(77 l.) to jeden z największych autorytetów w historii
polskiego ziołolecznictwa. Spotkaliśmy się z nim w klasztorze Bonifratrów w
Legnicy.
Przyjął nas w swoim
gabinecie, przed którym kłębił się tłum pacjentów. Uśmiechnięty, wyprostowany, trudno uwierzyć,
że dawno już obchodził siedemdziesiątkę.
Na powitanie powiedział nam to, co
powtarza wszystkim, którym pomaga - co kto zjada, takie zdrowie posiada. Bo ojciec Grande uważa, że najlepszą apteką jest
kuchnia, a dobrze gotująca żona jest skuteczniejsza od większości lekarzy. Czy
jego rady są skuteczne? Najlepiej świadczą o tym tysiące pacjentów, którym
pomógł ten zakonnik.
Zakon
bonifratrów, do którego wstąpił już jako dojrzały mężczyzna, od 400 lat pomaga
chorym. Bonifratrzy zajmują się ziołolecznictwem, pracują w szpitalach i hospicjach.
Kilka słów o sobie mówi o. Jan
Grande
Zakonnik nie jest osobą prywatną i nie ma prawa
opowiadać o sobie. Powiem tylko, że pochodzę z Grodna, urodziłem się 1934 roku,
jako dziecko ciężko chorowałem przez wiele lat na gruźlicę przewodu
pokarmowego, a komunizmu uczono mnie na stepach syberyjskich za Irtyszem.
Koczowali tam Mongołowie, którzy nie wiedzieli nawet, że skończyła się
II wojna światowa, a którym przedstawiono nas - polskich zesłańców - jako
ludożerców. Bardzo się dziwili, że „twoja budiet kuszat moja”, i że ludzie o
tak małym rozstawie szczęk mogą mieć tak wielki apetyt. No, potem był Tybet,
Petersburg, Kijów... W Kijowie zetknąłem się ze starą szkołą niekonwencjonalnej
medycyny i dużo z niej skorzystałem dla siebie. Właściwie, moje zainteresowanie
leczeniem zaczęło się od samoleczenia. Przewlekła choroba pozwoliła mi
zgromadzić pewną wiedzę o funkcjonowaniu ludzkiego organizmu i wspieraniu go.
Po powrocie do Polski
ukończyłem szkołę felczerską, całe lata pracowałem w służbie zdrowia.
Do bonifratrów wstąpiłem ponad dwadzieścia lat temu, w trybie poniekąd
nadzwyczajnym... Powiedzieć mogę tylko tyle, że na pewnym etapie życia stanął
mi na drodze maciupeńki, niziutki budynek klasztorny oraz rozstrzelany
Chrystus. Nietknięta od wojny figurka przechowała wojenny dramat rozszarpany,
wyrwany bok, kikut ręki, osmalony trzpień krzyża. Takie to półtora nieszczęścia
wisiało przed klasztorem w Warszawie - całej już przecież odbudowanej. Mniej
więcej po tygodniu byłem już w zakonie z manelami...
Pierwszą posługę bonifraterską odbywałem w Domu Pomocy Społecznej na południu kraju opiekując się ciężko chorymi - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zająłem się też ziołolecznictwem, m.in. w Zakładzie Ziołoleczniczym przy Konwencie Bonifratrów w Warszawie, Łodzi, a obecnie we Wrocławiu.
W regule zakonu zapisana jest od stuleci zasada własnego dochodzenia do wiedzy medycznej
w oparciu przede wszystkim o najściślejszy kontakt
z chorym. Mamy swoją wiedzę i tradycję ciągle poszerzaną i rozbudowywaną.
Powiem od razu, że absolutnie nie lekceważymy zdobyczy współczesnej nauki.
Uważamy, że nasze działania powinny uzupełniać leczenie konwencjonalne. Dla
przykładu - osobiście obserwowałem kilkuset pacjentów chorych na raka, którym
medykamenty ziołowe pomogły znieść utrapienia chemioterapii. Wiadomo, iż tzw.
chemia wywierająca niszczący wpływ na tkanka rakową nie jest obojętna dla
całego organizmu - osłabia jego siły obronne, wyniszcza. Jeśli jednak, obok
chemii, podamy preparaty ziołowe regenerujące, czyszczące układ wątrobowo -
trawienny oraz moczowy z toksyn - to taki pacjent ma szansę przeżyć o dobre
kilka lat dłużej i to w niezłej kondycji. Zdarzały się nawet przypadki, iż
chory pijący zioła, mimo chemioterapii, mieli tak wzmocniony organizm, że nie
tracili włosów.Pierwszą posługę bonifraterską odbywałem w Domu Pomocy Społecznej na południu kraju opiekując się ciężko chorymi - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zająłem się też ziołolecznictwem, m.in. w Zakładzie Ziołoleczniczym przy Konwencie Bonifratrów w Warszawie, Łodzi, a obecnie we Wrocławiu.
W regule zakonu zapisana jest od stuleci zasada własnego dochodzenia do wiedzy medycznej
Od osiemnastu lat leczę ludzi, nie jestem
klasycznym lekarzem. Jestem klasztornym zielarzem.
Normalny lekarz musiałby mieć tak wiele niekonwencjonalnej wiedzy, że nie dałby
sobie rady. Mimo tego pracujemy na bazie diagnostyki medycyny konwencjonalnej.
Swoją pracę traktujemy jako wspomaganie tej medycyny.
W zakonie bonifratrów mamy
swoje własne, zamknięte dla świata zewnętrznego, studia. Aby posiąść
naszą wiedzę zielarską, koniecznie trzeba być jednak zakonnikiem. Jesteśmy
zakonem szpitalnym. Niedawno obchodziliśmy 500-lecie urodzin naszego
założyciela.
Czy mamy jakieś tajemnice? Tak, mamy własne receptury, niektóre pochodzą jeszcze z wczesnego średniowiecza. Wszystkie są zakonną tajemnicą. Mogę powiedzieć tylko tyle, że są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niektóre z nich nie są wykorzystywane od setek lat, z innych korzystamy na co dzień. Ogromna większość z nich opiera się na roślinach występujących w Polsce. Ich liczba sięga wielu setek. Przez dziesięciolecia mieliśmy w Polsce własne szpitale i kliniki. Na Zachodzie pracują one do dziś. W samym Wrocławiu, zaraz po wojnie, było nas 220, dziś jest 14. W warszawskiej prowincji było przeszło 400 bonifratrów. Wielu z nas miało normalne dyplomy lekarskie.
Czy mamy jakieś tajemnice? Tak, mamy własne receptury, niektóre pochodzą jeszcze z wczesnego średniowiecza. Wszystkie są zakonną tajemnicą. Mogę powiedzieć tylko tyle, że są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niektóre z nich nie są wykorzystywane od setek lat, z innych korzystamy na co dzień. Ogromna większość z nich opiera się na roślinach występujących w Polsce. Ich liczba sięga wielu setek. Przez dziesięciolecia mieliśmy w Polsce własne szpitale i kliniki. Na Zachodzie pracują one do dziś. W samym Wrocławiu, zaraz po wojnie, było nas 220, dziś jest 14. W warszawskiej prowincji było przeszło 400 bonifratrów. Wielu z nas miało normalne dyplomy lekarskie.
W latach pięćdziesiątych
komuniści robili wszystko, aby uniemożliwić nam leczenie ludzi. Nie
pozwalali na kontynuowanie studiów, usuwali z placówek służby zdrowia. Naszą
krakowską szkoła pielęgniarską zdemolowano. W Łodzi, jednego dnia z naszego
szpitala wydalono wszystkich bonifratrów.
Nie specjalizujemy się w jakichś wybranych dziedzinach medycyny, my traktujemy człowieka jako całość, z psychiką włącznie. Gdyby jednak zastosować medyczne określenia, to powiedziałbym, że zajmujemy się szeroko pojętą interną. Ja osobiście wielkie znaczenie w
Nie specjalizujemy się w jakichś wybranych dziedzinach medycyny, my traktujemy człowieka jako całość, z psychiką włącznie. Gdyby jednak zastosować medyczne określenia, to powiedziałbym, że zajmujemy się szeroko pojętą interną. Ja osobiście wielkie znaczenie w
terapii
chorego człowieka upatruję w jego sposobie żywienia. Nasz organizm to wielka
biofabryka, przerabiająca ogromne ilości materiałów. Jeżeli jadłospis jest
prawidłowy, to praktycznie leki są zbędne. Gdy organizm otrzyma odpowiedni
materiał energetyczny, jest w sianie sam się obronić. Przy prawidłowym sposobie
żywienia nasz organizm, samoczynnie regenerując się, mógłby, bez najmniejszego
uszczerbku, dotrwać do 120 lat. Zdawałoby się, że nie ma problemu, bo przecież
przy dzisiejszym stanie wiedzy, doskonale wiemy, co organizmowi jest
najbardziej potrzebne.
Współczesna kuchnia jest jednak niezwykle schemizowana i uproszczona. Usuwa się z niej stare, tradycyjne metody gotowania. Ta kuchnia staje się dla nas bezwartościową, a nawet szkodliwą. Główny problem polega więc na odchodzeniu od surowego i naturalnego pożywienia.
Współczesna kuchnia jest jednak niezwykle schemizowana i uproszczona. Usuwa się z niej stare, tradycyjne metody gotowania. Ta kuchnia staje się dla nas bezwartościową, a nawet szkodliwą. Główny problem polega więc na odchodzeniu od surowego i naturalnego pożywienia.
Karygodne są wszystkie
konserwanty, wszystkie barwniki. Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak
ogromne pieniądze wydaje się na produkcję, chemizację i płukanie soli, gdy
najzdrowsza i konieczna do życia jest sól w postaci naturalnej, w ogóle nie
przerobiona. Dajmy na to cukier, który jest spożywany w nadmiarze. Już dziś
uświadomiono sobie, że to „biała śmierć”.
Po wojnie zamiast cukru
sprzedawano zwykłą melasę lub syrop buraczany, nikt wówczas nie
wiedział o nadmiarze cholesterolu czy niedoborze magnezu. Dopiero gdy cukier
krystaliczny, w przeogromnych ilościach, dostał się na nasze stoły, stał się
przyczyną wielu chorób. Taki cukier, wiążąc się z tłuszczami nasyconymi, staje
się podstawą nadmiaru cholesterolu. Wielu specjalistów uważa za taką „białą
truciznę”
2) Również białe pieczywo, które jest, z punktu widzenia
zdrowego żywienia, pokarmem zupełnie nieprzydatnym.
- Mówi ojciec, że człowiek, gdy przychodzi na świat, ma przed sobą 120 lat życia, ale przecież prawie nikt tak długo nie żyje.
- Mówi ojciec, że człowiek, gdy przychodzi na świat, ma przed sobą 120 lat życia, ale przecież prawie nikt tak długo nie żyje.
- Sami jesteśmy sobie winni. Pan Bóg
zaprogramował nas na co najmniej 100 lat. Ale to od
nas zależy, czy dożyjemy tak sędziwego wieku. Jak to zrobić? Trzeba za każdym
razem mądrze wybierać, aby nie roztrwonić życia.
- Zdrowie a dekalog, proszę ojca... Nie ma wśród
przykazań bezpośredniego nakazu: szanuj zdrowie.
- Jestem zauroczony, wręcz zahipnotyzowany - z przejęciem przyznaje ojciec Jan - mądrością tej
epoki, w której wystąpił Mojżesz. Jak długo istnieć będzie ludzkość, tak długo
nikt nie zdoła ani dekalogu poprawić, ani coś do niego - w sensie uzupełnienia
- dorzucić. W tych dziesięciu punktach zawarte są wszystkie zasady i kodeksy
prawne. Dotyczą one życia każdego człowieczego indywiduum, a także każdego
narodu. Żaden filozof czy mędrzec, posługujący się tylko ludzkim rozumem, nie
byłby w stanie czegoś tak wspaniałego jak dekalog wykombinować. Nawiasem mówiąc
- źle się dzieje, że prawnicy różnych epok, również i naszej - rozbudowują
systemy prawne gubiąc "po drodze" istotę dziesięciu przykazań.
Gdyby tylko one wciąż obowiązywały, na świecie dawno już panowałby
porządek.
Wracając
do pytania... Otóż, dekalog bierze pod uwagę również zdrowie i system
żywieniowy. Piąte przykazanie najwyraźniej odnosi się do ochrony życia i
zdrowia. Jeśli ktoś pali, pije, nadużywa kawy, cukru, niewłaściwie się odżywia
- no to sam siebie zabija. Ileż przedwczesnych cywilizacyjnych zgonów sami na
siebie sprowadzamy.
Czy, wobec tego, brak troski o zdrowie jest w pojęciu
chrześcijanina grzechem? - pytamy retorycznie.
- Jak
najbardziej. Z zaniedbań tego typu należy się spowiadać. Są to wykroczenia
przeciwko piątemu przykazaniu. Jeżeli sam siebie zabijam, świadomie skracam
życie, bo truję organizm, niewłaściwie się odżywiam, czy zaniechałem leczenia -
to są to grzechy, które ja uznałbym za ciężkie.
Być
życzliwym dla ludzi i pokornym wobec Boga. Jednak ważne
jest także to, co jemy. A jemy coraz gorzej. Nie wiemy,
co jest dobre dla naszego organizmu. A zasady są proste: potrzebny nam jest
cynk, wapno, białko, fosfor, jod, selen, witaminy, czyli to, z czego jesteśmy
zbudowani. - Łatwo
powiedzieć. Co należy jeść, żeby być zdrowym?
- Dużo
nabiału, warzywa, owoce, wszelkiego rodzaju kasze, chude mięso. Dobrze
odżywiony organizm wolniej się starzeje, jest zdrowszy i odporny na choroby. Za
każdym razem powtarzam: jedzmy jajka, a nawet jajecznicę na słoninie.
To w dzisiejszych czasach niepopularne, ale nie bójmy się spożywać nawet 12
jajek tygodniowo. One zawierają w sobie mnóstwo składników potrzebnych naszemu
organizmowi. Dostarczają selenu, potrzebnego mężczyznom choćby przy produkcji
nasienia. Już 13-14-latki je produkują, gdy selenu nie ma, organizm pobiera go
z mózgu. Stąd potem warcholstwo i rozróby, jakie wszczynają młodzi ludzie.
Dzisiaj młodzież swoim
sposobem bycia terroryzuje świat - Był u mnie wczoraj nauczyciel szkoły
średniej, 43-letni człowiek tak znerwicowany, że nie potrafił opanować drżenia
rąk. Uczniowie liceum - wyselekcjonowana, lepsza grupa potrafi, jak się
okazuje, szykanować swoich nauczycieli, grozić im, zachowywać się agresywnie i
po chamsku. To się wprost w głowie nie mieści. Zawsze w społeczeństwie były
jakieś doły, jakiś margines, ale dziś
mamy "margines" 80-procentowy. A jak ci młodzi zachowują się w
domach rodzinnych? Wnoszą tam nerwowość i podminowanie. Ojciec Jan uważa, że
niepokój współczesnych polskich rodzin jest w dużej mierze pochodną antykultury
młodego pokolenia.
Jeśli źle się odżywiamy, około czterdziestki
zamieniamy się w staruszków. Koniec z seksem, stajemy się zgryźliwi,
nieprzyjemni. Po pięćdziesiątce jesteśmy już starzy. Podobnie u kobiet. One
tracą selen przez comiesięczne krwawienie. Wraz z nim odpływa życiowy optymizm,
rodzi się anemia, ból głowy.
Koło czterdziestki źle
odżywiona kobieta zamienia się w zołzę, po pięćdziesiątce hormony przerabiają
ją na babcię, która zięcia i synowej nie znosi, gnaty ją bolą, siedzi w kącie i
płacze. Dziesięć lat później mąż leży już na cmentarzu, a ona drepcze do
kościoła. Po drodze klucze zgubi, sąsiadów oskarży i z całym
światem walczy. Tak wpływa brak selenu na zdrowie człowieka. Powtarzam jeszcze
raz: jedzmy jajka, a do dziewięćdziesiątki będziemy radośni i uśmiechnięci.
Nawet 80-latka powinna jeść jajka. Poprawią jej samopoczucie.
- Ale przecież jajka to podobno sam cholesterol, a słonina - tłuszcz,
którego powinniśmy unikać.
- To
są mity, z którymi staram się walczyć. Cholesterol w jajku nie stanowi ryzyka!
Jajka to nie tylko selen, ale także wapń, fosfor, potas, magnez, żelazo, jod,
mangan, cynk, miedź, fluor, kobalt, witaminy - jajko to życie. A co do słoniny,
to coś wam opowiem. Dzieciństwo spędziłem na Syberii. Cywilizacyjnie był tam
XIII wiek. Nikt nie słyszał o lekarzu, ale stare kobiety znały się na ziołach
rosnących w stepach. Poza tym miejscowi odżywiali się w sposób, jaki ludzkość
wypracowała przez tysiąclecia. Nie słyszeli o cholesterolu, a nikt nie
miał sklerozy. Ponad 100-letni staruszkowie nie byli tam niczym nadzwyczajnym.
Niegdyś na wschodzie Ukrainy spotkałem 105-letniego dziadka. Na śniadania jadał
jajecznicę z 6 jajek na słoninie. Nie mógł zrozumieć, że u nas takie jedzenie
uznaje się za szkodliwe. Aby dożyć takiego wieku, trzeba jeść dobrze. Przeciw
starości działa zupa na kurzych łapkach czy zupa chroniąca przed miażdżycą.
Ale pamiętajmy, że trzeba jeść mądrze.
- A co to znaczy jeść mądrze?
- Nie mieszajmy niektórych pokarmów.
Nie spożywajmy nabiału wraz z mięsem, czyli na przykład kanapek z wędliną i
serem. To nie służy żołądkowi. Nie przejadajmy się. Powinniśmy wstawać od stołu
z uczuciem lekkiego głodu, niedosytu. Pamiętajmy, że po zakończeniu etapu
wzrostu człowiek powinien jeść o jedną trzecią mniej niż w okresie dojrzewania.
A u nas jest odwrotnie. Im ktoś jest starszy, tym więcej je. A potem się
dziwimy, skąd - Panie Boże odpuść - te brzuchy.
ODŻYWIANIE A ZDROWIE - OPOWIADANIE O SPOSOBIE ŻYCIA
Ojciec JAN GRANDE-MAJEWSKI jest zakonnikiem Zakonu
Bonifratrów we Wrocławiu. Zajmuje się ziołolecznictwem według starej,
tradycyjnej szkoły petersburskiej. Przy niesieniu pomocy zielarskiej zwraca
pacjentom uwagę na sposób żywienia i pielęgnowania własnego organizmu. W swoim
życiu spotykał się z różnymi specjalistami w dziedzinie sztuki zdrowego
żywienia i posiadł tajniki tej wiedzy podróżując po Ukrainie, Mongolii i
dalekim Tybecie. Jesteśmy bonifratrami, mówi o. Grande. Mamy swoje placówki
m.in. w Łodzi, Warszawie, Krakowie, w Kalwarii Zebrzydowskiej. Zajmujemy się ziołolecznictwem
wg starej tradycyjnej szkoły petersburskiej. Sam spotkałem się także ze
specjalistami szkoły mongolskiej i tybetańskiej, jeszcze na Ukrainie
studiowałem różne tajniki wiedzy. Stan naszego zdrowia - podkreśla się w starej
szkole niekonwencjonalnej medycyny - uzależniony jest od naszego żywienia.
Dlatego kiedy przychodzi pacjent,
pytam, co jada, jak jada, ile jada, kiedy jada i wyprostowuję jego drogi jedzenia, żeby
mógł zregenerować organizm. Dlaczego tak postępuję?
Dlatego, że Przedwieczny, gdy zaczął w swoim
wspaniałym okresie stwórczym zastanawiać się jak stworzyć naturę ludzką - wziął
najpierw trochę wapna, do tego wapna domieszał krzemo, żelaza, kobaltu,
magnezu, cynku i zbudował rusztowanie w rodzaju wielkiego krzyża. Z wapna i
krzemu przede wszystkim, a reszty dodał po troszku, aby krzyż wzmocnić. Na jego
czubku osadził puszkę na komputerowy mózg, a na tym wszystkim porozwieszał 9
fabryk przemiany materii. Wszystko to pięknie pościnał, poobklejał mięśniami,
pozaszywał żyłami, nakrył długim 180-kilometrowym systemem nerwowym. W środku
zaś, między fabrykami przemiany materii, zawiesił ogromne zakłady
farmaceutyczne. Zapalił dwie żarówki w komputerze. Tchnął swoją energię w to
ożywione ciało, pokryte delikatną, aksamitną, bardzo unerwioną skórą, dał blask
żarówkom. Przez chwileczkę był
3) zaskoczony, nie wiedząc, jak to
będzie dalej. W końcu powiedział; - Idź, zbieraj, szukaj, aby to mogło się
palić, żeby to mogło wydawać energię - dobieraj to, z czego sam jesteś
zbudowany. I przez miliony lat ten człowiek tak dobierał pożywienie, by było w
nim to, co jest potrzebne do regeneracji i do wzrostu organizmu.
W tej chwili najwyżsi i najmądrzejsi
uczeni potwierdzają dawne wiadomości, mówiąc, że w organizmie nie może
zabraknąć niczego ani na jotę z tego, z czego organizm był zbudowany na
początku. Jeżeli w naszym organizmie z powodu nietypowego życia, pośpiechu,
jadania nieodpowiednich potraw, narastających napięć nerwowych, wyczerpie się
odporność nerwowa – to znaczy, że nic dbaliśmy o to, by w naszym organizmie
była odpowiednia ilość fosforu i bardzo ważnej witaminy E1. Znaczy to, że
zabrakło odpowiedniej ilości selenu, jodu i cynku. Jeśli nie zwrócimy uwagi na
to, co mamy w garnku, nie ma mowy, abyśmy kiedykolwiek wrócili do normalnego
samopoczucia.
Bywa,
że człowiek zwala wszystko na przedwczesną sklerozę, brak pamięci, brak
koncentracji - nie wiadomo, co się z nim dzieje, wieczne znużenie, nocna
bezsenność, pobolewanie głowy, łamanie w kościach - kompletna ruina. Okazuje
się, że zabrakło w garnku witaminy B1. Na pobolewanie głowy lub bezsenność
przez trzy dni używać witaminę B1 - trzy razy dziennie po trzy tabletki. Ale
żeby ją w naturalny sposób gromadzić - trzeba koniecznie dostarczyć organizmowi
dużej ilości drożdży i różnych jarzyn. Utrata odporności na zmęczenie wiązać
się może z brakiem w garnku fasoli i grochu - bo w nich jest masa magnezu,
kobaltu, żelaza, fosforu, błonnika, białka roślinnego, żółtego fosforu -
przeciw stanom reumatycznym, kamicy nerkowej i wątrobowej. Zastanawiamy się, że
100 lal temu nikt nie znał choroby, którą teraz nazywamy zawałem...
O wodzie Ale 100 lat temu nikt nic słyszał o kranie w ścianie, o wodzie ze wspólnej studni, do której sypie się
masę chloru, który zupełnie niszczy krzem. A jak wspomniałem na początku - Pan
Bóg z krzemu zmieszanego z wapnem zbudował nasze kości, zęby, usztywnił dziąsła
i nawet włosy. Teraz zaś mamy wodę rozmiękczoną, zupełnie bez krzemu. Nie mamy
krzemu również w pożywieniu, bo właściwie i ziemia jest już z niego
wyjałowiona. Łodygi roślin są wiotkie. Nie dostarczając organizmowi krzemu,
zapadamy w końcu na chorobę nazywaną zawałem, mamy krwawiące dziąsła,
wypadające włosy, łamiące się paznokcie, kruche kości i ogólnie jesteśmy zmęczeni.
Przy byle wysiłku pocimy się niesamowicie.
- Kto chce mieć w domu dobrą krzemionkową wodę, którą orzeźwi się o każdej porze roku, niech zrobi tak: pół kilograma suszonego skrzypu pokruszyć, wsypać do emaliowanego garnka, zalać przefiltrowaną wodą, zostawić na noc. Rano pogotować 20 minut, odstawić. Kiedy ustoi się, przecedzić przez niezbyt gęste sitko, wlać do kamiennego wyziębionego garnka. Garnek paruje i nie pozwoli, by woda się nagrzała i w ten sposób pozyskujemy krzemionkę - wyśmienitą, twardą wodę wprost do picia, do herbaty,do mycia zębów, do gotowania zup...
- Kto chce mieć w domu dobrą krzemionkową wodę, którą orzeźwi się o każdej porze roku, niech zrobi tak: pół kilograma suszonego skrzypu pokruszyć, wsypać do emaliowanego garnka, zalać przefiltrowaną wodą, zostawić na noc. Rano pogotować 20 minut, odstawić. Kiedy ustoi się, przecedzić przez niezbyt gęste sitko, wlać do kamiennego wyziębionego garnka. Garnek paruje i nie pozwoli, by woda się nagrzała i w ten sposób pozyskujemy krzemionkę - wyśmienitą, twardą wodę wprost do picia, do herbaty,do mycia zębów, do gotowania zup...
PIWO
– byle to była szklanka piwa,
a już nie dwie. Przyjmijmy taką zasadę:
szklanka piwa jest lekarstwem zawierającym mnóstwo drogocennych składników,
natomiast od drugiej szklanki, która już burzy krew dając rozkoszne poczucie
rauszu - zaczyna się niebezpieczeństwo pijaństwa. To jest delikatna granica. Naturalnie, nasi starsi synowie i
mężowie muszą przy tym spożywać takie
jedzenie,
które zabezpiecza organizm przed nałogiem, uzbraja go w siły odpornościowe.
Wbrew powszechnie panującej opinii powiem, że i pijaka można wyciągnąć z
pijackiego rowu odpowiednim żywieniem.
