DRODZY BRACIA I SIOSTRY W CHRYSTUSIE PANU!
Zanim
ktokolwiek powie coś złego o Kościele Katolickim, powinien dokładnie poznać
naszą Matkę KOŚCIÓŁ i wiedzieć, czym jest!
Ja jestem
chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył
na wieki … Kto spożywa Moje Ciało i pije moją Krew, ma Życie wieczne, a Ja go
wskrzeszę w dniu ostatecznym.” (J 6,51 i 54)
To już trzynaście lat tego pięknego doświadczenia
wiary. Był to wielki dar łaski Boga, gdy w Swoim wielkim Miłosierdziu pozwolił
mi, bym jako katoliczka kroczyła drogą życia.
Jakże wielki ból mnie ogarnia, gdy myślę o minionych latach mojego życia, w których byłam katoliczką jedynie z nazwy. Dziękuję Panu Bogu za to, że dał mi Kościół Katolicki za Matkę. Całym sercem i całą duszą wdzięczna jestem w imieniu Jezusa Chrystusa Papieżowi, Jego zastępcy na ziemi, kapłanom i osobom konsekrowanym Kościoła Rzymsko-katolickiego.
Jakże wielki ból mnie ogarnia, gdy myślę o minionych latach mojego życia, w których byłam katoliczką jedynie z nazwy. Dziękuję Panu Bogu za to, że dał mi Kościół Katolicki za Matkę. Całym sercem i całą duszą wdzięczna jestem w imieniu Jezusa Chrystusa Papieżowi, Jego zastępcy na ziemi, kapłanom i osobom konsekrowanym Kościoła Rzymsko-katolickiego.
Ślepo słucham ich wszystkich, gdyż takie było właśnie
polecenie naszego Pana Jezusa Chrystusa, gdy pozwolił mi powrócić do ziemskiego
życia.
Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu ja, niegodna
i nędzna służebnica Pańska mogłam odczuć szczęście i rozkoszować się prawdziwym
pokojem oraz prawdziwą miłością będącymi przedsmakiem nieba.
Zapraszam
serdecznie wszystkich wierzących w Jezusa Chrystusa, aby zanim będą się źle i
nienawistnie wyrażać oraz pisać o Kościele Katolickim, dokładniej i lepiej Go
poznali, aby zrozumieli, że jest on ustanowionym przez Pana strażnikiem
prawdziwej wiary. Zapraszam wszystkich, aby byli czcicielami naszego Pana i
Boga!
Ten, kto codziennie nawiedza naszego Pana Jezusa
Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i tym samym Go czci, nigdy nie zwątpi ani
nie odejdzie od prawdziwej wiary, sam Pan Bóg bowiem wszczepia każdemu
stworzeniu miłość i wdzięczność wobec Świętej Matki Kościoła, to jest Kościoła
Katolickiego.
Wszystkich Was kocham i pozdrawiam w Miłości naszego Pana Jezusa Chrystusa. -Gloria Polo
Wszystkich Was kocham i pozdrawiam w Miłości naszego Pana Jezusa Chrystusa. -Gloria Polo
Świadectwo Glorii Polo - WPROWADZENIE
Jeśli ktoś z
Was wątpi albo sądzi, jakoby Bóg nie istniał i że życie po śmierci to dobry
materiał dla twórców filmów, lub jeśli ktoś uważa, jakoby wraz ze śmiercią wszystko się kończyło, niech
raczy przeczytać to świadectwo. Tylko przeczytajcie je dokładnie od początku do końca.
Wasze zdanie, jakkolwiek sceptyczne w tej kwestii, z pewnością się zmieni.
Świadectwo
traktuje o pewnym fakcie, zdarzeniu, które zostało dobrze udokumentowane a
miało miejsce w 1995 r. Pani dr Gloria Polo jest Kolumbijką, dentystką, która
wskutek wypadku „umarła”, to znaczy była tak poważnie ranna, że przez kilka dni
znajdowała się w śpiączce i przy życiu podtrzymywały ją tylko szpitalne
urządzenia medyczne. Gdyby je wyłączono, natychmiast umarłaby. Opiekujący się
nią lekarze spisali ją już całkowicie na straty i chcieli odłączyć aparaturę.
Jedynie jej siostra, która również jest lekarzem, obstawała za tym, by
urządzenia nadal pracowały.
Podczas śpiączki Gloria Polo znajdowała się po drugiej stronie
rzeczywistości, w zaświatach i mogła następnie powrócić do życia, by dać
świadectwo tym, którzy nie potrafią uwierzyć. Przyniosła nam stamtąd ważne
orędzie. Zresztą najlepiej
przeczytajcie je sami na następnych stronach, bezpośrednio z jej ust.
Pani Gloria
mogła, podczas tego mistycznego przeżycia, które bardzo dokładnie opisuje,
zajrzeć do swojej „Księgi Życia”. To doświadczenie tak nią wstrząsnęło,
że na polecenie Pana stała się głosem wołającym na „pustyni wiary” naszych współczesnych czasów.
Ponadto istotą jej orędzia jest nic innego jak niezmierzona Miłość Boga do nas
ludzi i Jego wielkie Miłosierdzie. Tym samym pani Gloria wypowiada się na ten
sam temat co nasz obecny papież Benedykt XVI w swojej encyklice „DEUS CARITAS
EST” („Bóg jest miłością”).
Bóg ciągle daje nam dowody, my jednak mimo tego zaprzeczamy
Jego istnieniu.
ŚWIADECTWO
GLORII POLO
Dzień dobry, szczęść Boże, drodzy
Bracia i Siostry!
To dla mnie
wielka radość, że mogę być tutaj, by podzielić się z Wami tym wielkim darem,
jakiego udzielił mi Bóg. To, co wam opowiem, wydarzyło się 5 maja 1995r. na
Uniwersytecie Narodowym w Bogocie, stolicy Kolumbii, koło godziny 16.30.
Jestem
dentystką. Ja i mój 23-letni siostrzeniec, z zawodu również dentysta,
zajmowaliśmy się właśnie dysertacją. W tym dniu był to deszczowy piątek szliśmy
razem z moim mężem w stronę wydziału stomatologii, by wypożyczyć parę
potrzebnych nam książek. Ja i mój siostrzeniec szliśmy razem pod małym
parasolem. Mój mąż miał płaszcz nieprzemakalny i szedł wzdłuż muru głównej
biblioteki, by uchronić się przed deszczem. Podczas gdy omijaliśmy kałuże, nie
zauważyliśmy, jak zbliżyliśmy się do alei drzew i gdy przeskakiwaliśmy większą
kałużę, trafił w nas piorun, który był tak silny, że się zwęgliliśmy.
Mój
siostrzeniec zginął na miejscu. Piorun trafił go od tyłu i spalił jego całe
wnętrzności. Na zewnątrz pozostał nienaruszony. Mimo swego tak młodego
wieku całkowicie oddany był Bogu. Czcił w sposób szczególny Dzieciątko Jezus.
Nosił na szyi medalik z Jego wizerunkiem w kwarcowym krysztale. Biegli medycyny
sądowej powiedzieli, że to kwarc ściągnął piorun, który wniknął bezpośrednio w
jego serce. Natychmiast ustała jego praca. Spaliły się wszystkie organy, po
czym prąd pioruna opuścił ciało przez nogi. Próby reanimacji były nadaremne. Na
zewnątrz jednakże nie miał żadnych oparzeń.
2) Co do mnie, piorun przeszedł
przez ramię i w straszliwy sposób spalił całe moje ciało, wewnątrz i na
zewnątrz. To moje odnowione ciało, które widzicie teraz przed
sobą, zawdzięczam Bożemu Miłosierdziu to wyraz Miłosierdzia naszego dobrego i
kochającego nas ponad wszystko Boga. Całe moje ciało było wskutek tego silnego
uderzenia pioruna zwęglone, moje piersi zniknęły, przede wszystkim po lewej
stronie, gdzie wcześniej znajdowała się pierś, była teraz wielka dziura. Nie
miałam już ciała; zarówno żebra, brzuch, podbrzusze, nogi i wątroba były
całkowicie zwęglone.
Piorun
opuścił moje ciało przez lewą nogę. Moje nerki doznały poważnych oparzeń,
podobnie jak płuca i jeden z moich jajników. Używałam spirali jako środka
antykoncepcyjnego. Ta była z miedzi a miedź jest przecież dobrym przewodnikiem
prądu. Dlatego też moje jajniki zostały tak mocno spalone. Były tak małe jak
dwa winogrona. Moje serce przestało bić i byłam praktycznie bez życia. Moje
ciało drgało i wibrowało wskutek elektrycznych wstrząsów, które wytworzył
piorun. Sama mokra ziemia była pod napięciem elektrycznym, toteż początkowo
nikt nie mógł mi pomóc, gdyż przez dłuższy czas niemożliwością było dotknięcie
mnie.
Cuda, jakie Bóg mi
uczynił
Właśnie te
poważne obrażenia i oparzenia, jak i zatrzymanie pracy serca, którego
doświadczyłam i które z powodu swego długiego trwania w pierwszych momentach
nikt nie mógł mnie dotknąć wskutek elektrycznego naładowania mojego ciała
zagrażało memu życiu, w nadzwyczajny sposób udowadniają wielką dobroć,
nieskończone miłosierdzie naszego Pana i Boga, który zamknął nas wszystkich w
Swoim Sercu i nieustannie zaprasza każdego z nas do powrotu do Niego.
Poprzez trzy
pojedyncze fakty, o których zaświadcza moje ciało, chciałabym Wam ukazać owe
cuda zdziałane przez Pana.
Po
pierwsze: ustanie pracy serca,
wskutek czego tlen nie dociera do mózgu i tym samym powstają trwałe jego
uszkodzenia.
(Komentarz lekarzy odnośnie ustania pracy
serca: „Tylko natychmiast podjęte czynności reanimacyjne mogą uratować
życie, gdyż już po 3 minutach od ustania pracy serca brak tlenu w mózgu
powoduje nieodwracalne szkody…” lub „ Dotychczasowi pacjenci, którzy
doświadczyli poważnego zatrzymania pracy serca, mają znikome szanse na
przeżycie i nie odniesienie większego upośledzenia…”)
Mimo tego,
że dopiero po zbyt długo trwającym zatrzymaniu pracy serca mogłam być
podłączona do respiratora, po wybudzeniu ze śpiączki nie odniosłam żadnych
szkód w mózgu, co sami możecie stwierdzić widząc mnie tutaj. Wielu lekarzy ze
szpitala w Bogocie uzmysławiało mojej siostrze, która sama była tam lekarzem,
beznadziejność i bezsensowność dalszego podłączenia mojego organizmu do
aparatury sztucznego oddychania i chcieli ją namówić do tego, aby ukrócić te
czynności.
Na przekór tym udzielonym w
dobrej wierze radom, moja siostra z całym swym uporem i wpływami w szpitalu
postawiła na swoim, aby moje ciało nadal pozostało podłączone do
aparatury. Zatem, jaki to wspaniały cud, którego nie da się medycznie wyjaśnić!
Podobnie
rzecz się ma z kolejnym cudem: moje zwęglone nerki i płuca zaczęły ponownie
funkcjonować. Lekarze nie przeprowadzili u mnie żadnej dializy, gdyż sądzili,
że moje nerki nie będą mogły już więcej funkcjonować. Byli bowiem zdania, że
sztuczne zastąpienie pracy nerek nie jest u mnie zabiegiem koniecznym, ponieważ
i tak nie miałam szans na przeżycie. Na przekór ich medycznemu osądowi moje
zwęglone nerki zaczęły od nowa pracować.
Za równie
wielki cud należy uznać regenerację mojej skóry. Moje całe ciało stanowiło
jedną wielką żywą ranę po tym, jak usunięto i zeskrobano moją zwęgloną skórę.
Widać było żywą tkankę. Bolało nieopisanie. Paliło, jak gdybym znajdowała się w
ogniu. Paliło mnie wewnątrz i na zewnątrz, za każdym oddechem. Wszystko mnie
bolało, tylko od kostek w dół nie miałam czucia. Kiedy oczyszczali moje otwarte
rany, w nogach nie czułam zupełnie niczego, podczas gdy oczyszczanie moich
pozostałych miejsc na ciele sprawiało mi niesamowite bóle. Moje stopy przypominały
dwa zwęglone kije. Były zupełnie czarne.
Po miesiącu
lekarze przyszli do mnie i powiedzieli: „Zobacz, droga Glorio, jak wielki i niewiarygodny cud uczynił Bóg tobie. To po prostu wspaniałe, że prawie cała
skóra zregenerowała się. Wprawdzie to cienki naskórek, który tu i ówdzie się
wytworzył i jest jeszcze wiele odkrytych miejsc, ale te miejsca z utworzoną
delikatną skórą dają nam powody do nadziei, że całe ciało pokryje się niebawem
ochronną skórą. Martwią nas jednak twoje nogi. Nie jesteśmy w stanie tu już nic
zrobić. Musimy niestety je amputować.”
Byłam
wcześniej wysportowana, byłam fanem aerobiku. I gdy mi powiedzieli, że muszą mi
obciąć stopy, pomyślałam tylko: Muszę jak najszybciej uciec z tego szpitala.
Muszę się stąd zabrać, aby uratować moje stopy. Lekarze wyszli z sali, a ja
podniosłam się ze szpitalnego łóżka, by podjąć ucieczkę. Ale już przy pierwszym
kroku moje nogi nie ustały i upadłam na brzuch niczym żółw lub żaba, która
skacze po raz pierwszy i ląduje brzuchem na ziemi. Musieli więc mnie podnieść z
podłogi i zanieśli mnie z piątego piętra na siódme. I wiecie, kogo tam
spotkałam? Kobietę, której amputowano nogi od kolan w dół. A teraz czekała na
to, aż jej zamputują nogi powyżej, od bioder w dół. I gdy patrzyłam na tę
kobietę, myślałam o tym, ile pieniędzy potrzeba by było na zakup nowych nóg.
Za żadne skarby świata nie możesz sobie sprawić nowych nóg. Jakim
cudem są stopy. Gdy chcieli mi obciąć nogi, ogarnął mnie nieopisany
smutek i po raz pierwszy przyszła mi do głowy myśl, że nigdy nie podziękowałam
Panu za cud, jakim są moje nogi. Wręcz przeciwnie; maltretowałam moje całe
ciało, aby przeciwdziałać moim tendencjom do tycia i przybierania na wadze.
Głodowałam jak wariatka, wydawałam masę pieniędzy na diety i inne kuracje, by
tylko widzieć siebie szczupłą i mieć szczupłe nogi. Nie kosztowało mnie to
tylko jeden majątek; wydałam na to niewyobrażalnie dużo pieniędzy. I teraz
widzę moje stopy bez mięśni, chude jak szczapy, zupełnie czarne, pełne dziur ze
wszystkich stron. I teraz dziękuję Bogu za te zniekształcone nogi. Nagle stały
się dla mnie tak cenne. Nie był dla mnie ważny ich wygląd, ale funkcja. Ważne
było dla mnie to, że je po prostu miałam. I za to podziękowałam Panu.
Powiedziałam do kochanego Boga: „Dziękuję Ci Panie za tę drugą szansę,
którą mi dałeś! Dziękuję Ci ogromnie za tę szansę, na którą sobie nie
zasłużyłam. Ale, kochany Boże, proszę Cię z całego serca o jedną przysługę, o
bardzo małą przysługę. Pozwól mi zachować przynajmniej te zniekształcone nogi! Pozostaw
mi je, aby mogła się poruszać jako tako, abym mogła się choć częściowo
podnieść. Pozostaw mi je, proszę, pozostaw mi je przynajmniej takimi, jakimi
są. Będę Ci za to na zawsze wdzięczna.”
I naraz
zaczynam czuć swoje stopy. To było w piątek. Od piątku do poniedziałku te moje
czarne kikuty, które były obumarłe i wyglądały jak szklanka ciemnej lemoniady z
bąbelkami powietrza, zaczerwieniły się i rozjaśniły. Czułam jednocześnie, jak
krew poczęła krążyć w tych zwęglonych nogach. Coraz bardziej czułam je, moje
własne nogi. I kiedy w poniedziałek lekarze podeszli do mojego łóżka, by
przeprowadzić ostatnie oględziny przed amputacją, zdziwili się, gdy wstałam i
stanęłam na własnych stopach i do tego jeszcze nie przewracałam się. Badali
mnie, dotykali moich stóp i nie mogli po prostu uwierzyć, nie wierzyli własnym
oczom. Pokazałam im ruchy, które mogłam wykonać moimi nogami. Wprawdzie
zadawały mi ogromny ból, ale myślę, że jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa z
powodu tego bólu, jaki w tamtej chwili odczuwałam w nogach. Moje nogi powróciły
do ciała. I to wszystko stało się w sposób, którego medycyna nie jest w stanie
wyjaśnić i który był przyczyną zdumienia lekarzy.
Ordynator oddziału
na 7. piętrze szpitala zaraz powiedział mi: „Wie pani, w ciągu 38 lat mojej lekarskiej praktyki, nigdy nie widziałem
i nie przeżyłem tak wielkiego cudu, jak ten z pani nogami.”
Popatrzcie
tutaj, moje drogie rodzeństwo w Panu, oto moje zregenerowane stopy. Kroczę
przed Wami i pokazuję moje nogi nie z arogancji i próżności, lecz by oddać
chwałę Bogu, by udowodnić Wam wielkość dzieł Pana, naszego Boga żywego, Jego
nieskończonej MIŁOŚCI ku nam i Jego wszechmocy. (Komentarz: Gloria
kroczy na podium tu i tam, a słuchacze klaszczą widząc ów cud Boga.)
