Strony

wtorek, 19 lutego 2013

Polscy naukowcy zbadają jak przebiegała śmierć Chrystusa



  "Będziemy dyskutować o okrutnej praktyce kary śmierci przez ukrzyżowanie w Cesarstwie Rzymskim, jak i o wszystkich okolicznościach ukrzyżowania i śmierci Jezusa" - powiedziała PAP prof. Grażyna Świątecka, przewodnicząca oddziału gdańskiego Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich.
             Na podstawie dostępnych źródeł z dużym prawdopodobieństwem można określić jak przebiegała śmierć Jezusa - twierdzą polscy lekarze. "Jezus już przed ukrzyżowaniem był w stanie krytycznym" - uważa prof. Władysław Sinkiewicz z Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy. Śmierć Chrystusa w aspekcie medycznym jest głównym tematem konferencji naukowej jaka odbędzie się w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym (w dawnej Starej Anatomii).
             Prof. Sinkiewicz wygłosi wykład na temat kardiologicznych aspektów śmierci Chrystusa. Jego zdaniem na zgon Jezusa złożyło się wiele przyczyn, choć każda z osobna mogła doprowadzić do śmierci. Jedną z nich mógł być wstrząs pourazowy, a także pokrwotoczny i hipowolemiczny (nadmierny spadek skurczowego ciśnienia tętniczego).
Szybką śmierć mogła też wywołać ostra niewydolność oddechowo-krążeniowa spowodowana ciężkimi urazami klatki piersiowej, ciężkie zapalenie płuc z płynem wysiękowym w jamie opłucnowej, uduszenie z niewydolności wydechowej spowodowanej ukrzyżowaniem oraz zawał serca i groźne arytmie serca.
             Żydowski historyk Józef Flawiusz określił  ukrzyżowanie jako "najbardziej wstrętną ze śmierci". Z kolei Cicero w I w n.e. napisał, że "ze wszystkich kar, ta przez ukrzyżowanie jest najbardziej okrutna i najbardziej poruszająca".
Przygotowaniem do tej egzekucji było biczowanie, co w sposób drastyczny pokazał film "Pasja" w reżyserii Mela Gibsona. "Najczęściej biczowanie wykonywali dwaj żołnierze, od których dyspozycji fizycznej i nastawienia psychicznego do ofiary zależała intensywność i siła uderzeń, które miały na celu uzyskanie omdlenia lub nawet doprowadzenie do śmierci" - twierdzi prof. Sinkiewicz.
             Dodaje on, że okrucieństwo tej kary powodowało często zmasakrowanie ciała, co w połączeniu z silnym bólem i utratą krwi było często przyczyną wstrząsu oraz miało wpływ na czas agonii ofiary na krzyżu.  Z dużym prawdopodobieństwem można odtworzyć drogę krzyżową Jezusa Chrystusa, bo podobną mękę często przeżywali skazańcy w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Musieli oni dźwigać krzyż od miejsca biczowania aż na miejsce stracenia, zwykle poza murami miasta. Była to najczęściej umieszczona na karku belka poprzeczna, ważąca od 37 do 54 kg, bo cały krzyż był zbyt ciężki - mógł ważyć nawet 140 kg. "Z powodu całkowitej utraty sił wywołanej zadawanymi cierpieniami Jezus z dużym prawdopodobieństwem nie mógł sam nieść krzyża" - uważa prof. Sinkiewicz. Jego zdaniem, już przed ukrzyżowaniem był on w stanie krytycznym, uwzględniając utratę krwi, silne przeżycia emocjonalne i wielkie cierpienie fizyczne oraz brak snu, posiłku i jakichkolwiek płynów, co miało istotne znaczenie w gorącym klimacie śródziemnomorskim.