KASZA SUPERSTAR Zastanawiamy się, jak to było, że nasze prababki
rodziły po dziesięcioro dzieci, 10 godzin chodziły w słońcu po polu z sierpem i
żadna nie chorowała na żylaki, na hemoroidy, nie miała kłopotu z wylewem krwi
do mózgu. A pradziadek nic nie wiedział o kłopotach z krążeniem w nogach i
żadnego zawał nie powalił? Bo oni jedli często kaszę gryczaną, która
dostarczała ogromnych ilości krzemu. Kasza gryczana posiada 60 proc krzemu,
stąd nic chce jej zjeść żaden robaczek ani mysz polna. W byle jakich warunkach
nie ulega zanieczyszczeniu - właśnie z powodu dużej ilości krzemu. Tego krzemu
bardzo łatwo przyjmowanego i wchłanianego przez nasz organizm. W kaszy
gryczanej są całe pokłady rutyny, od której zależą nasze arterie, wszystkie
żyły, tętnice. Dlatego z kaszy gryczanej robią w tej chwili (Herbapol) tabletki
wenescyn - przeciw żylakom, hemroidom i innego rodzaju kłopotom krążeniowym. Na
Zachodzie robią weneruton. Robią kropelki przeciw miażdżycy - rutison. Robią
też rutinoscorbin zmieszany z dziką różą.
NIEOCENIONA FASOLA Kamienic nerkowe i wątroba - dawniej nic o nich nie wiedziano. Dlaczego? Ponieważ na jesieni gosposia przygotowywała dwa worki fasoli na zimę. Kto jada fasolę - w życiu nic cierpi na migrenę, nie ma problemów z jakimkolwiek łamaniem w kościach, z bezsennością i nie zachoruje na kamicę nerkową i wątrobową. Nigdy nie zachoruje na zapalenie pęcherza, ani nie będzie miał problemów z dną, tzn. z odkładaniem się mocznika między tkanką stawową a mięśniami. A fasola jest jakoś bardzo rzadko w kuchni obecna, raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc. Przy fasoli wytwarzają się gazy - aby tego uniknąć, trzeba przed gotowaniem sparzyć na 15 min. wrzątkiem i do gotowania dosypać dużo kminku. Fasolę gotujecie się bez mięsa zupełnie w oddzielnym garnku, w tej samej wodzie, w której była namoczona już z kminkiem. Gotować ją bez soli. Niech sobie stoi jako półfabrykat. Potem można ją używać do ugotowanej zwykłej zupy jarzynowej, z dodatkiem łyżki masła, roztartym ząbkiem czosnku i odrobiną majeranku. Idealna rzecz. Od czasu do czasu możemy sobie nawet pozwolić na cięższą potrawę: podsmażyć na oleju trochę resztek z mięsa, trochę cebulki lekko podrumienionej, wlać jakiegoś przecieru (pomidorowego) i dodać tę ugotowaną fasolę, trochę jeszcze przyprószyć kminkiem i pieprzem. I mamy fasolkę po bretońsku. Bardzo łatwo i prędko. Można fasolę zmielić na maszynce, dodać tartej bułki, do tego przyrumienionej cebulki, masła, trochę pieprzu, troszeczkę mielonego gotowanego mięsa, dwa przetarte jajka - wymieszać - mamy doskonały farsz, którym możemy nadziać pierożki. Palce lizać! Co za przysmak! A mamy tam: magnez, żelazo, kobalt, fosfor, błonnik, białko roślinne. Przeciwdziała kamicy nerkowej i wątrobowej, migrenie, zapaleniu narządów moczowych.
GROCH, ALBO JAK ŻYĆ BEZ REUMATYZMU Groch żółty-byle nie łuskany jemy tylko czasami, a nie wiadomo dlaczego, bo np. na poligonach służy jako podstawowa potrawa. I okazuje się, że nawet ciamajdowaty chłopak, który poszedł do wojska, raptem nabiera tam energii życiowej. Wraca mu rozum do głowy, robi kilka dyplomów, a po powrocie do domu jest tak pełen siły, że dom by rozwalił. Niestety, po trzech miesiącach bez grochówki w domu, okazuje się, że robi się z niego znowu ciamajda życiowa. Wróćmy znowu 100 lat wstecz do czasów, kiedy jeszcze nic było ani kombajnów, ani żadnych maszyn na polu pracujących i pradziadek z kosą wychodził o 3 rano na pole. A prababka nagotowała garnek grochu, drugi garnek kapusty, mięsa - zmieszała to wszystko razem i zaniosła na pole. Wszyscy się najedli i kosili jak obecne kombajny. Kto jada groch regularnie raz w tygodniu, to do 100 lat nic nie będzie wiedział o reumatyzmie. To już udowodnione. Ale znowu do grochu: kminek i masło. I ma być tak ugotowany jak fasola - stać w garnku. Kiedy potrzeba - dodać do ziemniaczanki z posiekaną chudą kiełbasą, jeszcze troszkę majeranku, tymianku i mamy łatwo strawną, wspaniałą grochówkę.
NIEOCENIONA FASOLA Kamienic nerkowe i wątroba - dawniej nic o nich nie wiedziano. Dlaczego? Ponieważ na jesieni gosposia przygotowywała dwa worki fasoli na zimę. Kto jada fasolę - w życiu nic cierpi na migrenę, nie ma problemów z jakimkolwiek łamaniem w kościach, z bezsennością i nie zachoruje na kamicę nerkową i wątrobową. Nigdy nie zachoruje na zapalenie pęcherza, ani nie będzie miał problemów z dną, tzn. z odkładaniem się mocznika między tkanką stawową a mięśniami. A fasola jest jakoś bardzo rzadko w kuchni obecna, raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc. Przy fasoli wytwarzają się gazy - aby tego uniknąć, trzeba przed gotowaniem sparzyć na 15 min. wrzątkiem i do gotowania dosypać dużo kminku. Fasolę gotujecie się bez mięsa zupełnie w oddzielnym garnku, w tej samej wodzie, w której była namoczona już z kminkiem. Gotować ją bez soli. Niech sobie stoi jako półfabrykat. Potem można ją używać do ugotowanej zwykłej zupy jarzynowej, z dodatkiem łyżki masła, roztartym ząbkiem czosnku i odrobiną majeranku. Idealna rzecz. Od czasu do czasu możemy sobie nawet pozwolić na cięższą potrawę: podsmażyć na oleju trochę resztek z mięsa, trochę cebulki lekko podrumienionej, wlać jakiegoś przecieru (pomidorowego) i dodać tę ugotowaną fasolę, trochę jeszcze przyprószyć kminkiem i pieprzem. I mamy fasolkę po bretońsku. Bardzo łatwo i prędko. Można fasolę zmielić na maszynce, dodać tartej bułki, do tego przyrumienionej cebulki, masła, trochę pieprzu, troszeczkę mielonego gotowanego mięsa, dwa przetarte jajka - wymieszać - mamy doskonały farsz, którym możemy nadziać pierożki. Palce lizać! Co za przysmak! A mamy tam: magnez, żelazo, kobalt, fosfor, błonnik, białko roślinne. Przeciwdziała kamicy nerkowej i wątrobowej, migrenie, zapaleniu narządów moczowych.
GROCH, ALBO JAK ŻYĆ BEZ REUMATYZMU Groch żółty-byle nie łuskany jemy tylko czasami, a nie wiadomo dlaczego, bo np. na poligonach służy jako podstawowa potrawa. I okazuje się, że nawet ciamajdowaty chłopak, który poszedł do wojska, raptem nabiera tam energii życiowej. Wraca mu rozum do głowy, robi kilka dyplomów, a po powrocie do domu jest tak pełen siły, że dom by rozwalił. Niestety, po trzech miesiącach bez grochówki w domu, okazuje się, że robi się z niego znowu ciamajda życiowa. Wróćmy znowu 100 lat wstecz do czasów, kiedy jeszcze nic było ani kombajnów, ani żadnych maszyn na polu pracujących i pradziadek z kosą wychodził o 3 rano na pole. A prababka nagotowała garnek grochu, drugi garnek kapusty, mięsa - zmieszała to wszystko razem i zaniosła na pole. Wszyscy się najedli i kosili jak obecne kombajny. Kto jada groch regularnie raz w tygodniu, to do 100 lat nic nie będzie wiedział o reumatyzmie. To już udowodnione. Ale znowu do grochu: kminek i masło. I ma być tak ugotowany jak fasola - stać w garnku. Kiedy potrzeba - dodać do ziemniaczanki z posiekaną chudą kiełbasą, jeszcze troszkę majeranku, tymianku i mamy łatwo strawną, wspaniałą grochówkę.
4) O HERBACIE
Dzieciństwo spędziłem w Azji, bo byłem Sybirakiem. Siedem lat mieszkałem na
pograniczu mongolskich stepów Kirgizji. Poznałem herbatę... Jak Polakowi podano
szklankę, to tubylcy mieli święty spokój, bo język mu skołowaciał i 3 godziny
nic a nic nie mówił. W Azji zwyczajowo na stole stoi duży samowar, na samowarze
duży imbryk, a w tym imbryku wrze bez przerwy esencja herbaciana, i tak jest
dobrze. A u nas, Polaków, jak się herbata gotuje, to uważamy, że straciła
rzekomo wszystkie wartości. Tymczasem ona dopiero powyżej 100 st. C zaczyna być
lekarstwem. Wyparzają się w niej garbniki wit. B1, B6 działające przeciw
otyłości. Wyparza się puryna i rutyna, która uelastycznia naczynia krwionośne. Herbata
posiada masę garbników, które zastępują na Wschodzie jodynę.
Narody Azji nie znają jodyny.
Rany zalewają esencją herbacianą i owijają
gałgankiem z płatkami herbacianymi. Po dwóch dniach obrzęku nie ma i po
tygodniu rana się goi. Na kobiece problemy, jakiekolwiek by były, ze śluzówkami
najlepsza jest esencja herbaciana, przechowywana w srebrnym dzbanuszku, bo w
srebrze nie rozwijają się żadne bakterie jednokomórkowe. Robić płukanki,
podmywania i nie będzie żadnych problemów. Esencja herbaciana działa dwa razy
lepiej niż wywar z kory dębu - do przemywania ran, do pielęgnowania odleżyn, do
różnego rodzaju kłopotów ze śluzowymi błonami. Herbata zabezpiecza przed
chorobami krążenia, serca, niewydolnością mózgu,
wszelkiego rodzaju kłopotami z zapaleniem śluzówki na tle ataku szczepów
wirusowych: Pijąc mocną herbatę Azjaci nie chorują nigdy na grypy i nie
podlegają napromieniowaniu nawet bomby atomowej. Stwierdzono to w Japonii i po
wybuchu w Czarnobylu.
JAK JEŚĆ, BY NIE DENERWOWAĆ ŻOŁĄDKA?
JAK JEŚĆ, BY NIE DENERWOWAĆ ŻOŁĄDKA?
Wracamy do konstrukcji, jaką Pan Bóg wybudował;
nasza czaszka, to jest puszka na mózg, w niej dwa miejsca na osadzenie żarówek
- oczu, nosa do wciągania dużych ilości tlenu z powietrza i wydychania. Ale
najważniejszy młyn, w którym Pan Bóg uszeregował zęby, najpierw siekacze, potem
koła młyńskie, aby wszystko porządnie zemleć, językiem, taką łopatą delikatną
ruchomą by pokarm poprzewracać. Spod języka wypływa ślina, jak z dwóch
studzienek z pepsyną i po wymieszaniu wszystkiego rurą przewodu pokarmowego
wpada do wielkiej betoniarki - naszego żołądka, który jest strasznie unerwiony
- trzy razy bardziej niż nasza twarz.
Żołądek się złości Zanim ktoś
zauważy, żeśmy się zdenerwowali, to już żołądek ze złości stracił kolor
różowy, zrobił się biały jak prześcieradło i skurczył się o 2/3. Niech tylko
przez chwile będzie pusty, to się tak skurczy, że wytwarza się w nim pompa
ssąca, która wysysa z woreczka
żółciowego żółć, a żołądek, wbrew swojemu przeznaczeniu, wessie ją do środka. Tymczasem
żółci nie może być w żołądku ani jednej kropli. A tu ze 2 łyżki żółci wlało się
do środka. I tragedia - człowiek nie wie, co ma ze sobą zrobić, bo jak coś zje,
wszystko zalane żółcią uniemożliwia prace śluzową żołądka. Żołądek to wypycha
do kiszek. Kiszki podrażnione żółcią i niezmielonymi
porządnie kawałkami strawy, niewymieszanymi
z kwasami trawiennymi, wyrzucają to jak najprędzej, do ostatecznej fabryki
przemiany - do grubej, potężnej siwej kichy i ta dopiero jak się zirytuje, nie
chce wcale pracować. Wszystko tam zaczyna się odkładać, temperatura
wzrasta. Zaczyna się proces gnilny, a powinien trawienny. A biedne małe
robotnice, czerwone krwinki, których nam Pan Bóg podarował przeciętnie aż
cztery i pół miliona - zamiast wyszukiwać z pożywienia w cienkim i grubym
jelicie oraz w wątrobie to, co nam jest potrzebne, aby zanieść w wielkich
workach na plecach gdzie należy - nic nie mogą złapać, same są poparzone
żółcią, kurczą się i zaczyna się rozpacz. Człowiek zamiast tyć, chudnie, traci
siły i ma zaparcia...
Dlatego
abyśmy byli zdrowi, należy jadać przynajmniej 6 razy dziennie. To nie musi być za każdym razem zasiadanie za
stół, wystarczy miedzy normalnymi posiłkami jakiś sucharek, suche paluszki,
kawałek sera żółtego, itp. 2-3 kęsy czegoś - aby ten znerwicowany żołądek cały
czas był zajęty trawieniem. Wtedy nie będzie miał czasu na skurczenie się, na
zasysanie żółci. Ludzie, którzy często jadają, nie tyją, co jest już
udowodnione. Ci, którzy często jadają, o połowę mniej są narażeni na otyłość
niż ci, którzy jadają rzadko dużo
Ostatni
posiłek w ciągu dnia
- Mniej więcej dwie godziny
przed zaśnięciem. Takie jest wskazanie generalne. Ja natomiast zalecam niekiedy spożycie bardzo
ciężkiej kolacji tuż przed położeniem się do łóżka, tak - ażeby obciążyć
rozklekotany, roztrzepany organizm kogoś, kto z powodu znerwicowania ma kłopoty
z zaśnięciem. Jeśli on się dobrze naje i - ciężki jak niedźwiedź - uwali na
tapczan, to nawet się nie spostrzeże jak zacznie pochrapywać. A żołądek w tym
czasie spokojnie, na zwolnionych obrotach będzie sobie trawił. Rano taki
ktoś obudzi się wypoczęty, z nowym zasobem sił. Wszyscy inni jednak powinni
jadać wcześniej i to niekoniecznie byle jakie kanapki z byle jaką herbatą.
Niech to będzie kolacja trochę gotowana, trochę smażona - placuszki jakieś,
ziemniaki podsmażone z obiadu z kefirem, kasza gryczana ze skwarkami;
jajecznica
Jak nie
mieć wrzodów Wrzody żołądka powstają wtedy, gdy żołądek nie umie bronić się przed nadmiarem
żółci. Bo jak się żółć dostanie do żołądka
- wytwarza się wówczas taki dziwny gaz bezzapachowy, odbija się i czujemy
jakieś aż podpieranie pod serce. Wtedy żółć wytrawia śluzówkę. Gdy nie dbamy o
częste jedzenie, to wiadomo, że się to skończy tragicznie. Gdy przychodzi do
mnie pacjent, to ja prócz ziółek i wszystkich zaleceń, piszę na recepcie -
bezwarunkowo jadać 6 razy dziennie i pić często mleko. Mleko potrafi oczyścić
żołądek z narzucanej żółci, zneutralizować nadmiar kwasu solnego. Jeżeli mamy z
żółcią porządek, nie mamy nerwicy żołądka. Ale jeśli jadamy często wywary z
mięsa, gdzie jest masa kwasów tłuszczowych nasyconych, które bardzo łatwo łączą
się z cukrem rafinowanym i produkują bezpośrednio, już w torbie żołądka,
cholesterol - to wtedy mamy problemy z zarzucaniem cholesterolu do wszystkich
naszych naczyń krwionośnych i pozostawianiem go w dużej ilości w naszej
wątrobie.
Do usunięcia cholesterolu z
organizmu koniecznie potrzebna jest duża dawka wapnia. Musimy go
spożywać bez przerwy. Nasz system kostny bowiem posiada przeciętnie 16 kg
wapnia, a bardzo łatwo go tracimy na korzyść serca. Serce, jeżeli nie dostanie
wapnia z mlekiem, z serem, to ukradnie sobie wapno z kości. Serce nie może
pracować bez soli wapnia rozpuszczonych w krwioobiegu. Jak samochód nie
pociągnie bez oleju napędowego, tak samo serce nie pociągnie bez litra mleka na
dobę. I mamy na starsze lata problemy z naszymi kośćmi, zwyrodnieniami
kostnymi i reumatycznymi sprawami, mamy słabnące serce, przedwczesną starość,
zmęczenie ogólne, spowodowane brakiem szacunku dla mleka i przetworów
mlecznych.
Dziarski 70-latek Wracamy znowu do Syberii - obserwowałem tam Mongołów i Kirgizów, u których panował jeszcze "wiek XIX". Oni mieli rzeczywiście więcej lat niż Mojżesz. To nie przesada: 90 proc ludzi starych przekraczało 110, 115 lat i byli zupełnie sprawni. Tam 70 lat, to dopiero wiek średni. Ale oni nie znają oranżady, wina, cukru (do naszych czasów o cukrze nic nie wiedzieli). Piją po 5 litrów mleka przeciętnie albo ajran - takie specjalne mleko azjatyckie przerobione ze zwykłego mleka. Kwas mlekowy w tym ajranie jest antytoksyną - dostarcza bardzo dużą ilość wapnia do krwiobiegu. Dlatego serce ma pełną możliwość spalania wapnia. Nie męczy się, nie nakazuje małym krwinkom czerwonym, aby kradły wapń z kości. Przeciwnie, nadmiar wapnia transportowany przez czerwone krwinki idzie jako forma regenerującego budulca do kości. Przy tym jeszcze woda czysta z ziemi brana z krzemem. Tam w ziemi krzemu jest dużo. Wszystko razem usuwa z organizmu wszelkie formy gnilne bakterii, a cześć wapnia w postaci nadmiaru tego wypitego mleka, wyrzuca z masami kałowymi cholesterol. Najmniejsza manikuła wapnia wyrzucanego z organizmu jako balast dla nas niepotrzebny, wlecze ze sobą na zewnątrz ogromny wór z cholesterolem.
Dziarski 70-latek Wracamy znowu do Syberii - obserwowałem tam Mongołów i Kirgizów, u których panował jeszcze "wiek XIX". Oni mieli rzeczywiście więcej lat niż Mojżesz. To nie przesada: 90 proc ludzi starych przekraczało 110, 115 lat i byli zupełnie sprawni. Tam 70 lat, to dopiero wiek średni. Ale oni nie znają oranżady, wina, cukru (do naszych czasów o cukrze nic nie wiedzieli). Piją po 5 litrów mleka przeciętnie albo ajran - takie specjalne mleko azjatyckie przerobione ze zwykłego mleka. Kwas mlekowy w tym ajranie jest antytoksyną - dostarcza bardzo dużą ilość wapnia do krwiobiegu. Dlatego serce ma pełną możliwość spalania wapnia. Nie męczy się, nie nakazuje małym krwinkom czerwonym, aby kradły wapń z kości. Przeciwnie, nadmiar wapnia transportowany przez czerwone krwinki idzie jako forma regenerującego budulca do kości. Przy tym jeszcze woda czysta z ziemi brana z krzemem. Tam w ziemi krzemu jest dużo. Wszystko razem usuwa z organizmu wszelkie formy gnilne bakterii, a cześć wapnia w postaci nadmiaru tego wypitego mleka, wyrzuca z masami kałowymi cholesterol. Najmniejsza manikuła wapnia wyrzucanego z organizmu jako balast dla nas niepotrzebny, wlecze ze sobą na zewnątrz ogromny wór z cholesterolem.
Jeżeli chcemy
komuś obniżyć cholesterol, powinniśmy w pierwszym rzędzie podawać mu duże
ilości kwaśnego kefiru.
Cholesterol
spadnie w ciągu paru tygodni do zupełnej normy i jeszcze zostaną usunięte
miękkie złogi wapnia, które już poosiadały na
naszych tętnicach, żyłach i na zastawkach. Jeżeli prowadzimy oszczędne w mleko
i ser żywienie, to nigdzie więcej organizm wapnia nie znajdzie. Troszeczkę jest
go w jarzynach, ale w bardzo nikłej ilości. I z biegiem lat mamy kości odwapnione
do tego stopnia, że są dziurawe jak stary pumeks. Serce sobie nie podaruje,
pracować bez wapnia nie może, dlatego że musi jednak bez przerwy tę krew
transportować - nie może pozwolić sobie na luksus zasłabnięcia, 5) bo
wtedy kaput! Serce współpracując z mózgiem, musi jakoś sobie radzić. Mózg
nakazuje jakimiś tajemniczymi dla nas bioprądami, czerwonym krwinkom, by jak
małe mrówki, płynęły do kości, z kości wydziobywały miękki wapń i niosły go do
serca. Po drodze gubią wapń na zastawkach żylnych i tętniczych. Krwinki te,
które ratują serce, są przyczyną miażdżycy typu wapniowego. Nazywają się
wapniakami. Tracimy pamięć, mamy zimne nogi, bolące pięty, czasem pękające
odciski na nogach, zaczynamy źle się czuć, bolą nas ramiona... Wiadomo, zaczyna
się odwapnienie kości. Kark boli, gdy kręcimy głowa na lewo, na prawo -
chrupie, trzeszczy. Wszystko zaczyna się psuć. Konieczny jest wapń - bez niego
żyć nie można.
CUD MLEKA – KEFIR Najlepszym źródłem łatwo przyswajalnego wapnia jest, jak już wspominałem, mleko, które powinno znaleźć się w naszym codziennym jadłospisie i to w ilości co najmniej 1 litra. Nie wszystkie organizmy przyjmują je jednak w normalnej postaci, czyli nieprzetworzone. Są takie choroby, w których mleko może zaszkodzić np. chorym na trzustkę. Trzustka nie znosi słodkiego mleka i wtedy trzeba pić kwaśne, a najlepiej gdyby to był kefir.
CUD MLEKA – KEFIR Najlepszym źródłem łatwo przyswajalnego wapnia jest, jak już wspominałem, mleko, które powinno znaleźć się w naszym codziennym jadłospisie i to w ilości co najmniej 1 litra. Nie wszystkie organizmy przyjmują je jednak w normalnej postaci, czyli nieprzetworzone. Są takie choroby, w których mleko może zaszkodzić np. chorym na trzustkę. Trzustka nie znosi słodkiego mleka i wtedy trzeba pić kwaśne, a najlepiej gdyby to był kefir.
Bo kefir to nie jest zwykłe mleko. To jest mleko takie nietypowe
Nazywa się kefir, bo francuski uczony nazwiskiem Kefir był w Tybecie w
XIX wieku i tam u Mongołów podpatrzył, jak oni zeskrobywali dziwny śluz ze
ściany jaskini, dodawali to do mleka, które bardzo się zsiadało. Miało taki
specyficzny smak. Zauważył, że po tym mleku bardzo dobrze się czuje jego
przewód pokarmowy.
Przyjechał do Francji - zbadał to
bliżej pod mikroskopami i okazało się, że to nie śluz, ale rodzaj grzyba
skalnego. Grzybki Kefira zakwaszając mleko, polują na bakterie. Ponieważ
odżywiają się bakteriami gnilnymi, polując, oczyszczają mleko z wszelkich
brudów. Druga sprawa - rozwijając się w tym mleku - wytwarzają mlekowy kwas
chemiczny odwrotnie złożony, który tak potrafi oczyszczać nasz organizm, że
nawet trupi jad rakowy usuwają.
Jeżeli ktoś choruje na raka i
pije 3 razy dziennie kefir po pełnej szklance, to ma o połowę toksyn rakowych
mniej w swoim krwiobiegu. Tak bardzo ważna to substancja. A gdy grzybki
Kefira wypijemy z mlekiem, to robią one w naszym żołądku, w kiszkach, to co
robiły w garnku mleka - polują na wszystkie bakterie dla nas niepotrzebne -
wymordują je tak dokładnie, że nie pozostanie ani jedna paskudna bakteria,
która przyniosłaby nam szkodę. Dlatego w każdym domu powinien być specjalny
garnek do zakwaszania kefiru.
SZTUKA GOTOWANIA MLEKA Mleko trzeba gotować na wolnym ogniu pół godziny, żeby sobie trochę odparowało, ale w ciemnym garnku (i żeby mleko nigdy nic stało na słońcu). Do tego ugotowanego, już chłodnego mleka, wlać szklankę kefiru, przykryć pokrywką, postawić w ciepłym miejscu i na drugi dzień, na wieczór - kasza gryczana, nawet ze skwarkami i do tego po szklance kefiru. Nie ma żadnego problemu trawiennego - wszyscy będą zdrowi.
SZTUKA GOTOWANIA MLEKA Mleko trzeba gotować na wolnym ogniu pół godziny, żeby sobie trochę odparowało, ale w ciemnym garnku (i żeby mleko nigdy nic stało na słońcu). Do tego ugotowanego, już chłodnego mleka, wlać szklankę kefiru, przykryć pokrywką, postawić w ciepłym miejscu i na drugi dzień, na wieczór - kasza gryczana, nawet ze skwarkami i do tego po szklance kefiru. Nie ma żadnego problemu trawiennego - wszyscy będą zdrowi.