Inny wielki
cud uczyniony przez Pana jest taki: nie miałam piersi. Wyobraźcie sobie, byłam
bardzo dumną, próżną kobietą. Moim motto było: „Kobieta
3) musi ukazywać i korzystać ze swych
uroków, jakie dostała w prezencie od natury.”
I tak sobie
mówiłam, bo najlepsze co mam moje piersi, nogi i w ogóle moja sylwetka â są moim kobiecym ciałem i będę je eksponować.
Ukazywałam moje kobiece wdzięki bardzo ostentacyjnie. Podkreślałam okrągłości
mojej figury i ekstrawagancko poruszałam biodrami. W ten sposób zawsze
zwracałam na siebie uwagę. Nosiłam zawsze ubrania z dużym rozcięciem, by
wyeksponować mój duży biust. Wmawiałam sobie piękno moich nóg. I popatrzcie,
drodzy Bracia i Siostry w Panu, właśnie ci wszyscy „faworyci i faworytki” mojej
próżności były najbardziej spalone. Właśnie to wszystko zwęgliło się i było
całkowicie brzydkie.
Powracając
do kolejnych cudów, zdziałanych przez Pana. Udałam się do lekarza, który
opiekował się mną, gdy byłam aktywna sportowo. Wyobraźcie sobie:
lekarz, który zwykł oglądać pewną siebie i zarozumiałą kobietę, która dla swej
figury odchudzała się jak wariatka, połykała i pochłaniała niczym odkurzacz
leki i używki, ten mój lekarz nagle ujrzał moje ciało na wpół spalone i
zniekształcone. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przeprowadził bowiem wszystkie
możliwe badania za pomocą CRT, przy pomocy najnowocześniejszych, nuklearnych
medycznych urządzeń.
Potem powiedział do mnie: „Wie pani, z tym małym
kawałkiem wątroby, który pozostał, przeżyje pani. Ale pani jajniki, moja droga
pani, po prostu całkowicie się skurczyły, zwęgliły, uschły i przypominają garść
wysuszonych winogron. I dlatego nigdy już nie będzie pani mogła mieć dzieci.”
Pomyślałam
sobie w duchu: „Dziękuję Ci Boże, że w ten sposób zabrałeś mi
troskę związaną z planowaniem rodziny. W naturalny sposób stałam się bezpłodna.
Dzięki Ci Boże za to, chwała Ci za to.” Byłam nawet szczęśliwa z tego powodu,
gdyż tak było jednej troski mniej.
Ale
półtora roku później odczuwałam swędzenie tam, gdzie były moje piersi i trochę
więcej skóry pokrywało teraz moje żebra. Skóra naciągała się i
wyciągała. Bolało mnie. Nagle mój biust uwidocznił się i urosły mi piersi. Było
to dla mnie niezwykle dziwną rzeczą, nie dającą się wytłumaczyć, że nagle z
powrotem miałam swoje piersi. I wiecie, jaka była tego przyczyna? Stwierdziłam,
że byłam w ciąży pomimo spalonych jajników. I tak oto Bóg na nowo podarował mi
piersi. I tymi piersiami byłam w stanie wykarmić moim matczynym mlekiem
cudowną, zdrową córeczkę, którą urodziłam. Ta moja najmłodsza córka ma na imię
Maria José. Wskutek tego wszystkiego znormalizowała się również moja
menstruacja i wszystkie moje kobiece hormony powróciły do równowagi. Także moje
jajniki na powrót zaczęły wytwarzać komórki jajowe.
To są ogólnie rzecz biorąc cuda Pana, które uczynił mojemu ciału i o
których zaświadczam.
Drugi
aspekt zdarzenia
Teraz posłuchajcie mnie dobrze! To był cielesny,
materialny, fizyczny aspekt mojego wypadku. Ale drugi aspekt tego zdarzenia był
znacznie piękniejszy to było niewyobrażalne, cudowne przeżycie. Musicie bowiem
wiedzieć, że najpiękniejsze, najcudowniejsze w tym moim wypadku było to, co
spróbuję teraz opowiedzieć ludzkimi słowami, mimo że nie da się tego
przedstawić za pomocą ziemskich sformułowań.
Bo gdy moje zwęglone ciało
leżało, znajdowałam się (moja dusza) w cudownie białym tunelu.
Wokół mnie było białe światło, które dawało mi taką rozkosz, pokój i szczęście
uczucia, których nie można opisać ludzkimi słowami. Nie ma po prostu takich
wyrażeń, by oddać wielkość tej chwili. To była szalenie wielka ekstaza, nie
dająca się opisać rozkosz. Nie rozumiem, dlaczego się nam przedstawia śmierć
jako swego rodzaju karę. Uwolniona zostałam od czasu i przestrzeni.
W świetle
tym poruszałam się naprzód, niesamowicie szczęśliwa i przepełniona radością.
Nic mnie nie trapiło. Gdy spojrzałam do góry, ujrzałam na końcu tunelu coś
jakby słońce, białe światło, mówię „białe” by podać kolor, ponieważ koloru
światła i jego jasności nie da się opisać; koloru tego nie dało się porównać z
kolorami, jakie istnieją na tym świecie. Światło było po prostu wspaniałe. Było
dla mnie źródłem tej całkiem wielkiej miłości, tego pokoju we mnie i dookoła
mnie; to była nieopisana miłość i pokój, jakiego nie znałam na ziemi..
Gdy tak poruszałam się do przodu w tym tunelu, powiedziałam do
siebie samej: „O rany! Umarłam…” I w tej chwili pomyślałam o moich dzieciach i lamentowałam: „O mój Boże, moje dzieci! Co na to moje
dzieci?”
Byłam zawsze
zajętą i zestresowaną matką, która nigdy nie miała dla nich czasu. Wychodziłam
z domu wczesnym rankiem, aby podbić świat i wracałam dopiero późnym wieczorem.
Z tej przyczyny nie byłam w stanie właściwie zatroszczyć się o moją rodzinę i
dzieci.
Wówczas ujrzałam nędzę mojego
własnego życia w całej prawdzie, bez żadnych retuszy i ogarnął mnie wielki
smutek.
W tym
momencie wewnętrznej pustki z powodu nieobecności moich dzieci straciłam
poczucie czasu i przestrzeni. Znowu spojrzałam ku górze i zobaczyłam coś bardzo
pięknego. W jednej chwili ujrzałam wszystkie osoby mojego życia, naprawdę w
jednej chwili, żyjące i zmarłe. Objęłam moich pradziadków, moich dziadków,
moich rodziców, którzy już nie żyli, po prostu wszystkich! To była taka
doniosła chwila; było cudownie.
Pojęłam, że
oszukano mnie odnośnie reinkarnacji. Tym samym praktycznie strzeliłam sobie
gola do własnej bramki, ponieważ zawsze fanatycznie broniłam reinkarnacji.
Powiedziano mi kiedyś, że pewna osoba jest inkarnacją mojej prababci, ale nie
powiedziano mi kto, i ponieważ wróżenie kosztowało zbyt dużo, dałam sobie z tym
spokój i nie dociekałam, kim jest ta osoba. Ja sama spotykałam ciągle ludzi, o
których sądziłam, że są inkarnacją mojego pradziadka i dziadka. A teraz
obejmowałam dziadka i pradziadka. Uściskaliśmy się gorąco i spotkałam
wszystkich w jednej chwili; było tak ze wszystkimi osobami, które znałam i
które pochodziły ze wszystkich stron, gdzie niegdyś byłam, ze zmarłymi i
żyjącymi a to wszystko w jednym momencie.
Tylko moja
córka przestraszyła się, gdy ją przytuliłam. Wtedy miała 9 lat i poczuła mój
uścisk w swoim obecnym życiu na ziemi, w tym samym momencie. Czuła zatem mój
uścisk w tych godzinach, w czasie których ona i cała rodzina bali się o moje
życie, gdyż moje ciało znajdowało się jeszcze w śpiączce. Zwykle nie czujemy
takiego uścisku z zaświatów. W tym cudownym stanie czas się zatrzymał, nie
odczuwałam ciężaru ciała.
Nie postrzegałam już ludzi, tak jak wcześniej. Podczas mojego życia
zwracałam uwagę na to, czy ktoś jest gruby, szczupły, brzydki, ciemnoskóry czy
był dobrze ubrany czy nie. Według tych kryteriów dzieliłam osoby i byłam z tego
powodu pełna uprzedzeń i cynicznej krytyki. Zawsze, gdy mówiłam o
innych, krytykowałam ich. Teraz, tutaj, było inaczej. Teraz widziałam również
wnętrze ludzi i jak pięknie było widzieć to ich wnętrze, ich myśli, uczucia,
gdy ich obejmowałam. I gdy tak przytulałam wszystkich, równocześnie poruszałam
się coraz to wyżej. W ten sposób czułam się coraz to pełniejsza pokoju i
szczęścia. I im wyżej się unosiłam, tym bardziej byłam świadoma, że przypadła
mi w udziale cudowna wizja. Na końcu tej drogi zobaczyłam jezioro, cudowne
jezioro, otoczone tak wspaniałymi drzewami, tak pięknymi, że nie da się tego
opisać. Podobnie kwiaty; były tutaj we wszystkich kolorach, o zapachu, który
dawał rozkosz wszystko było inne, wszystko było tak piękne w tym cudownym
ogrodzie, w tym wspaniałym miejscu. Nie ma słów, by to opisać. Wszystko było
miłością. Były tam dwa drzewa, które tworzyły coś na kształt bramy. Wszystko to
różni się od tego co znamy. Nawet kolory nie są podobne do tych naszych. Tam
wszystko jest niewypowiedzianie piękne. W owej chwili ujrzałam mojego
siostrzeńca, który wraz ze mną uległ wypadkowi, jak wszedł do tego cudownego
ogrodu. I wiedziałam, czułam, że nie mogłam jeszcze tam wejść.
Pierwszy powrót
W tym
momencie usłyszałam głos mojego męża. Krzyczał, płakał ze złamanym sercem i
wołał z całej duszy: „Gloria!
Gloria! Proszę nie zostawiaj mnie samego. Popatrz, twoje dzieci potrzebują cię.
Gloria, wróć! Nie bądź tchórzem i nie zostawiaj nas samych!”
W tamtej
chwili widziałam wszystko jednym spojrzeniem. Miałam wgląd na wszystko i
widziałam nie tylko jego, jak tak boleśnie płakał. Był cały we krwi, gdyż on
także odniósł obrażenia. Wprawdzie nie został trafiony przez piorun, ale
energia pioruna porwała go i rzucała nim na prawo i lewo. Nasze ciała
podskakiwały jak gumowe piłeczki, jak na jakiejś trampolinie. Z tego powodu mój
mąż został zraniony i krwawił.
4) W owym momencie Pan pozwolił mi wrócić. Ja jednak tego nie chciałam.
Ten pokój, ta radość, ta rozkosz, jakimi byłam otulona, zachwycały
mnie. Ale stopniowo i coraz bardziej zaczęłam się poruszać wstecz w kierunku
mojego ciała, które leżało martwe na ziemi. Wszyscy za wyjątkiem tych, którzy
sami odbierają sobie życie, doświadczają uścisku Boga Ojca. Dlatego też widzą
owe światło i czują ową ogromną miłość, która tam wszystko wypełnia. Bóg Ojciec
obejmuje nas wszystkich, gdyż kocha nas wszystkich w doskonały sposób. Tak oto
ukazuje nam, jak bardzo nas kocha.
Ale ponieważ
Bóg nikogo nie zmusza, dlatego często bywa tak, że dobrowolnie decydujemy się
żyć bez Boga. W ten sposób to my wybieramy sobie ojca w
naszym życiu. Bierzmy Boga za ojca i dostosowujmy nasze życie do Niego i Jego przykazań
miłości, albo decydujmy się na szatana, „ojca kłamstwa” i przyczyny grzechu
oraz zepsucia, który zna tylko nienawiść, pogardę i szerzy je na tej ziemi.
Po tym
uścisku Boga Ojca dusza pozostaje przy Nim, albo przekazywana jest szatanowi,
którego z własnej woli wybrała sobie na ojca w swoim życiu. Ponieważ jeśli na
ziemi zdecydowaliśmy się żyć bez Boga Ojca, to nie zmusza nas On do spędzenia z
Nim wieczności.
Widziałam,
jak moje nieruchome ciało leżało na noszach na oddziale uniwersytetu medycznego
w Bogocie. Widziałam lekarzy, jak się o mnie starali i aplikowali mi
elektrowstrząsy, by wznowić pracę serca. Przedtem ja i mój siostrzeniec
leżeliśmy ponad dwie godziny na ziemi, ponieważ nie można nas było dotknąć z
powodu wyładowań, jakie wychodziły z naszych naładowanych prądem ciał. Dopiero
teraz mogli się nami zająć i dopiero teraz podjęto moją reanimację.
I patrzcie:
podchodzę (moja dusza) do mojego ciała i poruszam stopami mojej duszy owe
miejsce na mojej głowie (pani Gloria wskazuje na miejsce na swojej głowie).
Dusza jest obrazem naszego ludzkiego ciała w swojej właściwej formie. W tym
momencie przeskoczyła na mnie z wielką siłą iskra. I tak oto wciskam się w
swoje ciało. Zdawało mi się, że wciąga mnie ono w siebie. To wejście strasznie
bolało, gdyż ze wszystkich stron ciało wysyłało iskry. Czułam, jak gdybym
wciskała się w coś małego, ciasnego. To było jednak moje ciało. Miałam
wrażenie, jak gdybym będąc normalnej wielkości wciskała się w dziecięce
ciuszki, które zdawały się być zrobione z drutu. To był potworny ból. Od tej
chwili zaczęłam odczuwać bóle mojego całkiem spalonego ciała; to spalone
podbrzusze tak bardzo bolało, tak niewymownie, paliło strasznie, wszystko
dymiło i parowało.
Słyszałam,
jak lekarze zawołali: „Doszła do
siebie! Doszła do siebie!”
Radowali się
niezmiernie, ale mój ból był nie do opisania. Nogi były zupełnie czarne i
zwęglone, moje całe ciało było jedną żywą raną, jeśli w ogóle było to jeszcze
ciało.
Próżność
Największy i
najbardziej nieznośny ból stanowiła moja próżność. To był inny rodzaj
cierpienia we mnie, to była próżność światowej kobiety, zemancypowanej,
samodzielnej, pewnej siebie specjalistki, profesjonalistki, wykształciuszki,
intelektualistki, naukowca, bizneswoman, kogoś, kto chciał znaczyć coś w
społeczeństwie.
Jednocześnie byłam niewolnicą mojego ciała, niewolnicą urody, mody.
Codziennie spędzałam cztery godziny na aerobiku, masażach, dietach i
zastrzykach, i na wszystkim, co tylko możecie sobie wyobrazić.
Najważniejszą
rzeczą, moim bożkiem było piękno mojego
ciała. Dlatego ponosiłam wiele wyrzeczeń. To było moim życiem:
bałwochwalstwo dla mojej zewnętrznej urody. Zwykłam mawiać, że piękny biust
jest po to, by go pokazywać. Dlaczego miałabym go ukrywać? To samo mówiłam o
moich nogach, gdyż wiedziałam, że były atrakcyjne i że w ogóle miałam bardzo
dobrą figurę.
W pewnym momencie z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przez całe
życie pielęgnowałam tylko moje ciało. To było centrum mojego życia i
jedyne, co mnie interesowało: miłość do
niego. A teraz już go nie miałam. Tam, gdzie były piersi, były okropne
dziury, zwłaszcza po lewej stronie nie było niczego. Moje nogi wyglądały
strasznie, bardziej były to kikuty, zwęglone, zupełnie czarne jak spalony
kotlet z grilla. Tak, wszystkie miejsca mojego ciała, które najbardziej
pielęgnowałam, były zwęglone i obumarłe.
W szpitalu
Następnie
zabrano mnie do szpitala. Tam zaczęto mnie szybko operować i zeskrobywać
miejsca ze spaloną tkanką. W czasie narkozy po raz drugi opuściłam ciało i
przyglądałam się, co robili ze mną lekarze, jak byli zatroskani o moje życie i
usilnie starali się mnie reanimować wszelkimi sposobami. Także i byłam
zatroskana o moje życie, przede wszystkim bałam się z powodu nóg. Nadal miałam
w sobie tę dumę, że jestem właścicielką moich nóg, mojego ciała i w mojej mocy
było tak trenować je przez sport i ćwiczenia, aby były przez wszystkich
podziwiane. Gdy nagle wydarzyło się coś przerażającego..
Muszę wam, kochani Bracia i Siostry wyznać, że także w sprawach
religii byłam „na diecie”. W relacjach z Bogiem byłam „stosującą
dietę katoliczką”. Ważne jest, abyście wiedzieli, że byłam złą katoliczką. Moja
cała relacja z Bogiem polegała na tym, że uczęszczałam na niedzielną Mszę św.,
która trwała zaledwie 25 minut. Wyszukiwałam sobie zawsze takie Msze święte,
gdzie ksiądz najmniej mówił, ponieważ nudziło mnie jego gadanie. Jaką męką byli
dla mnie księża, którzy wygłaszali długie kazania. To była moja relacja z
Bogiem! Była słaba i dlatego też wszystkie światowe prądy i nowe trendy w
modzie miały nade mną taką władzę. Byłam prawdziwą chorągiewką na wietrze. Co
właśnie uchodziło za najnowsze, najnowocześniejsze z racjonalizmu czy
wolnej myśli, tam garnęłam się z zapałem.