               Na miejscu kaźni przybito Chrystusa do krzyża, bo tak na ogół postępowano. Przywiązanie do krzyża było raczej wyjątkiem. "Miejscem przybijania gwoździ do rąk były nadgarstki, gdyż tylko kości i więzadła przegubu ręki, a nie dłonie, mogą utrzymać ciężar ciała" - przekonuje w przygotowanym na konferencję wykładzie prof. Sinkiewicz.  pisuje on, że gwoździe wbijano pomiędzy kość promieniową, a kości nadgarstka lub pomiędzy same kości nadgarstka. Choć gwóźdź przechodził przeważnie pomiędzy kośćmi i nie powodował złamań, samo uszkodzenie okostnej wywoływało ból nie do zniesienia. Wbijany gwóźdź mógł miażdżyć lub uszkodzić nerw pośrodkowy, powodując rozrywający ból obu ramion, porażenie części kończyny i niedokrwienne przykurcze. Rozdzierający ból powodowało również wbijanie gwoździ do stóp, najczęściej przez pierwszą lub drugą przestrzeń śródstopia. Mogło wtedy dochodzić do uszkodzenia nerwu strzałkowego jak i gałązki nerwu podeszwowego, co wywołuje dolegliwości trudne dziś do opanowania nawet środkami narkotycznymi. Zgon w następstwie ukrzyżowania zależał od stanu wyczerpania skazańca i ułożenia ciała. Wskazują na to m.in. eksperymenty, jakie na ochotnikach przeprowadził przed kilku laty dr Frederick Zugibe, amerykański specjalista medycyny sądowej.
             "Długość przeżycia na krzyżu wahała się między 3 a 4 godzinami, ale mogła trwać do 3 dni i była odwrotnie proporcjonalna do intensywności torturowania. Żołnierze zawsze mogli skrócić agonię przez połamanie nóg poniżej kolan" - twierdzi prof. Sinkiewicz.
Jego zdaniem, Jezus zmarł stosunkowo szybko, po upływie 3-6 godzin od ukrzyżowania. Przede wszystkim dlatego, że nie mógł zbyt długo oddychać.
             "Ciężar ciągnący ciało w dół na rozciągniętych ramionach i zgiętych kolanach wymuszał ustawienie mięśni międzyżebrowych w pozycji wdechowej i uniemożliwiał bierny wydech" - analizuje prof. Sinkiewicz. Wydech mógł się dokonywać tylko za pomocą mięśni przepony, oddychanie było więc płytkie, niewydolne, z szybko rozwijającą się hiperkapnią (podwyższonym ciśnieniem dwutlenku węgla we krwi) i kwasicą oddechową (wzrost stężenia kwasu węglowego w płynie międzykomórkowym).
"Aby dokonać wydechu ofiara musiała wznieść ramiona i opierając się na stopach rozprostować kolana. Ten manewr wywoływał z kolei przeszywający ból przebitych stóp i nadgarstków z podrażnionych i uszkodzonych gwoźdźmi nerwów oraz ból poranionych pleców, ocierających się o nieociosane, surowe drzewo krzyża. Rozwijające się w następstwie zmęczenia i zaburzeń gospodarki wodno-elektrolitowej tężcowe kurcze mięśniowe powodowały, że oddychanie stawało się niemożliwe" - uważa prof. Sinkiewicz.  Tuż przed śmiercią Jezus wydał głośny okrzyk i zwiesił głowę, co uznano za objaw zgonu. Według prof. Sinkiewicza zwieszenie głowy może sugerować, że nastąpiło pęknięcie ściany lewej komory serca z wylaniem się krwi do worka osierdziowego. Mogło też dojść do rozsianego krzepnięcia wewnątrznaczyniowego powodującego zaczopowanie naczyń wieńcowych serca drobnymi skrzeplinami, czego skutkiem był wtórny zawał serca.
               Zgodnie ze zwyczajem śmierć Chrystusa potwierdzono przebijając włócznią jego bok, w następstwie czego z zadanej rany wypłynęła krew i woda. Opisywaną często "wodą" mógł być płyn z opłucnej i z worka osierdziowego. Na temat rany boku Chrystusa podczas sobotniej konferencji wykład wygłosi dr Leonard Pikiel z Zakładu Patologii Szpitala Specjalistycznego św. Wojciecha w Gdańsku. O. Andrzej Szczypa z kościoła parafialnego św. Stanisława Kostki będzie mówił o przebitym sercu. Ewa Andrasz, studentka V roku Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego opowie o karze śmierci przez ukrzyżowanie w Cesarstwie Rzymskim.

Zbigniew Wojtasiński/PAP                                                                                                      
 
Oprac. Jerzy Poleszczuk