Jeżeli mamy osłabiony system
nerwowy, a nie potrafimy go sobie poprzez dobrą kuchnię, naturalnym i
dobrym wyżywieniem doprowadzić do porządku - to jesteśmy niecierpliwi, mamy
skaczące ciśnienie, czasem apatia przychodzi, wstajemy rano z niechęcią i bez
przerwy, mimo woli, zarabiamy na kłopotliwą sytuację rozliczeń z Panem Bogiem. Ale
gdy najemy się dwa razy w tygodniu fasolówki, popijemy codziennie litrem mleka,
zjemy 5 dag sera, główkę cebuli, to nie ma na nas siły. Starość nie przychodzi,
kości nas nie bolą. Kładziemy się spać kiedy trzeba, wstajemy, kiedy trzeba.
Żeby nam nawet ktoś nadepnął na palec, to się śmiejemy, zamiast kląć. I żebyśmy
nawet nie chcieli, to do nieba pójdziemy. Znam tysiące wypadków, że ludzie
przez całe lata nie jedli tych podstawowych starosłowiańskich potraw. Po
wizycie u mnie nie mieli w pierwszej chwili zaufania czy będą mogli tak się
zacząć odżywiać. Ale w końcu próbują. Po trzech miesiącach przyjeżdżają z
radością, wyniki doskonałe.
- Proszę księdza! 20 lat fasoli i grochu nie jadłem, teraz wszystko jem, doskonale się czuję, tak siły nabrałem. Szczególnie kobiety-matki, kiedy wyrównają jadłospis domowy, okazuje się, że dzieci w szkole zaczynają mieć zamiast dwójek - trójki, piątki, a ona zauważa, że włosy zaczynają odrastać, paznokcie sztywnieją, zęby przestają się ruszać. Cały organizm się regeneruje. Niech to będą potrawy proste, ale wartościowe, które niosą organizmowi to, co trzeba mu dać.
Na kamienie wątrobowe - trzeba jadać przez całą zimę czarną rzodkiew, która równocześnie zabezpiecza przed chorobą wątroby, przed grypą, kaszlem, katarem, a przy okazji, zapewnia nam piękną, gładką skórę. Jajkom z cukrem nie po drodze. Niedobrze jest, gdy w jadłospisie jest dużo cukru, konfitur, leguminek, dżemów, itp. - to wszystko musi z kuchni zniknąć.
- Proszę księdza! 20 lat fasoli i grochu nie jadłem, teraz wszystko jem, doskonale się czuję, tak siły nabrałem. Szczególnie kobiety-matki, kiedy wyrównają jadłospis domowy, okazuje się, że dzieci w szkole zaczynają mieć zamiast dwójek - trójki, piątki, a ona zauważa, że włosy zaczynają odrastać, paznokcie sztywnieją, zęby przestają się ruszać. Cały organizm się regeneruje. Niech to będą potrawy proste, ale wartościowe, które niosą organizmowi to, co trzeba mu dać.
Na kamienie wątrobowe - trzeba jadać przez całą zimę czarną rzodkiew, która równocześnie zabezpiecza przed chorobą wątroby, przed grypą, kaszlem, katarem, a przy okazji, zapewnia nam piękną, gładką skórę. Jajkom z cukrem nie po drodze. Niedobrze jest, gdy w jadłospisie jest dużo cukru, konfitur, leguminek, dżemów, itp. - to wszystko musi z kuchni zniknąć.
JAJKA - SĄ
LEKARSTWEM PRZECIW MIAŻDŻYCY, wbrew wszystkiemu, co się o
jajkach mówi. Można zjadać 6 jajek na dzień i
obniżyć jajkami miażdżycę i poziom cholesterolu. Ale jak do jajek dodamy
łyżeczkę cukru - momentalnie rośnie cholesterol.
Białko proste w jajkach daje
człowiekowi ogromne siły, a żółtko zawiera w sobie ogromne stężenie
wszystkich mikroelementów, biopierwiastków i witamin. Nie ma nic idealniejszego
w sposobie odżywiania organizmu jak żółtko, bo w nim jest to, co rozwijające
się z białka kurczątko musi zjeść, żeby mogło żyć i rosnąć. Jajko zawiera w sobie drogocenną substancją
- lecytynę - zapobiegającą miażdżycy. Ale jajka nie można łączyć z dodatkowymi
tłuszczami nasyconymi, nie można jajka smażyć na maśle i nie można do jajek
dodawać cukru. Jajka można jadać zupełnie śmiało. Tylko w tym dniu, gdy
mamy jajka np. na śniadanie czy na kolację, to powinna być do tego kawa zbożowa
z mlekiem, albo herbata (herbaty na wieczór się nie pija) i bez cukru, zupełnie
wtedy ten posiłek bez cukru. A jak
będzie cukier, to już nie jajka. Młodym osobom, owszem, jajka nie
grożą, można je sobie zjeść, bo tam jeszcze ta gospodarka jest jako taka. Ale
już po trzydziestce trzeba się chronić od cholesterolu. Zresztą ostatnio było
kilka wypadków, że dzieci 11-letnie miały miażdżycę i to taką miażdżycę
zaawansowaną z cholesterolem powyżej 300 mg. To była tragedia. Miażdżyca w
młodzieńczym wieku. Ale to, niestety, przekarmienie cukierkami i rosołkami.
JAK DOCENIĆ POCZCIWE ZIEMNIAKI, w czym i jak gotować potrawy, które przyprawy mają skutek zbawienny dla naszego organizmu, a których należy unikać.
JAK DOCENIĆ POCZCIWE ZIEMNIAKI, w czym i jak gotować potrawy, które przyprawy mają skutek zbawienny dla naszego organizmu, a których należy unikać.
Placki ziemniaczane można
nawet w lipcu upiec z zeszłorocznych ziemniaków. 2 jajka ubić porządnie, do tego wlać pół litra
przegotowanego mleka, do tego wtarkować 2 duże główki cebuli, dobrze wymieszać.
Jak ktoś chce miękkie placki, to wsypać troszeczkę proszku do pieczenia i w to
wszystko wtarkować dopiero pięć ziemniaków (skrobia nigdy nie poczernieje w
mleku), smażyć na oleju. Jajko też ma inną strukturę, jeśli jest najpierw
rozbite z mlekiem. Wychodzą placki jasnożółte w odcieniu różowym jak z młodych
ziemniaków. Takie placki są łatwo strawne. Jeśli zostaną na dzień następny, to
wtedy robi się zupę pomidorową, zamiast ryżu dodaje się pokrojone w paseczki
placki ziemniaczane. Idealna, smaczna zupa z doskonałymi flaczkami.
Co wiedział Mojżesz? Ziemniaki - są błogosławieństwem dla nas w Europie, ale nie przesadzajmy z nimi. One nie mają być rano, wieczór i w południe. Gdybyśmy ziemniaki przyrządzali tak jak przyrządzają to Żydówki, to byśmy mieli z nich 10 pożytków więcej. Nie wiadomo skąd Mojżesz przed wiekami wiedział, że to, co siedzi w ziemi, choć nieczyste, jest bardzo bogate w życiodajne siły. I nakazał, że wszystko co rośnie w ziemi, przed przygotowaniem ma być doskonale wyszorowane i wymyte, i żeby Żydówka była najbrudniejszą, i żeby w domu wody nie miała, to ona nigdy nie będzie obierała ziemniaków tak, jak Polka. U nas przyniosą ziemniaki z piwnicy brudne, po których koty chodziły, ślimaki i inne... zanieczyszczenia. Przyniosą, obierają, połowę wyrzucą z łupinami i wytytłane, wybrudzone wrzucą do wody i teraz 5 razy to się myje, niektóre miejsca dociera, bo jeszcze są brudne, a przecież ziemniak jest bardzo porowaty, prawic jak gąbka. I w końcu te biedne, nieszczęśliwe resztki wrzuca się do garnka, wlewa wody do pełna, sypie sól, przykrywa pokrywką, a jak zaczyna gotować, zdejmuje się pokrywkę, bo chlapie na kuchni. W końcu jak już ugotowane, to się wylewa to co drogocenne do zlewu, a tę bezwartościową skrobię utłucze; niekiedy doda się trochę śmietany - i wszystkim brzuchy chcą popękać.
Co wiedział Mojżesz? Ziemniaki - są błogosławieństwem dla nas w Europie, ale nie przesadzajmy z nimi. One nie mają być rano, wieczór i w południe. Gdybyśmy ziemniaki przyrządzali tak jak przyrządzają to Żydówki, to byśmy mieli z nich 10 pożytków więcej. Nie wiadomo skąd Mojżesz przed wiekami wiedział, że to, co siedzi w ziemi, choć nieczyste, jest bardzo bogate w życiodajne siły. I nakazał, że wszystko co rośnie w ziemi, przed przygotowaniem ma być doskonale wyszorowane i wymyte, i żeby Żydówka była najbrudniejszą, i żeby w domu wody nie miała, to ona nigdy nie będzie obierała ziemniaków tak, jak Polka. U nas przyniosą ziemniaki z piwnicy brudne, po których koty chodziły, ślimaki i inne... zanieczyszczenia. Przyniosą, obierają, połowę wyrzucą z łupinami i wytytłane, wybrudzone wrzucą do wody i teraz 5 razy to się myje, niektóre miejsca dociera, bo jeszcze są brudne, a przecież ziemniak jest bardzo porowaty, prawic jak gąbka. I w końcu te biedne, nieszczęśliwe resztki wrzuca się do garnka, wlewa wody do pełna, sypie sól, przykrywa pokrywką, a jak zaczyna gotować, zdejmuje się pokrywkę, bo chlapie na kuchni. W końcu jak już ugotowane, to się wylewa to co drogocenne do zlewu, a tę bezwartościową skrobię utłucze; niekiedy doda się trochę śmietany - i wszystkim brzuchy chcą popękać.
Żydówka jak
przyniesie z piwnicy ziemniaki, to najpierw je porządnie wyszczotkuje, wymyje
pod bieżąca woda, jak nie ma bieżącej wody, to 3 razy wymywa w nowej wodzić i
te czyściutkie ziemniaki obiera tak cieniutko, że skórka jest przezroczysta.
Nie wiadomo skąd to wiedzą.
6) Okazuje się, że tuż pod naskórkiem ziemniaka są całe pokłady magnezu,
kobaltu, żelaza, tych najcięższych biopierwiastków, których nam ciągle
brakuje. Obiera, w jednej wodzie
przepłukuje, wrzuci do czystego „koszernego” garnka, tylko do ziemniaków
przeznaczonego. Pół garnka tylko ziemniaków, ile osób w domu, tyle główek
cebuli przekroi na 4 i włoży na wierzch, wsypie ździebełeczko kminku, włoży
dużą łyżkę masła, wleje 2 szklanki mleka, doleje wrzącej wody. Bo u Żydówki
jest jeszcze specjalny garnek na wodę. Nigdy brudną wodą „niekoszerną” nie
zaleje żadnej potrawy. Duży specjalny garnek stoi na kuchni, w którym bez
przerwy gotuje się woda. Wszystko co jest niepotrzebne wyparuje z parą, a
żelazo i różne paskudztwa z rur osiada na ściankach, i woda jest miękka i
czysta. I tą wodą zaleje ziemniaki, tylko też do połowy garnka, bo pół garnka
musi być pary, i nie soli. Przykrywa pokrywką i to się na dobrym ogniu prędko
gotuje. Stwierdzi, że miękkie, posoli, chwileczkę jeszcze się pogotuje.
Przygotowuje czysty gliniany garnek, wyleje z niego ten wywar z ziemniaków.
Ziemniaki wysypie na półmisek - już są z masłem, z kminkiem, z mlekiem, z
cebulą - zapach niesamowity - posypie tylko zielonym posiekanym szczypiorkiem.
I nie trzeba już niczym przyprawiać. Są wyśmienite, nawet bez mięsa się je zje.
Ziemniaki po żydowsku: na dno garnka lub rondla położyć kilka liści surowej kapusty, kilka marchwi posiekanych, na to nałożyć warstwę posiekanej w kostkę surowej wołowiny i też troszeczkę łoju, na to warstwę surowych ziemniaków, tylko już bez marchwi i bez kapusty, warstwa mięsa, warstwa ziemniaków i cebuli, posypać po wierzchu pieprzem, 2 listki bobkowe, wlać do tego ze 2-3 kubeczki wody i do piekarnika na godzinę. Oczywiście przykryte pokrywką.
Takie ziemniaki są wspaniałą rzeczą, ale muszą być rzeczywiście bardzo umiejętnie i porządnie przygotowane. A do tego wywaru doleje 2/3 zimnego mleka, posieka rzeżuchę lub szczypiorek i ponalewa do kubków do picia, zamiast pomyjnego polskiego kompotu z rozbełtanego dżemu. To jest zdrowie. To są ważne rzeczy, ważne i wartościowe.
120 LAT BEZ LEKARZA Gdybyśmy zwrócili uwagę na to, co my jemy i jak my jemy, i ile powinniśmy jeść, to w naszych warunkach, tych teraźniejszych, nawet najgorszych i ekonomicznie, i psychicznie, moglibyśmy 120 lat żyć, bo na tyle mamy zakodowane w Europie nasze siły żywotne, bez znajomości słowa lekarz. W ziółkach też mamy: witaminy, mikroelementy, garbniki, biopierwiastki. Ziółka w części uzupełniają to, czego nam w organizmie zabrakło.
Ziemniaki po żydowsku: na dno garnka lub rondla położyć kilka liści surowej kapusty, kilka marchwi posiekanych, na to nałożyć warstwę posiekanej w kostkę surowej wołowiny i też troszeczkę łoju, na to warstwę surowych ziemniaków, tylko już bez marchwi i bez kapusty, warstwa mięsa, warstwa ziemniaków i cebuli, posypać po wierzchu pieprzem, 2 listki bobkowe, wlać do tego ze 2-3 kubeczki wody i do piekarnika na godzinę. Oczywiście przykryte pokrywką.
Takie ziemniaki są wspaniałą rzeczą, ale muszą być rzeczywiście bardzo umiejętnie i porządnie przygotowane. A do tego wywaru doleje 2/3 zimnego mleka, posieka rzeżuchę lub szczypiorek i ponalewa do kubków do picia, zamiast pomyjnego polskiego kompotu z rozbełtanego dżemu. To jest zdrowie. To są ważne rzeczy, ważne i wartościowe.
120 LAT BEZ LEKARZA Gdybyśmy zwrócili uwagę na to, co my jemy i jak my jemy, i ile powinniśmy jeść, to w naszych warunkach, tych teraźniejszych, nawet najgorszych i ekonomicznie, i psychicznie, moglibyśmy 120 lat żyć, bo na tyle mamy zakodowane w Europie nasze siły żywotne, bez znajomości słowa lekarz. W ziółkach też mamy: witaminy, mikroelementy, garbniki, biopierwiastki. Ziółka w części uzupełniają to, czego nam w organizmie zabrakło.
Dlatego bardzo dużo ludzi pije
zioła i doskonale się czuje. I kiedy przestaną pić, a nie poprawią
sobie jadłospisu, to oczywiście po 2‑3 miesiącach rozklei się wszystko i znowu
przyjeżdżają i znowu - proszę księdza, tak dobrze było, jak piłam ziółka - a
gdy zapytam:
- A kiedy pani jadła fasolówkę?
- Ojej, ze 3 tygodnie temu.
- A grochówkę?
- Może ze dwa miesiące temu ‑ no, nie mogę, bo to wzdyma, później takie gazy są.
- A kakao, kiedy pani piła?
- Ojej, to na kamienie szkodzi.
I okazuje się, że dzisiaj wypiła 3 kawy, wypaliła papierosy. I ona chce być zdrowa?
Tak samo jest z młodzieżą. Jest bardzo nieregularnie odżywiana. Takie byle co, aby tylko ten żołądek czymś oszukać. To jest tragedia. Dlatego mamy tyle raków przewodu pokarmowego i tragedii z systemem nerwowym. Przede wszystkim musimy pilnować systemu nerwowego, bo od niego zależy żołądek, jelita i wchłanianie. Bo jak jest wszystko znerwicowane, to nie ma wchłaniania.
GOTUJ POD PRZYKRYCIEM. Wszystko powinno być gotowane pod przykryciem, nie bez przykrycia. Dlatego powinniśmy mieć duże garnki, wykorzystane tylko do połowy. Nigdy nie można gotować w małym garnku. Ucieka witamina B1, ta, której my wszyscy mamy ciągły niedostatek, bo tej witaminy, tak jak witaminy C, organizm nie kumuluje. Nic na zapas nic składa. Jeżeli zabraknie witaminy B1, to wtedy mamy to samo - prawie podobne zmiany, jak z powodu braku magnezu, ale wtedy nawet i magnez o połowę lżej wytraca się z organizmu i ucieka - narasta taka nerwica, że nie możemy się pozbierać. Dlatego wszystkie garnki musza być przykryte pokrywką i maja się tak gotować, żeby z nich nic nie uciekało. Dlatego powinno być pół garnka objętości i pół garnka na parę. I jeszcze jedno.
- A kiedy pani jadła fasolówkę?
- Ojej, ze 3 tygodnie temu.
- A grochówkę?
- Może ze dwa miesiące temu ‑ no, nie mogę, bo to wzdyma, później takie gazy są.
- A kakao, kiedy pani piła?
- Ojej, to na kamienie szkodzi.
I okazuje się, że dzisiaj wypiła 3 kawy, wypaliła papierosy. I ona chce być zdrowa?
Tak samo jest z młodzieżą. Jest bardzo nieregularnie odżywiana. Takie byle co, aby tylko ten żołądek czymś oszukać. To jest tragedia. Dlatego mamy tyle raków przewodu pokarmowego i tragedii z systemem nerwowym. Przede wszystkim musimy pilnować systemu nerwowego, bo od niego zależy żołądek, jelita i wchłanianie. Bo jak jest wszystko znerwicowane, to nie ma wchłaniania.
GOTUJ POD PRZYKRYCIEM. Wszystko powinno być gotowane pod przykryciem, nie bez przykrycia. Dlatego powinniśmy mieć duże garnki, wykorzystane tylko do połowy. Nigdy nie można gotować w małym garnku. Ucieka witamina B1, ta, której my wszyscy mamy ciągły niedostatek, bo tej witaminy, tak jak witaminy C, organizm nie kumuluje. Nic na zapas nic składa. Jeżeli zabraknie witaminy B1, to wtedy mamy to samo - prawie podobne zmiany, jak z powodu braku magnezu, ale wtedy nawet i magnez o połowę lżej wytraca się z organizmu i ucieka - narasta taka nerwica, że nie możemy się pozbierać. Dlatego wszystkie garnki musza być przykryte pokrywką i maja się tak gotować, żeby z nich nic nie uciekało. Dlatego powinno być pół garnka objętości i pół garnka na parę. I jeszcze jedno.
Trzeba zlikwidować
wszelkie aluminium w kuchni - okropnie niszczy kości i śluzówki.
Kuchenki mikrofalowe najnowszy diabelski wymysł, czyli - toż to istne horrendum. Strumień drgających elektronów niszczy, druzgocze cząsteczki białka i potrawa z takiej kuchenki tylko wygląda jak pożywienie, ale pożywieniem nie jest. Ojciec Jan tym swoim pacjentom, którzy chwalą się, że zakupili właśnie za ciężkie pieniądze kuchenkę mikrofalową, mówi tak: "Wydaliście oszczędności na coś, co niszczy waszą rodzinę. Nasz rozmówca z satysfakcją powołuje się na jeden z ostatnich numerów miesięcznika "Żyjmy dłużej", gdzie znalazł bardzo niepochlebny artykuł o kuchni mikrofalowej. On te same wnioski sformułował już kilka lat temu.
Kuchenki mikrofalowe najnowszy diabelski wymysł, czyli - toż to istne horrendum. Strumień drgających elektronów niszczy, druzgocze cząsteczki białka i potrawa z takiej kuchenki tylko wygląda jak pożywienie, ale pożywieniem nie jest. Ojciec Jan tym swoim pacjentom, którzy chwalą się, że zakupili właśnie za ciężkie pieniądze kuchenkę mikrofalową, mówi tak: "Wydaliście oszczędności na coś, co niszczy waszą rodzinę. Nasz rozmówca z satysfakcją powołuje się na jeden z ostatnich numerów miesięcznika "Żyjmy dłużej", gdzie znalazł bardzo niepochlebny artykuł o kuchni mikrofalowej. On te same wnioski sformułował już kilka lat temu.
O
POŻYTKACH Z PRZYPRAW
Wszystkie przyprawy są bardzo
drogocennym lekarstwem.
Gdyby pieprz
był szkodliwy, wszyscy Węgrzy wymarliby na pieprznicę.
Tymczasem żaden z nich nic ma wrzodów żołądka.
Tak samo
angielskie ziele - jest silnym lekiem
żółciotwórczym i zapobiega chorobom trzustki.
Majeranek,
tymianek - to zioła lecznicze, które
zapobiegają zatrzymywaniu soków trawiennych i żółci w woreczku żółciowym.
Gałka
muszkatołowa - ziółko porządnie żółciotwórcze, żółciopędne.
W ciastach wyszukanych, w mazurkach na przykład dodaje się troszeczkę gałki
muszkatołowej, aby nie były ciężko strawne.
Niech żyje kminek
Kminek jest kopalnią żelaza; a poza tym całkowicie hamuje niepotrzebną
nadgorliwość jelit i przy tym powstawanie nadmiaru gazów... Jeżeli z powodu
dużej dawki fosforu zbierają się gazy, to łatwo wówczas odchodzą z organizmu i
nie ma wzdęć. Osoby starsze lub znerwicowane, mające złe trawienie, powinny
zażywać po obiedzie łyżeczkę zmielonego kminku i popić letnią wodą. Wtedy nie
będzie wzdęcia, ani zaparcia, ani żadnych problemów z trawieniem. Na 20dag
kminku dodać 3dag jałowca i to zemleć w młynku do kawy.
Im więcej w kuchni przypraw, tym mniej kłopotów w żołądku.
Nawet proste zupy nie mogą być zupełnie bez przypraw.
Pieprz wszędzie musi być, jest bakteriobójczy.
Natomiast
ocet - uchowaj Boże, siódme nieszczęście.
Cytryna jest błogosławieństwem,
ale nie dla zębów, bo się rozlezą tak, że połamią się nawet na bułce. Nigdy nie
można dopuścić do tego, żeby ktoś gryzł cytrynę. Okropność. Sok owszem, dodany
do wszystkiego, ale tak żeby nie oddziaływał na szkliwo zębów, bo normalnie w
ciągu 2 minut rozpuszcza szkliwo.
Jeszcze raz wracam do cukru.
Na Zachodzie, szczególnie w Stanach
Zjednoczonych - cukier zapisano już do księgi niebezpiecznych potraw, na drugim
miejscu po narkotykach. Przyjął też nazwę "białej śmierci".
Azjaci, którzy nie znają cukru, żyją 120-150 lat. Glukoza - odżywia tkankę
nerwową. I jest obecna w cukrze. Ale mimo wszystko cukier jest trucizną.
Glukoza jest składnikiem roślin i różnych innych substancji odżywczych i jak do
niej dodamy łyżeczkę miodu (na dobę), to już wystarczy na dzienną dawkę
energii. A cukier zanim zostanie przetrawiony, przechodzi w organizmie 4-krotną
formę przeobrażenia i rozkładu chemicznego. W pierwszej wersji łączy się z
solami tłuszczów nasyconych i produkuje ogromne kryształy cholesterolu - to
jest pierwsza jego substancja. Druga - jest przyczyną powstawania kamicy
nerkowej.
7) Natomiast
miód przechodzi w bezpośrednią formę przeobrażania i od razu łączy się w
energię. Cukierki, podobnie jak cukier, raczej szkodzą. Sacharyna -
bardzo wysusza śluzówkę, raczej nie należy jej używać. Nadkwasota -
pozorna, nie zawsze jest nadkwasotą. 90 procent ludzi, którzy maja nadkwasotę
przewodu pokarmowego, mają zgagi. I wyobrażają sobie, że to jest nadkwasota, bo
piecze, bo to, bo tamto, odbija się. A okazuje się, że to jest stała
niedokwasota - z powodu niedokwaszenia przewodu pokarmowego są nietypowe
odbijania się. Na wzdęcia wpływają pokarmy, gdzie jest dużo fosforu – bardzo
nam potrzebnego. Nasz system nerwowy składa się ze 180 km długiej, bardzo
delikatnej niteczki, która w różny sposób pozwijana - wychodzi z komputera
mózgowego aż w 1800 zwojach nerwowych i przechodzi przez cały kręgosłup aż do
kości ogonowej. I poza kością ogonową zostaje zakończona delikatna miotełeczką,
którą nazywają teraz korzonkami nerwowymi. I między każdym kręgiem rozgałęzia
się opasując cały nasz organizm.
System nerwowy składa się w 80 proc. z fosforu. Tego fosforu
nieustannie dużo potrzebujemy. Jeżeli nieumiejętnie ten fosfor przygotowujemy,
to w pierwszym rzędzie rozdymają się od niego jelita i trzeba to
zneutralizować, podawać kminek i pić kwaśne mleko. Fosfor znajduje się w nasionach strączkowych, rybach, w serach, w
mleku. Chora wątroba lub trzustka w pierwszym rzędzie uczula się na
mleko. Mleko też jest przyczyną wzdęć i nawet biegunkowych stolców. Ludzie,
którzy mają tendencję do wzdęć, powinni sobie aplikować kminek jako normalny
dodatek do potrawy. Po obiedzie, l łyżeczkę kminku, popić letnią wodą.