Brakowało mi
ochrony modlitwy, brakowało mi wiary. Brakowało mi także wiary w siłę łaski, w
moc Ofiary Mszy Świętej. I właśnie gdy kształciłam się i
specjalizowałam w zawodzie, ta moja chwiejność wydała najgorsze owoce. W tamtym
czasie na uniwersytecie usłyszałam pewnego dnia, jak jeden katolicki ksiądz
powiedział, że nie ma diabła i tak samo nie ma piekła. To
było właśnie to, co chciałam usłyszeć! Natychmiast pomyślałam sobie w
duchu: jeśli więc nie ma diabła i piekła, to wszyscy dostaniemy się do nieba.
Kto w takim razie musi się obawiać? Mogę zatem robić to, co mi się podoba.
To, co mnie
zasmuca, a co muszę Wam z wielkim wstydem wyznać, to fakt, że wiara w istnienie
piekła była tym ostatnim sznurem, który trzymał mnie przy Kościele. To był po
prostu egzystencjalny strach przed diabłem, który trzymał mnie w łączności ze
wspólnotą Kościoła. Więc gdy powiedziano mi, że nie ma szatana i w ogóle
piekła, powiedziałam sobie od razu: „Dlaczego mam się jeszcze starać i walczyć o życie wedle reguł „starego
Kościoła”? Przecież wszyscy pójdziemy do nieba, dlatego całkowicie obojętne
jest to, kim jesteśmy i co czynimy.”
To było
właśnie ostatecznym powodem, dla którego całkowicie oddaliłam się od Pana.
Oddaliłam się od Kościoła i zaczęłam kląć na niego i nazywałam go głupim oraz
zacofanym itp.
Nie obawiałam
się już grzechu i zaczęłam niszczyć moją relację z Bogiem. Grzech nie
pozostawał tylko we mnie, lecz zaczął rozprzestrzeniać się ze mnie na zewnątrz
i zarażać innych. Stałam się aktywna; w złym znaczeniu tego słowa. O
tak, nawet sama zaczęłam opowiadać wszystkim, że diabeł nie istnieje, że jest
wymysłem duchowieństwa także kolegom na uniwersytecie zaczęłam mówić, że Boga też
nie ma i że jesteśmy produktem ewolucji itp. I tak oto udało mi się wpłynąć na
wiele ludzi.
DIABEŁ ISTNIEJE NAPRAWDĘ
A teraz
słuchajcie, co się zdarzyło, gdy znajdowałam się w tej straszliwej sytuacji: co
za potworny strach! Nagle zobaczyłam, że demony istnieją; przybyły teraz, by
mnie zabrać. Widziałam przede mną te diabły w całej ich potworności. Żaden z
wizerunków, jakie dotychczas widziałam na ziemi, nie
może nawet w
najmniejszym stopniu przedstawić tego, jak straszliwie wyglądają.
5) I
tak oto widzę, jak na raz wychodzi ze ścian sali operacyjnej wiele ciemnych
postaci. Wydają się być normalnymi i zwyczajnymi ludźmi, ale wszystkie
mają to przeraźliwe, okropne spojrzenie. Nienawiść emanuje z ich oczu. I
natychmiast pojmuję, że jestem im coś winna. Przybyły, by mnie „zainkasować”,
ponieważ przyjmowałam ich propozycje do grzechu, i teraz musiałam za to
zapłacić, a ceną byłam ja sama. Zaprzedałam diabłu moją duszę. Dobiłam z nim
interesu. Moje grzechy miały bowiem swoje konsekwencje.
Grzechy należą do szatana, nie są czymś za darmo od
niego, trzeba za nie zapłacić. Ceną jesteśmy my sami. Kiedy więc
robimy zakupy w jego sklepie że się tak wyrażę będziemy musieli zapłacić za
towar. Bądźmy tego świadomi. Ujrzałam naraz wszystkie me grzechy, które
popełniłam od mojej ostatniej spowiedzi, to znaczy od ostatniej spowiedzi u
katolickiego księdza i jego rozgrzeszenia, jak stawały się żywe.
Musimy
zapłacić za każdy grzech; płacimy naszym spokojem sumienia, naszym wewnętrznym
pokojem, naszym zdrowiem… A gdy jesteśmy wiernymi, stałymi klientami w
supermarkecie szatana i kupujemy tylko w jego sklepie, to w końcu on sam nas
„zainkasuje”. Stajemy się jego własnością. Sprzedaliśmy mu swoją duszę.
Największym kłamstwem, największą sztuczką diabla jest
to, że szerzy bajki, jakoby go w ogóle nie było.
Te straszne,
ciemne postaci okrążają mnie i oczywistą rzeczą jest, że przybyły tylko w
jednym celu: zabrać mnie ze sobą. Prawdopodobnie nie macie wyobrażenia, jaka to
była trwoga, okropny strach, do tego stopnia, że w tej sytuacji na nic mi się
zdał mój intelekt, wiedza, moje akademickie tytuły i ukończone kształcenie
zawodowe. Były całkowicie bez wartości.
Te grzechy
wciągają więc nas w głąb, w dół, do „ojca
kłamstwa”. Ale gdy my nieudacznicy przynosimy Bogu
nasze grzechy w sakramencie pokuty i pojednania, wtedy to On płaci cenę. On
zapłacił ją na krzyżu Swoją własną Krwią i życiem. I On ponownie płaci za
każdym razem, gdy grzeszymy. Zniósł dla nas potworne męki, które sobie sami
zgotowaliśmy i które były zobowiązaniem wobec właściciela grzechów (szatana).
Zostaliśmy
odkupieni przez Jezusa Chrystusa. Mamy więc prawo do Jego Królestwa, Jego
życia, gdyż uczynił nas „Dziećmi Bożymi”.
I oto przybyły te ciemne istoty,
by zainkasować swoją własność mnie. Widziałam, jak wychodzą ze ścian i
wkraczają do sali. Mnóstwo istot, które nagle stanęły wokół
mnie. Na zewnątrz wyglądały początkowo normalnie, ale spojrzenie każdej było
pełne nienawiści, pełne diabelskiej nienawiści. I były takie bezduszne,
wewnętrznie wypalone. Moja dusza wzdrygała się i drżała, i natychmiast
zrozumiałam, że były demonami. Zrozumiałam, że były tu z mojego powodu, bo
byłam im coś winna, grzech bowiem nie jest czymś gratis.
To jest
największa podłość i kłamstwo diabła, że wmawia ludziom, że w ogóle nie
istnieje. To jego strategia; później ten kłamca może robić z
nami wszystko, co chce. I oto z przerażeniem zrozumiałam: Oh, istnieją! I
zaczęły mnie okrążać, chciały mnie dostać. Możecie sobie wyobrazić mój strach,
moje przerażenie? To był istny terror!
Na nic mi
się zdała moja wiedza, rozum i pozycja społeczna. Zaczęłam tarzać się po ziemi,
rzucać się na moje ciało, ponieważ chciałam uciec do niego ale ono już mnie nie
wpuszczało; to napawało mnie przerażającym strachem. Zaczęłam biec i uciekać.
Nie wiem jak, ale przedarłam się przez ścianę sali operacyjnej. Nie chciałam
nic innego jak tylko uciec, ale gdy przeszłam przez ścianę, trafiłam w próżnię.
Zostałam zaciągnięta w jeden z tych tuneli, które nagle się pojawiły i
prowadziły w dół.
Na początku było jeszcze trochę światła, przypominało wosk pszczeli.
I roiło się tu jak w ulu, tak wielu ludzi tu było. Dorośli, starcy,
mężczyźni, kobiety krzyczący głośno, przenikliwie zgrzytający zębami. Byłam
wciągana coraz głębiej i zmierzałam nieprzerwanie w dół, mimo że ciągle
starałam się stamtąd wydostać. Światło stawało się coraz bardziej skąpe, a ja
leciałam tym tunelem, aż stało się niezwykle ciemno. Góra była spowita w
świetle, na dole natomiast robiło się coraz ciemniej. Możecie sobie wyobrazić,
jak się rozradowałam, gdy zobaczyłam swą matkę w tym świetle? Była cała jasna.
Umarła wiele lat temu. Naraz zrozumiałam, że tymi białymi szatami, w które moja
matka niczym słońce była ubrana, były wszystkie te Msze święte, w których
uczestniczyła w swoim życiu. Nie miałam możliwości dostać się do niej i
pozostać przy niej. Bezbronna zapadłam w tę ciemność, której nie da się z
niczym porównać. Najciemniejsza ciemność tej ziemi jest przy tym jasnym południem.
Ale tamtejsza ciemność zadaje straszne cierpienia, horror i wstyd. I strasznie
cuchnie. Widziałam coraz więcej strasznych postaci i istot, zniekształconych w
taki sposób, którego nie możemy sobie wyobrazić.
Grzech, moi
Bracia i Siostry w Panu, pozostawia w naszych duszach ślady. Te ślady
naznaczają nasze dusze jak blizny, pęcherze powstałe wskutek
oparzenia, nieforemne dziury. I najgorszym doświadczeniem przy tym było dla
mnie to, gdy zorientowałam się, że ten okropny odór pochodził ode mnie. Ile
pieniędzy wydawałam w całym swoim życiu na perfumy i odświeżacze powietrza,
gdyż niczego tak bardziej nie nienawidziłam, jak smrodu. I tak oto
spostrzegłam, że moje grzechy nie były gdzieś poza moją duszą, ale były we
mnie, wewnątrz mojej duszy, i stamtąd rozprzestrzeniał się ów nieznośny smród.
Przypominałam
demona, straszną bestię, zniekształconą przez wszystkie moje własne
okropieństwa. Tak jak moja matka była ubrana w świetliste szaty Pana, tak ja
byłam ubrana w worek na śmieci przez bestię, samego diabła.
W tym stanie dotarłam do swego
rodzaju grzęzawiska, gdzie wiele osób tkwiło po szyję w bagnie i jęczało.
Pojęłam, że to bagno złożone było z nasienia, które wytrysnęło w grzesznych
związkach i podczas seksualnych zboczeń, za które my ludzie na ziemi jesteśmy
odpowiedzialni. Podczas każdego wytrysku uwalniają się miliony sperm. I jedynie
stosunek płciowy, który dokonuje się w związku sakramentalnym, jest
pobłogosławiony przez Boga, gdyż On Sam obecny jest przy tym akcie i jest
trzecią osobą w tym związku małżeńskim. On jest miłością, która uświęca i
uszlachetnia każdy akt małżeński.
Seksualność
pozbawiona sakramentalnych fundamentów jest tylko czystą żądzą, zaspokojeniem,
egoizmem. Właśnie z
tego powodu ci ludzie cierpią w tym bagnie, które sami zgotowali sobie na ziemi
swymi niepohamowanymi namiętnościami. Każdy, kto uczestniczył w takich
grzesznych i pozamałżeńskich stosunkach płciowych, tkwi w owym bezkresnym i
cuchnącym bagnie i cierpi niewypowiedzianie z tego powodu. Wstydzi się swoich złych
uczynków.
Nagle
odkryłam w tym bagnie również mojego tatę. Ujrzałam go zanurzonego po szyję w
tej cuchnącej breji. Przeszył mnie ból i głośno krzyknęłam: „Tato, co tu robisz?” Odpowiedział
płaczącym głosem: „Moja córko, ach
moja córko, cudzołóstwo, niewierność!” Wy sami przeżyjecie to
pewnego dnia i wspomnicie na moje słowa. Mogę Wam tylko powiedzieć, że
najbardziej bolesną rzeczą tam jest to, że widzi się zakochanego w człowieku
Boga, który przez całe nasze życie jest tuż za nami i nieustannie nas szuka.
Jak bardzo kochający Bóg cierpi z powodu naszych grzechów!
Ukazano
mi tam, jak wiele osób modliło się za mnie, jak wielu księży i zakonnic starało
się sprowadzić mnie na dobrą drogę. A ja odczuwałam jedynie pogardę
wobec nich wszystkich. Byłam ordynarna w określaniu tych świątobliwych osób.
Zakonnice nazywałam tak: „pingwiny”, „niezaspokojone stare wiedźmy”, „pozornie
święte baby w trwającej wiecznie menopauzie, które liżą Panu Bogu palce u nóg i
nie mają pojęcia o problemach ludzi na świecie”. To tylko niektóre z mniej
dosadnych określeń, jakich używałam w nazywaniu ich.
Wiecie, tam, po tamtej stronie, widzi się całe swoje
życie, jak jest zapisane w „Księdze życia”, każdy szczegół. Przy tym nie tylko słowa się
pojawiają, które się wypowiada, lecz towarzyszą im również myśli, jakie się
wówczas ma. Wszystko jest odkryte i jasne dla każdego. Często wzdrygnąć się
można widząc różnicę miedzy słowem i myślą. Grzechy, które popełniamy, nie
pociągają konsekwencji tylko dla nas, lecz również dla naszego otoczenia. Są
one niczym zgniłe owoce, które zarażają każdy znajdujący się w pobliżu zdrowy
owoc i doprowadzają go do gnicia. Stanowi to wielkie cierpienie w tym drugim
świecie, gdy widzisz, jak bardzo grzech nie szkodzi jedynie tobie, ale
rozprzestrzenia się wokół ciebie i wszystko 6)niszczy.
Kiedy więc oddaję się grzechowi, kim są ci, którzy są najbliżej mnie? Moje
dzieci. I tak szkodzę swoimi grzechami najpierw moim dzieciom i rodzinie.
A teraz posłuchajcie mnie dobrze
i nie zatykajcie swoich uszu. Gdy człowiek popełnia ciężki grzech, diabeł ma go
w swym ręku i zmusza go niczym windykator do podpisania mu weksla, który
natychmiast czyni go jego własnością. Najsmutniejsze jest to, co jest pierwszym
poleceniem szatana skierowanym do nas: „Idź zatem teraz i przyprowadź mi wszystkich, którzy cię otaczają, i z
którymi utrzymujesz stosunki!”
Matka, która
kogoś nienawidzi albo która nieustannie szerzy plotki o swoich bliźnich, albo
ojciec, brutalny lub uzależniony od alkoholu, który wraca zawsze pijany do domu
i nie wzdryga się przed kradzieżą cudzej własności, mają zazwyczaj w swoim
otoczeniu swoje własne dzieci. Jest to nadużyciem rodzicielskiego zadania,
którym powinna być troska o przyszłość dzieci. Rodzicie tym swoim złym postępowaniem
dają zły przykład swoim dzieciom.
Tylko życie z sakramentami
Kościoła może przełamać takie „błędne koło” w łańcuchu, jaki łączy różne
pokolenia. Tylko łaska sakramentów i moc modlitwy mogą odsunąć
grzech i unicestwić go. To była żywa ciemność. Tam nic nie jest martwe lub
nieruchome. Po tym jak bezradna i bezbronna przemierzałam te tunele, dotarłam
niespodziewanie na równe podłoże. Byłam w tym momencie całkowicie zrozpaczona,
ale i ogarnięta silną wolą ucieczki. Była to ta sama silna wola co wcześniej,
by osiągnąć coś w życiu, co teraz było dla mnie bez znaczenia, gdyż teraz byłam
tutaj i nie mogłam się uwolnić. Nic mi nie pozostało z wielkich wyobrażeń i
marzeń, które wcześniej miałam. Nagle stałam się całkiem mała, maleńka.
Wtedy nagle
ujrzałam, że podłoże otwarło się. Wyglądało jak wielka gęba, jak przeraźliwie
wielki pysk, otchłań. To podłoże żyło, trzęsło się!!! Czułam się strasznie
pusta, a pode mną była ta napawająca strachem, przerażająca otchłań, której po
prostu nie jestem w stanie opisać ludzkimi słowami.
Najgorsze było to, że nie czuło
się tutaj nic z obecności i miłości Boga; tutaj nie było niczego, ani promyka
nadziei. Ta dziura miała coś w sobie, co mnie nieodparcie
wsysało w dół. Krzyczałam jak szalona. Śmiertelnie przestraszyłam się, gdy
zauważyłam, że nie mogłam zapobiec upadkowi, że nieprzerwanie wciągana byłam w
dół. Wiedziałam, że jeśli spadnę, to nigdy stamtąd nie wrócę i że bez końca
będę spadać coraz to głębiej i głębiej. To była śmierć mojej duszy, duchowa
śmierć mojej duszy, bezpowrotnie zatraciłabym się.
W
czasie tego przerażającego horroru, na skraju przepaści, poczułam nagle jak św. Michał Archanioł chwycił mnie za
stopy. Moje ciało wpadło do tej dziury, ale ja przytrzymywana byłam
za stopy. To była chwila strasznego bólu i potwornego strachu. Gdy tak wisiałam
nad przepaścią, skąpe światło, które miałam jeszcze w swojej duszy, zirytowało
demony i wszystkie te stwory rzuciły się na mnie.
Te okropne
kreatury przypominały larwy, pijawki, chcące ostatecznie ugasić we mnie owe
światło. Wyobraźcie sobie moje obrzydzenie i przerażenie, gdy ujrzałam siebie
pokrytą tymi odrażającymi kreaturami. Krzyczałam, wrzeszczałam jak szalona. Te
istoty paliły. O moi bracia i siostry, chodzi o żywą ciemność, to nienawiść
pali, połyka nas, ograbia i wysysa. Nie ma takich słów, które oddałyby ten
horror.
Sakrament
małżeństwa
Chciałabym tutaj poruszyć
kwestię małżeństwa. Chciałabym Wam również opowiedzieć o wielkiej łasce
płynącej z sakramentu małżeństwa. Gdy ktoś przyjmuje w kościele sakrament małżeństwa i
mówi swoje „tak” i tym samym zobowiązuje się dochować wierności, być wiernym w
dobrych i złych chwilach, wtedy obiecuje to samemu Bogu Ojcu. On jest tym jedynym świadkiem, gdy składamy
sobie obietnice. Kiedy umrzemy, ujrzymy ten moment zapisany w księdze naszego
życia. Widziałam, jak para małżeńska w owym momencie spowita była w niewymownie
pięknej, złocistej poświacie. Bóg Ojciec zapisuje te słowa złotymi literami w
naszej księdze życia. Kiedy później przyjmujemy Ciało i Krew naszego Pana,
zawieramy przymierze z Bogiem i osobą, którą sobie wybraliśmy na
małżonka/małżonkę, z którą chcemy dzielić całe swoje życie. Kiedy oznajmiamy
naszą wolę, te słowa są zobowiązaniem nie tylko wobec partnera, ale i wobec Trójcy Przenajświętszej.
