alternatywnych źródeł światła, nie zadbali o kupno eskimoskich skafandrów i zgromadzenie zapasów pemikanu (który bardzo dobrze przechowa się w zawieszonym woreczku z ekologicznego płótna, jeśli wygospodarujemy nań suche, przewiewne i łatwo dostępne po omacku miejsce), na dodatek sami spowodowali blekauty próbując się dogrzewać farelkami, albo sami sobie popalili chałupy, w desperacji rozpalając ogniska na podłodze − i teraz jeszcze naszemu premierowi kochanemu wbijają szpilki (to nie ludzie, to wilki).
Doceńmy zapobiegliwość MSW, które już nas przygotowuje na sytuację kryzysową, choć wcale nie jest przesądzone, czy do niej dojdzie. Może temperatura nie spadnie poniżej kilku stopni i latarki na korbkę nie okażą się potrzebne? Cóż, klimat zwykle jest przeciwko nam − jak w ten feralny wtorek, kiedy to deszcz lunął najbezczelniej zupełnie nie zapowiedziany, nie czekając na zakończenie procedury decyzyjnej w sprawie nierozkładalnego dachu. Ale wciąż może Donald Tusk liczyć na szczęśliwsze zbiegi okoliczności. Akurat w tym samym czasie, kiedy pisowscy prowokatorzy zakłócali powagę stadionu narodowego, urządzając nieodpowiedzialne harce na płycie wodnej, w innym miejscu kraju Opatrzność się do Tuska uśmiechnęła. Jechały sobie po Wielkopolsce dwa pociągi, jeden z Poznania do Nowego Tomyśla, drugi z Rzepina do Poznania, jechały ku sobie dziarsko po tym samym torze, w każdym po kilkadziesiąt osób, i w ostatniej chwili maszyniści się zorientowali. Jak podały niektóre gazety, zatrzymane lokomotywy dzieliło sześć metrów (słownie: sześć). Kto jest dobry w ułamkach, niech spróbuje policzyć, ile dzieliło nas od kolejnej żałoby narodowej.
Co na to tzw. media wiodące? Nic. Miały znacznie ważniejsze sprawy do dogłębnego analizowania. Do takich należał bulwersujący news, że w pewnej miejscowości ksiądz odprawił mszę ślubną o godzinie wcześniejszej, niż było umówione, bo się gdzieś śpieszył w prywatnych sprawach − tak przynajmniej twierdzi słusznie oburzona część rodziny, która na ceremonię nie dotarła. W dzienniku TVP z kolei trzeba było wygospodarować miejsce kilkuminutowy spot reklamowy Tomasza Lisa, prostującego bezpodstawne pogłoski, jakoby jego tygodnik miał niebawem zostać zlikwidowany i w całości przeniesiony do Internetu. No i przede wszystkim trzeba było dać należytą oprawę międzynarodowym sukcesom premiera, ratującego nas przed Unią, a Unię przed rozpadem na strefy euro i aspirującą do euro.
Więcej: https://www.rp.pl/artykul/944405.html?print=tak&p=0
Wychodzi,  że rosyjska polityka energetycznego otaczania Polski przyniesie już wymierne korzyści tej zimy.