Żółte sery - owszem, można
jeść, tylko nasze żółte sery są zbyt młode i są strasznie zakaźne, mają
dużo bakterii gnilnych. Stąd nasz przewód pokarmowy musi wewnątrz stoczyć
wielką walkę, aby zneutralizować nietypowe tło bakteryjne. Dlatego jeżeli w
domu jest kefir, to nie ma problemu z żółtym serem. Jeżeli kefiru nie
pijemy, to lepiej żółtego sera nie jadać. Natomiast bardzo zdrowe są sery
topione, zgliwiałe sery topione z kminkiem, z dodatkiem odrobiny świeżego masła
domowej roboty. Te kupne są bardzo zanieczyszczone bakteriami. Aby sprawdzić,
czy mleko jest zanieczyszczone - trzeba je zakwasić grzybkami kefiru, bo tam,
gdzie jest zanieczyszczone chemicznie, grzybki się nie rozwijają. Po prostu
mleko zburzy się i ucieknie z garnka.
Kefir jest mlekiem czystym, dlatego, że grzybki
wyniszczają bakterie, żywiąc się nimi.
CEBULA,
MOJA MIŁOŚĆ.
Ludzie, którzy jadają czosnek i cebulę w większych
ilościach,
mają w swoim krwiobiegu detromycynę, stężoną nawet. Organizm produkuje
antybiotyki własne, które są tak silnymi środkami bakteriobójczymi, że ludzie
odżywiający się w ten sposób nie chorują. Bakterie nie mają do nich przystępu.
Eteryczne olejki cebuli są zbawienne jeszcze pod jednym względem, nie tylko
dlatego, że rozpuszczają krew, cebula dostarcza również siarki i te eteryczne
olejki cebuli mają zbawienny wpływ na naszą śluzówkę.
Jeśli
u kogoś wypadłby jakiś nietypowy katar, czy stwierdzi, nie daj Boże, u kogoś
zapalenie zatok, to poradzić można następująco: Utrzeć na tarce do ziemniaków 2 duże cebule,
wrzucić do wysokiej koktajlowej szklanki, owinąć jej brzeg wianuszkiem z waty,
tak, aby je uszczelnić, by gaz nie wszedł do oczu, tylko do nosa i głęboko
oddychać przez 20 minut. Taką inhalację przeprowadzać przez kilka dni. Wtedy
nie mamy ani jednego gronkowca w zatokach, ani kataralnego, ani w oskrzelikach,
ani w oskrzelach, ze względu na to, że wszystkie szczepy gronkowców i
złocistych, i zieleniejących, i różne paciorkowce, odporne nawet na
antybiotyki, nie opierają się eterycznym olejkom cebuli przesyconym siarką. I
to ratuje organizm ludzki. Krojenie cebuli też jest zdrowe. Jeśli ktoś ma
zapalenie spojówek na tle gronkowcowym, to jednego dnia ucierać chrzan na
tarce, a drugiego dnia ucierać 2-3 główki cebuli i porządnie popłakać. Za
tydzień wypłacze chorobę z siebie. I po kłopocie.
Cebula - to jedyna substancja na świecie, która nie dopuszcza do zakrzepów krwi. Żebyśmy już nawet mieli w żyłach zakrzepy, to przy częstym zjadaniu cebuli, te zakrzepy z biegiem czasu rozpuszczają się, całkowicie zwalniają napięcia żylne. Cebula, a ściślej sok cebulowy, do tego stopnia potrafi rozrzedzić krew, że zagęszczona, zaślimaczona krew u ludzi, którzy mało korzystają ze świeżego powietrza, są niedotlenieni, lub mają miażdżycę typu cholesterolowego, gęstą krew, zagęszczoną lipidami - potrafi tę krew doprowadzić do substancji rzadkiej jak woda z kranu i w dodatku do koloru jasnoczerwonego. Można to zaobserwować czasem przy pobieraniu krwi do strzykawki. Krew powinna zaraz sama uciekać do strzykawki - jak tylko się wepchnie igłę - momentalnie wypierać tłok i być jasnoczerwona. Taka krew jest zdrowa.
Cebula - to jedyna substancja na świecie, która nie dopuszcza do zakrzepów krwi. Żebyśmy już nawet mieli w żyłach zakrzepy, to przy częstym zjadaniu cebuli, te zakrzepy z biegiem czasu rozpuszczają się, całkowicie zwalniają napięcia żylne. Cebula, a ściślej sok cebulowy, do tego stopnia potrafi rozrzedzić krew, że zagęszczona, zaślimaczona krew u ludzi, którzy mało korzystają ze świeżego powietrza, są niedotlenieni, lub mają miażdżycę typu cholesterolowego, gęstą krew, zagęszczoną lipidami - potrafi tę krew doprowadzić do substancji rzadkiej jak woda z kranu i w dodatku do koloru jasnoczerwonego. Można to zaobserwować czasem przy pobieraniu krwi do strzykawki. Krew powinna zaraz sama uciekać do strzykawki - jak tylko się wepchnie igłę - momentalnie wypierać tłok i być jasnoczerwona. Taka krew jest zdrowa.
Natomiast krew ciemna,
brązowawa, gęsta – wiadomo, jest zatłuszczona, krwinki są
niedotlenione, organizm ma za mało wit. C, za mało żelaza. Trzeba zabrać się do
jadania potraw bogatych w te substancje. Można zrobić doświadczenie po zabiciu
np. kury – nakapać trochę świeżej krwi na spodeczek - ona łatwo się zetnie,
zrobi się brązowa i na to pokropić 2-3 krople soku cebulowego. Momentalnie ta
krew zacznie się robić jasnoczerwona, rozrzedzi się i jeszcze się zauważa, że
prawie pulsuje, prawie robi się żywa. Jeżeli ktoś ma chorą wątrobę, zapalenie
jelit itp. - jest rzeczywiście chory, to surowa cebula szkodzi. Ale cebula
gotowana, smażona, duszona na oleju - nigdy nie zaszkodziła jeszcze nikomu.
Cebula w żadnej postaci nie traci wartości leczniczych, z wyjątkiem jednej tylko - smażenia na smalcu bez pokrywki. Na oleju, pod pokrywką - pełna duża patelnia, a nawet duży garnek - zalana olejem, posolona, uduszona na złoty kolor jest lekarstwem. Posiekana drobniutko i ugotowana w zupach - jest lekarstwem. U nas taka moda, że jak się cebule ugotuje w zupie, to się wyrzuca. A to nie trzeba wyrzucać tylko zjeść. Do jadłospisu trzeba wprowadzić dużo cebuli surowej - na żylaki, na wyrównanie krążenia.
Cebulo! I ty, kapusto! Cebulę posiekać, posolić i ręką wygnieść, żeby ona zupełnie zmiękła. Wymieszać to z kwaśną kapustą. Broń Boże, kapusty nie prać. Jeżeli jest bardzo kwaśna i chcemy ją przyrządzić jako gotowaną, to musimy w drugim garnku ugotować 5-10
Cebula w żadnej postaci nie traci wartości leczniczych, z wyjątkiem jednej tylko - smażenia na smalcu bez pokrywki. Na oleju, pod pokrywką - pełna duża patelnia, a nawet duży garnek - zalana olejem, posolona, uduszona na złoty kolor jest lekarstwem. Posiekana drobniutko i ugotowana w zupach - jest lekarstwem. U nas taka moda, że jak się cebule ugotuje w zupie, to się wyrzuca. A to nie trzeba wyrzucać tylko zjeść. Do jadłospisu trzeba wprowadzić dużo cebuli surowej - na żylaki, na wyrównanie krążenia.
Cebulo! I ty, kapusto! Cebulę posiekać, posolić i ręką wygnieść, żeby ona zupełnie zmiękła. Wymieszać to z kwaśną kapustą. Broń Boże, kapusty nie prać. Jeżeli jest bardzo kwaśna i chcemy ją przyrządzić jako gotowaną, to musimy w drugim garnku ugotować 5-10
dużych marchwi (bez soli), włożyć do
kapuśniaku i za 15 minut mamy kapuśniak bezkwasowy, a marchew posiada doskonały
winny smak. I do takiej posiekanej, zmiękczonej cebuli dodajemy kwaśną kapustę,
wsypujemy garść cukru, wymieszamy, potarkujemy ze 4-5 jabłek, dolejemy z pól
litra oleju, wymieszamy porządnie i niech to stoi na stole, aby każdy jadł. A
dla tych, którzy zębów nie mają, to zmielić przez maszynkę do mięsa i jest
bardzo smaczna papka, którą można jeść łyżeczką. Doskonale wyposaża organizm w
ogromną ilość żelaza, działa silnie odkwaszająco na krwiobieg, zapobiega
wrzodom żołądka i dwunastnicy oraz wszelkiego rodzaju stanom zapalnym
żylakowatym, silnie wzmacnia krwinki czerwone. Jest lekarstwem nawet przeciw
rakowi.
Biała kapusta również - 2 duże główki kapusty posiekać, posolić, wygnieść rękami - to aż chrzęści. Do tego dwie cebule, posiekać, posolić, wygnieść. Razem wymieszać ze śmietaną. Kapusta surowa biała, silnie działa przeciw wzdęciom, a my ciągle mówimy, że kapusta nas rozdyma. A kapusta surowa, biała, wcale nas nie rozdyma, jeżeli jest przyszykowana w surówce. Ale jeżeli ją ugotujemy na mięsie, nie dodamy tam kminku, albo, nie daj Boże, zrobimy bigos z kapusty...
Biała kapusta również - 2 duże główki kapusty posiekać, posolić, wygnieść rękami - to aż chrzęści. Do tego dwie cebule, posiekać, posolić, wygnieść. Razem wymieszać ze śmietaną. Kapusta surowa biała, silnie działa przeciw wzdęciom, a my ciągle mówimy, że kapusta nas rozdyma. A kapusta surowa, biała, wcale nas nie rozdyma, jeżeli jest przyszykowana w surówce. Ale jeżeli ją ugotujemy na mięsie, nie dodamy tam kminku, albo, nie daj Boże, zrobimy bigos z kapusty...
Kapusta jest bardzo bogata w
błonnik. Nigdy nie należy przecierać grochu i fasoli przez sito czy
durszlak, bo skórki na fasoli i na grochu są czystym błonnikiem, które w
jelicie grubym powoduje powstawanie specjalnego tła bakteryjnego, który pomaga
trawić i jako balasty błonnika nierozkładanego, jednocześnie wydrapują z jelita
wszystkie substancje i wynoszą na zewnątrz. I dlatego powinniśmy jadać dużo
surówek.
Najgorsze trucizny w polskiej kuchni to: rosół, kotlet schabowy i bigos. Hindusowi dać bigosu do zjedzenia, to 3 lata będzie na kroplówce, a rosół polski jakby zjadł ktoś z podbiegunowego kraju, to chyba dwa lata miałby biegunkę..
Na rosole można gotować tylko dwie zupy: pomidorową, ogórkową. Inne najlepiej od razu wylać do zlewu. Żadna inna zupa nie nadaje się do jedzenia, jeżeli chcemy przedłużyć sobie życie. Nie wbrew nakazom Przedwiecznego, ale zgodnie z rozsądkiem. Żebyśmy do 90 lat mieli sprawne nogi i głowę, pamięć i wszystkie nasze arterie, to o to powinniśmy dbać już od młodości. Owszem, starość może być miła i sympatyczna, jeżeli my sami nie jesteśmy 8) sobie trucizną i dla otoczenia nie jesteśmy trucizną - wtedy starość jest pełna mądrości, doświadczenia i nawet młode pokolenie ją szanuje. Ale żeby sobie zasłużyć na taką starość, nie możemy sobie dogadzać rosołkami i cukrem. Powinniśmy pić mleko, jadać sery i cebulę.
Najgorsze trucizny w polskiej kuchni to: rosół, kotlet schabowy i bigos. Hindusowi dać bigosu do zjedzenia, to 3 lata będzie na kroplówce, a rosół polski jakby zjadł ktoś z podbiegunowego kraju, to chyba dwa lata miałby biegunkę..
Na rosole można gotować tylko dwie zupy: pomidorową, ogórkową. Inne najlepiej od razu wylać do zlewu. Żadna inna zupa nie nadaje się do jedzenia, jeżeli chcemy przedłużyć sobie życie. Nie wbrew nakazom Przedwiecznego, ale zgodnie z rozsądkiem. Żebyśmy do 90 lat mieli sprawne nogi i głowę, pamięć i wszystkie nasze arterie, to o to powinniśmy dbać już od młodości. Owszem, starość może być miła i sympatyczna, jeżeli my sami nie jesteśmy 8) sobie trucizną i dla otoczenia nie jesteśmy trucizną - wtedy starość jest pełna mądrości, doświadczenia i nawet młode pokolenie ją szanuje. Ale żeby sobie zasłużyć na taką starość, nie możemy sobie dogadzać rosołkami i cukrem. Powinniśmy pić mleko, jadać sery i cebulę.
Smażenie? - Owszem, można smażyć dużo rzeczy, ale zawsze na
oleju. Nigdy
natomiast na maśle, bo to tragedia. Na maśle i na margarynie nie można
smażyć. Margaryna pochodzi właściwie z oleju, ale nie znosi temperatury wyższej
jak 100-120 st. i już od razu się pali. Olej natomiast wytrzymuje temperaturę
do 350 st. i nie pali się. Na smalcu można smażyć, bo smalec wytrzymuje
temperaturę aż do 500 st. i dlatego kiedyś wszystkie placki smażono na smalcu.
Jeśli można, to tylko świeże masło. Masła można jeść bardzo dużo, podobnie jak jajek, bez zagrożenia miażdżycą i cholesterolem, jeżeli do masła dodamy czosnku. Kilka drobno roztartych ząbków czosnku z solą - wymieszać z masłem i smarować chleb czy bułkę. Pasuje ser do tego. Dżem nie. Jeżeli w Waszym jadłospisie nie będzie cukru naturalnego i rosołów, a będzie zwyżka wapna w postaci mleka i serów, to będzie błogosławieństwo nad Waszym domem. A jeśli dodacie do tego jeszcze groch, fasolę, grykę, czarną rzodkiew, dużo cebuli, marchwi, wspaniałej pietruszki, to i starości nie będzie. Nie wiadomo, gdzie się podziały obrzęki nóg na starsze lata - człowiek o 5 kg jest lżejszy.
Jeśli można, to tylko świeże masło. Masła można jeść bardzo dużo, podobnie jak jajek, bez zagrożenia miażdżycą i cholesterolem, jeżeli do masła dodamy czosnku. Kilka drobno roztartych ząbków czosnku z solą - wymieszać z masłem i smarować chleb czy bułkę. Pasuje ser do tego. Dżem nie. Jeżeli w Waszym jadłospisie nie będzie cukru naturalnego i rosołów, a będzie zwyżka wapna w postaci mleka i serów, to będzie błogosławieństwo nad Waszym domem. A jeśli dodacie do tego jeszcze groch, fasolę, grykę, czarną rzodkiew, dużo cebuli, marchwi, wspaniałej pietruszki, to i starości nie będzie. Nie wiadomo, gdzie się podziały obrzęki nóg na starsze lata - człowiek o 5 kg jest lżejszy.
Marchew
- na Wschodzie marchwią leczą nieżyt jelit,
biegunki, wszelkiego rodzaju stany zapalne, ślepotę i przedwczesne zmarszczki.
Gotuje się pół kg marchwi w wodzie lekko osolonej i dodaje łyżkę masła. Tak
przyrządzone śniadanie zjadać na: wrzody żołądka, grubego jelita, inne
problemy. Zauważono, że przy usilnym kurowaniu przewodu pokarmowego marchwią;
ludzie tracili zmarszczki na buzi. I to w 90 proc. pokrywa się z prawdą. A u
nas jak się ugotuje trzy marchwie w wielkim garnku rosołu, to dla oszczędności
wyciąga się, aby potem dodać do sałatki. Po co to dawać do sałatki, jak można
wziąć tyle marchwi, ile osób do posiłku, potarkować na grubej tarce i wrzucić
tę marchew do zupy - niech się rozgotuje jak płatki marchwiane, niech też
cebuli będzie tyle, ile talerzy na stole, też drobno posiekanej, rozgotowanej.
A tam, gdzie już koniecznie musi być mięso w zupach, to niech będzie i kminek.
Pietruszka - jest środkiem silnie moczopędnym, przeciwzapalnym, bardzo bogatym w żelazo i najbogatszym w wit. C. Jeżeli gotuje się zupę i ona koniecznie musi być na mięsie, to niech będzie w niej drobno posiekana pietruszka. Wszystkie warzywa powinno się właściwie tarkować na tarce od buraków, żeby wychodziły wiórki. Nigdy w kawałkach nie wrzucać i nigdy nie przechowywać na 3-4 dzień do sałatki. Sałatki nie są zdrowe i uważam, że sałatek nie powinno się robić - tych z gotowanych jarzyn z majonezem. Surówki tak. Majonez jest bardzo zdrowy, nawet ci, którzy maja ciężką miażdżycę, mogą smarować nim chleb. Majonez posiada tłuszcze nienasycone, posiada jajko, które w tych tłuszczach nienasyconych przestało zagrażać miażdżycą. Oprócz cebuli i pietruszki, trzeba zwrócić uwagę na rzodkiewki wiosną i na czarną rzodkiew w zimie. Są one kopalnią magnezu.
Kasza jęczmienna. Jęczmień posiada w sobie substancje regenerujące, dostarcza bardzo dużo wit. B2 - zapobiega zajadom, chorobom skórnym, a przede wszystkim, klej z jęczmienia-regeneruje naszą śluzówkę okostną, nie trzeszczą stawy ani łokcie, ani kości w kolanach
Pietruszka - jest środkiem silnie moczopędnym, przeciwzapalnym, bardzo bogatym w żelazo i najbogatszym w wit. C. Jeżeli gotuje się zupę i ona koniecznie musi być na mięsie, to niech będzie w niej drobno posiekana pietruszka. Wszystkie warzywa powinno się właściwie tarkować na tarce od buraków, żeby wychodziły wiórki. Nigdy w kawałkach nie wrzucać i nigdy nie przechowywać na 3-4 dzień do sałatki. Sałatki nie są zdrowe i uważam, że sałatek nie powinno się robić - tych z gotowanych jarzyn z majonezem. Surówki tak. Majonez jest bardzo zdrowy, nawet ci, którzy maja ciężką miażdżycę, mogą smarować nim chleb. Majonez posiada tłuszcze nienasycone, posiada jajko, które w tych tłuszczach nienasyconych przestało zagrażać miażdżycą. Oprócz cebuli i pietruszki, trzeba zwrócić uwagę na rzodkiewki wiosną i na czarną rzodkiew w zimie. Są one kopalnią magnezu.
Kasza jęczmienna. Jęczmień posiada w sobie substancje regenerujące, dostarcza bardzo dużo wit. B2 - zapobiega zajadom, chorobom skórnym, a przede wszystkim, klej z jęczmienia-regeneruje naszą śluzówkę okostną, nie trzeszczą stawy ani łokcie, ani kości w kolanach
Chrzan - ma
bardzo silne właściwości bakteriobójcze, jest środkiem żółciotwórczym,
antyreumatycznym, przeciwgośćcowym, przeciw zapaleniu nerek, pęcherza,
moczowodów. Reguluje także trawienie, usuwa z organizmu skutki odkładania się
lipidów, tłuszczu. Dlatego robimy chrzan z buraczkami.
Pochwała buraka Jeżeli,
nie daj Boże, ma ktoś zapalenie jelit, utrudnione opróżnianie, nietypowe
wzdęcia lub zaparcie - na to te pieczone buraki są bardzo dobrym lekarstwem.
Potarkować buraka na drobnej tarce, dodać łyżeczkę mielonego kminku, łyżeczkę
oleju, troszkę soli, wymieszać i na czczo jeść 10 łyżek. Po trzech, czterech
dniach wyjdzie wszystko z burakami, że znaku nie będzie. Zapalenie grubego
jelita można także likwidować.
Nerwica - jak żołądek się skurczy, wessie żółć do środka i żółć zaleje żołądek, a później do żołądka wpada potrawa, to żołądek nie jest zdolny jej rozetrzeć i nie przygotowaną zalaną żółcią papkę trawienną przetransportuje do jelit, a jelita poparzone żółcią nie trawią, więc wypchną wszystko do grubego jelita i w grubym jelicie odbywa się wówczas proces gnilny. A człowiek ma podwyższoną temperaturę. I wtedy, przy tej podwyższonej temperaturze, po prostu wysysa się płyn, żeby jelito nie zastygło, nie zesztywniało i te masy są takie
Nerwica - jak żołądek się skurczy, wessie żółć do środka i żółć zaleje żołądek, a później do żołądka wpada potrawa, to żołądek nie jest zdolny jej rozetrzeć i nie przygotowaną zalaną żółcią papkę trawienną przetransportuje do jelit, a jelita poparzone żółcią nie trawią, więc wypchną wszystko do grubego jelita i w grubym jelicie odbywa się wówczas proces gnilny. A człowiek ma podwyższoną temperaturę. I wtedy, przy tej podwyższonej temperaturze, po prostu wysysa się płyn, żeby jelito nie zastygło, nie zesztywniało i te masy są takie
zatrzymane bardzo ciężko. To jest nerwica żołądka.
Zaparcia są najczęściej spowodowane nerwicą żołądka, która z biegiem lat, nieleczona, kończy się rakiem odbytu.
Lekarstwem na takie kłopoty są pieczone buraki z kminkiem, z olejem,
ździebełkiem soli i to
trzeba zjadać na czczo. Jeszcze poradzę, aby
buraczków nigdy nie zmarnować w formie gotowanego barszczu, bo ten barszcz
trzeba jeszcze przyprawić, itd. Raz w tygodniu upiec 10-20 lub więcej - wg
potrzeby - buraków w piekarniku, tak jak się piecze jabłka. Umyć buraki i na
polewanej blasze, nie na blaszanej, włożyć do piekarnika. I niech się upieką.
Tak upieczone niech stoją sobie na misce w chłodnym miejscu. Trzeba zrobić
barszcz - zdjąć skórkę z buraków, potarkować na grubej tarce, wrzucić do
gotowanej zimnej wody, dodać kilka ząbków czosnku roztartego z solą, kwasu
cytrynowego, cukru, 2-3 łyżki oleju, parę ziarnek rozbitego kminku. Wszystko
wymieszać i jest wspaniały barszcz. Do tego gorące frytki, albo ugotowane
pyrki.
Co znajduje się w ziarnku grochu? Najzwyklejszy groch, byle nie specjalnie oczyszczony i niełuskany zawiera magnez, kobalt, żelazo, fosfor, błonnik, białko roślinne, przeciwciała antyreumatyczne, antymigrenowe, antycukrzycowe; jest kopalnią witaminy B-kompleks, witaminy A... I już mamy 12 składników z potrzebnych 68, o których wcześniej mówiłem... Do tego - jeśli gotujemy grochówkę - dochodzi cebula zasobna w witaminę C i siarkę, białko zwierzęce z kawałka wędzonki lub - lepiej - pół kilograma pokrojonej w kostkę kiełbasy, zawartość odżywcza wygotowanej marchwi, pietruszki, kartofli, dodatków w postaci majeranku, pieprzu, liścia bobkowego... Wystarczy policzyć, ile jest w samej grochówce elementów dających zatrudnienie naszym pracowitym krwinkom.
Mądra gospodyni nie wyrzuci wczorajszego chleba, ale pokroi go w plastry i przyrumieni na oleju duże, pachnące i chrupiące grzanki. Poda je dzieciom i mężowi do grochówki. A jeśli jeszcze chce zatrzymać starego w domu, żeby się nie wyrywał pójść z kumplami na piwo – to niech mu do tego wszystkiego po cichutku, dyskretnie, naleje do szklanki czystego piwa. Po takim obiedzie chłop już nigdzie nie będzie się szwendał.
Mądrze prowadzona kuchnia jest błogosławieństwem dla domu. Tylko trzeba z niej powyrzucać zachodnie śmiecie, nadmiar chemii i przetwórstwo spożywcze. Polskie kobiety, przynajmniej te, które nie zdążyły jeszcze do cna zdurnieć, niech uważają szczególnie wtedy, kiedy jest nadzwyczaj piękne opakowanie i głośna reklama w telewizji. Chociażby te nieszczęsne rogaliki z nadzieniem czekoladowym - toż to paskudztwo nad paskudztwami, bez żadnej wartości odżywczej, a wciska się to dzieciom.
Pomidor (prawie) na wszystko. Pomidory są szkodliwe tylko w przypadku, jeśli ktoś ma wrzody żołądka, poza tym w żadnym innym przypadku nie są szkodliwe. Jest w nich potas, zapobiegają kurczom w nogach, zmęczeniu i kurczeniu się mięśnia sercowego, migotaniu przedsionków. Także nad pomidor lekarstwa lepszego nie znajdziecie na serce, ani na mięśnie. Poza tym ostry sok pomidorowy potrafi pomagać trawić. Tam, gdzie jest bezsoczność żołądka, złe trawienie, to nawet przyrządzić sobie na ostro z surową cebulką, nawet dopuszczalna jest łyżeczka octu do tego. Na trawienie. Pomidor jest złośliwy, jeżeli u kogoś się rozwija, nie daj Boże, rak.
Papryką jest błogosławieństwem dla organizmu. Żaden typ papryki nie jest szkodliwy. Do Serbii jeżdżę prawie co roku i tam nie ma dnia, jak się nie zjada w rodzinie półtora do dwóch kilogramów papryki. Jeżeli się nie znosi zapachu papryki, tzn. że organizm coś tam ma do niej, jakieś pretensje.
Co znajduje się w ziarnku grochu? Najzwyklejszy groch, byle nie specjalnie oczyszczony i niełuskany zawiera magnez, kobalt, żelazo, fosfor, błonnik, białko roślinne, przeciwciała antyreumatyczne, antymigrenowe, antycukrzycowe; jest kopalnią witaminy B-kompleks, witaminy A... I już mamy 12 składników z potrzebnych 68, o których wcześniej mówiłem... Do tego - jeśli gotujemy grochówkę - dochodzi cebula zasobna w witaminę C i siarkę, białko zwierzęce z kawałka wędzonki lub - lepiej - pół kilograma pokrojonej w kostkę kiełbasy, zawartość odżywcza wygotowanej marchwi, pietruszki, kartofli, dodatków w postaci majeranku, pieprzu, liścia bobkowego... Wystarczy policzyć, ile jest w samej grochówce elementów dających zatrudnienie naszym pracowitym krwinkom.