Pan pozwolił mi zobaczyć, jak w
dniu mojego ślubu, gdy mój mąż i ja przyjęliśmy Komunię świętą, nie byliśmy
tylko my dwoje, lecz troje: my i Jezus.
Bowiem w chwili, gdy przyjęliśmy Komunię św., Pan tak nas jednoczy, że jesteśmy
jedno. Bierze nas do Serca i w Jego Sercu stajemy się jedno. Razem z Jezusem
tworzymy świętą trójcę. Człowiek zatem niech nie rozdziela tego, co Bóg
złączył. I teraz pytam się: kto jest w stanie rozdzielić coś takiego? Nikt!
Nikt, moi Bracia i Siostry w Chrystusie Panu, nikt nie może rozbić tego
przymierza. Naprawdę nikt, po tym jak Bóg go pobłogosławił. I kiedy te dwie
dziewicze osoby zawierają związek małżeński, o jakie błogosławieństwo spoczywa
na takiej parze!
Ujrzałam
również ślub moich rodziców: gdy mój ojciec wkładał mojej matce pierścionek na
palec, a ksiądz ogłaszał ich mężem i żoną, Pan przekazał ojcu laskę pasterską,
która wyglądała jak zgięta na górze świetlista laska; to jest łaska, którą Pan
daje mężowi. To prezent autorytetu Boga Ojca, aby ten mąż mógł opiekować się
małą trzódką swojej rodziny, którą są jego dzieci, dane mu w darze w
małżeństwie, i aby bronił swego małżeństwa, aby strzegł swoich dzieci przez
wieloma szkodami i niebezpieczeństwami, na jakie narażona jest rodzina.
Mojej matce
Bóg Ojciec dał coś na kształt ognistej kuli i umieścił ją w jej sercu. Oznacza
ona miłość Ducha Świętego; zobaczyłam, że moja matka była bardzo czystą
kobietą. Bóg był pełen radości.
Nie
jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak wiele nieczystych duchów próbowało
zaatakować mojego ojca w tamtym momencie. Te duchy wyglądały jak larwy,
pijawki.
Musicie wiedzieć, że gdy ktoś ma
pozamałżeńskie stosunki płciowe, to wówczas te nieczyste duchy uczepiają się
natychmiast tej osoby, oblepiają ją wszędzie, zaczynają od
genitaliów, biorą w posiadanie ciało, hormony, osadzają się w mózgu, zajmują
przysadkę mózgową, grasicę (glandula) i wszystkie neurologiczne miejsca
organizmu ludzkiego oraz rozpoczynają produkcję mnóstwa hormonów, które
pobudzają niskie instynkty. Przekształcają dziecko Boże w niewolnika swej
żądzy, instynktów, pożądania seksualnego. Czynią z niego człowieka, o którym
mawia się, że używa życia. A my
mówimy tak lekkomyślnie: raz się żyje
i to „raz” pociąga za sobą gorzkie konsekwencje…
Gdy
para małżeńska jest dziewicza, Bóg jest szczególnie uwielbiony. Bóg zawiera z
nimi święte przymierze i błogosławi ich seksualność. (To
błogosławieństwo otrzymuje również para, która nie zawarła związku małżeństwa
będąc czystą). Seksualność bowiem nie jest grzechem. Bóg dał ją jako
błogosławieństwo. Tam gdzie małżeństwo zawierane jest przed Bogiem, tam jest On
obecny, także w łożu małżeńskim. W sakramentalnie zawartym małżeństwie osoby
udzielają sobie łask Bożych w intymnym obcowaniu, w związku niepobłogosławionym
brudzą się wzajemnie swoim grzechem.
Bóg raduje
się, gdy może im towarzyszyć w ich nowym życiu. Bóg i taka para tworzą jedność.
Szkoda, że wiele małżeństw tego nie wie i nie myśli o tym. Gdy bierze się ślub
w kościele jedynie z tradycji, nie wierząc w ten sakrament, błogosławieństwa
nie ma.
Wielu myśli podczas ceremonii o
tym aby jak najszybciej się skończyła, aby mogli wreszcie świętować, jeść, pić,
bawić się. Zapominają o Panu. Tak jak ja wtedy uczyniłam i zostawiłam Go
samego. Do głowy mi nie przyszło, aby zaprosić Pana do mojego nowego domu, do
mojego nowego życia. On tak bardzo lubi być zapraszanym do bycia z nami, we
wszystkich sytuacjach życiowych. Chce, abyśmy odczuli Jego obecność. Wprawdzie
jest obecny z racji sakramentu małżeństwa, ale lubi, kiedy z własnej woli Go o
to prosimy i zapraszamy.
Także i ja
nie zaprosiłam Go, aby po moim weselu przybył do mojego domu. Zostawiłam Go w
kościele, potem spędziłam moje tygodnie miodowe, w ogóle nie myślałam już o
Nim, powróciłam do domu, a On smutny pozostał na zewnątrz i w ogóle nie
zwracałam na Niego uwagi, nie zapraszałam do siebie.
Ale
jak dobrze byłoby dla małżonków, gdyby byli świadomi Jego obecności i nie
popełniali tego samego bledu, jak ja wtedy. Przy ślubie
7) moich rodziców najpiękniejsze było
to, że Bóg przywrócił memu ojcu wszystkie łaski, które stracił z powodu swego
rozpustnego życia. Bóg uczynił to z miłości do mojej matki, jego żony, która
jako dziewica zawarła związek małżeństwa. Bóg uleczył przez to zbrukaną
seksualność mojego ojca i cały związany z nią nieporządek hormonalny. Ale
ponieważ ojciec był bardzo „męski” istny, tak zwany macho i jego przyjaciele
zaczęli go znowu zatruwać i zwodzić, mówiąc mu, aby nie dał się wodzić za nos
swojej żonie, szybko go przekonali do powrotu do swego wcześniejszego trybu
życia. Okazał się niewiernym swojej powierzonej żonie, mojej matce, już w 14
dni po swoim weselu i dał się zaciągnąć do domu publicznego, by udowodnić swoim
przyjaciołom, że jest panem, że nie będzie pantoflarzem.
I wiecie, co
się stało z laską pasterską, którą otrzymał od Pana? Demon mu ją zabrał. I
wszystkie te brudne złe duchy powróciły i przykleiły się do niego. Mój ojciec
przeobraził się z pasterza swojej rodziny w wilka, który nie chronił już swej rodziny,
a otworzył demonom drzwi na oścież i stał się postrachem całego domu.
Mój ojciec powiedział we łzach
po tamtej stronie: „Dzięki mojej
cudownej żonie, twojej matce, która modliła się przez 38 lat za mnie o moje
nawrócenie i prowadziła przykładne życie jako ofiarna matka, zostałem uratowany
przed piekłem.”
Moja matka
modliła się przez 38 lat swego życia za mojego ojca, który prowadził zepsute i
pełne cudzołóstwa życie, także z winy mojego dziadka, który zabrał go,
12-latka ze sobą do domu uciech, by zrobić z niego mężczyznę. I wiecie, jak
modliła się zawsze moja matka przed Najświętszym Sakramentem? Mówiła: „Panie,
wiem Boże mój i ufam, ze nie pozwolisz umrzeć Swojej służebnicy, zanim nie
ujrzę nawrócenia mojego małżonka. Proszę Cię nie tylko za moim mężem, a błagam
Cię również, abyś wspierał wszystkie te biedne kobiety, które znajdują się w
tej
samej
nieszczęśliwej sytuacji, co ja. Szczególnie proszę Cię za tymi kobietami, które
oddają się mocy wróżbitów, czarnoksiężników i innym narzędziom magii oraz siłom
demonicznym. Proszę Cię za wszystkimi tymi, które w ten sposób sprzedają
demonom swoje dusze i dusze swoich dzieci, zamiast być przed Najświętszym
Sakramentem przed Tobą modlić się tutaj i Cię uwielbiać. Proszę Cię także za
nimi. Wspieraj je wszystkie i uwolnij je z więzów złego!”
Tak modliła
się moja matka. I wiecie, dlaczego zawsze kochałam swego ojca i na niego
spoglądałam? Ponieważ moja matka była właśnie dobrą kobietą, która nas nigdy,
ani na trochę, nie skłaniała do tego, by kogoś nienawidzić i nawet nie naszego
ojca, mimo że dawał jej ku temu powody.
Czasami moja
matka mawiała do mnie, jakoby miała widzenie i widziała, że po każdym ciężkim
grzechu ziemia się otwiera i połyka daną duszę. Często naigrywałam się z tych
jej opowiadań i nazywałam ją głupią oraz naiwną. Mówiłam często do niej: „Wiesz co, Bóg mi właśnie pokazał, jak
otwarła się ziemia i połknęła tatę.” Mówiłam to nawiązując do jej
wypowiedzi odnośnie ciężkich grzechów.
Ale w tym drugim świecie stało
mi się jasne, że moja matka naprawdę miała mistyczną wizję. Odpowiedziała mi
tak: „Tak, moja córko,
widziałam twego ojca. Był spętany przez diabła, który chciał go zaciągnąć do
otchłani. Ale musisz wiedzieć, że owiłam go natychmiast moim różańcem i
zaciągnęłam do kościoła przed Najświętszy Sakrament. To była ustawiczna walka.
Szatan chciał go zaciągnąć w dół swymi pętami, a ja swoim różańcem ciągnęłam go
z powrotem w górę. I kiedy wreszcie przyprowadziłam go do kościoła, rzekłam do
Pana: Oto przyprowadzam Ci go i ufam Tobie, że go uratujesz.’”
Mój ojciec
nawrócił się osiem lat przed swoją śmiercią. Z głęboką skruchą prosił Boga o
przebaczenie, a miłosierny Bóg odpuścił mu. Mój ojciec jednakże
nie odpokutował swoich czasowych kar za grzechy. Wprawdzie żałował, wyspowiadał
się i otrzymał rozgrzeszenie, ale nie miał okazji odbyć pokuty. Dlatego
znajdował się w Czyśćcu aż po szyję w tym cuchnącym bagnie, który już wcześniej
opisałam.
Pokutowanie
za popełnione grzechy i zadośćuczynienie to jedna z tych rzeczy, o których tak
łatwo zapominamy. Właściwie to bardzo mało o tym myślimy. I jest też tak, że my
sami z siebie bardzo mało możemy zadośćuczynić. Ale Jezus w Najświętszym
Sakramencie może nam udzielić łaski, abyśmy mogli pokutować. Gdy Go odwiedzamy
w Najświętszym Sakramencie i uwielbiamy Go, otrzymujemy często ten dar pokuty,
zadośćuczynienia za skutki naszych grzechów. Właśnie w tym drugim świecie Bóg
ukazuje nam, czym nasze grzechy skutkują dla innych. Cierpi On bardziej z
powodu skutków naszych grzechów dotykających inne osoby, aniżeli z powodu
samego grzechu, ponieważ te skutki są zazwyczaj bezpośrednim atakiem przeciwko
Jego miłości. Bóg sam w Sobie jest miłością.
Eucharystia i adoracja
Najświętszego Sakramentu to jedyna droga, która nas bezpośrednio prowadzi do
Nieba. Zapamiętajcie to sobie! To bardzo ważne dla nas wszystkich. Gdy ktoś
zdradza swojego małżonka/małżonkę, zdradza Pana Boga. Łamie obietnicę, którą
złożył Bogu i swojemu partnerowi w dniu swego ślubu. Jeśli ktoś zamierza nie dotrzymać
obietnicy małżeńskiej, niech lepiej nie zawiera związku małżeńskiego. Pan mówi
do nas: „Jeśli jesteś niewierny, sam siebie potępiasz. Jeśli nie jesteś
wierny, to się nie żeń.”
Pan mówi: „Moje dzieci, proście Mnie, abyście mogły być wierne
swojej małżonce/małżonkowi, abyście mogli być wierne waszemu Bogu.”
Ile szkód i
cierpień doświadcza małżeństwo z powodu niewierności! Gdy np. mężczyzna idzie
do domu publicznego albo rozpoczyna romans ze swoją sekretarką, to pomimo
prezerwatywy zaraża się wirusem. Wtedy nie pomoże żadna kąpiel. Ten wirus nie
ginie i później, gdy przychodzi do swej żony, przenosi tego wirusa na nią i ten
zagnieżdża się w pochwie lub w macicy, a później rozwija się z tego rak. Tak,
rak!
Kto więc odważy się twierdzić, że cudzołóstwo nie zabija?! I jakże
wiele kobiet, które dopuściły się cudzołóstwa, boi się potem, że
zostanie odkryty ich cudzołożny związek, i wtedy chcą usunąć dziecko? Zabijają
niewinnego człowieka, który nie może jeszcze ani mówić, ani się bronić. To
kilka przykładów nieprzewidzianych konsekwencji grzechów, krótkiej chwili
przyjemności.
Cudzołóstwo
zabija w wieloraki sposób. Potem mamy jeszcze czelność skarżyć się na Boga,
atakować Jego własną bronią i zrzucać na Niego winę, gdy rzeczy nie mają się
tak, jak tego byśmy chcieli, gdy mamy problemy, nawiedzają nas choroby. To my
fundujemy sobie nieszczęście i ściągamy je na siebie naszymi grzechami. Za
grzechem stoi zawsze przeciwnik, szatan. Otwieramy mu drzwi, gdy ciężko
grzeszymy. I gdy spotyka nas jakieś nieszczęście, wtedy Boga obarczamy
odpowiedzialnością za to. Biada temu, który próbuje zniszczyć małżeństwo. Gdy
ktoś rujnuje małżeństwo, uderza w skałę, którą jest Jezus. Bóg chroni
małżeństwo, nigdy w to nie wątpcie!
Chciałabym Wam też jeszcze
powiedzieć, że musicie dobrze uważać na wszelkiego rodzaju teściów, którzy
mieszają się do małżeństwa dzieci, aby zniszczyć ich związek, zaszkodzić
relacji małżonków, siejąc nieufność, uważając się za kogoś mądrzejszego. Nawet
jeśli nie lubicie swojej synowej lub zięcia, czy sprawiedliwie czy nie, nie
mieszajcie się w ich związek. Lepiej pomódlcie się za to małżeństwo.
Oboje są już w małżeństwie i nic już nie można zrobić. Jedyną rzeczą, którą
możecie zrobić, to modlitwa za nich. Módlcie się za to małżeństwo i milczcie. I
ofiarujcie Panu to swoje milczenie, które być może nie przychodzi Wam łatwo.
Wiele kobiet samo się potępiło, ponieważ mieszały się do małżeństwa swoich
dzieci. To bardzo ciężki grzech. Gdy zauważacie, że coś nie jest w porządku, że
jedno z nich grzeszy przeciwko małżeńskiej obietnicy, bądźcie cicho i módlcie
się. Proście Boga za nimi, proście Boga
o pomoc. Możecie również porozmawiać z obojgiem i prosić ich, aby ratowali swe
małżeństwo, aby brali pod uwagę swoje dzieci, gdyż małżeństwo jest po to, aby
kochać, obdarzać się i wzajemnie sobie przebaczać. Trzeba walczyć o małżeństwo,
ale nie poprzez mieszanie się i ustawianie po jednej stronie barykady.
Przebiegłość
diabła
Kto oglądał
film „Pasja Chrystusa” Mela Gibsona, ten przypomni sobie, że szatan był ukazany
podczas biczowania Pana jako dziecko, które patrzyło na Jezusa i uśmiechało się
do Niego. Wiecie, dziś szatan nie jest już dzieckiem, jest potworem, przyczyną
i sprawcą wszelkiego zła, perwersyjnym, wstrętnym typem, który zniewolił wielu
ludzi żądzą ciała, czarami i fałszywymi naukami, np. jak ta, gdzie diabeł
twierdzi, jakoby w ogóle nie istniał.
8) Wyobraźcie sobie, jaki jest sprytny, że daje się
zanegować. Wmawia nam, że go nie ma, aby mógł spokojnie czynić z nami wszystko,
co chce. Samych wierzących okłamuje na wszelki możliwy sposób. Sieje zamęt
wśród ludzi na tysiąc sposobów i u każdej pojedynczej osoby wykorzystuje jej
słabe punkty.
Tak więc wielu
jest praktykujących katolików, którzy chodzą na Mszę św. i jednocześnie do wróżbitów.
Zły bowiem wmawia im, że to nic złego i że i tak pójdziemy do Nieba, gdyż nie
czynimy nikomu niczego złego. Demon zwodzi, wykorzystuje i dyryguje wszystkim
za pomocą świetnie przemyślanego planu: podstępem.
Mówię Wam
jednakże, że jeśli wybieracie się do wróżki, nieważne co tam robicie, lub czego
nie robicie; bestia tak czy inaczej odciśnie na Was swoją pieczęć, jeśli
zwracacie się ku okultyzmowi, chodzicie do tarocistów, wywołujecie duchy,
paracie się okultyzmem i astrologią, bierzecie udział w seansach z wirującymi
stolikami przy tych wszystkich „hobby”,
które w dzisiejszym świecie są w modzie, Zły wyciska na Was swoją pieczęć.
Po raz
pierwszy w takim miejscu byłam z moją koleżanką, która zabrała mnie do
czarownicy, by ta przepowiedziała mi moją przyszłość. I tam zostałam
opieczętowana przez bestię.