Mądra gospodyni nie wyrzuci wczorajszego chleba, ale pokroi go w plastry i przyrumieni na oleju duże, pachnące i chrupiące grzanki. Poda je dzieciom i mężowi do grochówki. A jeśli jeszcze chce zatrzymać starego w domu, żeby się nie wyrywał pójść z kumplami na piwo – to niech mu do tego wszystkiego po cichutku, dyskretnie, naleje do szklanki czystego piwa. Po takim obiedzie chłop już nigdzie nie będzie się szwendał.
Mądrze prowadzona kuchnia jest błogosławieństwem dla domu. Tylko trzeba z niej powyrzucać zachodnie śmiecie, nadmiar chemii i przetwórstwo spożywcze. Polskie kobiety, przynajmniej te, które nie zdążyły jeszcze do cna zdurnieć, niech uważają szczególnie wtedy, kiedy jest nadzwyczaj piękne opakowanie i głośna reklama w telewizji. Chociażby te nieszczęsne rogaliki z nadzieniem czekoladowym - toż to paskudztwo nad paskudztwami, bez żadnej wartości odżywczej, a wciska się to dzieciom.
Pomidor (prawie) na wszystko. Pomidory są szkodliwe tylko w przypadku, jeśli ktoś ma wrzody żołądka, poza tym w żadnym innym przypadku nie są szkodliwe. Jest w nich potas, zapobiegają kurczom w nogach, zmęczeniu i kurczeniu się mięśnia sercowego, migotaniu przedsionków. Także nad pomidor lekarstwa lepszego nie znajdziecie na serce, ani na mięśnie. Poza tym ostry sok pomidorowy potrafi pomagać trawić. Tam, gdzie jest bezsoczność żołądka, złe trawienie, to nawet przyrządzić sobie na ostro z surową cebulką, nawet dopuszczalna jest łyżeczka octu do tego. Na trawienie. Pomidor jest złośliwy, jeżeli u kogoś się rozwija, nie daj Boże, rak.
Papryką jest błogosławieństwem dla organizmu. Żaden typ papryki nie jest szkodliwy. Do Serbii jeżdżę prawie co roku i tam nie ma dnia, jak się nie zjada w rodzinie półtora do dwóch kilogramów papryki. Jeżeli się nie znosi zapachu papryki, tzn. że organizm coś tam ma do niej, jakieś pretensje.
9) Dynia - jest kopalnią cynku i soli mineralnych. Cynk
zabezpiecza przed wszystkimi chorobami związanymi z niepłodnością ludzką, u
kobiet przed rakami piersi i narządów kobiecych, u mężczyzn przed problemami z
gruczołem krokowym, z wypadaniem włosów, krwawieniem dziąseł, zwiotczeniem
skóry, wrzodami - to wszystko od dyni zależy. Młodym małżonkom zawsze
zalecam dodawać ją do wszystkiego. A na zimę jest idealny dżemem z dyni pół
na pół z jabłkami. Posiekać dynię i jabłka, wrzucić do przegotowanego syropu,
nawet cukrzanego, z goździkami i smażyć na wolnym ogniu po godzinie przez 3
dni. I mamy idealny dżem. A kto zjada pestki z dyni. to 100 lat nic nie wie o
starości.
Ryż - jak najbardziej jest zdrowy, ale jest zasadotwórczy, odkwasza przewód pokarmowy. Nie powinniśmy szukać bardzo krystalicznego ryżu, żeby nie był bardzo wypolerowany, bo ten nie ma wartości odżywczych. Natomiast ryż taki prosty, zwykły, ma bardzo dużo witaminy B1 i B2, silnie działa przeciw zmęczeniu mięśni i przeciw wyczerpaniu nerwowemu. Jeżeli ktoś lubi ryż, to znaczy, że organizm go potrzebuje. Od ryżu piękna cera się robi, to już z góry wiadomo.
Nie obierajcie jabłek! Właściwie nie powinno się jabłek obierać. A starsi ludzie powinni tak prowadzić sobie kuchnię, żeby codziennie miała każda starsza osoba 2 pieczone jabłka, bez względu na porę roku. I nie wolno wyrzucać skórki. Bo jak zaobserwowałem - wydrążą sobie to co miękkie, a resztę wyrzucają. Dlatego się piecze jabłko, żeby je zjeść razem z łupiną, bo łupina jest w jabłku najdrogocenniejsza. Nie samo jabłko, bo jabłko posiada bardzo mało witamin. Ale posiada pektynę drogocenną dla organizmu, a pektyny chronią nas przed zatruciami, przed złym trawieniem, przed zapaleniem przewodu pokarmowego. To jest drogocenna rzecz.
Płukanie... ogórkiem. Ogórki – maja tylko sole mineralne. Ogórkami bardzo dobrze płukać nerki. W okresie zielonych ogórków, w każdym domu powinno się wziąć kilka ogórków codziennie, przepuścić przez sokowirówkę i ci, którzy mają kłopoty z nerkami, z pęcherzami, z oddawaniem moczu, to dwa razy dziennie wypić szklankę soku ogórkowego, niczym nie przyprawionego. Można dodać, w trakcie przepuszczania przez sokowirówkę, kilka ździebełek koperku. Osoby po czterdziestym roku życia nie powinny jeść świeżych ogórków. Bo już wtedy zgryz nie jest odpowiedni, aby to rozmielić porządnie, a żołądek jest już troszkę osłabiony, żeby to dobrze rozetrzeć. I następuje niestrawność ogórkowa. Ogórek jest bardzo ciężko strawny. Dlatego ogórki dla starszych ludzi powinno się na zwykłej tarce od ziemniaków rozcierać na miazgę i mieszać ze śmietaną z przyprawami, dużo jarzynek do tego, dużo szczypiorku, dużo koperku i to jest doskonała potrawa. Nawet najbardziej chory człowiek zje i nie będzie miał naruszonego systemu trawiennego.
Ryż - jak najbardziej jest zdrowy, ale jest zasadotwórczy, odkwasza przewód pokarmowy. Nie powinniśmy szukać bardzo krystalicznego ryżu, żeby nie był bardzo wypolerowany, bo ten nie ma wartości odżywczych. Natomiast ryż taki prosty, zwykły, ma bardzo dużo witaminy B1 i B2, silnie działa przeciw zmęczeniu mięśni i przeciw wyczerpaniu nerwowemu. Jeżeli ktoś lubi ryż, to znaczy, że organizm go potrzebuje. Od ryżu piękna cera się robi, to już z góry wiadomo.
Nie obierajcie jabłek! Właściwie nie powinno się jabłek obierać. A starsi ludzie powinni tak prowadzić sobie kuchnię, żeby codziennie miała każda starsza osoba 2 pieczone jabłka, bez względu na porę roku. I nie wolno wyrzucać skórki. Bo jak zaobserwowałem - wydrążą sobie to co miękkie, a resztę wyrzucają. Dlatego się piecze jabłko, żeby je zjeść razem z łupiną, bo łupina jest w jabłku najdrogocenniejsza. Nie samo jabłko, bo jabłko posiada bardzo mało witamin. Ale posiada pektynę drogocenną dla organizmu, a pektyny chronią nas przed zatruciami, przed złym trawieniem, przed zapaleniem przewodu pokarmowego. To jest drogocenna rzecz.
Płukanie... ogórkiem. Ogórki – maja tylko sole mineralne. Ogórkami bardzo dobrze płukać nerki. W okresie zielonych ogórków, w każdym domu powinno się wziąć kilka ogórków codziennie, przepuścić przez sokowirówkę i ci, którzy mają kłopoty z nerkami, z pęcherzami, z oddawaniem moczu, to dwa razy dziennie wypić szklankę soku ogórkowego, niczym nie przyprawionego. Można dodać, w trakcie przepuszczania przez sokowirówkę, kilka ździebełek koperku. Osoby po czterdziestym roku życia nie powinny jeść świeżych ogórków. Bo już wtedy zgryz nie jest odpowiedni, aby to rozmielić porządnie, a żołądek jest już troszkę osłabiony, żeby to dobrze rozetrzeć. I następuje niestrawność ogórkowa. Ogórek jest bardzo ciężko strawny. Dlatego ogórki dla starszych ludzi powinno się na zwykłej tarce od ziemniaków rozcierać na miazgę i mieszać ze śmietaną z przyprawami, dużo jarzynek do tego, dużo szczypiorku, dużo koperku i to jest doskonała potrawa. Nawet najbardziej chory człowiek zje i nie będzie miał naruszonego systemu trawiennego.
Natomiast drogocenne są ogórki
małosolne i ogórki kwaśne, kiszone, tylko nie przesolone. Nigdy nie można ogórków kwasić solą
jodową białą. Zawsze trzeba kupować sól czarną, albo z Kłodawy, tę z żelazem,
wtedy ogórki są ciemne, twarde i nie pleśnieją. A po soli jodowej, białej, są
jak stare papcie, pleśnieją prędko i są nic niewarte.
Miód lepszy od cukru. Zamiast cukiernicy, radziłbym bardzo, by stała na stole miseczka z miodem. Miód nie jest dla naszego organizmu szkodliwą substancją - bardzo nas wzmacnia i bardzo poprawia samopoczucie. Nie może być jednak przedawkowany - nie, może go być więcej, jak duża czubata łyżka na dobę. Ale musi być najmniej łyżeczka, bo kora mózgowa potrzebuje glukozy, żeby się mózg nie męczył. Lepiej miodu nie wkładać do gorącego płynu. Najlepiej herbatę zrobić z mlekiem - taką mocną i pić ją bez cukru, a chleb posmarować sobie masłem i miodem i na wierzch położyć kawałek sera. Teraz w sklepach nasz polski miód jest w 100 proc. dobry. I zamiast 5 kg cukru lepiej kupić l kg miodu - to będzie dwa razy więcej pożytku. Oczywiście, jak się piecze na święta jakieś ciasto, tort czy coś innego się robi, wiadomo, miodu tam nie damy, z wyjątkiem porządnego piernika. To z tego cukru nie będzie tragedii, ale żeby tego nie było na co dzień. Cukier dla 20-, 25-latków jest dopuszczalny z powodu ich ogromnego ruchu - bardzo szybko się spala. Do tego wszystkiego, co młodzież jada, trzeba dodać dużą dawkę powietrza i ruchu na świeżym powietrzu, a z drugiej strony dużo mleka. Bo to są organizmy, które kończą cykl budowy. Jeśli w pewnym okresie, nawet przy dobrej względnie kuchni, zabraknie dla intensywnego dokończenia budowy organizmu - budulca, podówczas te organizmy zaczynają raptem słabnąć, przede wszystkim wysiadają nerwowo.
Miód lepszy od cukru. Zamiast cukiernicy, radziłbym bardzo, by stała na stole miseczka z miodem. Miód nie jest dla naszego organizmu szkodliwą substancją - bardzo nas wzmacnia i bardzo poprawia samopoczucie. Nie może być jednak przedawkowany - nie, może go być więcej, jak duża czubata łyżka na dobę. Ale musi być najmniej łyżeczka, bo kora mózgowa potrzebuje glukozy, żeby się mózg nie męczył. Lepiej miodu nie wkładać do gorącego płynu. Najlepiej herbatę zrobić z mlekiem - taką mocną i pić ją bez cukru, a chleb posmarować sobie masłem i miodem i na wierzch położyć kawałek sera. Teraz w sklepach nasz polski miód jest w 100 proc. dobry. I zamiast 5 kg cukru lepiej kupić l kg miodu - to będzie dwa razy więcej pożytku. Oczywiście, jak się piecze na święta jakieś ciasto, tort czy coś innego się robi, wiadomo, miodu tam nie damy, z wyjątkiem porządnego piernika. To z tego cukru nie będzie tragedii, ale żeby tego nie było na co dzień. Cukier dla 20-, 25-latków jest dopuszczalny z powodu ich ogromnego ruchu - bardzo szybko się spala. Do tego wszystkiego, co młodzież jada, trzeba dodać dużą dawkę powietrza i ruchu na świeżym powietrzu, a z drugiej strony dużo mleka. Bo to są organizmy, które kończą cykl budowy. Jeśli w pewnym okresie, nawet przy dobrej względnie kuchni, zabraknie dla intensywnego dokończenia budowy organizmu - budulca, podówczas te organizmy zaczynają raptem słabnąć, przede wszystkim wysiadają nerwowo.
Błogosławieństwem dla młodzieży jest, oprócz dużej
dawki mleka i jarzyn, także kasza gryczana, groch, fasola, wszelkie wydania
kapusty. Codziennie powinna stać na stole miska dobrej, takiej ukraińskiej
kapusty.
Selen, albo rzecz o śledziach. Śledzie są kopalnią selenu, jodu, cynku, fosforu - czterech dla nas najdrogocenniejszych, niezbędnych składników. Ryby mają fosfor, jod, cynk, ale nie mają selenu. Cebula rozrzedza krew a selen daje rozum. Selen hamuje starzenie się organizmu, daje całkowitą odporność na choroby, również na choroby zakaźne, zapobiega przemęczeniu. I dlatego selen jest nam bardzo potrzebny jako niezbędna substancja składowa. Mamy taki duży gruczoł, na który niewielu lekarzy nawet przy badaniu - zwraca uwagę. Nikt się nim nie przejmuje, a to jest jeden z najważniejszych gruczołów, wisi 3 cm od tarczycy, dwoma płatami kładzie się na serce z obu stron. Nazywa się grasica. I ta grasica wydziela hormon przeciw zmęczeniu, przeciw starzeniu się, przeciw spadkowi intelektu, zapobiegając wszelkim chorobom, nawet rakowi. Selen w 100 proc. blokuje raka. Tego selenu prawie w pożywieniu nie mamy. Bo gdybyśmy jedli kaszę jaglaną, gdybyśmy jedli mamałygę z kukurydzy, no to byłoby z tym selenem jeszcze jako tako. Ale że nie mamy ani kaszy jaglanej, ani kukurydzianej, to powinniśmy chociaż na te śledzie lecieć.
Selen, albo rzecz o śledziach. Śledzie są kopalnią selenu, jodu, cynku, fosforu - czterech dla nas najdrogocenniejszych, niezbędnych składników. Ryby mają fosfor, jod, cynk, ale nie mają selenu. Cebula rozrzedza krew a selen daje rozum. Selen hamuje starzenie się organizmu, daje całkowitą odporność na choroby, również na choroby zakaźne, zapobiega przemęczeniu. I dlatego selen jest nam bardzo potrzebny jako niezbędna substancja składowa. Mamy taki duży gruczoł, na który niewielu lekarzy nawet przy badaniu - zwraca uwagę. Nikt się nim nie przejmuje, a to jest jeden z najważniejszych gruczołów, wisi 3 cm od tarczycy, dwoma płatami kładzie się na serce z obu stron. Nazywa się grasica. I ta grasica wydziela hormon przeciw zmęczeniu, przeciw starzeniu się, przeciw spadkowi intelektu, zapobiegając wszelkim chorobom, nawet rakowi. Selen w 100 proc. blokuje raka. Tego selenu prawie w pożywieniu nie mamy. Bo gdybyśmy jedli kaszę jaglaną, gdybyśmy jedli mamałygę z kukurydzy, no to byłoby z tym selenem jeszcze jako tako. Ale że nie mamy ani kaszy jaglanej, ani kukurydzianej, to powinniśmy chociaż na te śledzie lecieć.
Śledzie z
cebulką, z olejem, to mamy selen, jod, fosfor, cynk, z cebuli siarkę, w oleju
wit. A i E, i biotynę, wit. H, która wszystkie drogi
oddechowe leczy, łącznic ze strunami głosowymi. Jeżeli ktoś ma jakiś wstręt, bo
czasami bywa tak, że ktoś ma wstręt do zapachu śledzia, to można je po
mojżeszowemu zrobić. Tak samo jak po polsku, tylko zalać gorącym olejem. Zanim
olej ostygnie, to struktura zapachowa i śledzi i cebuli zupełnie zmieni się.
Delikatna forma konserwowa, zupełnie dla nas niespotykana, bardzo smaczna,
apetyczna i mięso śledzi wtedy o wiele łatwiej od ości odchodzi, bo gorący olej
je rozmiękczył.
Skórka od chleba -
jest bardzo zdrowa, drogocenna ‑ wszystkie witaminy, jakie tylko są w zbożu, są
w skórkach od chleba. Poza tym radziłbym, chociaż co drugi dzień jadać na
kolację płatki owsiane gotowane pół na pół z otrębami pszennymi i z mlekiem. To
drogocenna substancja odżywcza. Płatki owsiane są kopalnią magnezu i selenu. A
otręby, to cała kupa witaminy B kompleks i błonnik, który wydrapuje nam kiszki
i oczyszcza. Można nawet dosypywać garść otrębów do ciasta makaronowego domowej
roboty. Ciasto momentalnie odkleja się od rąk i stolnicy i pachnie pszenicą.
Łój jest błogosławieństwem dla organizmu. Jest dobry przeciw miażdżycy. Placki ziemniaczane pieczone na łoju są najzdrowsze. Łój wołowy, żółty, ten gruby łój trzeba kupować w sklepach i na łoju ziemniaki robić - bardzo zdrowe.
Grzyby- Poza pewną ilością selenu, wartość odżywcza właściwie żadna. Mają one głównie walory smakowo-zapachowe. Ale w dobrze zaopatrzonej kuchni domowej powinny być - dodają smaku i poprawiają apetyt.
Łój jest błogosławieństwem dla organizmu. Jest dobry przeciw miażdżycy. Placki ziemniaczane pieczone na łoju są najzdrowsze. Łój wołowy, żółty, ten gruby łój trzeba kupować w sklepach i na łoju ziemniaki robić - bardzo zdrowe.
Grzyby- Poza pewną ilością selenu, wartość odżywcza właściwie żadna. Mają one głównie walory smakowo-zapachowe. Ale w dobrze zaopatrzonej kuchni domowej powinny być - dodają smaku i poprawiają apetyt.
O margarynie Najlepiej wyrzucić to mazidło z kuchni i to
natychmiast. Z tłuszczów używać tylko
masła, oleju(najbardziej wartościowy wytwarzano kiedyś z konopi), smalcu czy
czystego łoju. Margaryna, jako produkt o wysokim stopniu przetworzenia, robi
szkody w ludzkim organizmie. Pomyślcie tylko, jaki proces technologiczny musi
przejść olej naturalny, ile po drodze trzeba dodać do niego substancji
chemicznych (w tym i rakotwórczych), sztucznie produkowanego kwasu masłowego
(który prawdopodobnie niszczy śluzówkę), utrwalaczy i barwników (gdyby nie
pomarańczowa farbka - margaryna byłaby trupio blada), aby uzyskać postać efektownie
zapakowanej kostki. Nawiasem mówiąc, nie ma dotąd na świecie żadnej pracy
naukowej, która uzasadniłaby i potwierdziła zdrowotność spożywania margaryny.
11) KAWA - jeżeli się ją pije z ekspresu, albo kiedy ktoś
umie taką kawę przyrządzić, aby do niej nie trafił węgiel ze zmielonej
kawy.. Kawa, obniżając poziom magnezu,
kwas solny wyprodukowany przez nią zakwasza przewód pokarmowy, zagęszcza osocze
krwi i robi się ślimacze krążenie, na które pomóc może... kolejna porcja
kofeiny. Kawa pozornie poprawia samopoczucie, zwiększając objętościowo zasób
krwi (podobnie jak przedawkowany alkohol zwiększa ilość krwi z 6 litrów na 8),
ale zarazem uzależnia, domagając się coraz to nowych porcji. Słowem - nic
dobrego. Jeśli już ktoś nie może obejść się bez tej używki, to niech nie
przekracza dwóch filiżanek dziennie. Natomiast młodzież, ale i dzieci, i
dorośli, i staruszkowie powinni pić naturalne soki owocowe, nie słodzone,
przygotowane w prosty sposób w warunkach domowych.
Kawa sama zawiera czystą kofeinę i ta kofeina
rozszerza naczynia krwionośne. Najpierw rozrzedza trochę krwiobieg, pobudza do
życia, podnosi ciśnienie i zapobiega zmęczeniu. Oczywiście na dwie godziny. Po
dwóch godzinach przez nerki 14 razy krwiobieg przeszedł i oczyścił się.
Wszystko się wysiusiało i po kofeinie znaku nie ma i trucizny w organizmie też
nie ma. Ale jak my po polsku kawę pijemy, sypiąc do szklanki, zalewamy wodą,
mieszamy, to ten węgiel bez przerwy się unosi - ten najdrobniejszy miałki
węgiel. Gdy to wypijemy, to porowata śluzówka żołądka jest podrażniona
zmielonymi mikronami węgla, on się wżera coraz głębiej w śluzówkę. A
śluzówka pęcznieje, broni się przeciw jego obecności i wydziela ogromną ilość
kwasów trawiennych o przewadze kwasu solnego. I ten kwas solny nie może być z
organizmu inaczej usunięty, tylko przez użycie całego magnezu, jaki mamy w
krwiobiegu. Ucieczka magnezu do odkwaszania krwi powoduje zastój w wydzielaniu
adrenaliny. I wtedy, kiedy brakuje adrenaliny, to mało, że na kredyt żyjemy z
rana, ale mamy niskie ciśnienie do południa, napadowe bóle głowy, mroczki przed
oczami, jak się schylimy, mrowienie w nogach jak dłużej siedzimy, jesteśmy
nerwowi, niecierpliwi, rozklekotani, nie wiemy po co przyszliśmy, gdzie klucze
leżą, co mamy załatwić, trzeba notes przy sobie nosić! Dlatego zamiast kawy - radziłbym popijać bardzo mocną esencję z herbaty
przegotowanej, rano przy śniadaniu.
SOKI -soki bardzo znanej renomowanej krajowej firmy, które
można nabyć prawie w każdym sklepie.
Okazuje się, że ojciec Grande ostrzega przed napitkami, które oferuje
nasz rynek. W najlepszych z nich znajduje się co najwyżej 30 procent
naturalnego owocu, natomiast reszta to sprowadzane z Zachodu i rozcieńczane
ekstrakty chemiczne. Gdyby było inaczej, gdybyśmy mieli do czynienia z uczciwą
produkcją z naturalnego owocu, to przecież przy zakładach wytwórczych musiałyby
się znajdować olbrzymie hałdy resztek owocowych, wytłoków, zużytkowanych
później jako - na przykład - nawóz organiczny. Jakoś nie widać w naszym kraju
ani tych składowisk, ani też śladów gospodarowania wyciśniętym owocem.
Ojciec Grande radzi przed zimą przygotować w domu własny
stuprocentowy sok owocowy, który należy pasteryzować w następujący sposób:
przez trzy dni zagotowujemy, trzymając na niewielkim ogniu po pół godziny bez
przykrycia, tak żeby parował i zostawiamy do ostudzenia. W procesie
odparowywania giną grzybki i bakterie. Po
trzech dniach wlewamy sok do czystych, wyjałowionych naczyń. I nic nie
słodzimy. Owoce zawierają glukozę naturalną, najwspanialszą pod słońcem
słodycz. Formułuje też
ostrzeżenie do rodziców, aby nie podawali dzieciom napojów typu pepsi-cola, czy
coca-cola. Wszystko, co ma w swojej
nazwie dodatek "cola", zawiera narkotyk.
KWAS
CHLEBOWY- napój, który
powojenne pokolenia Polaków znają wyłącznie z książek?
- Wyparły
go przywleczone z Zachodu sztuczne, farbowane lemoniady, oranżady, pepsi i
cole. W Rosji czy na Ukrainie kwas chlebowy nadal jest bardzo popularny i można
go dostać niemal na każdym rogu ulicy. Nie znam bardziej wartościowego napoju -
wspaniale gasi pragnienie, likwiduje zmęczenie, posiada ogromne stężenie
witaminy B, dużo selenu i cynku, a przy tym leczy likwidując nadkwasotę,
wzdęcia, wszelkie zaburzenia trawienne.
Napój ten można robić w warunkach domowych, a kosztuje grosze.
Na potrzeby domowe wystarczą
trzy kilogramy sucharów z ciemnego razowego chleba, pół kilograma miodu, dwa
kilogramy cukru oraz drożdże winne. Wszystko to zalewamy wodą w dużym kamiennym
garnku, przykrywamy lnianym ręcznikiem, stawiamy na dwa, trzy dni w ciepłym
miejscu. Gdy zacznie fermentować, przelewamy do butelek, szczelnie zamykamy i
przez kilka dni przetrzymujemy gdzieś w chłodzie. Na lato jest to znakomity,
orzeźwiający i zarazem leczący napój. Smutno
się robi na myśl, ile wszelakiego dobra zawartego w najprostszych, tanich
produktach, leży odłogiem.
Magnez solo i w duecie.
Magnez jest bardzo ważnym składnikiem naszego systemu nerwowego, nie
bezpośrednio jednak, tylko w powiązaniu. Na bazie magnezu pracuje kora
nadnercza - wydzielając adrenalinę - hormon działający przeciwko zmęczeniu,
pilnujący właściwego poziomu ciśnienia, zapobiegający naszemu rannemu
zmęczeniu, wieczornemu ożywianiu się. Jeżeli mamy odpowiedni poziom magnezu, to
normalnie między 5-6 rano ten hormon zostaje wstrzykiwany przez korę nadnercza
do naszego 5,5 litra krwi. Budzimy się chętnie, niecierpliwie leżymy w łóżku,
wstajemy prędko, czujemy się doskonale.
Natomiast,
jeśli zabraknie magnezu z powodu braku szacunku dla kakao,
a przede wszystkim dla rzodkiewek i dla ciemnozielonych jarzyn, to wtedy
zaczyna się dziwadło. Coraz częściej stwierdzamy, że pod wieczór napada na nas
chęć do życia, coś mamy jeszcze do zrobienia, do przeczytania, do przekładania,
chodzenia, kręcenia się, mamy ciągle napięcie takie, byśmy Panu Bogu jeszcze
radośnie 5 psalmów odśpiewali. A rano tragedia. Do południa człowiek na
kredyt żyje. Trzy kawy pije i po kawie, po dwóch godzinach, czujemy się, jak po
ćwiartce wódki.
Potrawy smażone są niezdrowe? Wszystko będzie zdrowe, jeżeli w tym czasie, kiedy jecie takie wieprzowe boczki, kiedy w kuchni pokazują się lepsze potrawy, to w tym dniu wypijecie więcej kwaśnego kefiru. Proszę pierwszy kefir kupić w sklepie, tak ze 2‑3 litry (na ok. 8 osób). Przetrzymać go przez 12 godzin w domu, tak żeby grzybki kefiru dobrze się rozwinęły i później już do zwykłego, chudego, przegotowanego mleka wlać szklankę i niech to przez 24 godziny stoi w ciepłym miejscu, aż skiśnie i się zetnie. Potem to trzeba wytrzepać porządnie. Wczorajszym kefirem już jutrzejszy można zakwaszać. Sproszkowane mleko jest bardzo drogocenne do gotowania wszelkich zup, do picia kawy zbożowej z mlekiem, ale nic więcej z tego nie można robić.
Cukrzyce wszelkiego rodzaju są wynikiem wadliwego odżywiania i przeciążenia trzustki (rosoły przede wszystkim, cukier naturalny, a poza tym nieregularne jedzenie). Człowiek powinien jadać regularnie. Znerwicowany człowiek nie powinien pozostawiać możliwości do odkładania się tłuszczów. Nie powinien jadać nadmiernie.
Potrawy smażone są niezdrowe? Wszystko będzie zdrowe, jeżeli w tym czasie, kiedy jecie takie wieprzowe boczki, kiedy w kuchni pokazują się lepsze potrawy, to w tym dniu wypijecie więcej kwaśnego kefiru. Proszę pierwszy kefir kupić w sklepie, tak ze 2‑3 litry (na ok. 8 osób). Przetrzymać go przez 12 godzin w domu, tak żeby grzybki kefiru dobrze się rozwinęły i później już do zwykłego, chudego, przegotowanego mleka wlać szklankę i niech to przez 24 godziny stoi w ciepłym miejscu, aż skiśnie i się zetnie. Potem to trzeba wytrzepać porządnie. Wczorajszym kefirem już jutrzejszy można zakwaszać. Sproszkowane mleko jest bardzo drogocenne do gotowania wszelkich zup, do picia kawy zbożowej z mlekiem, ale nic więcej z tego nie można robić.
Cukrzyce wszelkiego rodzaju są wynikiem wadliwego odżywiania i przeciążenia trzustki (rosoły przede wszystkim, cukier naturalny, a poza tym nieregularne jedzenie). Człowiek powinien jadać regularnie. Znerwicowany człowiek nie powinien pozostawiać możliwości do odkładania się tłuszczów. Nie powinien jadać nadmiernie.
Kiedy rośniemy, powinniśmy jadać dużo, ale już po
23 roku życia, jak skończy się okres rozwojowy u dziewcząt, a po 25 u mężczyzn,
to człowiek powinien jadać o 1/3 mniej.
Żeby nie być cukrzykiem na
przyszłość, trzeba jadać często, a po trochu. Wtedy nie ma skłonności
do tycia. Nie można zostawić znerwicowanego żołądka pustym, bo jak on się
zasysa i wysysa żółć z woreczka żółciowego, to tym bardziej drażni trzustkę. Bo
woreczek żółciowy jest tu przyrośnięty do opuszki dwunastnicy takim twardym
kablem, a sam leży aż 13 cm dalej. A do opuszki dwunastnicy jest bezpośrednio
przyrośnięta taka mała kijanka, 12-dekagramowa trzustka i przewód jej
podłączony jest do brodawki watera, w tym miejscu, gdzie przewód żółciowy. Jak
następuje ssanie, to opróżnia woreczek żółciowy i wątrobie właściwie szkody nie
przynosi, bo tylko woreczek żółciowy opróżnia i wysysa z niego wszystko. Ale to
ssanie jest tak silne, że wysysa na zewnątrz położony bardzo delikatny przewód
trzustkowy. Trzustka musi wydzielać do organizmu sok, który „rozmydla”
tłuszcze. Bez soku trzustkowego tłuszcze są zupełnie niestrawne, zlepiają
jelita. Natomiast sok trzustkowy zachowuje się w jelitach tak jak „Ludwik”
do zmywania naczyń. Rozmydla zupełnie tłuszcze, które my zjadamy. I jak
żołądek wypycha przerobioną gęstą papkę trawienną, to wtedy znamionko, które
nazywa się brodawką, rozsuwa się leciutko i w naturalny sposób ścieka żółć, sok
trzustkowy i przepływa do jelit. A w cienkich jelitach wymieszane, rozbełtane zupełnie
rozmydlają tłuszcze na neutralną substancję, z domieszką żółci. I ten tłuszcz w
dalszej drodze jest trawiony. To jest bardzo ważne.
12)
Jeżeli
natomiast jemy dużo rosołów, pieczone mięsa,
a szczególnie te polskie kotlety schabowe (uchowaj Boże), to wtedy trzustka nie
nadąża wydzielać tyle co trzeba soku, albo jeżeli jest narażona na to ssanie,
wpada w stan zapalny, bo jej przewód jest nadszarpnięty. Wtedy trzustka traci
równowagę wytwarzania hormonów i zaczyna coraz mniej produkować insuliny. I wtedy
zaczyna się skłonność do złej przemiany cukru.
Atakuje przeważnie ludzi
tęgich. Wszystkie kotlety z każdego mięsa, trzeba ubić na stolnicy, aby
się rozlatywały, nawet kury nie powinno się inaczej przyrządzać. Miękkie
kawałki kury ubić porządnie na stolnicy młotkiem metalowym (nie drewnianym),
utytłać w
gruboziarnistej mące, później dopiero w ubitym
jajku i usmażyć na oleju tak, jak kartoflane placki na złoty, piękny kolor,
który się nawet nie da rady przypalić i na talerzu dopiero posypać pieprzem i
solą, i położyć na to dwie łyżki uduszonej na oleju cebuli.
Kotlety schabowe należy najpierw
obtaczać w bułce, później w jajku i smażyć na tłuszczu wieprzowym. Albo
np. mięso wołowe duszone, najpierw opiec po wierzchu na oleju, potem przełożyć
do rondla, nasypać dużo jarzyn i niech mięso się tak podusi.
Sosy - posiekać drobno mięso, lub nawet jeden kawałek większy, usmażyć na różowo, tak porządnie na różowo, żeby było przypieczone i do już usmażonego mięsa wiać gorącej wody. Zrobi się z tego naturalny kolor. Rozrobić na mleku mąkę i wlać do sosu. Taki sos jest pachnący i smaczny.
Zasmażka tragiczna Wszystkie zasmażki są tragiczne dla organizmu. Wymagają wielokrotnie więcej sił trawiennych niż zwykła potrawa. Bo nie spala się i zamienia się w taką samą substancję zakwaszającą przewód pokarmowy jak mielona kawa. Jak ten węgiel z kawy. Nie można spalonego jadać.
Co z solą? Mycie, płukanie i warzenie soli to jest zbrodnia przeciw naturze. Sól kopalniana niesie ze sobą ogromne bogactwo selenu, żelaza i kobaltu, które są wypłukiwane do Wisły, a stamtąd do morza, na dodatek trując po drodze pół życia w rzekach. Co dalej robi nasz przemysł żywieniowy? Otóż, kupuje się za granicą za ciężkie dolary jod, joduje nim wypłukaną sól, miele ją, bieli, i sprzedaje bezwartościową substancję, z której jod - po otwarciu torebki - bardzo szybko ulatuje.
Sosy - posiekać drobno mięso, lub nawet jeden kawałek większy, usmażyć na różowo, tak porządnie na różowo, żeby było przypieczone i do już usmażonego mięsa wiać gorącej wody. Zrobi się z tego naturalny kolor. Rozrobić na mleku mąkę i wlać do sosu. Taki sos jest pachnący i smaczny.
Zasmażka tragiczna Wszystkie zasmażki są tragiczne dla organizmu. Wymagają wielokrotnie więcej sił trawiennych niż zwykła potrawa. Bo nie spala się i zamienia się w taką samą substancję zakwaszającą przewód pokarmowy jak mielona kawa. Jak ten węgiel z kawy. Nie można spalonego jadać.
Co z solą? Mycie, płukanie i warzenie soli to jest zbrodnia przeciw naturze. Sól kopalniana niesie ze sobą ogromne bogactwo selenu, żelaza i kobaltu, które są wypłukiwane do Wisły, a stamtąd do morza, na dodatek trując po drodze pół życia w rzekach. Co dalej robi nasz przemysł żywieniowy? Otóż, kupuje się za granicą za ciężkie dolary jod, joduje nim wypłukaną sól, miele ją, bieli, i sprzedaje bezwartościową substancję, z której jod - po otwarciu torebki - bardzo szybko ulatuje.
Szukajmy soli kopalnianej, jak
najmniej oczyszczonej, szarej, „brzydkiej" z wyglądu.
Przy okazji zwracani uwagę na to, by nie dać się nabrać na jakieś wymyślne, próżniowe - niepróżniowe, opakowania artykułów spożywczych. Na przykład, taką zdrowotną kaszę gryczaną pakuje się ostatnio do jednorazowych torebek - z grubego plastiku, bardzo wulgarnych, nieestetycznie podziurawionych i w tym się gotuje. Kasza z tego plastiku nie nadaje się do jedzenia, ponieważ są w niej wygotowane z opakowania substancje chemiczne. Poza tym, nie przypomina swoją konsystencją puszystości potrawy gotowanej właściwie. I naturalnie produkt jest droższy, ktoś przecież na tych opakowaniach zarabia. Polskie społeczeństwo powinno bronić się przed raptowną zmianą tanich substancji w drogie, przez przesypywanie ich z jednego opakowania do drugiego.
Przy okazji zwracani uwagę na to, by nie dać się nabrać na jakieś wymyślne, próżniowe - niepróżniowe, opakowania artykułów spożywczych. Na przykład, taką zdrowotną kaszę gryczaną pakuje się ostatnio do jednorazowych torebek - z grubego plastiku, bardzo wulgarnych, nieestetycznie podziurawionych i w tym się gotuje. Kasza z tego plastiku nie nadaje się do jedzenia, ponieważ są w niej wygotowane z opakowania substancje chemiczne. Poza tym, nie przypomina swoją konsystencją puszystości potrawy gotowanej właściwie. I naturalnie produkt jest droższy, ktoś przecież na tych opakowaniach zarabia. Polskie społeczeństwo powinno bronić się przed raptowną zmianą tanich substancji w drogie, przez przesypywanie ich z jednego opakowania do drugiego.
Domowy smalec?! Bez obaw - byle ów smalec nie spotkał
się z białym pieczywem i cukrem, to możemy go z pożytkiem dla zdrowia spożywać.
Przez całe wieki był w powszechnym użytku; smarowano nim chleb, wypiekano
placki. Ludzie dożywali siedemdziesiątki, zachowując jasność umysłu. Choroba
Alzheimera, którą słusznie czy niesłusznie przepisuje się spożywaniu tłuszczów
nienasyconych, to niestety, specyfika naszych czasów.
Słonina, jeśli dobrze przyrządzona, to nie zaszkodzi. Bierzemy dość grube plastry zwykłej surowej słoniny (rzecz jasna, smaczniejsza będzie ta z wiejskiego uboju, opalona ogniem, o specyficznej strukturze) i nacieramy ją solidnie czosnkiem roztartym z solą. Następnie kładziemy do glinianego garnka, przyciskamy czymś ciężkim. Po paru dniach, kiedy słonina nieco się spracuje, przewracamy ją. Robimy to kilka razy, mniej więcej przez dwa tygodnie. Kiedy zauważymy, że słonina wchłonęła wcześniej wydzielony płyn i naciągnęła czosnkiem, wyjmujemy ją, oskrobujmy z nadmiaru soli i wieszamy na haczykach w przewiewnym miejscu. Podsuszoną przechowujemy w lodówce, a wieczorami kroimy do razowego chleba z kwaszonym ogórkiem i zbożowej kawy. Zamiast kiełbasy. Jest także bardzo smaczna do piwa.
Co z vegetą, która podbiła polskie kuchnie? W vegecie znajduje się całe mnóstwo zdrowych, suszonych warzyw, niestety zniszczonych przez sodę - glutamin i mozyman sodu. Podnoszą one znakomicie smak potrawy, zmiękczają, przyspieszają gotowanie, ale zarazem likwidują 30 do 60 proc. wartości przygotowywanych produktów. Soda niszczy też śluzówkę przewodu pokarmowego i żołądka. Radzę wycofać ją z kuchni, albo przynajmniej radykalnie ograniczyć.
Maggi, musztarda, chrzan. Brunatna maggi jest wywarem z roślin o tej samej nazwie, zakonserwowanym chemicznie. Można ją dodawać dla polepszenia smaku, ale też - bardzo ostrożnie. Musztarda, w które) skład wchodzi biała i czarna gorczyca, sól, cukier, kwas cytrynowy, jak również utarty chrzan są przyprawami naturalnymi i można spożywać je bez obaw
Słonina, jeśli dobrze przyrządzona, to nie zaszkodzi. Bierzemy dość grube plastry zwykłej surowej słoniny (rzecz jasna, smaczniejsza będzie ta z wiejskiego uboju, opalona ogniem, o specyficznej strukturze) i nacieramy ją solidnie czosnkiem roztartym z solą. Następnie kładziemy do glinianego garnka, przyciskamy czymś ciężkim. Po paru dniach, kiedy słonina nieco się spracuje, przewracamy ją. Robimy to kilka razy, mniej więcej przez dwa tygodnie. Kiedy zauważymy, że słonina wchłonęła wcześniej wydzielony płyn i naciągnęła czosnkiem, wyjmujemy ją, oskrobujmy z nadmiaru soli i wieszamy na haczykach w przewiewnym miejscu. Podsuszoną przechowujemy w lodówce, a wieczorami kroimy do razowego chleba z kwaszonym ogórkiem i zbożowej kawy. Zamiast kiełbasy. Jest także bardzo smaczna do piwa.
Co z vegetą, która podbiła polskie kuchnie? W vegecie znajduje się całe mnóstwo zdrowych, suszonych warzyw, niestety zniszczonych przez sodę - glutamin i mozyman sodu. Podnoszą one znakomicie smak potrawy, zmiękczają, przyspieszają gotowanie, ale zarazem likwidują 30 do 60 proc. wartości przygotowywanych produktów. Soda niszczy też śluzówkę przewodu pokarmowego i żołądka. Radzę wycofać ją z kuchni, albo przynajmniej radykalnie ograniczyć.
Maggi, musztarda, chrzan. Brunatna maggi jest wywarem z roślin o tej samej nazwie, zakonserwowanym chemicznie. Można ją dodawać dla polepszenia smaku, ale też - bardzo ostrożnie. Musztarda, w które) skład wchodzi biała i czarna gorczyca, sól, cukier, kwas cytrynowy, jak również utarty chrzan są przyprawami naturalnymi i można spożywać je bez obaw
Zacznij od gęstego. Bardzo zdrowe jest picie po obiedzie. Ale my bardzo źle jemy i mamy taki jakiś
nietypowy zwyczaj żywieniowy, że jemy najpierw zupę. Powinno się jeść najpierw to, co jest gęste. Jadać wszystkie
drugie dania, jadać wszystkie suche desery, a na koniec jeść zupę. A po zupie
wypić kompot. Bo mamy spłukiwać to wszystko i tam rozcieńczyć. Tymczasem my
nalejemy do żołądka wody, a później w to chlup, kawałki wpadają. „Betoniarka”.
Szkodliwy wpływ na młody organizm wczesne rozpoczynanie życia płciowego Związek norm moralnych, sformułowanych w chrześcijańskim kręgu kulturowym, z naszym zdrowiem i życiem jest oczywisty. Kościół poczytuje za grzech ciężki różne formy wyżywania seksualnego, poza sakramentalnym związkiem małżeńskim. Wystarczy przypomnieć tragedię końca XX wieku, czyli chorobę AIDS... Otóż, dzisiejsza młodzież dojrzewa płciowo nadzwyczaj wcześnie. Problemy związane z pokwitaniem i pierwszą menstruacją przeżywają już jedenasto- i dwunastoletnie dziewczynki. Również u chłopców przedwcześnie rozwijają się organy męskie. A czym to jest spowodowane? Naturalnie, sposobem odżywiania. W naszych organizmach kumuluje się chemia i farmakologia spożywana razem z żywnością. Na przykład, kurczaki, które tak nam wszystkim smakują, nie rozwijają się w naturalny sposób. Przyrost wagi osiągany jest przez podpędzanie hormonami. Nie mówiąc już o tym, że hoduje się je gorzej jak rośliny, bez światła dziennego i bez dostępu świeżego powietrza. A ponieważ łatwo się je przyrządza - pojawiają się na naszych stołach bardzo często. Hormony z kurzego mięsa nie są obojętne dla ludzkiego organizmu, no i mamy to, co mamy - przedwcześnie rozwiniętą i nadmiernie zorientowaną na seksualność młodzież. A współżycie w okresie pokwitania jest dla organizmu zgubne, traci on siły rozwojowe i odpornościowe; ucieka energia, białko jest spalane w wielkich ilościach i młodzież słabnie. Bowiem w
Szkodliwy wpływ na młody organizm wczesne rozpoczynanie życia płciowego Związek norm moralnych, sformułowanych w chrześcijańskim kręgu kulturowym, z naszym zdrowiem i życiem jest oczywisty. Kościół poczytuje za grzech ciężki różne formy wyżywania seksualnego, poza sakramentalnym związkiem małżeńskim. Wystarczy przypomnieć tragedię końca XX wieku, czyli chorobę AIDS... Otóż, dzisiejsza młodzież dojrzewa płciowo nadzwyczaj wcześnie. Problemy związane z pokwitaniem i pierwszą menstruacją przeżywają już jedenasto- i dwunastoletnie dziewczynki. Również u chłopców przedwcześnie rozwijają się organy męskie. A czym to jest spowodowane? Naturalnie, sposobem odżywiania. W naszych organizmach kumuluje się chemia i farmakologia spożywana razem z żywnością. Na przykład, kurczaki, które tak nam wszystkim smakują, nie rozwijają się w naturalny sposób. Przyrost wagi osiągany jest przez podpędzanie hormonami. Nie mówiąc już o tym, że hoduje się je gorzej jak rośliny, bez światła dziennego i bez dostępu świeżego powietrza. A ponieważ łatwo się je przyrządza - pojawiają się na naszych stołach bardzo często. Hormony z kurzego mięsa nie są obojętne dla ludzkiego organizmu, no i mamy to, co mamy - przedwcześnie rozwiniętą i nadmiernie zorientowaną na seksualność młodzież. A współżycie w okresie pokwitania jest dla organizmu zgubne, traci on siły rozwojowe i odpornościowe; ucieka energia, białko jest spalane w wielkich ilościach i młodzież słabnie. Bowiem w
okresie pierwszej młodości,
kiedy jest czas budowania, następuje gubienie energii, pustoszenie sił
żywotnych. Wystarczy powiedzieć, że seks zużywa trzykrotnie więcej energii od
tej, jaką potrzebuje organizm na swój rozwój.
PAN
BÓG JUŻ TAK NAS ZŁOŻYŁ DOSKONALE,
że jak byśmy
rozłożyli siebie na czynniki pierwsze, to patrząc na nasze organy wewnętrzne
bylibyśmy „porażeni” doskonałością mądrości Przedwiecznego. Na ich sprawność, na ich formę
współpracy ze sobą, bo tam przecież bez żadnych inżynierów, bez żadnych form
13)
nakazowych i
kontroli, to wszystko jest tak ze sobą zsynchronizowane, że pracuje lepiej jak
mrówki w swoim mrowisku. A ten komputer mózgowy, który Przedwieczny ożywił
swoją własną formą tchnienia, w który jeszcze wpoił rozsądek i sumienie,
którego żadnemu innemu stworzeniu nie podarował tylko człowiekowi, to już
wprawia nas w zdumieni tak wielkie, że niepotrzebna nam wtedy żadna księga
wielkie uczoności o Przedwiecznej mądrości. Nawet już kwiatów nie musimy
oglądać przez szkło powiększające, tych najcudniejszych kwiatów, którymi są
kwiatuszki wrzosu. Okazuje się, że są dziesięciokrotnie piękniejsze od
najpiękniejszej lilii. Ale trzeba przez dużą lupę patrzeć na to. I tak dopiero
Przedwiecznego na dnie tego wrzosowego kwiatuszka znaleźć. To jest piękna
rzecz. Ale jakbyśmy też i sami siebie w anatomiczny sposób rozłożywszy na
czynniki pierwsze obejrzeli, no to już geniusz Przedwiecznego jest tak wielki,
że żadna mądrość starobiblijnych uczonych w Piśmie nie potrafi tego Geniuszu
nam wyłożyć.
NA WSZYSTKO
JEST RADA.
Zawroty głowy - to już jest niedobrze, bo to są zaczopowane naczynia krwionośne w mózgu, gdzieś w jakichś miejscach wapnem. Wapnem kradzionym przez serce. Koniecznie używać wtedy wit. B1 w tabletkach. Czosnek jest drogocenny, ale nie można przekraczać 2 ząbków na dobę, bo rozdyma bardzo kanały wątrobowe. Jest silnie bakteriobójczy, zapobiega sklerotyzacji, uszczelnia naczynia krwionośne, ale tak rozdyma wątrobę, że człowiek tchu nie może złapać. Niektóre organizmy są przyzwyczajone, to mogą sobie pozwolić na luksus.
SEN- w epoce ciągłych napięć psychicznych potrzeba człowiekowi co najmniej 8 godzin snu. Zasypiamy obowiązkowo przed godziną 23.,kiedy to organizm w sposób naturalny wycisza się, serce zwalnia swoją akcję, kora nadnerczy przestaje produkować adrenalinę. Należy w tym czasie skłonić głowę na poduszkę. Jeśli przegapimy tę godzinę biologicznego spokoju i nadal będziemy aktywni, to wymusimy na korze nadnerczy dalszą pracę. Będzie ona wstrzykiwała do krwiobiegu odrobinki adrenaliny już do samego rana i nie da nam spokojnie zasnąć. Sen będzie przerywany, a początek dnia naznaczony zmęczeniem. My, mnisi, budzimy się o piątej rano, bez budzika. Całkiem inaczej zagospodarowuje się czas do południa, można bardzo dużo zrobić. Po południu, niestety, czas jest już krótki.
Zawroty głowy - to już jest niedobrze, bo to są zaczopowane naczynia krwionośne w mózgu, gdzieś w jakichś miejscach wapnem. Wapnem kradzionym przez serce. Koniecznie używać wtedy wit. B1 w tabletkach. Czosnek jest drogocenny, ale nie można przekraczać 2 ząbków na dobę, bo rozdyma bardzo kanały wątrobowe. Jest silnie bakteriobójczy, zapobiega sklerotyzacji, uszczelnia naczynia krwionośne, ale tak rozdyma wątrobę, że człowiek tchu nie może złapać. Niektóre organizmy są przyzwyczajone, to mogą sobie pozwolić na luksus.
SEN- w epoce ciągłych napięć psychicznych potrzeba człowiekowi co najmniej 8 godzin snu. Zasypiamy obowiązkowo przed godziną 23.,kiedy to organizm w sposób naturalny wycisza się, serce zwalnia swoją akcję, kora nadnerczy przestaje produkować adrenalinę. Należy w tym czasie skłonić głowę na poduszkę. Jeśli przegapimy tę godzinę biologicznego spokoju i nadal będziemy aktywni, to wymusimy na korze nadnerczy dalszą pracę. Będzie ona wstrzykiwała do krwiobiegu odrobinki adrenaliny już do samego rana i nie da nam spokojnie zasnąć. Sen będzie przerywany, a początek dnia naznaczony zmęczeniem. My, mnisi, budzimy się o piątej rano, bez budzika. Całkiem inaczej zagospodarowuje się czas do południa, można bardzo dużo zrobić. Po południu, niestety, czas jest już krótki.
Czy można sobie pozwalać na poobiednią drzemkę?
Jest to kompletnie zabronione. Po posiłku
należy odbyć dość intensywny spacer. A ta przemożna potrzeba snu po obiedzie
wywodzi się ze zwykłego obżarstwa. Żołądek podnosi przeponę, serce o nią
zawadza, mamy wrażenie, że jest za ciężkie, i człowiek - taki niedźwiedziowaty
- kładzie się spać, przesypiając najciekawszy czas w życiu. Potem wieczorem ma
problemy z zaśnięciem.
Na żylaki - 3 x w tygodniu kasza gryczana i tabletki wencscin – z gryki i z kasztanowca.
Stopy palą - to już jest miażdżyca tętnic podkolanowych - trzeba się bronić: nie palić papierosów, nie jeść cukru, nie jeść rosołów i zacząć rozcierać sobie pod kolanami nogi spirytusem kamforowym. Żeby udrożnić delikatne naczynia krwionośne, które już nie dostarczają tak dokładnie krwi do stóp, jak to potrzebne jest. Moczenie w szałwii nic nie pomoże, lepiej moczyć nogi w zwykłej sodzie do picia.