Tak, Zły wycisnął wtedy na mnie
swoją pieczęć. Od tamtego czasu pojawiło się w moim życiu zło, wewnętrzne
niepokoje, zamęt, nocne koszmary, lęki, udręczenia, obawa, przerażenie.
Ogarnęła mnie chęć samobójstwa. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć przyczyny tej
chęci. Płakałam, czułam się nieszczęśliwa i nigdy więcej nie miałam w sobie
pokoju. Wprawdzie modliłam się, ale czułam, że Pan jest tak
daleko ode mnie, nigdy już nie odczuwałam bliskości Boga, jakiej doświadczałam
będąc dzieckiem. Coraz trudniej było mi się modlić. To takie jasne: otwarłam
Złemu drzwi i wkroczył w moje życie z całą swoją mocą.
Dusze Czyśćcowe
Powracam
teraz do tego strasznego miejsca, w którym się znajdowałam, na skraju tej okropnej
przepaści. Musicie wiedzieć, że byłam bezbożniczką, w praktyce ateistką. Nie
wierzyłam już w istnienie diabła, a tym samym w istnienie Boga.
Tutaj
jednakże w tych okolicznościach zaczęłam
krzyczeć: „O wy Biedne Dusze
Czyśćcowe, proszę was, wyciągnijcie mnie stąd, wydostańcie mnie. Proszę, pomóżcie mi!” Gdy tak krzyczałam, przepełnił mnie dotkliwy
ból. Wówczas zauważyłam, jak miliony, wiele milionów ludzi płakało i szlochało.
Ujrzałam nagle, że były tu niezliczone rzesze ludzi, młodych, przede wszystkim
młodych osób, wszyscy pośród niewymownych cierpień. Pojęłam, że w tym strasznym
miejscu, w tym bagnie pełnym nienawiści i cierpienia zgrzytali zębami, i
wydawali z siebie takie ryki i wrzaski z bólu, że przyprawiało mnie to o
dreszcze, czego nigdy nie zapomnę.
Macie pojęcie?
To jest nieobecność Boga, to są grzechy, to ich konsekwencje. Czy rozumiecie
czym jest grzech? To całkowite przeciwstawienie się Bogu, który jest
nieskończoną miłością. Grzech jest czymś tak przerażającym, że ma takie
straszne skutki. A my żartujemy sobie z tego. Żartujemy z grzechu, piekła i
demonów. Jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, co
robimy. Od tamtego przeżycia upłynęły lata, ale zawsze gdy o tym myślę, płaczę
z powodu cierpień tych wielu ludzi (Pani Polo wybucha płaczem). To byli
samobójcy, którzy w momencie rozpaczy odebrali sobie życie a teraz byli pośród
tych mąk i katuszy; otoczeni przez te okropne stwory, okrążeni przez demony,
które ich męczyły. Najgorsze w tej całej torturze była nieobecność Boga, jego kompletna nieobecność,
bo tam nie czuje się Boga. Zrozumiałam, że ci, którzy odbierają
sobie życie, muszą tam tak długo pozostać, tyle lat, ile musieliby żyć na
ziemi. Samobójstwem naruszyli porządek Boga, dlatego demony miały do nich dostęp.
Dusze Czyśćcowe
zazwyczaj są chronione od wszelkiego wpływu zła, są już świętymi Boga i nie
mają już nic wspólnego z demonami. Mój Boże, tak wielu biednych
ludzi, szczególnie młodych, tak wielu, wielu, płaczących, cierpiących
niewymownie. Gdyby wiedzieli, co ich czeka po samobójstwie, z pewnością
pogodziliby się z karą więzienia, niż z czymś takim. Wiecie jakie dodatkowe cierpienia muszą znosić? Muszą przyglądać
się, jak ich rodzice czy najbliżsi, którzy jeszcze żyją, cierpią z ich powodu,
znoszą hańbę, wpędzają się w kompleksy winy:
Gdybym go
wychował surowiej, gdybym go ukarał, albo: gdybym mu powiedział, gdybym zrobił
to czy tamto i na odwrót. Te wyrzuty sumienia są przytłaczające i bolesne,
stanowią piekło na ziemi.
Konieczność przyglądania się temu cierpieniu ich najbliższych
sprawia im największy ból. Jest to dla nich największa męka, z której
cieszą się demony i pokazują im wszystkie te sceny: Popatrz, jak twoja matka płacze. Popatrz jak twój ojciec płacze, jak są
zrozpaczeni, przepełnieni strachem, jak się obwiniają, jak dyskutują i nawzajem
się oskarżają. Popatrz na cierpienia, jakie im zadałeś. Spójrz, jak teraz
buntują się przeciw Bogu. Spójrz na swoją rodzinę wszystko to twoja wina!
Te biedne dusze
potrzebują przede wszystkim tego, aby ci, którzy pozostali na ziemi, zaczęli
lepsze życie, zmienili swoje życie, spełniali dzieła miłości, odwiedzali
chorych, aby zamawiali Msze święte za zmarłych oraz sami w nich uczestniczyli.
Dusze te
miałyby z tego wiele dobrego i czerpałyby pociechę. Dusze, które są w Czyśćcu
nic nie mogą już dla siebie zrobić. Nic, zupełnie nic. Ale Bóg może uczynić
coś poprzez niezmierzone łaski Ofiary
Mszy Świętej. Powinniśmy im tym sposobem pomóc i zamawiać za nie Msze
św., sami w nich uczestniczyć i ofiarowywać nasz udział jako dar Ojcu w Niebie
przez Najświętszą Maryję Pannę.
Przepełniona
strachem, zrozumiałam teraz, że dusze te nie mogły mi pomóc. W obliczu tego
strachu i paniki ponownie zaczęłam wołać: „Kto się pomylił? To musi
być jakiś błąd! Spójrzcie, jestem święta, wszyscy nazywali mnie w moim życiu
świętą. Nigdy nie kradłam i nigdy nie zabiłam. Nikomu nie zadałam cierpień.
Zanim zbankrutowałam, za darmo leczyłam zęby i często nie żądałam pieniędzy,
gdy nie mogli mi zapłacić. Robiłam paczki dla biednych… Co ja tu robię?”
Domagałam
się moich! Ja, która przecież byłam taka dobra, która powinnam trafić
prościutko do nieba. „Co tu robię?
Chodziłam w każdą niedzielę na Mszę świętą, mimo że podawałam się za ateistkę i
nie zważałam na to, co mówił ksiądz. Nigdy nie opuściłam Mszy świętej. Jeśli w
całym moim życiu nie było mnie na niej pięć razy, to wszystko, nie więcej. Co
ja tutaj zatem robię? Uwolnijcie mnie stąd! Wyciągnijcie mnie stąd!”
Krzyczałam i
wrzeszczałam, pokryta tymi ohydnymi stworzeniami, które się mnie uczepiły:„Jestem wyznania rzymsko-katolickiego, jestem
praktykującą katoliczką, proszę, uwolnijcie mnie stąd!”
Ujrzałam moich rodziców
Podczas gdy
moje ciało na ziemi znajdowało się w śpiączce, gdy tak krzyczałam, że jestem
katoliczką, ujrzałam małe światło i wiedzcie, że tylko jedno malutkie światełko
w tej nieprzeniknionej ciemności jest czymś wspaniałym, gdy znajdujecie się w
takiej absolutnej, nie dającej się opisać ciemności. To najlepsze, co może się
Wam w tej sytuacji przytrafić. To największy prezent, o którym można pomarzyć i
na którego otrzymanie nie ośmielacie się mieć nadziei. Nad tą niesamowitą i
mroczną dziurą widzę kilka stopni, spoglądam w górę i zauważam tam mojego ojca.
Umarł 5 lat przed tym wydarzeniem. Stał prawie na skraju tej przepaści. Miał
trochę więcej światła niż ja tam na dole. Cztery stopnie wyżej zobaczyłam moją
matkę, która miała więcej światła. Była zatopiona jakby w modlitwie, w takiej postawie adoracji. Gdy ujrzałam ich
oboje, wypełniła mnie taka radość, tak wielka, że nie mogąc się opanować
zaczęłam wołać: „Tato! Mamo! Jakże
się cieszę, że was widzę. Proszę, wyciągnijcie mnie stąd! Proszę was z całego
serca, wyciągnijcie mnie stąd! Wydostańcie mnie stąd!”
Gdy skierowali swój wzrok na mnie
i mój tata zobaczył mnie w tej beznadziejnej sytuacji, powinniście byli widzieć
ten wielki ból, który mogłam wyczytać z ich twarzy. Po tamtej
stronie natychmiast widzi się takie rzeczy, ponieważ każdego rozpoznaje się do
głębi. Tak więc spojrzałam się
9) na nich i natychmiast odczułam ogromny smutek i
cierpienie, jakie czuli moi rodzice widząc mnie w takim stanie. Mój tata zaczął gorzko płakać, zasłonił twarz rękami i
lamentował: „Moja córko! Moja
córeczko!”A moja matka dalej modliła się, i tak oto zdałam sobie
sprawę, że moi rodzice nie mogli mnie stąd wydostać. Przy tym wszystkim wielkim
cierpieniem było to, że moją sytuacją przyczyniłam się do tego, że również tam,
gdzie byli, musieli dodatkowo znosić mój ból. Moje cierpienie potęgowało się,
gdy widziałam, jak dzielą je ze mną i nic nie mogą dla mnie zrobić. Pojęłam
również, że byli tu dlatego, ponieważ musieli zdać Panu sprawę z wychowania,
które było ich udziałem.
Byli
ustanowionymi strażnikami moich talentów, które Bóg mi dał. Powinni byli
ustrzec mnie przed atakami szatana swoim życiem i przykładem. Powinni byli
podtrzymywać łaski, dane mi przez Pana. Wszyscy rodzice są strażnikami
talentów, które Bóg daje ich dzieciom. Gdy ujrzałam cierpienie moich rodziców,
przede wszystkim mojego ojca, krzyczałam zrozpaczona: „Wyciągnijcie mnie stąd, zabierzcie mnie
stąd!”
Eutanazja
Ponownie z
całej siły zaczęłam krzyczeć: „Wydostańcie
mnie stąd! To musi być jakaś pomyłka. Kto jest za nią odpowiedzialny?
Wyciągnijcie mnie stąd!”
Wtedy, gdy
tak krzyczałam, moje ciało znajdowało się na ziemi w śpiączce. Byłam podłączona
do wielu aparatów. Byłam w agonii. Umierałam. Moje
płuca nie
pracowały, nerki już nie funkcjonowały, „żyłam” jeszcze, gdyż byłam podłączona
do urządzeń, i ponieważ moja siostra, która także jest lekarzem, nalegała, aby
nie odłączano mnie od nich. Powiedziała do opiekujących się mną lekarzy i
pielęgniarek, którzy chcieli ją namówić do zakończenia intensywnej terapii i
wyłączenia aparatury: „Nie jesteście
Bogiem!” Lekarze bowiem uważali, że nie opłaca się kontynuować
intensywnej terapii. Rozmawiali już z moimi bliskimi i przygotowywali ich na
to, że umrę. Mówili, że powinni pozwolić mi umrzeć w spokoju, ponieważ leżałam
w agonii. Moja siostra jednakże nie ustępowała. Widzicie tu ten kontrast?
W moim życiu zawsze broniłam
eutanazji, tak zwane prawo do „godnej
śmierci”. Moja siostra tylko dlatego mogła przy mnie być,
ponieważ sama była lekarzem. Przez cały czas trwała przy mnie. I wyobraźcie
sobie: w momencie, gdy moja dusza była po drugiej stronie i widziałam rodziców,
i krzyczałam z całych sił do nich, moja siostra usłyszała całkiem wyraźnie, jak
wołałam do moich, naszych, rodziców, ciesząc się z tego, że przybyli, aby mnie
wydostać… Moja siostra jednakże źle zinterpretowała to wołanie. Prawie umarła
ze strachu, kiedy usłyszała moje krzyki naprawdę usłyszała je wyraźnie przy
moim łóżku. Dla niej oznaczały one, że ostatecznie odejdę z tego świata.
Krzyknęła: „Moja siostra umarła!
Przegrała walkę. Mój ojciec i moja matka zabrali ją. Odejdźcie stąd, tato,
mamo, idźcie sobie! Nie bierzcie jej ze sobą. Ma przecież jeszcze dzieci, które
są małe. Nie zabierajcie jej nam. Nie zabierajcie mojej siostry Glorii.
Zostawcie ją!”
Lekarze
musieli ją stamtąd zabrać, gdyż sądzili, że jest w szoku. I nie ma w tym nic
dziwnego, ponieważ przeżyła wiele: śmierć mojego siostrzeńca, którego potem
musiała zabrać z krematorium, śmierć swojej siostry, lub jej krytyczną
sytuację; nie umarła, ale nie przeżyje dzisiejszego dnia, jak mniemali lekarze.
Obciążona była tymi troskami i obawami już od 3 dni i do tego wszystkiego nie
mogła jeszcze spać. Nic dziwnego, że jej koledzy sądzili, że postradała zmysły.
E G Z A
M I N
I na nowo
zaczęłam krzyczeć: „Czy nie
rozumiecie? Wyciągnijcie mnie stąd, jestem przecież katoliczką! To wszystko
musi być jakimś nieporozumieniem, pomyłką! Któż się tam pomylił? Proszę,
wyciągnijcie mnie stąd!”
I gdy tak
rozpaczliwie krzyczę, nagle słyszę głos, tak słodki i miły, niebiański głos.
Słysząc go moja cała dusza drży z radosnego podniecenia. Wypełnia się głębokim
pokojem i niewyobrażanym uczuciem miłości, a wszystkie te ciemne postaci
przerażone błyskawicznie odstępują, nie mogą bowiem przeciwstawić się owej
miłości. Tego pokoju też nie mogą znieść. Upadły na ziemię, leżały tak, jak
gdyby też adorowały Pana. To zdarzenie wywarło na mnie wielkie wrażenie.
Ów niesamowity pokój powraca do
mnie i słyszę, jak czarujący głos mówi: „No dobrze, jeśli naprawdę jesteś katoliczką, z pewnością możesz Mi
powiedzieć, jak brzmi Dziesięć Przykazań Bożych!”
Co za
nieoczekiwane wyzwanie dla mnie. Mam się teraz ośmieszyć. Sama sobie zastawiłam
tę pułapkę moim krzykiem i deklaracją. Cały świat ma teraz dowiedzieć się o
mojej niesłowności i moim kłamliwym wyznaniu. Jaka straszna perspektywa dla
mnie. Możecie to sobie wyobrazić? Wiedziałam, że było Dziesięć Przykazań. Nic
więcej. Nic, zupełna ciemnota. Rany, jak ja się z tego wyplączę? Co mam teraz
zrobić? Tylko się nie poddawaj, jakoś to będzie!
1-BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA TWEGO Z CAŁEGO SERCA SWEGO,
Z CAŁEJ DUSZY SWOJEJ…
Moja matka
zawsze mówiła o pierwszym przykazaniu miłości. Nareszcie jej słowa mają jakąś
wartość dla mnie. Jej ciągłe napomnienia i pouczenia nie były więc nadaremne.
Wybiła zatem godzina, by udowodnić, jaką to jestem grzeczną i posłuszną córeczką.
Moja mama ucieszy się z tego. Przekonajmy się, czy z tą szczątkową wiedzą dam
sobie radę, nie ujawniając mojej pozostałej ignorancji.
Myślałam, że
ze wszystkim sobie poradzę, tak jak to było w moim życiu. Miałam zawsze
najlepsze wymówki i zawsze mogłam się ze wszystkiego wykaraskać. Zawsze tak się
usprawiedliwiałam i broniłam, że po prostu nikt nie zauważał tego, czego nie
wiedziałam i czego nie potrafiłam. Tak oto wyobrażam to sobie teraz i zaczynam
po prostu mówić: „Pierwsze
przykazanie brzmi: Kochaj Boga ponad wszystko, a bliźniego swego jak siebie
samego!” I słyszę odpowiedź: „Doskonale!” Zaraz po tym ten sam miły głos mówi:
„A ty, kochałaś swoich bliźnich?”
Odpowiadam prędko: „Tak, tak,
kochałam ich; tak, naprawdę ich kochałam. Tak, kochałam ich!” Z drugiej strony dochodzi do mnie: „Nie!” Krótkie, krystalicznie czyste nie!’
Słuchajcie teraz, proszę,
uważnie! Gdy usłyszałam to nie’, trafił mnie jakby piorun, wtedy dopiero tak
naprawdę poczułam uderzenie pioruna. To było jak szok, byłam jak sparaliżowana.
A głos mówił dalej: „Nie, nie
kochałaś swego Boga ponad wszystko! A jeszcze mniej kochałaś swego bliźniego
jak siebie samą! Ulepiłaś sobie własnego Boga. Utworzyłaś go sobie tak, jak ci akurat
pasowało. Tylko momentami dawałaś swemu Bogu miejsce w życiu, gdy byłaś w
największej potrzebie. Był twoim przyciskiem alarmowym! Rzucałaś się na ziemię
przed Nim, gdy byłaś jeszcze biedna, gdy twoja rodzina żyła w prostych
warunkach, a ty koniecznie chciałaś mieć wykształcenie zawodowe i pozycję społeczną.
Tak, wówczas modliłaś się każdego dnia i spędzałaś na tym wiele czasu. Wiele
godzin błagałaś Pana, prosiłaś Go na kolanach. Bezustannie prosiłaś o to, by
uwolnił cię z nędzy, by umożliwił ci wykształcenie zawodowe i aby pozwolił ci
być kimś poważanym w społeczeństwie. Kiedy byłaś w potrzebie, chciałaś po
prostu pieniędzy. Odmówię zaraz różaniec, Panie, ale nie zapomnij dać mi
pieniędzy!’ wyglądało wiele twoich modlitw! I to była twoja relacja z Bogiem!