Na odciski - zwykła cebula. Dużą główka cebuli przeciąć wzdłuż, położyć na kuchni żeby się upiekła jak do rosołu się przypieka, wystudzić. Nogi wymoczyć w ciepłej wodzie z sodą do picia. Wziąć jeden płatek cebuli upieczonej, wsypać ździebełko cukru pudru, położyć na odcisk i przybandażować tę maseczkę. Zmieniać co 8 godzin, przez 3 dni. I tak pięknie rozmiękczymy odcisk, że można momentalnie nałożyć najciaśniejszy but i iść nawet na bal i już się nie czuje, że odcisk jest na nodze. Ale po trzech dniach swędzenia nie da wytrzymać i trzeba znowu wymoczyć w ciepłej wodzie z sodą nogi i odcisk odejdzie od zdrowego ciała i tkanki nie naruszy. Jeżeli bywa odcisk stary i duży, kurację powtórzyć.
Reumatyzm - jeśli chcemy leczyć, to przede wszystkim grochem, bo posiada tyle działań antyreumatycznych, że na poligonie właśnie chroni chłopców od zmęczenia, od pocenia się, od choroby przemęczeniowej kostnej. Groch gotuje się z kminkiem, na sucho i później dodaje się do każdej zupy 2-3 łyżki grochu z kminkiem i z masłem.
Wzrok się pogarsza? Przemywać oczy esencją herbacianą i brać wit. A + E, i wzrok poprawia się sam. Przemywać esencją, ale można na wieczór robić okłady na 20-30 minut. Przy zapaleniu spojówek też robić okłady z esencji herbacianej, a poza tym brać wit. A + E w kapsułkach, albo 3 duże gotowane marchwie codziennie zjeść, z masłem.
- Czym jeszcze wzbogacić dietę naszych okularników?
Stopy palą - to już jest miażdżyca tętnic podkolanowych - trzeba się bronić: nie palić papierosów, nie jeść cukru, nie jeść rosołów i zacząć rozcierać sobie pod kolanami nogi spirytusem kamforowym. Żeby udrożnić delikatne naczynia krwionośne, które już nie dostarczają tak dokładnie krwi do stóp, jak to potrzebne jest. Moczenie w szałwii nic nie pomoże, lepiej moczyć nogi w zwykłej sodzie do picia.
Na odciski - zwykła cebula. Dużą główka cebuli przeciąć wzdłuż, położyć na kuchni żeby się upiekła jak do rosołu się przypieka, wystudzić. Nogi wymoczyć w ciepłej wodzie z sodą do picia. Wziąć jeden płatek cebuli upieczonej, wsypać ździebełko cukru pudru, położyć na odcisk i przybandażować tę maseczkę. Zmieniać co 8 godzin, przez 3 dni. I tak pięknie rozmiękczymy odcisk, że można momentalnie nałożyć najciaśniejszy but i iść nawet na bal i już się nie czuje, że odcisk jest na nodze. Ale po trzech dniach swędzenia nie da wytrzymać i trzeba znowu wymoczyć w ciepłej wodzie z sodą nogi i odcisk odejdzie od zdrowego ciała i tkanki nie naruszy. Jeżeli bywa odcisk stary i duży, kurację powtórzyć.
Reumatyzm - jeśli chcemy leczyć, to przede wszystkim grochem, bo posiada tyle działań antyreumatycznych, że na poligonie właśnie chroni chłopców od zmęczenia, od pocenia się, od choroby przemęczeniowej kostnej. Groch gotuje się z kminkiem, na sucho i później dodaje się do każdej zupy 2-3 łyżki grochu z kminkiem i z masłem.
Wzrok się pogarsza? Przemywać oczy esencją herbacianą i brać wit. A + E, i wzrok poprawia się sam. Przemywać esencją, ale można na wieczór robić okłady na 20-30 minut. Przy zapaleniu spojówek też robić okłady z esencji herbacianej, a poza tym brać wit. A + E w kapsułkach, albo 3 duże gotowane marchwie codziennie zjeść, z masłem.
- Czym jeszcze wzbogacić dietę naszych okularników?
- Mnóstwo
substancji odżywczych, w tym złoża lecytyny zawiera wątroba. Na Syberii -
wspomina zakonnik - kiedy ktoś zapadał na kurzą ślepotę (marchewki, jak
wiadomo, tam nie było), łapano wrony, z ich wątróbek gotowano wywar i tym się
wzmacniano.
- Ale
wątroba zbiera wszelkie toksyny z organizmu- To jest, niestety, ta druga
strona medalu - którą musimy
uwzględniać. W zwierzęcych wątrobach mamy antybiotyki, hormony i wszelkie
chemiczne brudy. Dodam, że i my sami powinniśmy raz na kwartał płukać nasze
własne wątroby z toksyn. Polecam w tym celu przed zaśnięciem przez 2-3 tygodnie
pić herbatę ziołową naparzoną z dziurawca, mięty i melisy, osłodzoną łyżeczką
miodu.
Łamanie
w kościach -
trzeba pić dużo mleka i dużo herbaty z mlekiem.
Rano jedną szklankę, w południe drugą szklankę i co drugi dzień po śniadaniu
szklankę mocnej herbaty bez mleka z łyżka spirytusu, który rozrzedza krew do
najwyższych granic, a esencja herbaciana zawiera kofeinę i delikatną teinę -
rozszerza naczynia krwionośne i po nocnym zastoju - momentalnie to serce
zmuszone jest do silnej pracy, nogi zaczynają się robić ciepłe..
Gruźlica jelit -
może być leczona z bardzo dobrym skutkiem piołunem, który jest także bardzo dobry na bezsoczność
żołądka.
- Piołun jest lekiem tylko w minimalnych, kropelkowych, dokładnie odmierzonych dawkach. Przedawkowany staje się śmiertelną trucizną
- Piołun jest lekiem tylko w minimalnych, kropelkowych, dokładnie odmierzonych dawkach. Przedawkowany staje się śmiertelną trucizną
Antybiotyki – przecież nierzadko trzeba
się po nich "leczyć"... Ojciec Jan również uważa je
za niebezpieczne. Po kuracji antybiotykami trzeba odtruć organizm, usunąć
toksyny z wątroby i nerek, oczyścić śluzówkę z grzybicy, jeśli taka się pojawi,
wreszcie - przywrócić właściwe wydzielanie soków trawiennych. Czasami, po
przeholowaniu kuracją antybiotykami, oczyszczanie organizmu jest dłuższe niż
samo leczenie. Należy pamiętać, aby przy
zażywaniu antybiotyków każdego dnia wypić szklankę kefiru oraz wziąć trzy razy
dziennie witaminę B-kompleks. Jeżeli zaczyna się grzybica w śluzówce -
trzeba podawać bardzo duże ilości cebuli. Jeśli jednak jest już i wątroba
poszkodowana i nie chce przyjmować cebuli, należy zastąpić ją kombinacją ziół
goryczkowych, przeciwzapalnych, powlekających oraz oczyszczających układ
moczowy.
14) Nerwica Z naturalnych środków
antynerwicowych i antydepresyjnych, w jakie nas zaopatrzył Przedwieczny na tej ziemi,
istnieje tylko jeden - stare, dobrze nam znane ziele świętojańskie, zwane
dziurawcem. Niemcy produkują z niego drogocenne kapsułki przeciwko depresji.
Tak więc zaleca wyłącznie dziurawiec i kakao, które jest nosicielem magnezu.
IMPOTENCJA- Czy
impotencja może mieć związek z wcześniejszym nadużywaniem seksualności? -
stawiamy kwestię.
- Naturalnie - potwierdza
ojciec Jan - nadużywanie powoduje nerwice seksualne, bardzo trudne do
wyleczenia. Podłożem impotencji może być także brak fosforu, cynku, selenu i białka
w organizmie. Powoduje to rozstroje hormonalne, wstrzymanie wzrostu komórek
rozrodczych i mężczyzna, mimo że młody czy w średnim wieku - czuje się jak
stara babcia. Jeżeli jednak uzupełnimy braki poprzez odpowiednie żywienie,
dodając do tego witaminy z grupy B - to człowiek stanie na nogi i będzie
inaczej na wszystko reagował. Są to jednak sprawy zbyt poważne, by leczyć je na
łamach gazet, czy odwołując się do rad przyjaciół. Zaburzenia seksualne leczymy
wyłącznie u dobrego specjalisty.
- Czy to prawda, że w diecie
osoby mającej kłopoty seksualne, powinny się znaleźć pestki dyni? sprawdzamy
zasłyszaną receptę.
- Tak, ze względu na dużą
zawartość pierwiastków, o których wcześniej mówiliśmy. Polecam też ryby morskie
w miejsce dań mięsnych.
Miesiączka- Co stosować na bolesne miesiączkowanie?
- Zaparzamy
łyżeczkę nasion najzwyklejszej marchwi w szklance wody i pijemy dwa, trzy razy
dziennie w dniach poprzedzających okres i podczas krwawienia. Marchew działa
rozkurczowo, bóle mijają lub są znacznie słabsze.
JAK BRONIĆ
SIĘ PRZED RAKIEM?
Rak
jest zakodowany w każdym człowieku. Uśpiony
i przyczajony czeka na sposobny moment. A ten moment następuje wtedy, kiedy organizm jest bardzo wyczerpany.
Ośmielam się twierdzić, że jeżeli przez dłuższy czas obniży się w ludzkim
ustroju poziom cynku, witaminy A i magnezu - to otwiera się brama dla raka.
Dlatego kładę tak wielki nacisk na prawidłowy jadłospis, który dostarczyć ma
tych wszystkich regenerujących materiałów.
Przedwieczny tak nas
skonstruował, że potrafimy sami siebie obronić, również przed rakiem. Warto
zwrócić uwag na fakt, że rak w pierwszym rzędzie atakuje ludzi o usposobieniu
cholerycznym. Z obserwacji wynika, że wszelkie narastające stresy wytracają z
równowagi cały układ nerwowy, a to powoduje złe wchłanianie i „gubienie”
wielkich ilości selenu, cynku, magnezu, jodu itd. W osłabionym organizmie
rozwija się tkanka rakowata.
Żeby tak jeszcze tylko współczesne kobiety zechciały pojąć ile od nich zależy! Przemądrzałe to to, zarozumiałe, w dodatku nierzadko złośliwe. Co ja się z nimi nadenerwuję! Przychodzi taka jedna z drugą, i oczywiście, one wiedza najlepiej. Jak ja mam je leczyć?! Żeby się to jeszcze chociaż ogarnęło i zamiast chemii i masy kosmetyków, które aż z nich spływają, umyły się porządnie szarym mydłem, to i zdrowsze by były. Dzięki Ci Dobry Boże, że ja nie żonaty. Ale może lepiej tego nie pisać.
Otóż, niechby te nasze kobiety, każda jedna, umalowana czy nie, wzięły sobie do serca, że dla swojej rodziny znaczą tyle, co minister zdrowia, a ich kuchnie są zakładami leczniczo - farmaceutycznymi, w których przygotowuje się życiodajne potrawy.
Żeby tak jeszcze tylko współczesne kobiety zechciały pojąć ile od nich zależy! Przemądrzałe to to, zarozumiałe, w dodatku nierzadko złośliwe. Co ja się z nimi nadenerwuję! Przychodzi taka jedna z drugą, i oczywiście, one wiedza najlepiej. Jak ja mam je leczyć?! Żeby się to jeszcze chociaż ogarnęło i zamiast chemii i masy kosmetyków, które aż z nich spływają, umyły się porządnie szarym mydłem, to i zdrowsze by były. Dzięki Ci Dobry Boże, że ja nie żonaty. Ale może lepiej tego nie pisać.
Otóż, niechby te nasze kobiety, każda jedna, umalowana czy nie, wzięły sobie do serca, że dla swojej rodziny znaczą tyle, co minister zdrowia, a ich kuchnie są zakładami leczniczo - farmaceutycznymi, w których przygotowuje się życiodajne potrawy.
To trzeba podkreślić trzy
razy: Niech produkcja w tych naszych domowych polskich kuchniach będzie
życiodajna.
Darujmy sobie w trudnych czasach kulinarne wydziwiania. Potrawy - podawane na ładnych talerzach - mają być proste i tak dobrane, by dostarczały domownikom 68 niezbędnych składników żywieniowych.
Darujmy sobie w trudnych czasach kulinarne wydziwiania. Potrawy - podawane na ładnych talerzach - mają być proste i tak dobrane, by dostarczały domownikom 68 niezbędnych składników żywieniowych.
Dlaczego 68? Bo mniej
więcej na tyle wyspecjalizowanych grup jest podzielona liczba krwinek
gospodarujących w ludzkim organizmie i odpowiadających za funkcjonowanie jego
składowych. Krwinki, te małe budowlane mrówki, musza mieć stałe zatrudnienie, a
obowiązkiem nas - ludzi myślących - jest dostarczyć im odpowiedniego materiału.
Agresywność chemii spożywczej
pojawia się również w naszych domach pod postacią wybielonych cukrów i soli.
Do końca zeszłego wieku cukier był rarytasem zaszczycającym szlacheckie stoły,
przez pospólstwo prawie nie używanym. Jedynie w czasie świąt pojawiała się
„głowa" cukru - krystalicznego, gruboziarnistego, którą rozbijało się
wydzielając domownikom po kawałeczku. Ciasto natomiast słodziło się miodem. O
ileż to zdrowsza forma żywienia!
Dziś używamy cukru bez ograniczeń, a ten oczyszczony cukier jest najzwyklejszą chemią, która zwiększa niepomiernie ilość kalorii, a nie daje spodziewanej energii. Przechodząc w organizmie kilkakrotną przemianę, produkuje „po drodze” mnóstwo substancji złośliwych. W dodatku bardzo gorliwie szuka towarzystwa tłuszczów nasyconych i wiąże się z nimi, tworząc masę cholesterolu.
Co, jeżeli ktoś bardzo lubi cukier? To weź sobie, jegomość, ogórka kwaszonego, tak na przekór, a do herbaty - łyżeczkę miodu. Miód wytwarzany przez te - jak je nazywał Zagłoba - „muchy Boże”, jest naturalnym środkiem słodzącym, zawierającym czystą glukozę, bogatym w życiodajne substancje, przechodzącym do krwiobiegu z przewodu pokarmowego prawie bez żadnej przemiany i zamieniającym
Dziś używamy cukru bez ograniczeń, a ten oczyszczony cukier jest najzwyklejszą chemią, która zwiększa niepomiernie ilość kalorii, a nie daje spodziewanej energii. Przechodząc w organizmie kilkakrotną przemianę, produkuje „po drodze” mnóstwo substancji złośliwych. W dodatku bardzo gorliwie szuka towarzystwa tłuszczów nasyconych i wiąże się z nimi, tworząc masę cholesterolu.
Co, jeżeli ktoś bardzo lubi cukier? To weź sobie, jegomość, ogórka kwaszonego, tak na przekór, a do herbaty - łyżeczkę miodu. Miód wytwarzany przez te - jak je nazywał Zagłoba - „muchy Boże”, jest naturalnym środkiem słodzącym, zawierającym czystą glukozę, bogatym w życiodajne substancje, przechodzącym do krwiobiegu z przewodu pokarmowego prawie bez żadnej przemiany i zamieniającym
się tam w energię życiową...
Czy ojciec Grande, w habicie czy po cywilnemu, przekroczył kiedykolwiek próg restauracji McDonalda? NIE!
Czy ojciec Grande, w habicie czy po cywilnemu, przekroczył kiedykolwiek próg restauracji McDonalda? NIE!
Już same nazwy McDonald,
Coca-cola; Pepsi-cola, hamburger, hot-dog przyprawiają mnie o drgawki. To jest
skandal, że mając taki zasób własnych
możliwości żywieniowych, sprzedaliśmy przemysł spożywczo-żywieniowy
amerykańskim biznesmenom.
Jako stary mnich, mimo całego
mojego życiowego optymizmu przepowiadam, iż za kilka już lat Polacy będą na
terenie swojego własnego kraju murzyńskimi wyrobnikami. Będą przejeżdżać przez
Polskę transkontynentalne pociągi, będą migać po autostradach zagraniczne
samochody, a większość tubylców spadnie do roli czyścicieli z miotłami w
rękach. Dziękuje Bogu, że jestem już stary, niedługo umrę i nie będę tego
wszystkiego oglądał. Po prostu, zwyczajnie i po ludzku, nie lubię (wybacz mi
Panie Boże)głupoty współrodaków? Ich zdolności do małpiego naśladownictwa? Jak
również nie mogę się pogodzić z samobójczymi inklinacjami całej ludzkości?
Wszystkie te sprawy budzą moje obawy o przyszłość narodu polskiego i naszej pięknej ziemi. Lękam się, by np. przeszczep amerykanizmu nie wyrządził nam więcej szkody aniżeli komunizm, który jednak liczył się z jakimiś regułami. Na przykład, nie wystawiano w kioskach obok zdjęcia papieża pornograficznego obrazka. I naprawdę nie chodzi mi o fałszywą dewocję, ale takich rzeczy nie robi się z powodu zwykłego szacunku dla ludzkich przekonań.
Wszystkie te sprawy budzą moje obawy o przyszłość narodu polskiego i naszej pięknej ziemi. Lękam się, by np. przeszczep amerykanizmu nie wyrządził nam więcej szkody aniżeli komunizm, który jednak liczył się z jakimiś regułami. Na przykład, nie wystawiano w kioskach obok zdjęcia papieża pornograficznego obrazka. I naprawdę nie chodzi mi o fałszywą dewocję, ale takich rzeczy nie robi się z powodu zwykłego szacunku dla ludzkich przekonań.
Uważam,
że Polacy, po tej pierwszej fazie durnoty już powinni się opamiętać i
wprowadzać prywatyzację, ale nie taką, która rozdaje Polskę obcym. Zachowajmy
ją dla siebie i dla następnych pokoleń.
Czym grozi styl amerykańskiego żywienia? Sklerotyzacją organizmu oraz zanikiem pamięci z powodu choroby Alzheimera. Jeśli ludzkość się nie opamięta i nie przestanie produkować fałszywej żywności, to do 2100 roku nie dożyje nas ani 10 proc. populacji. Przestańmy więc wydziwiać i zacznijmy produkować w prosty, sprawdzony przez tysiące lat sposób, zdrową żywność. ZGODNIE Z NATURĄ. NATURY NIE WOLNO POPRAWIAĆ, BO TO SIĘ ZAWSZE ZEMŚCI. Przedwieczny tak ją ukształtował, że jakiekolwiek poprawianie zawsze coś w niej kategorycznie zepsuje.
15) Czy istnieją polskie wzorce żywieniowo kulinarne? Naturalnie. Takim wzorcem, dostarczającym nam drogocennych wskazówek, jest polska kuchnia przedrozbiorowa, zbierająca ciąg wielowiekowych doświadczeń. Później wszystko się urwało. Przyszła nędza okresu rozbiorowego, pierwsza wojna światowa i związany z nią głód: potem ten króciutki czas niepodległości, zbyt krótki, by matki mogły przekazać swoje doświadczenie córkom; druga wojna światowa i degeneracja pojęć o żywieniu (co złapię to zjem, aby tylko jako tako przetrwać), a po wojnie - wiadomo jak było. Kobiety zaangażowane w pracę zawodową szukały sposobów na jak najszybsze przygotowanie posiłków i uciekały od tradycyjnych potraw bogatych w biopierwiastki, mikroelementy, witaminy, substancje, które kiedyś niosły ze sobą zdrowie i życie. Przedrozbiorowa kuchnia słowiańska była tak pożywna, że można było ściany rozwalać z nadmiaru energii. Chleb był własny, pieczony we własnym piecu, wielki na pół stołu, położony na liściu łopuchowym, posypany czarnuszką albo kminkiem. Jak się takiego chleba odkroiło nożem jak kosą - to on aż błyszczał w środku, tak był dobrze wykwaszony.
Inteligencja na talerzu. Dawno, dawno temu... Wydaje się, że o kuchni staropolskiej i rozmaitych, zamierzchłych kulinariach można dziś mówić tak, jakby opowiadało się bajki. Jeśli cofniemy się myślą het, het - jakieś kilkaset lat, do Polski jeszcze przedjagiellońskiej, to zobaczymy, że istniejące wtedy typowe gospodarstwa wiejskie były w 100 procentach samowystarczalne. Wszystko wytwarzano na miejscu: od jajka poprzez płótno, które się tkało, przędło i farbowało, aż do własnego garnka. I ta samowystarczalność - fakt, że rzadko kiedy wybierano się po coś do większych ośrodków - wytworzyła normę prostego i wartościowego żywienia ze składników przez siebie wyprodukowanych.
Czym grozi styl amerykańskiego żywienia? Sklerotyzacją organizmu oraz zanikiem pamięci z powodu choroby Alzheimera. Jeśli ludzkość się nie opamięta i nie przestanie produkować fałszywej żywności, to do 2100 roku nie dożyje nas ani 10 proc. populacji. Przestańmy więc wydziwiać i zacznijmy produkować w prosty, sprawdzony przez tysiące lat sposób, zdrową żywność. ZGODNIE Z NATURĄ. NATURY NIE WOLNO POPRAWIAĆ, BO TO SIĘ ZAWSZE ZEMŚCI. Przedwieczny tak ją ukształtował, że jakiekolwiek poprawianie zawsze coś w niej kategorycznie zepsuje.
15) Czy istnieją polskie wzorce żywieniowo kulinarne? Naturalnie. Takim wzorcem, dostarczającym nam drogocennych wskazówek, jest polska kuchnia przedrozbiorowa, zbierająca ciąg wielowiekowych doświadczeń. Później wszystko się urwało. Przyszła nędza okresu rozbiorowego, pierwsza wojna światowa i związany z nią głód: potem ten króciutki czas niepodległości, zbyt krótki, by matki mogły przekazać swoje doświadczenie córkom; druga wojna światowa i degeneracja pojęć o żywieniu (co złapię to zjem, aby tylko jako tako przetrwać), a po wojnie - wiadomo jak było. Kobiety zaangażowane w pracę zawodową szukały sposobów na jak najszybsze przygotowanie posiłków i uciekały od tradycyjnych potraw bogatych w biopierwiastki, mikroelementy, witaminy, substancje, które kiedyś niosły ze sobą zdrowie i życie. Przedrozbiorowa kuchnia słowiańska była tak pożywna, że można było ściany rozwalać z nadmiaru energii. Chleb był własny, pieczony we własnym piecu, wielki na pół stołu, położony na liściu łopuchowym, posypany czarnuszką albo kminkiem. Jak się takiego chleba odkroiło nożem jak kosą - to on aż błyszczał w środku, tak był dobrze wykwaszony.
Inteligencja na talerzu. Dawno, dawno temu... Wydaje się, że o kuchni staropolskiej i rozmaitych, zamierzchłych kulinariach można dziś mówić tak, jakby opowiadało się bajki. Jeśli cofniemy się myślą het, het - jakieś kilkaset lat, do Polski jeszcze przedjagiellońskiej, to zobaczymy, że istniejące wtedy typowe gospodarstwa wiejskie były w 100 procentach samowystarczalne. Wszystko wytwarzano na miejscu: od jajka poprzez płótno, które się tkało, przędło i farbowało, aż do własnego garnka. I ta samowystarczalność - fakt, że rzadko kiedy wybierano się po coś do większych ośrodków - wytworzyła normę prostego i wartościowego żywienia ze składników przez siebie wyprodukowanych.
Przede wszystkim, jadano dużo
mięsa, nie gotowanego, ale opiekanego nad ogniem. Tłuszcz wytapiał się,
spływał, skwierczał w palenisku, pieczyste pachniało na kilometr. Takie mięso
przedstawiało sobą bardzo bogatą wartość białkowo-odżywczą. Co ważne,
pozbawione było tłuszczów nasyconych, które znajdują się w wywarach naszych
współczesnych zup oraz pieczonym w tłuszczu mięsie, będąc przyczyną sklerozy.
Dalej - wędzenie. Była
cała procedura naturalnego wędzenia: moczono mięso w specjalnej zaprawie, po
czym - nieparzone - wędzono przy użyciu gałązek jałowca i buczyny. Wędzonkę
zawieszano w kominie. Przewiew kominowy podsuszał i jednocześnie zabezpieczał
przed owadami. Jak się odkroiło płat takiego ciemnoczerwonego mięsa, położyło
go na chleb razowy domowego wypieku, do tego przyniosło z piwnicy ukiszoną w
dębowej beczce kapustę i skropiło ją aromatycznym olejem z konopi, które rosły
za oknem, to lepiej to smakowało niż współczesny hamburger, a na pewno było o
niebo zdrowsze.
A dziś taka wędzonka jest moczona w roztworze saletry, żeby nabrała wilgoci i odpowiedniej wagi, następnie „wędzi" się ją przy pomocy preparatu, który w sposób sztuczny zabarwia i nadaje smak. Kiedy człowiek kroi „to" potem na stolnicy, to mu spod noża woda wycieka i drży to wszystko tak, jakby – uchowaj Boże – jakiś kawał czegoś dopiero co z prosektorium przywlekli.
A dziś taka wędzonka jest moczona w roztworze saletry, żeby nabrała wilgoci i odpowiedniej wagi, następnie „wędzi" się ją przy pomocy preparatu, który w sposób sztuczny zabarwia i nadaje smak. Kiedy człowiek kroi „to" potem na stolnicy, to mu spod noża woda wycieka i drży to wszystko tak, jakby – uchowaj Boże – jakiś kawał czegoś dopiero co z prosektorium przywlekli.
Uniwersytet domowy
życia w rodzinie i budowania więzi rodzinnych zaczyna się w kuchni. Niechże
taka matka nie pozwala, by córka nastolatka uwaliła się w fotelu przed
telewizorem, podczas kiedy ona nie wie, w co najpierw ręce włożyć. Wszystkie
kobiety w rodzinie, poczynając od siedmio- czy ośmioletnich dziewczynek,
powinny mieć nawyk kręcenia się po kuchni. Kiedy natka kroi chleb, to już stoi
przy niej córka i podstawia talerz, myje jajka pod bieżącą wodą, żeby nie było
salmonelli, podaje je starszej siostrze do rozbicia na patelni...