Tak obchodziłaś się ze swym Bogiem, i według własnych wyobrażeń przyznawałaś Mu
miejsce w swoim życiu!”
To prawda, w taki sposób
traktowałam Pana Boga w moim życiu. To smutna prawda, której nie mogę upiększyć
ani jej zaprzeczyć. Mogę dodać jeszcze, że Bóg był dla mnie swego rodzaju bankomatem.
Wrzucałam „różaniec” i musiała wtedy wysypać się pewna suma pieniędzy. Taka
była moja relacja z Bogiem.
Pokazano mi
to i zdałam sobie z tego sprawę. Gdy tylko Pan pozwolił mi otrzymać dobre
wykształcenie zawodowe, gdy tylko sprawił, że znaczyłam coś w społeczeństwie,
że byłam „kimś”, gdy tylko pozwolił na wzbogacenie się, tak że mogłam sobie na
wiele pozwolić, nagle Bóg stał się nieważny dla mnie stał się poboczną rzeczą w
moim życiu. Zaczęłam być zarozumiała zarozumiałość to bardzo niebezpieczny
odcinek na drodze życia! Moje ego stało się gigantyczne! Nie byłam zdolna nawet
do najmniejszego odruchu miłości, ani do wdzięczności wobec Pana! Być
wdzięczną? Nigdy, przenigdy! Niby czemu! Przecież sama wszystko osiągnęłam!
Stałam się kimś’. Ja sama osiągnęłam wszystko to, o czym marzyłam. Byłam
całkowicie ślepa, nie mogłam już przypomnieć sobie swoich próśb i błagań!
10)
Niemożliwością było dla mnie
powiedzieć: „Panie, dziękuję za
kolejny dzień, który mi darujesz! Dziękuję za moje zdrowie! Dziękuję Ci za życie i zdrowie moich dzieci. Dziękuję Ci
za to, że mamy dach nad głową; pomóż również biednym ludziom, którzy są
bezdomni i nie wiedzą, czym się dziś pożywią! Daj im przynajmniej coś do
jedzenia; nie pozostawiaj ich samych; wspomóż ich!”
Niczego z
tego wszystkiego nie mogłam powiedzieć. Nie byłam do tego zdolna. Nie myślałam
też o tym. Byłam wyłącznie skupiona na sobie. Moje ja’ wystarczało mi. I tak
oto byłam najbardziej niewdzięczną istotą, jaką tylko można sobie wyobrazić. Co
więcej, ponieważ nie byłam zdolna do okazania wdzięczności, nawet gardziłam
Bogiem i wystawiałam Go na pośmiewisko.
Ezoteryka Reinkarnacja
Bardziej niż
w Niego wierzyłam w Merkurego, Wenus i inne ciała niebieskie. Amulety były dla
mnie ważniejsze niż Bóg. Byłam zaślepiona astrologią oraz czytaniem z gwiazd i
rozpowiadałam wokół, jak to gwiazdy wpływają na moje życie i pozytywnie je
kształtują. Astrologia to jedna z rys w naszym duchowym życiu, na które nie
zwracamy uwagi. I gdy później zauważamy, jak jesteśmy zaplątani w te sztuczki,
będące również demonicznego pochodzenia, wówczas jest już zwykle za późno, by
się z tego wyrwać. Zaczęłam wtedy ulegać modnym trendom ducha czasów. Wszystkie
nauki nawet jeśli były wytworem chorych umysłów były dla mnie bardziej
interesujące niż Radosna Nowina Pana. To wszystko było o wiele bardziej na
czasie niż
Pismo Święte
i dwutysiącletnia nauka Kościoła Katolickiego. Toteż zaczęłam wierzyć, że się
po prostu umiera i potem zaczyna się żyć na nowo. Reinkarnacja była dla mnie
wygodną nauką, wypełniającą moje pozbawione wiary życie. Wdzięczność dla
mojego Stworzyciela była czymś obcym. Po prostu nigdy o tym nie myślałam.
Łaska była
słowem, które wykreśliłam z mojego słownika była dla mnie obcym pojęciem, którego znaczenia
kompletnie zapomniałam i już nie potrzebowałam dla mojego stylu życia. A już
zupełnie nie byłam świadoma tego, że Pan zapłacił za mnie wysoką cenę, że i ja
zostałam odkupiona ceną Jego Przenajdroższej Krwi. Wszystko to stało mi się
jasne podczas egzaminu z Dziesięciu Przykazań dzięki słowom i pytaniom tego
niebiańskiego głosu. Teraz ujrzałam to wszystko całkiem wyraźnie. Ślepota
została jakby zmyta.
Sprawdza
mnie i chce wiedzieć, co wiem o Dziesięciu Przykazaniach. I pokazuje mi, że
udawałam, że wmawiałam sobie, że czczę Boga; że kocham
Pana. Uderza we mnie moimi
własnymi słowami. Co to ma znaczyć? Mam być po prostu odesłana do diabła, do
piekła?
Gdy pewnego
razu przyszła do mego gabinetu miła kobieta, by okadzić moje pomieszczenia
swoją mieszanką z ziół, spryskać esencjami na szczęście i odprawić rytuał
odpędzania nieszczęść, powiedziałam do niej: „Nie wierzę w takie bzdury. Ale niech pani to zrobi, nigdy nie wiadomo.
Jeśli nie zaszkodzi, to tylko wyjdzie na dobre!” I tak oto
wypowiedziała magiczne zaklęcia i rozpyliła swoje eliksiry, by w ten sposób
wypełnić pomieszczenia szczęściem i dobrym samopoczuciem. Pozwoliłam, aby ta
prymitywna magia i te przeciwstawiające się mojej nauce zabobony więcej miały
wpływu na moje życie, niż Pan i Jego Radosna Nowina.
W moim gabinecie ukryłam w kącie, aby nikt nie widział, aby nie
zauważyli moi pacjenci mięsisty liść rośliny aloe vera’, o której mi
opowiedziano, że wypędza złą energię z pomieszczeń. Pomyślcie, na jakie manowce
zeszłam! Dowiedzieliście się, jaka pustka zamiast prawdziwej nauki wypełniła
moje życie. Jest to hańbą i wstydzę się dziś tego. W rzeczywistości takie
było moje ówczesne życie! A teraz kontynuuje analizę mojego życia na podstawie
Dziesięciu przykazań Bożych. Przy tym wskazuje całkiem dokładnie na to, jak się
zachowywałam wobec mojego bliźniego. Jakże często wołałam do Pana, że Go
kocham, zanim się odwróciłam od Niego, mojego Boga. Zanim zaczęłam błądzić po
drogach ateizmu i przyjmować fałszywe nauki, często mówiłam Panu: „Mój Panie i mój Boże, kocham Cię!”
Ja i mój bliźni
Tym
językiem, którym tak chwaliłam i wychwalałam Pana, tym językiem i tymi samymi
ustami krzywdziłam ludzi i przeklinałam ich. Krytykowałam wszystko i
wszystkich. Nic mi nie odpowiadało. Wskazywałam palcem na cały świat i
obwiniałam. Tylko na siebie nie wskazywałam, siebie nie obwiniałam! Byłam
przecież „świętą Glorią”, tą „dobrą”, „kochaną” i „piękną”. I jakże się
pyszniłam, gdy mówiłam, że kocham Boga; jednocześnie byłam zazdrosna, nieznośna
i ani trochę wdzięczna! Nigdy nie okazywałam moim rodzicom i rodzinie
wdzięczności za wszystkie trudy, miłość, wyrzeczenia, które brali na siebie, by
umożliwić mi dobre wykształcenie zawodowe, by widzieć, jak awansuję społecznie,
by mnie wspierać.
Do tego
dochodzi jeszcze to, że skoro tylko ukończyłam studia, skoro tylko wspięłam się
po drabinie kariery, wówczas moi rodzice i rodzina nie byli już dla mnie ważni.
Nawet ci, którzy wspierali mnie wszystkimi możliwymi środkami, stali się dla
mnie kimś mało znaczącym.
Tak, doszło nawet do tego, że
wstydziłam się swojej matki. Wstydziłam się jej, ponieważ pochodziła z prostej
rodziny i żyła w nędznych warunkach. Ja i moja rodzina
Po tych
wynikach mojego egoistycznego stylu życia ukazano mi jeszcze podczas tego
egzaminu z Dziesięciu Przykazań Bożych to, że nie spisałam się również jako
żona. Całkowicie nie tak, jak Bóg spodziewa się po chrześcijańskiej małżonce.
Jaką byłam żoną? Jaka byłam? Cały dzień tylko narzekałam już od momentu wstania
z łóżka. Mój mąż witał mnie serdecznymi słowami: „Dzień dobry!” A
ja na to: „To ma być dobry dzień?
Wyjrzyj przez okno! Znowu pada!” Umiałam zawsze odparować i
skrytykować; byłam w złym humorze. Nikt nie mógł mi dogodzić. Szukałam wszędzie
dziury w całym i od razu zaczynałam się z tego powodu denerwować. Nie tylko
wobec męża, ale także wobec dzieci zachowywałam się w ten sam nieznośny i
niesprawiedliwy sposób.
Podczas tego egzaminu ukazano mi również, że nigdy nie okazywałam
szczerego uczucia miłości czy prawdziwego współczucia dla moich
bliźnich, moich braci i sióstr poza rodziną. Pan powiedział mi: „Po prostu nigdy o nich nie myślałaś!”
Ujrzałam mnóstwo chorych i samotnych i zaczęłam lamentować: „O Panie, jakże są biedni, opuszczeni, ci chorzy
ludzie. Nikt nie troszczy się o nich! Udziel mi tej łaski, bym poszła do nich i
odwiedziła ich, pocieszyła i dotrzymała towarzystwa. Także te liczne dzieci,
które nie mają już matki, te małe sieroty, o Panie, jakie cierpienia muszą
znosić w swoim młodym wieku.”
Im więcej
widziałam i im dalej postępował egzamin, tym wyraźniej widziałam przed sobą
moje skamieniałe serce. Musiałam
stwierdzić, iż było dla mnie niczym potwór w moim wcześniejszym stylu bycia.
Wszystko było tak jasne i jednoznaczne, że w żaden sposób nie mogłam wybrnąć z
opresji, do czego zazwyczaj byłam przyzwyczajona.
Mówiąc wprost,
krótko i treściwie: Na tym egzaminie z Dziesięciu Przykazań Bożych całkowicie
poległam. Nie miałam szansy na zdanie go z tym moim minionym
życiem. To było niewyobrażalnie straszne! W moim minionym życiu żyłam w
ogromnym chaosie. Nie było już żadnego porządku, jaki jest nadany stworzeniom.
Co z tego, że nikogo nie zamordowałam? Podam Wam jeszcze jeden przykład: Bardzo
często dawałam w darze wielu potrzebującym ludziom towary, artykuły spożywcze,
ubrania i wiele innych rzeczy. Ale nigdy nie dawałam im tego z bezinteresownej
miłości, lecz by mieć poważanie, by pokazać, jaka to ja jestem dobra, by
wywrzeć na nich wrażenie, i by wśród ludzi stworzyć sobie dobry wizerunek. A
ponieważ byłam bardzo bogata, chciałam pokazać ludziom, jaka to ja jestem dobra
i wspaniałomyślna. Powinni strzępić sobie języki z powodu tej mojej
wspaniałomyślności, zazdrościć mi i podziwiać. I ponieważ byłam taka bogata,
moimi podarunkami i wspaniałomyślnością chciałam sterować ich potrzebami oraz
nędzą i czerpać jeszcze z tego korzyści. I tak oto mówiłam: „Spójrz, daję ci to i tamto (w
zależności od tego, co mi się akurat nawinęło pod rękę albo co mi zbywało), ale za to proszę cię, bądź tak dobra i
pójdź zamiast mnie na wywiadówkę do szkoły moich dzieci i zastąp mnie tam,
ponieważ ja nie mam niestety czasu, by iść na to zebranie, gdzie zawsze
sprawdzana jest obecność.”
W ten sposób wprawdzie rozdawałam wokół mnóstwo rzeczy, ale każdy
dar związany był z pewnymi warunkami albo żądaniami.
11) Owinęłam sobie ludzi wokół palca. Manipulowałam nimi i
byli ode mnie zależni. Ponadto podobało mi się niezmiernie, gdy widziałam, jak
rzesza ludzi podążała za mną i opowiadała za moimi plecami, jaka to ja jestem
wspaniałomyślna, dobra i święta. Tak oto stworzyłam sobie w moim otoczeniu
imponujący wizerunek. Nikt nie wiedział, że był kłamliwy i że nie odpowiadał
rzeczywistości.
Podczas tego
mojego egzaminu wszystko wyszło na jaw. Powiedziano mi: „Jedynym Bogiem, którego czciłaś, były
pieniądze.
Tym swoim bożkiem sama się potępiłaś! Z powodu twojego boga pieniędzy i samych
pieniędzy stoczyłaś do otchłani. I tak oto sama oddalałaś się coraz bardziej od
Boga.” Tak było, przez pewien czas mieliśmy dużo pieniędzy, później
jednak zbankrutowaliśmy. Utonęliśmy w długach mieliśmy niewiarygodnie wiele
długów. Pieniądze całkowicie się nam skończyły, nie mieliśmy już nic. I gdy
wypomniano mi te pieniądze, po prostu krzyknęłam: „O jakich pieniądzach mówisz? Na ziemi zostawiłam przecież masę problemów
i długów”… Więcej nie mogłam już powiedzieć…
2- NIE BĘDZIESZ BRAŁ IMIENIA PANA BOGA
TWEGO NADAREMNO
Gdy robił mi
wymówki z powodu drugiego przykazania, ujrzałam w pełnym świetle, jak będąc
dzieckiem nauczyłam się, że kłamstwa są doskonałym środkiem uniknięcia kar
mojej matki, które czasami mogły być bardzo surowe i dotkliwe. W ten oto
sposób zaczęłam iść przez moje życie mając przy sobie ojca wszelkiego kłamstwa, szatana. Stał się
moim towarzyszem, a ja wielką kłamczynią. Zaprawiałam się w tej sztuce
kłamania; byłam coraz to
doskonalsza.
Wraz z tym, jak wielkie i perfidne stawały się moje grzechy, powiększały się
moje kłamstwa; stawały się coraz większe oraz bezwstydne. Widocznie chciałam
udowodnić samej sobie, do jakiego mistrzostwa w tej dyscyplinie kłamania mogłam
dojść. Kłamstwa stawały się coraz bardziej wymyślne i pogrążałam się w nich
podobnie jak w długach.
Grzech
kłamstwa osiągnął swój punkt kulminacyjny w przypadku sacrum i samego Boga. Zauważyłam,
że moja mama miała głęboki szacunek dla Pana. Dla niej Imię Pańskie było czymś
godnym czci, czymś świętym. Przemyślałam sobie to dobrze i pomyślałam, że to
najlepsza broń dla mnie. Tak oto miałam kontrolę nad moją matką. Zaczęłam więc
przysięgać na Boga w każdej drobnostce, by zatuszować moje kłamstwa.
Wymawiałam Imię Boże
lekkomyślnie i bezpodstawnie. Mówiłam na przykład do mamy: „Mamo, na Rany Chrystusa przysięgam ci, że…” lub „Mamo, przysięgam na Boga, zapewniam cię itd. itp.”. I tak
dzięki tym wiarygodnie spreparowanym kłamstwom wymigiwałam się od dobrze
zasłużonych kar mojej matki.
Czy możecie
sobie wyobrazić, że dla moich kłamstewek, małych świństewek, tego błota, w
którym czułam się tak dobrze, nadużywałam Najświętszego Imienia Boga i przez to
także Jego wciągałam w to błoto, ponieważ ja sama tkwiłam po szyję w owym
szambie grzechów. Moi drodzy
bracia i siostry, dzięki temu doświadczeniu, o którym teraz właśnie mówię,
nauczyłam się i doświadczyłam na własnej skórze, że słowa i zdania, które
wychodzą z naszych ust, i które często tak lekkomyślnie i bez zastanowienia
wypowiadamy, nie idą na wiatr i nie przepadają. Nie, pozostają często
rzeczywistością, która nas później dogoni i kłamstwa niczym bumerang powrócą do
nas, a mówiąc dobitniej, spadną na nas.
Może zjeżą Wam
się włosy na głowie, gdy opowiem wam następującą rzecz; nie raz, ale bardzo
często, kiedy moja matka była naprawdę nieugięta i po prostu nie chciała mi
wierzyć, mówiłam do niej: „Mamo,
niech mnie piorun trzaśnie, jeśli kłamię. Mówię ci całą prawdę!” Te moje
częste zapewnienia popadały w zapomnienie i nikt nie myślał już o nich. Ale
teraz popatrzcie, jedynie dzięki Miłosierdziu Boga stoję przed Wami, bo w
rzeczywistości uderzył we mnie piorun, przeszedł przez całe moje ciało,
przedzielił mnie praktycznie na dwie części i całkowicie spalił. Ukazano mi w zaświatach, jak to
ja, która tak pięknie podawałam się za katoliczkę, nie dotrzymywałam słowa,
byłam gołosłowna i dla moich niecności nadużywałam zawsze Najświętszego Imienia
naszego Pana i Boga.
Byłam pod
wrażeniem, jak Pan znosił wszystkie te straszne i okropne czyny, i jak
jednocześnie wszystkie stworzenia padały przed Nim na ziemię w geście
imponującej adoracji i czci. Widziałam Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Bożą u
stóp Pana, adorującą Go. Modliła się za mnie i błagała Go. A ja, wielka i podła
grzesznica, przebywając w moim bagnie byłam z Panem na ty’. Ja, która rzekomo
byłam taka dobra i miałam tak dobrą reputację, którą sobie przecież kupiłam
moimi manipulacjami. Ujrzałam siebie, jak to często buntowałam się przeciw
Panu, jak to byłam wściekła na Niego, zwymyślałam Go i także przeklinałam.
Świadomość mojej przeszłości i jasne jej widzenie było dla mnie nie tylko
wstydem, ale i nieznośnym oraz bolesnym doświadczeniem.
3- PAMIĘTAJ, ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ
Była to dla
mnie straszna chwila, gdy podczas egzaminu z Dziesięciu Przykazań Bożych,
przyszła kolej na przykazanie święcenia dnia Pańskiego i świąt. Ogarnął mnie
nieznośny ból. Głos powiedział mi jasno i wyraźnie, że codziennie do 4-5 godzin
zajęta byłam swoim ciałem, moim wyglądem, moją rzekomą urodą, i przy tym
nie poświęciłam nawet 10 minut na to, by okazać Panu swą miłość i wdzięczność,
by pomodlić się do Niego. Często było nawet tak, że gdy obiecałam Mu różaniec,
odmawiałam go zazwyczaj w pośpiechu i stresie. Bywało przy tym, że mówiłam: „Jak dobrze się składa. W czasie reklamy
podczas mojej ulubionej telenoweli mogę odmówić różaniec.” I ukazane
mi zostało na tamtym świecie, jak zawsze niewdzięczna byłam wobec mojego Pana,
nigdy nie przyszło mi na myśl, by Mu podziękować, mojemu Stworzycielowi i
Zbawicielowi.
Stało mi się jasne, jakie miałam
wymówki, gdy z lenistwa nie chciałam iść na Mszę świętą. „Mamo, skoro Bóg jest wszędzie i jest wszechobecny,
dlaczego więc koniecznie muszę iść do kościoła, by tam Go spotkać?”
Łatwo i
wygodnie było mi tak mówić. A głos ponownie wypomniał mi, że kazałam czekać
Bogu każdego dnia 24 godziny, i że przez cały ten czas nie pomyślałam o Nim.
Nie modliłam się do Niego i ani razu nie poszłam do Niego w niedzielę, by Mu
podziękować, wyrazić wdzięczność, okazać mą miłość, przynajmniej w dniu
Pańskim. Po prostu było to dla mnie zbyt wiele. Byłam zbyt dumna i do tego
pyszna.
Najgorsze w
moim przypadku było to, że wizyta w kościele była dla mojej duszy jak wizyta w
restauracji. Moja dusza marniała mówiąc dobitniej głodowała, gdy nie chodziłam do kościoła, gdyż nie otrzymywała
pożywienia. Poświęcałam się jedynie mojemu ciału. Dla pielęgnacji tej
przemijającej powłoki zawsze miałam czas. Stałam się niewolnicą ciała. Przy tym
wszystkim nie widziałam malutkiego ale istotnego szczegółu.
Miałam również duszę, o którą po
prostu się nie troszczyłam. Osierociłam’ ją. Nigdy nie karmiłam jej Słowem
Bożym. Byłam bowiem zdania, że ten, kto regularnie czyta biblię, wcześniej czy
później straci rozum.
Z
sakramentami nie miałam nic do czynienia. Jakże mogłam wyznać grzechy jakiemuś
z tych „starych, zwapniałych facetów”, którzy sami byli gorsi i bardziej
grzeszni niż ja. Było na rękę mi i moim świństewkom, by nie iść do spowiedzi. Ten
wielki kłamca i wichrzyciel, diabeł właśnie, trzymał mnie z dala od spowiedzi i
sakramentów. I w taki sposób szatanowi udało się zapobiegać uświęcaniu i
oczyszczaniu mojej duszy. Jest bowiem tak, że demon za każdym razem, gdy
popełniałam grzech, wyciskał na białej szacie mojej duszy stempel czarny znak
swojego królestwa ciemności.
Moje grzechy
nie były zatem pozbawione skutków. Nie były czymś bezpłatnym i gratisowym, lecz
miały poważne konsekwencje dla zdrowia mojej duszy. Nigdy oprócz mojej pierwszej Komunii świętej nie
wyspowiadałam się należycie. Od tamtej pory nie chodziłam już do spowiedzi. Nie
rzadko natrafiałam na księdza, który przyznawał mi rację odnośnie mojego
nastawienia do spowiedzi usznej, określał ten sakrament jako coś nie pasującego
do naszych współczesnych czasów i nowoczesnego człowieka. I tak dochodziło do
tego, że za każdym razem, gdy przystępowałam do Komunii świętej, niegodnie
przyjmowałam Pana Naszego Jezusa Chrystusa w Sakramencie Ołtarza. Bluźniłam do
tego stopnia, że dumna i wszystko wiedząca mówiłam naokoło: „To ma być Najświętszy Sakrament? Jak to
możliwe, że sam Wszechpotężny Bóg obecny jest w kawałku chleba, Hostii. Ci
księża powinni raczej dodać do Hostii trochę sosu karmelowego, aby przynajmniej
dobrze smakowała, a nie tak mdło.”
Moje życie tak bardzo wymknęło
się spod kontroli i do tego stopnia naruszyłam porządek stworzenia, że zdolna
byłam do takich
12) bluźnierstw. I w taki sposób osiągnęłam najniższy punkt, dno i zniszczyłam
moją relację z Bogiem, moim Stworzycielem. Nigdy nie dawałam mojej duszy czegoś naprawdę budującego, jakiejś
pożywki. Dziś każda matka i każdy ojciec ponoszą tę samą odpowiedzialność, gdy
nie chrzczą swojego dziecka. Sakrament chrztu to „matczyne mleko dla duszy”.
Często słyszy się dziś: „Tak,
dziecko samo powinno zdecydować, gdy dorośnie, czy chce być ochrzczone czy też
nie.”
Nie ochrzcić
dziecka, to tak jakby nie karmić go, argumentując: „Tak, niech samo później zdecyduje, co chce jeść i pić!”
Odpowiedzialnością
naszą przed Bogiem jest dawanie dziecku właściwej pożywki dla jego duszy. Bez
sakramentów sami jesteśmy pozbawieni pokarmu dla naszej duszy, i ona głoduje.
Sakrament kapłaństwa
Na domiar
złego nie robiłam nic innego tylko krytykowałam
księży i ukazywałam ich w złym świetle. Powinniście byli to widzieć, jak
załamała mnie ta sprawa podczas egzaminu w zaświatach. Pan poczytał mi to
postępowanie za bardzo ciężki grzech. W mojej rodzinie zwykło się plotkować o
księżach. Odkąd pamiętam, w naszym domu od małego mówiło się źle o księżach.
Począwszy od mojego ojca wszyscy mawiali, że typy te są kobieciarzami, uganiają
się za każdym fartuchem i wszyscy razem byli bardziej pobłogosławieni
pieniędzmi i bogactwem niż my, biedni ludzie. Wszystkie te
oszczerstwa,
my dzieci, powtarzaliśmy od małego. Pan powiedział do mnie smutnym, ale surowym
głosem: „Co ty sobie myślałaś, że
kim ty jesteś, aby tak czynić, jak gdybyś była Bogiem, i wydajesz osąd o moich
konsekrowanych, i przy tym oczerniasz ich, i im wymyślasz? Kontynuował: „Są ludźmi z krwi i ciała.
A jeśli chodzi o świętość
księdza, to ta wspomagana jest przede wszystkim przez wspólnotę wiernych, przez
parafian. Wspólnota wspiera konsekrowanego swoimi modlitwami, szacunkiem. A
kiedy ksiądz dopuszcza się grzechu, wtedy nie powinniście tak bardzo wypytywać
go o powód i obwiniać, lecz o wiele bardziej szukać winy we wspólnocie, która
nie okazała mu szacunku, nie dała wsparcia, nie modliła się za niego, lub
robiła to w niewystarczającym stopniu.”
I Pan
pokazał mi wówczas, jak to za każdym razem, gdy krytykowałam księdza i
stawiałam go w złym świetle, demony rzucały się i przylegały do mnie. Ponadto
widziałam, jak wielkie zło czyniłam, gdy przedstawiałam konsekrowanego jako
homoseksualistę, i nowina ta szła lotem błyskawicy przez całą wspólnotę. Nie
jesteście w stanie sobie wyobrazić, jakie wielkie i ogromne szkody tym
wyrządziłam.
Wiecie, moi
bracia i siostry w Chrystusie Panu, gdy ksiądz upada, wtedy wspólnota odpowiedzialna
jest za niego przed Bogiem. Wspólnota odpowiedzialna jest za
świętość swoich kapłanów. Diabeł nienawidzi katolików, ale księży jeszcze
bardziej. Nienawidzi naszego Kościoła, gdyż dopóki są księża, dopóty
wymawiane są słowa Konsekracji. I my wszyscy musimy wiedzieć, że ręce kapłana
dotykają Boga, nawet jeśli jest tylko człowiekiem, ma pełnomocnictwo, by wezwać
Boga z Nieba, przez jego słowo dokonuje się w kawałku zwyczajnego chleba
transsubstancjacja przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana. Kapłan
jest konsekrowanym Pana, uznanym przez Boga Ojca.
Wiecie, gdy
kapłan unosi Hostię, czuje się obecność Pana i wszyscy padają na kolana, nawet
demony! A ja, gdy
chodziłam na Mszę św., nie okazywałam ani trochę szacunku i nie poświęcałam
temu żadnej uwagi, żułam gumę, czasami zasypiałam, oglądałam się dookoła,
myślałam o wszystkim o banalnych rzeczach, tylko nie o tym wspaniałym
eucharystycznym wydarzeniu, gdzie za każdym razem Niebo dotyka ziemi. Potem
miałam jeszcze czelność uskarżać się, pełna pychy, że Bóg mnie nie wysłuchiwał,
gdy prosiłam Go o coś.
Czymś
imponującym było widzieć, jak całe stworzenie padało na ziemię w postawie
adoracyjnej, gdy Pan przechodził. Widzę też Najświętszą Dziewicę
pokorną i adorującą Pana, z czołem pochylonym do samych stóp Pana, modlącą się
za mnie. Zanosiła do Niego wszystkie modlitwy, jakie były wznoszone ku Niebu w
mojej intencji. A ja grzesznica, w mojej niewrażliwości i z lodowatym,
skamieniałym sercem, nieczuła na wszystko, co dobre, traktowałam Pana tak o: Ty
tam, ja tutaj. Twierdziłam jeszcze potem, że jestem dobra, prawie święta. Tak,
byłam istną ruiną, niczym innym religijnym
zamkiem na lodzie, postawionym na piasku i bagnie! Gardząc Panem i obrażając Go
Jego, który z miłością zawsze był tuż za mną, zatroskany o mnie! Wyobraźcie
sobie taką grzesznicę! Przecież nawet demony z pokorą musiały rzucić się na
ziemię przez Panem, gdy przechodził.
Godzina śmierci nasza „ostatnia godzina”
Te
konsekrowane ręce kapłana, och, jak bardzo demon ich nienawidzi! Strasznie
nienawidzi tych rąk, upoważnionych przez Niebo. Diabeł tak bardzo odczuwa
wstręt do nas katolików, ponieważ mamy
Eucharystię, ponieważ jest ona otwartą bramą do Nieba i jest tą jedyną bramą. „Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma
życie wieczne!”. Nie przyjąwszy Eucharystii, to znaczy Ciała i Krwi
Przenajdroższej Pana, nikt nie może wkroczyć do wiecznej szczęśliwości. Pan
przychodzi do każdego umierającego człowieka, obojętnie jaką wiarę wyznawał czy
nie wyznawał, do każdego z osobna przychodzi
Pan w jego
ostatniej godzinie i objawia mu się, mówi mu pełen miłości i miłosierdzia: „To Ja, twój Pan!”
Gdy ten
człowiek przyjmuje swego Pana i prosi o przebaczenie swoich grzechów, dzieje
się coś niesłychanego, co trudno wyjaśnić: Pan błyskawicznie zabiera tę duszę
do miejsca, gdzie sprawowana jest Msza święta i ów człowiek przyjmuje wiatyk.
To mistyczna komunia. Bowiem tylko ten, kto otrzymuje Ciało i Krew Pana, może
wejść do Nieba. To tajemnicza łaska, którą dał Bóg naszemu Kościołowi. Tak
wielu jest ludzi, którzy klną na Kościół. Jednakże tylko w Kościele Katolickim
możemy znaleźć zbawienie. Ci umierający mogą wówczas dostąpić zbawienia, idą do
Czyśćca, ale są uratowani. Tam nadal czerpią łaskę z Eucharystii. Dlatego
też diabeł tak bardzo nienawidzi kapłanów. Dopóki są księża, dopóty chleb i
wino są przemieniane. Z tego względu naszym
obowiązkiem jest modlić się
wiele za księży, gdyż demon atakuje ich nieprzerwanie. Pan pokazał mi to
wszystko. Jedynie przez kapłana możemy na przykład otrzymać sakrament pokuty i
pojednania. Jedynie przez kapłana otrzymujemy przebaczenie naszych win.
Wiecie, czym
jest konfesjonał? To wanna, kąpiel dla duszy. Nie kąpiel z mydłem i wodą, a z
Krwią Chrystusa: Gdy dusza jakiegoś człowieka stała się wskutek
grzechu brudna i czarna, może on ją obmyć Krwią Chrystusa podczas spowiedzi.
Ponadto zrywane są pęta, którymi szatan związał nas ze sobą.
Stąd
logiczną rzeczą jest, że diabeł najbardziej nienawidzi kapłanów i chce ich
doprowadzić do upadku. Nawet ci
kapłani, którzy sami są wielkimi grzesznikami, mają moc odpuszczania grzechów,
jak i ważnego szafowania każdym sakramentem. Pan ukazał mi, jak to się dzieje.
A dzieje się to w Ranie Jego Serca. Są rzeczy, które przekraczają ludzkie
pojęcie, ale to duchowa rzeczywistość. Przez tę Ranę Pana dusza wznosi się do
Boskiego wymiaru, wznosi się do Miłosierdzia Bożego, do bram Bożego
Miłosierdzia; dusza wznosi się i oczyszczana jest w Sercu Wiecznego Arcykapłana
Najświętszą Krwią Krzyża.
Widziałam,
jak moja dusza została oczyszczona poprzez wyznanie grzechów. Przy każdym
grzechu, którego szczerze żałowałam i wyznałam go, Pan rozwiązywał pęta, które
mnie mocno trzymały przy szatanie. Jaka szkoda, że oddaliłam się od sakramentu
pokuty i pojednania.
Ale to wszystko jest dla nas
możliwe tylko dzięki kapłanowi. Tak samo w przypadku wszystkich pozostałych
sakramentów: przyjmujemy je dzięki kapłanowi. Dlatego mamy obowiązek modlić się
za księży, aby Bóg strzegł ich, oświecał i prowadził.
Teraz można
zrozumieć, dlaczego diabeł nienawidzi Kościoła i kapłanów ponieważ święty
kapłan ma moc wyrwania szatanowi wielu dusz.
4- CZCIJ OJCA SWEGO I MATKĘ SWOJĄ
Doszliśmy do
czwartego przykazania: Czcij ojca swego i matkę swoją! Także tutaj Pan ukazał
mi, jak niewdzięczna byłam podczas mego życia względem moich rodziców. Jak
często i jak strasznie klęłam na nich oraz zwymyślałam ich. Wyrzucałam im, że
nie mogli mi zaoferować tego
13) wszystkiego, co otrzymały już moje koleżanki. Stało
się dla mnie jasne, jak bardzo byłam nieumiejącą niczego cenić córką, dla
której wszystko, co z trudem i wyrzeczeniami dawali mi moi rodzice, nie miało
żadnej wartości.
Tak, nawet do tego stopnia żywiłam urazę do moich rodziców, że
twierdziłam, że ta kobieta nie może być moją matką, gdyż po prostu jest dla
mnie zbyt prymitywna i wydawała mi się nikim, aby mogła być moją matką.
Przerażającą
rzeczą było dla mnie widzieć ten wynik o mnie samej: widzieć siebie, jako
kobietę bezbożną, i jak ta bezbożna kobieta wszystko niszczyła oraz negatywnie
wpływała na wszystko, co stanęło na jej drodze. Najgorsze w tym wszystkim było
to, że wmawiałam sobie, że jestem kimś wyjątkowym, przede wszystkim dobrym i
świętym. Pan wyjaśnił mi również, dlaczego wmawiałam sobie, że przy tym
czwartym przykazaniu nie muszę się niczego obawiać. Byłam bowiem pewna, że z
łatwością sobie tutaj poradzę, ponieważ w ostatnich latach życia rodziców
finansowałam lekarzy i leki, które potrzebowali, gdy chorowali. Tylko z powodu
tego prostego przykładu wmawiałam sobie, że wypełniłam czwarte przykazanie
bardziej niż było to nakazane. Pasowało to bowiem do mojej filozofii życia, w której
wszystkie moje czyny oceniałam i segregowałam według zasady pieniędzy.
Podobnie było i z moimi rodzicami. Środkami pieniężnymi manipulowałam nimi i
wykorzystywałam do swoich celów. Dzięki bogactwu urosłam dla nich, żyjących w
prostych warunkach, do rangi bóstwa, które sami czcili, zaślepieni moimi
pieniędzmi.