Niech te dziewczynki obserwują
własną matkę, a nie jakąś obcą panią, która w telewizji uprawia
„gotowanie na ekranie” - nie mając w dodatku pojęcia o tym co robi, nie
tłumacząc telewidzom, dlaczego dobiera takie a nie inne składniki i jaka jest
ich wartość żywieniowa.
Czasem mówią do mnie, no dobrze ojcze, wyrzuciłam już w mojej kuchni margarynę, zrezygnowałam z rosołów, zawiesistych zup i bigosów, z trudem utrzymał się w jadłospisie kotlet schabowy, choć i na niego przyjdzie pora. Domownicy - póki co - nic nie mówią. Jeśli jednak przestanę od jutra kupować wędliny...?
Mówię wtedy, że można je zastąpić tańszą i dużo zdrowszą potrawą mięsną, np. taka karkówka pieczona w jarzynach i krojona na zimno do chleba, będzie na pewno wszystkim lepiej smakować niż najlepsze wędliny. A oto przepis. Wlewamy na dno brytfanny dwie łyżki oleju, kładziemy kilka cienkich plastrów słoniny, na niesparzone liście kapusty i dużą karkówkę w całości. Obkładamy ją pociętymi w plastry warzywami: marchwią, cebulą, ziemniakami. Można dodać jabłka obrane z łupiny, pocięte na ćwiartki. Wszystko to posypać pieprzem i cynamonem, dodać jagody jałowca, wstawić pod przykrywką do piekarnika. W trakcie pieczenia wlać szklankę białego wina. Zapach rozniesie się taki po bloku, że z ostatniego piętra sąsiedzi poczują. Na kolację zjecie sobie po kawałku gorącego mięsa z warzywami, a w następne dni - można je kroić zimne do chleba. Że niby nie pasuje cynamon do mięsa? Jest to przyprawa niesłusznie u nas zapomniana, a posiadająca wielkie walory zdrowotne. Sproszkowany cynamon stosowany jest na Wschodzie, jako lek na biegunkę. Należy spożyć łyżeczkę popijając wodą. Znakomicie podkreśla smak pieczystego, ale także ciast. Można posypywać nim ryż na słodko, czy kaszkę mannę na mleku.
Czasem mówią do mnie, no dobrze ojcze, wyrzuciłam już w mojej kuchni margarynę, zrezygnowałam z rosołów, zawiesistych zup i bigosów, z trudem utrzymał się w jadłospisie kotlet schabowy, choć i na niego przyjdzie pora. Domownicy - póki co - nic nie mówią. Jeśli jednak przestanę od jutra kupować wędliny...?
Mówię wtedy, że można je zastąpić tańszą i dużo zdrowszą potrawą mięsną, np. taka karkówka pieczona w jarzynach i krojona na zimno do chleba, będzie na pewno wszystkim lepiej smakować niż najlepsze wędliny. A oto przepis. Wlewamy na dno brytfanny dwie łyżki oleju, kładziemy kilka cienkich plastrów słoniny, na niesparzone liście kapusty i dużą karkówkę w całości. Obkładamy ją pociętymi w plastry warzywami: marchwią, cebulą, ziemniakami. Można dodać jabłka obrane z łupiny, pocięte na ćwiartki. Wszystko to posypać pieprzem i cynamonem, dodać jagody jałowca, wstawić pod przykrywką do piekarnika. W trakcie pieczenia wlać szklankę białego wina. Zapach rozniesie się taki po bloku, że z ostatniego piętra sąsiedzi poczują. Na kolację zjecie sobie po kawałku gorącego mięsa z warzywami, a w następne dni - można je kroić zimne do chleba. Że niby nie pasuje cynamon do mięsa? Jest to przyprawa niesłusznie u nas zapomniana, a posiadająca wielkie walory zdrowotne. Sproszkowany cynamon stosowany jest na Wschodzie, jako lek na biegunkę. Należy spożyć łyżeczkę popijając wodą. Znakomicie podkreśla smak pieczystego, ale także ciast. Można posypywać nim ryż na słodko, czy kaszkę mannę na mleku.
O CHOROBIE ALKOHOLOWEJ.
Z góry protestuję przeciwko takiej kwalifikacji. Alkoholizm nie jest chorobą, lecz psychiczną rozpustą, podobnie jak każdy inny nałóg. Mówiąc o chorobie, usprawiedliwiamy zwyczajnych przestępców obyczajowych.
Z góry protestuję przeciwko takiej kwalifikacji. Alkoholizm nie jest chorobą, lecz psychiczną rozpustą, podobnie jak każdy inny nałóg. Mówiąc o chorobie, usprawiedliwiamy zwyczajnych przestępców obyczajowych.
Przede wszystkim, człowiek
musi znać wagę czasu, który przeżywa i nie marnować go na przesadne
rozrywki. Trzeba być zawsze czymś zajętym. Ja nawet jak siedzę przed
telewizorem, biorę druty do ręki i robię sweter dla któregoś z braci. Nie ma się
z czego śmiać. Nauczyłem się tego na Syberii. Tam gdzie mróz sięga 40 – 50 st.
Celsjusza, była to konieczność pozwalająca przeżyć. Tak więc, nie
usprawiedliwiajmy za bardzo pijaków.
Powiem przy okazji, że - moim
zdaniem - pijak w domu stanowi produkt niedbałości kuchennej żony.
Kobiety same produkują pijaków. Jakim sposobem? Otóż stosują złe “nowoczesne”
odżywianie i źle traktują męża.
Po kilku, kilkunastu latach małżeństwa, kobiety całkowicie przekierowują swoja uwagę na dzieci, a potem na ich rodziny. Męża zauważają tylko wtedy, kiedy przynosi pieniądze, i czasem mają do niego pretensje za to samo, że istnieje. Cóż dziwnego, że ten szuka zrozumienia pomiędzy podobnymi mu - trochę sponiewieranymi, niedomytymi kumplami. Po szklance piwa świat zdaje im się lepszy. I tak to się toczy - od szklanki piwa do szklanki denaturatu.
Po kilku, kilkunastu latach małżeństwa, kobiety całkowicie przekierowują swoja uwagę na dzieci, a potem na ich rodziny. Męża zauważają tylko wtedy, kiedy przynosi pieniądze, i czasem mają do niego pretensje za to samo, że istnieje. Cóż dziwnego, że ten szuka zrozumienia pomiędzy podobnymi mu - trochę sponiewieranymi, niedomytymi kumplami. Po szklance piwa świat zdaje im się lepszy. I tak to się toczy - od szklanki piwa do szklanki denaturatu.
Chodzi o to, by kobieta
uświadomiła sobie, że ma wobec męża obowiązki opiekuńcze, Darujmy już
sobie - na określonym etapie - zbliżenia seksualne, ale należy pamiętać, że
mężczyzna jest przez całe życie dużym dzieckiem, trochę nieporadnym i
safandułowatym, który potrzebuje opieki, potrzebuje czasem czułości...
A kiedy już się stało i ktoś jest w tzw. „szponach”, „w otchłani”, „w sidłach” nałogu, jak to obrazowo się nazywa, to co wtedy robić? Należy pomaleńku wyciągać go z pijackiego rowu odpowiednim żywieniem, wzmacniać organizm przez dostawę selenu, cynku, jodu, a przede wszystkim magnezu, który jest katastroficznie niszczony przez alkohol. Ustrój człowieka, nasączony tymi substancjami, przestanie się męczyć i nie będzie domagał się przepędzenia kaca tzw. klinem.
Alkohol przy tym odwadnia i wyziębia organizm(dlatego pijak może leżeć na mrozie i nie zamarznie).(???) Zresztą, wystarczy przyjrzeć się sylwetce alkoholika - jest to ktoś bardzo szczupły, skulony z zimna nawet w upalny dzień, chowający, głowę w ramionach. Dopiero łyk alkoholu, zwiększając objętość krwi i przyśpieszając krążenie, trochę go rozgrzewa. Szczupłość i wystudzenie ciała u pijaka spowodowane jest odparowaniem płynów. Tak zwane suszenie czują przecież również ci, którzy nie piją nałogowo, a czasem zdarza im się przeholować.
CO NA KACA? Jeśli już coś takiego się przydarzy, trzeba na drugi dzień wypić szklaneczkę soku z kiszonej kapusty, zjeść dwa jajka na miękko, następnie wypić duży kubek kakao i nie ma kaca. To dla tych, którzy czasem „ruszają w Polskę”. Tym, co popadli już w nałóg też można 16) pomóc, trzeba tylko bardzo chcieć, odpowiednio się odżywiać, przyjmować stosowne leki i wyeliminować wpływ niewłaściwego środowiska. W cięższych przypadkach należy przeprowadzać kuracje w zakładach zamkniętych.
A kiedy już się stało i ktoś jest w tzw. „szponach”, „w otchłani”, „w sidłach” nałogu, jak to obrazowo się nazywa, to co wtedy robić? Należy pomaleńku wyciągać go z pijackiego rowu odpowiednim żywieniem, wzmacniać organizm przez dostawę selenu, cynku, jodu, a przede wszystkim magnezu, który jest katastroficznie niszczony przez alkohol. Ustrój człowieka, nasączony tymi substancjami, przestanie się męczyć i nie będzie domagał się przepędzenia kaca tzw. klinem.
Alkohol przy tym odwadnia i wyziębia organizm(dlatego pijak może leżeć na mrozie i nie zamarznie).(???) Zresztą, wystarczy przyjrzeć się sylwetce alkoholika - jest to ktoś bardzo szczupły, skulony z zimna nawet w upalny dzień, chowający, głowę w ramionach. Dopiero łyk alkoholu, zwiększając objętość krwi i przyśpieszając krążenie, trochę go rozgrzewa. Szczupłość i wystudzenie ciała u pijaka spowodowane jest odparowaniem płynów. Tak zwane suszenie czują przecież również ci, którzy nie piją nałogowo, a czasem zdarza im się przeholować.
CO NA KACA? Jeśli już coś takiego się przydarzy, trzeba na drugi dzień wypić szklaneczkę soku z kiszonej kapusty, zjeść dwa jajka na miękko, następnie wypić duży kubek kakao i nie ma kaca. To dla tych, którzy czasem „ruszają w Polskę”. Tym, co popadli już w nałóg też można 16) pomóc, trzeba tylko bardzo chcieć, odpowiednio się odżywiać, przyjmować stosowne leki i wyeliminować wpływ niewłaściwego środowiska. W cięższych przypadkach należy przeprowadzać kuracje w zakładach zamkniętych.
Nic nie ma prawdy w tym, że
pijak pozbawiony wódki, a narkoman swojej używki, umierają.
Absolutnie nie zgadzam się z takim nowomodnym, przewrażliwionym stawianiem
sprawy. Wstrząs głodowy u alkoholika czy narkomana jest do przeżycia. Należy w
trakcie takiego napadu podać dużą dawkę miodu z cytryną i organizm wytrzyma.
Energia z naturalnej glukozy wraz z witaminą C przejdzie do krwiobiegu
podtrzymując siły żywotne. Dziwię się, że świat medyczny mówi o „chorobie” -
jak gdyby nie była to sprawa wolnej woli, zwykłego widzimisie i dobrowolnego
wyboru dokonanego przez „pacjenta"... No, a później, kiedy minie kryzys,
trzeba delikwenta wzmacniać odpowiednim żywieniem, tzn. podawać dużo nasion
strączkowych - fasolę, groch, soczewicę (lekko ją sparzyć, ugotować na miękko,
posypać drobnymi skraweczkami z boczku), kawałek wołowiny, sporo nabiału i
mleka, codziennie kubek kakao. No i wzbogacić tę dietę odrobiną czułości.
Żywienie się w punktach zbiorowego żywienia typu McDonalda, Burger Kinga, KFC, czy barach z hot-dogami i hamburgerami jest moim zdaniem szkodliwe, nie tyle pod względem chemicznym, co pod względem przerabiania posiłku przez przewód pokarmowy. Szybkie, pospieszne jedzenie, zwłaszcza na stojąco lub na ulicy, uniemożliwia poprawne przeżucie posiłku. Jeżeli pokarm jest dobrze przetarty zębami, wymieszany językiem z enzymami ślinowymi, to wówczas nasz żołądek ma o połowę mniej problemów. Jemy zbyt pochopnie, prawie nie żując, popijając wszystko colą. Taki posiłek, dostając się do przewodu pokarmowego, wywołuje w nim proces gnilny. Nieprawidłowym jest np. popijanie napojów w trakcie jedzenia. Należy popijać raczej po zakończeniu jedzenia, aby spłukać przewód pokarmowy. Nawet samotny człowiek, pracujący w biurze więcej niż osiem godzin, powinien znaleźć czas na zjedzenie w spokoju pożywnego posiłku. Szybkie, nerwowe jedzenie, to katorga dla naszego żołądka. Przez długie lata byłem samotnym człowiekiem. Zawsze jednak miałem czas na ugotowanie posiłku. Uważam, że nie ma możliwości, żeby człowiek był aż tak
Żywienie się w punktach zbiorowego żywienia typu McDonalda, Burger Kinga, KFC, czy barach z hot-dogami i hamburgerami jest moim zdaniem szkodliwe, nie tyle pod względem chemicznym, co pod względem przerabiania posiłku przez przewód pokarmowy. Szybkie, pospieszne jedzenie, zwłaszcza na stojąco lub na ulicy, uniemożliwia poprawne przeżucie posiłku. Jeżeli pokarm jest dobrze przetarty zębami, wymieszany językiem z enzymami ślinowymi, to wówczas nasz żołądek ma o połowę mniej problemów. Jemy zbyt pochopnie, prawie nie żując, popijając wszystko colą. Taki posiłek, dostając się do przewodu pokarmowego, wywołuje w nim proces gnilny. Nieprawidłowym jest np. popijanie napojów w trakcie jedzenia. Należy popijać raczej po zakończeniu jedzenia, aby spłukać przewód pokarmowy. Nawet samotny człowiek, pracujący w biurze więcej niż osiem godzin, powinien znaleźć czas na zjedzenie w spokoju pożywnego posiłku. Szybkie, nerwowe jedzenie, to katorga dla naszego żołądka. Przez długie lata byłem samotnym człowiekiem. Zawsze jednak miałem czas na ugotowanie posiłku. Uważam, że nie ma możliwości, żeby człowiek był aż tak
leniwy, by nie przygotował sobie chociaż jednego
porządnego posiłku. Dziś żyjemy szybko i śpieszymy się również jedząc, ale
zróbmy rachunek, czy lepiej jest prawidłowo się odżywiać i być zdrowym, czy
jeść byle jak i byle co i w efekcie wysiadywać w
kolejkach do lekarzy. Znam
rodzinę, w której mąż, chory na wrzody żołądka, pracuje od rana do
wieczora, a żona, wychowująca troje dzieci, siedzi w domu. Zamiast gotować
tradycyjne zupy, woli zupy Knorra. Tak jest szybciej, ale skąd jej mąż ma
nabrać fizycznej energii do dalszej pracy i wyleczyć się z wrzodów. Chyba
nie z chemikaliów, zawartych w tego rodzaju gotowych zupach. Nie występują
przeciwko Knorrowi, chcę jednak udowodnić, że
najlepsze dla zdrowia są posiłki przygotowywane w tradycyjny i znany od wieków
sposób.
Wiele współczesnych kuchni opiera się na mieszaninie różnych, egzotycznych czasem komponentów, w tym jednak rzecz, że nie można mieszać wszystkiego bezkarnie. Nie można, na przykład, w jednym posiłku łączyć surowych owoców z nabiałem; tak jak karygodne jest łączenie cukru z mięsem. Nie można więc popijać mięsnego obiadu słodzonym kompotem. Gdy na śniadanie jemy razowy chleb, twaróg czy jajka na miękko, to najlepszym do tego napojem jest kawa zbożowa bez cukru. Sok owocowy można wypić dwadzieścia minut przed posiłkiem lub godzinę po jego zakończeniu.
Czy są jakieś zdrowe narodowe kuchnie? Na pewno nie znam żadnych zdrowych, zachodnich kuchni. Kuchnie Dalekiego Wschodu są dla nas, Europejczyków, zbyt obce. Biorąc pod uwagę przygotowywanie posiłków, produkty i estetykę najzdrowsza jest kuchnia żydowska. Dopiero teraz okazuje się, że wprowadzone przez Mojżesza koszerne zakazy i nakazy są bardzo mądre i maja głęboki sens. Gdy w średniowieczu choroby niszczyły ludność Europy, to koszerność okazała się być dla Żydów najlepszym zabezpieczeniem.
Jeśli chodzi o kuchnie Środkowego i Dalekiego Wschodu, to Ludy Wschodu żyją bliżej natury. W swoich genach mają zakodowany określony sposób życia, który nie zawsze przystaje do naszych europejskich wzorców. Nie zawsze możemy przenosić to do naszego kraju. W ostatnich latach obserwujemy w Polsce niezwykle szybką zmianę stylu życia. Podobne procesy miały miejsce tuż po wojnie w Japonii, w Niemczech czy innych krajach Europy Zachodniej. Niestety po okresie wyzwolenia, postępująca w Polsce amerykanizacja w krótszym czasie wyrządzi nam więcej krzywdy niż zrobił to komunizm. Oczywiście, jeśli chodzi o sposób odżywiania się, a nie sprawy wolności i demokracji. Wszystko to powoduje zanikanie rodzinnych więzi. Dziś na Zachodzie już nikt nie spotyka się przy wspólnym siole. W Polsce dzieje się podobnie. Pośpiech i zagubienie są to coraz większe problemy naszego współczesnego pokolenia.
Współczesna medycyna zna odpowiedzi na tak wiele pytań, a człowiek coraz bardziej zdaje sobie sprawę z konsekwencji nieodpowiedniej diety. Dziwnym więc jest, dlaczego tak mało lekarzy specjalistów i odpowiednich instytucji zajmuje się tym problemem. Jest tu wielkie pole działania dla środków masowego przekazu, zwłaszcza dla telewizji publicznej. Powinno się uczyć ludzi jak jeść i co jeść. Niedawno jednym z moich pacjentów był uczeń gastronomii, który zielonego pojęcia nie miał o należytym doborze posiłków. Nie spotkałem jeszcze pacjenta, który powiedziałby, że jakiś lekarz ułożył mu harmonogram tygodniowego jedzenia. Często korzystam ze stołówki szpitala, w którym pracują dietetycy. Niektóre posiłki trzeba by było bardzo mocno skrytykować. Mamy więc przed sobą bardzo dużo pracy.
Wiele współczesnych kuchni opiera się na mieszaninie różnych, egzotycznych czasem komponentów, w tym jednak rzecz, że nie można mieszać wszystkiego bezkarnie. Nie można, na przykład, w jednym posiłku łączyć surowych owoców z nabiałem; tak jak karygodne jest łączenie cukru z mięsem. Nie można więc popijać mięsnego obiadu słodzonym kompotem. Gdy na śniadanie jemy razowy chleb, twaróg czy jajka na miękko, to najlepszym do tego napojem jest kawa zbożowa bez cukru. Sok owocowy można wypić dwadzieścia minut przed posiłkiem lub godzinę po jego zakończeniu.
Czy są jakieś zdrowe narodowe kuchnie? Na pewno nie znam żadnych zdrowych, zachodnich kuchni. Kuchnie Dalekiego Wschodu są dla nas, Europejczyków, zbyt obce. Biorąc pod uwagę przygotowywanie posiłków, produkty i estetykę najzdrowsza jest kuchnia żydowska. Dopiero teraz okazuje się, że wprowadzone przez Mojżesza koszerne zakazy i nakazy są bardzo mądre i maja głęboki sens. Gdy w średniowieczu choroby niszczyły ludność Europy, to koszerność okazała się być dla Żydów najlepszym zabezpieczeniem.
Jeśli chodzi o kuchnie Środkowego i Dalekiego Wschodu, to Ludy Wschodu żyją bliżej natury. W swoich genach mają zakodowany określony sposób życia, który nie zawsze przystaje do naszych europejskich wzorców. Nie zawsze możemy przenosić to do naszego kraju. W ostatnich latach obserwujemy w Polsce niezwykle szybką zmianę stylu życia. Podobne procesy miały miejsce tuż po wojnie w Japonii, w Niemczech czy innych krajach Europy Zachodniej. Niestety po okresie wyzwolenia, postępująca w Polsce amerykanizacja w krótszym czasie wyrządzi nam więcej krzywdy niż zrobił to komunizm. Oczywiście, jeśli chodzi o sposób odżywiania się, a nie sprawy wolności i demokracji. Wszystko to powoduje zanikanie rodzinnych więzi. Dziś na Zachodzie już nikt nie spotyka się przy wspólnym siole. W Polsce dzieje się podobnie. Pośpiech i zagubienie są to coraz większe problemy naszego współczesnego pokolenia.
Współczesna medycyna zna odpowiedzi na tak wiele pytań, a człowiek coraz bardziej zdaje sobie sprawę z konsekwencji nieodpowiedniej diety. Dziwnym więc jest, dlaczego tak mało lekarzy specjalistów i odpowiednich instytucji zajmuje się tym problemem. Jest tu wielkie pole działania dla środków masowego przekazu, zwłaszcza dla telewizji publicznej. Powinno się uczyć ludzi jak jeść i co jeść. Niedawno jednym z moich pacjentów był uczeń gastronomii, który zielonego pojęcia nie miał o należytym doborze posiłków. Nie spotkałem jeszcze pacjenta, który powiedziałby, że jakiś lekarz ułożył mu harmonogram tygodniowego jedzenia. Często korzystam ze stołówki szpitala, w którym pracują dietetycy. Niektóre posiłki trzeba by było bardzo mocno skrytykować. Mamy więc przed sobą bardzo dużo pracy.
MOJA SIOSTRA – ŚMIERĆ dla człowieka wierzącego jest częścią życia jego.
Śmierć dla człowieka jest sprawą ważną i wspaniałą.
Wszystko, co chcemy o niej wiedzieć, wyjaśnia nasza katolicka wiara.
Przygotowanie do śmierci... Praktycznie, trzeba to robić przez całe życie,
pamiętając, że każdy dzień witający nas słońcem, zarazem przybliża do kresu.
Taka perspektywa pozwala człowiekowi żyć lepiej, mądrzej, w większej wolności.
Na przykład - świat rzeczy, czy politycznych stanowisk nie zwiąże mu rąk.
- Co począć z lękiem przed
śmiercią?
- Powiem
coś bulwersującego - stwierdza mistrz.
- Jeżeli człowiek pamięta o śmierci, przygotowuje się do
niej, traktuje jako naturalne prawo - to, kiedy już wejdzie w lata i śmierć
zaczyna się przybliżać - może temu wszystkiemu towarzyszyć nawet radosne
oczekiwanie. Zwłaszcza w naszej katolickiej wierze.
- Moja
siostra śmierć - mawiał święty Franciszek. Proszę ojca, tak się troszczymy o
naszych bliskich, a w tej ostatecznej próbie oddajemy ich w obce ręce... - Uważam, że polskie społeczeństwo powinno
pomału zmieniać obyczaj transportowania swoich umierających do szpitali. Odchodzenie
w domu, nawet w najgorszych warunkach, lepsze jest od zimnej, służbowej
obojętności szpitala. A i rodzina konsoliduje się wokół śmierci i wzbogaca
wewnętrznie.
- A hospicja? -
dopytujemy.
-
Hospicja przeznaczone są dla bezdomnych i samotnych. Natomiast rodziny mają
naturalny obowiązek - mimo wszystkich niedogodności - towarzyszyć swoim bliskim
do końca, trzymać w tej ostatniej chwili za rękę. Nikt ich w tym nie zastąpi.
Przypomina mi się pewne zdarzenie z młodości. Umierał na gruźlicę 25-letni
młodzieniec, mój rówieśnik, taki życiowy dziwak - trochę filozof, trochę
histeryk, ateista. Był to chłopak z domu dziecka, ktoś absolutnie samotny, kto
nie zaznał w życiu odrobiny ciepła. I do końca nie pogodził się ze śmiercią.
Klęczałem przy jego łóżku, trzymałem go za ręce, próbowałem wesprzeć modlitwą.
Nic, żadnego uspokojenia, miotał się tylko i spazmował. A kiedy przyszedł ten
ostatni moment, wbił się paznokciami w moje ręce z taką determinacją, że nie
szło nas potem długi czas rozerwać. Noszę to zdarzenie w pamięci przez całe
życie.
- A co może przynieść ulgę umierającemu?
17)
Przygotowanie do śmierci to przedewszystkim rachunek
sumienia według dekalogu, spowiedź, która daje wewnętrzny spokój i nawet ból
fizyczny łagodzi. BEZ TEGO – Człowiek, - umiera rozpaczliwie
Jeśli
swoim życiem zrobiliśmy jakieś dobro innym, to lżej umieramy. Ważne jest także,
aby przed śmiercią uporządkować doczesne sprawy. Pogodzić się z kim trzeba,
kogo trzeba - przeprosić, uregulować sprawy finansowe. Jest to ważne zarówno
dla wierzących, jak i niewierzących.
O. Jan
Grande przyjmuje w klasztorze w Legnicy przy ul. Lindego 6 od poniedziałku do
piątku,
w godz. 8-15 pod tym samym
adresem działa też apteka z ziołami
bonifratrów,
(76) 850-10-20![](file:///C:\DOCUME~1\dominika\USTAWI~1\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image004.gif)
![](file:///C:\DOCUME~1\dominika\USTAWI~1\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image003.gif)
![](file:///C:\DOCUME~1\dominika\USTAWI~1\Temp\msohtmlclip1\01\clip_image004.gif)
Wybrał i oprac. graficznie Jerzy Poleszczuk