Tą mamoną
uwarunkowana sytuacja pozwoliła mi także na bezczelne obchodzenie się z moimi
rodzicami. Nie możecie sobie wyobrazić, jak bardzo
bolało mnie
to jasne poznanie
miałam je z
łaski Boga mojego wcześniejszego życia, jak głęboki ból sprawiało. Musiałam
przypatrywać się, jak mój tata z wielkim smutkiem płakał i szlochał nade mną i
moim zachowaniem, gdyż mimo wszystkich swoich słabości był dobrym ojcem. Uczył
mnie, by być pracowitą i prowadzić przykładne życie. Ponieważ tylko ten, kto
dobrze pracuje i dobrze wykonuje swój zawód, będzie postępował naprzód i coś
osiągnie. Niestety, mimo, że tak starał się mnie dobrze wychować, uszedł mu
mały szczegół, całkiem istotny, a mianowicie to, że miałam także duszę, która
umierała z głodu, i że on jako wzór dla swej córki miał do spełnienia misję:
żyć Radosną Nowiną i wiarą. Pod tym względem całkowicie zawiódł i nie widział
po prostu, jak to moje życie tonęło w bagnie wskutek braku tego małego
szczegółu.
Bolało mnie, gdy widziałam, jakim kobieciarzem był mój ojciec. Czuł
się szczęśliwy i dobrze z tym, gdy mógł opowiadać mojej matce i
wszystkim ludziom oraz chełpić się przy tej okazji, jakim to on jest macho,
ponieważ miał równocześnie wiele kobiet i był w stanie trzymać je na wodzy oraz
zadowalać. Poza tym wiele pił i palił. Z tych wszystkich wad i złych
przyzwyczajeń mój ojciec był nawet dumny. Z tego powodu był bardzo zarozumiały;
błędnie uważał, że nie były to wady, a wręcz przeciwnie, cnoty, które czyniły
go kimś wyjątkowym.
Tak oto już
w młodym wieku widziałam, jak mama siedziała w domu zalana we łzach, gdy tata
zaczynał chełpić się swoimi innymi kobietami i przygodami, jakie z nimi miał.
Im częściej to przeżywałam, tym większy był mój gniew, wściekłość i awersja,
która mnie ogarniała. A teraz widzę przebieg mojego wcześniejszego życia i
pojmuję natychmiast, że te niepohamowane uczucia powoli doprowadzały mnie do
„duchowej śmierci”, do obumierania mojej duszy. Ogarniał mnie ogromny gniew,
gdy musiałam przypatrywać się, jak tata perfidnie upokarzał mamę na oczach
całego świata.
Zaczynałam się przeciwko temu bronić i przeciwstawiać, zagadywałam
do mamy i próbowałam na nią wpłynąć. Mówiłam do niej na przykład tak: „Nigdy nie będę taka jak ty, nie pozwolę
sobie na takie rzeczy ze strony mężczyzny. My kobiety nie mamy żadnej wartości
w społeczeństwie i jesteśmy dlatego tak poniżane, ponieważ są takie kobiety,
jak ty, pozwalające sobie na wszystko. Kobiety, które ulegle poddają się
samowoli tym macho, które nie mają już godności i dumy, a są bardziej podłamane
psychicznie. Właśnie takie kobiety, które pozwalają zarozumiałym mężczyznom na
znęcanie się nad sobą i traktowanie siebie jak ostatnią szmatę.” A
do mojego ojca powiedziałam, gdy byłam nieco starsza: „Nigdy, uwierz mi i wbij to sobie do głowy,
tato, nigdy nie dopuszczę do tego, żeby jakiś mężczyzna tak mnie traktował i
upokarzał, jak ty to ciągle czynisz z mamą. Jeśli dojdzie do tego, że mężczyzna
będzie mi niewierny i będzie mnie oszukiwał, zemszczę się na nim i będę się nad
nim znęcać w rynsztoku. Ze mną tak nie będzie, kochany tato!” W
odpowiedzi na to ojciec zbił mnie na kwaśne jabłko i krzyczał na mnie: „Co ty sobie myślisz? Na co sobie pozwalasz”
Za kogo ty się masz, by tak mówić do mnie?”
Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jakim strasznym macho był
mój ojciec. Nie mogłam trzymać języka za zębami i odpowiedziałam: „Nawet jeśli mnie bijesz i prawie mnie
zabijasz, przysięgam ci, że nie pozwolę sobie na coś takiego. W razie gdyby
doszło do tego, że będąc zamężną dowiem się o niewierności męża, wtedy zemszczę
się na nim w straszliwy sposób, abyście wy mężczyźni zrozumieli, co przeżywa
kobieta, gdy mężczyzna traktuje ją jak ostatnią szmatę, upokarza ją, i znęca
się nad nią jak nad mokrą ścierką.”
W ten sposób
pochłaniałam wszystkie te awersje, gniew i wściekłość, jakie były we mnie przez
cały czas i wypełniałam nimi moje myśli i umysł. Ja sama zatruwałam swój umysł
i charakter. Kiedy dorosłam i byłam już samodzielna i oczywiście miałam już
wystarczająco dużo pieniędzy zaczęłam ciągle wywierać presję na moją matkę,
mówiąc do niej: „Mamo, wiesz co?
Rozejdź się z tatą, weź z nim rozwód!”
Zachowywałam
się tak, chociaż szanowałam tatę i lubiłam go. Mimo to od nowa zagadywałam
mamę: „Nie może być tak, abyś tak po
prostu znosiła takiego typa jak mój ojciec! Jako kobieta bądź świadoma swej
godności! Odzyskaj swój honor i pokaż mu, że jesteś kimś cennym, wyjątkowym a
nie kawałkiem szmaty, którą może się wytrzeć!”
Te i podobne frazesy powtarzałam
nieustannie mojej matce. Możecie to sobie wyobrazić? Robię wszystko, by
rozdzielić moich rodziców, by skłonić ich do rozwodu. Mama
zwykle mawiała wtedy do mnie: „Nie,
moja droga córko, nie rozwiodę się. Nie myśl sobie, jakoby zachowanie twojego
ojca nie było dla mnie bolesne i upokarzające. Cierpię bardzo z tego powodu, co
z pewnością możesz sobie wyobrazić. Ale ponoszę tę ofiarę i wytrzymuję, gdyż
mam was moje siedmioro dzieci. Jest was siedmioro a ja jestem sama.
Tak więc lepiej jest, aby tylko jedna osoba musiała
cierpieć, a nie siedem osób musiało znosić ten ból. W końcu
twój ojciec jest dobrym tatą i nie mam serca, by tak po prostu uciec i
pozostawić was, abyście sami dorastali. Pytam się jeszcze ciebie: Jeśli rozejdę
się z twoim ojcem, kto wtedy będzie się modlił o jego nawrócenie, aby jego
dusza została zbawiona? Cierpienie i poniżenie, jakie wyrządza mi twój tata,
jednoczę z niewymownymi cierpieniami naszego Pana Jezusa Chrystusa na Krzyżu.
Każdego dnia mówię naszemu Panu:
To, co muszę cierpieć i znosić, jest przecież niczym w porównaniu z
cierpieniami, jakie znosiłeś dla nas na Krzyżu. Aby moje cierpienie miało
wartość, proszę Cię o to, bym mogła połączyć i zjednoczyć je z Twoim
cierpieniem, tak aby to moje cierpienie otrzymało moc wyproszenia łaski
nawrócenia dla męża i dzieci, by mogli zostać uchronieni od wiecznego
potępienia!”
Nie
rozumiałam tego wszystkiego i tylko potrząsałam głową z powodu głupoty mamy. Po
prostu nie byłam w stanie tego pojąć. To były myśli, które były mi obce i
diametralnie sprzeciwiały się mojemu sposobowi życia i myślenia. Wiedzcie
jeszcze, że nie tylko nie rozumiałam tego; wypowiedzi mojej matki drażniły mnie
i powiększały mój gniew. Doszło do tego, że zmieniło się całe moje życie, gdyż
stałam się prawdziwą rebeliantką. Ta rebelia objawiała się najpierw w tym, że
angażowałam się dla praw kobiet i emancypacji i to nie tylko jako bierna
uczestniczka nie, o prawa kobiet walczyłam na czele frontu.
Zaczęłam bronić
aborcji, prawa kobiety do decydowania o swoim brzuchu; niezależności i prawa do
bycia singlem czy życia w wolnym związku do organizowania sobie
życia z tak zwanymi przygodnymi partnerami. Propagowałam rozwód jako dobre
rozwiązanie problemów małżeńskich. W szczególności broniłam „prawa talionu”
(prawo karne oparte na zasadzie odpłaty, oko za oko, ząb za ząb”). To znaczy:
doradzałam zawsze kobietom, by odpłacały tym samym, by one również mściły się
na każdym niewiernym mężczyźnie skokiem w bok jeśli to możliwe, to z jego
najlepszym przyjacielem. Mimo, że ja osobiście nigdy nie byłam niewierna mojemu
mężowi, to moimi złośliwymi radami wyrządzałam wielkie szkody bardzo wielu
osobom. Niestety!
14) 5- NIE ZABIJAJ - ABORCJA
Kiedy w
mojej „Księdze Życia” doszliśmy do piątego przykazania Bożego „Nie zabijaj”
pomyślałam sobie: wreszcie, nie mam sobie nic do zarzucenia, ponieważ nikogo
nie zabiłam. Ku mojemu ogromnemu przerażeniu Pan pouczył mnie o czymś zupełnie
innym. Pokazał mi z całą wyrazistością, że byłam niesamowicie okrutną
morderczynią.
Mordy, w jakie byłam uwikłana, należały do zabójstw,
które w oczach Pana zaliczają się do tych najpotworniejszych: aborcja dzieci nienarodzonych.
Pewnego dnia
moja przyjaciółka Estela rzekła do mnie: „Posłuchaj mnie! Masz teraz 13 lat i nie straciłaś jeszcze cnoty?”
Spoglądałam na nią zupełnie oniemiała. Co chciała przez to powiedzieć? Moja
matka opowiadała mi zawsze o ważności dziewictwa. Mówiła, że to dar, jaki panna
młoda może ofiarować Bogu. Moja przyjaciółka jednakże odpowiedziała mi
wyrażając wyższość i zarozumiałość: „Moja
matka zaprowadziła mnie do ginekologa, jak tylko dostałam moją pierwszą
menstruację. Od tamtego czasu biorę pigułki antykoncepcyjne.”
Wtedy nie
wiedziałam nawet, co to takiego. Wyjaśniła mi, że te pigułki są od tego, by nie
zajść w ciążę. I opowiedziała mi, z jakimi mężczyznami już spała. To była duża
ilość chłopaków i młodych mężczyzn. Powiedziała, że to takie przyjemne. Rzekła
do mnie: „Widzę, że nie masz pojęcia
o tym wszystkim.” Potwierdziłam i wtedy powiedziała, że zaprowadzi
mnie do miejsca, gdzie będę mogła się czegoś nauczyć. Byłam przestraszona, bo
nie
wiedziałam,
gdzie chce mnie zaprowadzić. Przede mną otworzył się nowy świat, całkiem
nieznany świat. Wzięli mnie ze sobą do kina w centrum miasta, by razem obejrzeć
film porno. Możecie sobie wyobrazić moje przerażenie? Dziewczynka, która
wówczas miała 13 lat! Nie posiadaliśmy wtedy nawet telewizora. Możecie sobie
wyobrazić taki film? Prawie że umarłam ze strachu i wstrętu. Wydawało mi się,
że jestem w piekle. Chciałam uciec, ale tylko wstyd przed moimi przyjaciółkami
powstrzymywał mnie od tego. Jednak niczego innego nie pragnęłam, jak uciec
stamtąd; byłam do głębi wstrząśnięta.
W tym dniu poszłam z mamą na Mszę świętą. I ponieważ czułam się tak
źle, poszłam do spowiedzi. Mama uklękła przed ołtarzem i modliła się.
Na spowiedzi powiedziałam zwyczajne rzeczy, że nie odrobiłam pracy domowej, że
ściągałam na klasówkach, że byłam nieposłuszna to były mniej więcej moje
grzechy. Spowiadałam się zawsze u tego samego księdza i ten znał moje grzechy
mniej lub bardziej na pamięć. Ale dziś wyznałam również, że uciekłam od mamy,
by pójść do kina. Ksiądz był zupełnie zaskoczony i nieomal krzyknął: „Kto komu uciekł? Kto gdzie poszedł?”
Przestraszyłam się ogromnie tej reakcji i spoglądałam bojaźliwie na moją matkę,
czy coś usłyszała, ale ona klęczała spokojnie na swoim miejscu i modliła się.
Bogu niech będą dzięki, pomyślałam, niczego nie usłyszała. Samo wyobrażenie
sobie, że mogła coś usłyszeć, było dla mnie czymś nieznośnym. Wstałam od
konfesjonału i byłam wściekła na księdza. Oczywiście nie powiedziałam mu, na
jakim filmie byłam. Skoro takie cyrki wyprawiał z tego powodu, że byłam w
kinie, jakie sceny by robił, gdyby wiedział o wszystkim. Być może nawet by mnie
zbił.
Od tamtego
momentu szatan zaczął we mnie działać. Od tamtego czasu bowiem już nie
wyspowiadałam się szczerze. Od tamtego czasu wybierałam, co
powiem, a co przemilczę. Tu zaczęły się moje świętokradzkie spowiedzi i
przyjmowałam Komunię św., mimo że wiedziałam, że nie wyspowiadałam się
szczerze. Przyjmowałam Pana świętokradzko. A On pokazał mi teraz, jak
straszna była degradacja mojego życia, jak ten proces duchowej śmierci coraz to
bardziej postępował. Przyczyną tej degradacji było to, że przy końcu swego
życia nie wierzyłam już w istnienie diabła ani w nic innego. A swoje grzechy
nawet uważałam za dobre czyny. Pan ukazał mi, jak kroczyłam jako dziecko
trzymając się ręki Boga, jaką głęboką relację miałam do Niego i jak moje
grzechy oddzielały mnie coraz to bardziej od Boga i Jego prowadzącej ręki. Pan
powiedział mi, że każdy kto niegodnie przyjmuje Jego Ciało i Krew, ściąga na
siebie potępienie. Spożywałam i piłam moją zgubę. Zobaczyłam w „Księdze Życia”,
jak diabeł był zrozpaczony, ponieważ w wieku 12 lat wierzyłam jeszcze w Boga i
chodziłam z matką na adorację. Diabeł był wściekły z tego powodu.
Gdy rozpoczęło
się moje grzeszne życie, Pan dał mi odczuć, jak pokój opuścił moje serce.
Wzięły początek wyrzuty sumienia, ale co powiedziały na to moje
przyjaciółki? „Co? Iść do spowiedzi?
Ty chyba zwariowałaś, to zupełnie nie jest na czasie. I to do tych księży,
którzy mają większe grzechy, niż my!” Żadna z nich nie poszła już do
spowiedzi, ja byłam tą jedyną. Rozpoczęła się wewnętrzna walka miedzy tym, co
mówiły moje koleżanki a tym, co mawiała moja matka i co podpowiadało mi moje
sumienie. Szala stopniowo przechylała się i moje koleżanki zwyciężyły. Nie
chciałam bowiem spowiadać się u tych starych i nastawionych negatywnie do ciała
księży i to na pewno nie u tych, którzy wzburzali się tylko dlatego, że się
szło do kina.
Widzicie tutaj
przebiegłość szatana. Odsunął mnie od spowiedzi, gdy miałam zaledwie 13 lat.
Okazał się bardzo podstępny. Wiecie, on podsuwa nam złe pomysły.
W wieku 13 lat Gloria Polo była już żywym trupem, jeśli chodzi o jej duszę. Dla
mnie jednak było to czymś ważnym i dumna byłam, że mogłam należeć do tej małej
grupki moich koleżanek, do tych fajnych, mądrych dziewczyn, który wmawiały
sobie, że wiedzą więcej niż wszyscy ich rodzice razem wzięci. Mając 13 lat
myślałyśmy, że wszystko wiemy i byłyśmy zdania, że każdy, kto mówił o Bogu, był
nienowoczesny lub szalony. To co nowoczesne, to korzyści i przyjemności.
Konsumpcja, przyjemności to było w modzie.
Wiecie, nie powiedziałam Wam jeszcze, że wtedy, gdy stałam nad
przepaścią do piekła i nagle rozległ się głos Pana, wszystkie demony
uciekły. Uciekły gdzie pieprz rośnie, jeden tylko został. Bóg pozwolił mu
zostać. Ten ogromny demon krzyczał przeraźliwym głosem: „Ona należy do mnie! Ona jest moja! Należy do
mnie! Jest moja na zawsze!” Ten demon mógł tylko dlatego pozostać,
ponieważ był przywódcą hordy, która zagnieździła się u mnie i manipulowała
wszystkim w moim życiu, abym grzeszyła. Podstępnie wykorzystywali moje słabe
strony.
Ten demon był
tym, który trzymał mnie z dala od spowiedzi. Dlatego Pan zarządził, aby był
obecny. Ten diabeł krzyczał strasznie, gdyż obawiał się, że jego
łup może się mu wymknąć w ostatnim momencie. Wrzeszczał przeraźliwie i oskarżał
mnie. Mógł pozostać, gdyż umarłam w stanie grzechu śmiertelnego. Od 13. roku
życia bowiem nie spowiadałam się należycie, a wcześniej raz, dwa razy moja
spowiedź nie była ważna. Należałam zatem do tego demona i z tego względu mógł
być obecnym na egzaminie. Możecie sobie wyobrazić, jak się czułam, gdy moje wszystkie
grzechy zostały mi przedstawione? Było ich tak wiele. I do tego wszystkiego te
złośliwe, szydercze oskarżenia. Prawie nie mogłam tego wytrzymać, gdy tak
wrzeszczał, że należę do niego. To było coś niewyobrażalnie strasznego. Zły
trzymał mnie z dala od sakramentu pokuty i pozbawiał mnie przez to uzdrowienia
i oczyszczenia mojej duszy, dokonywanych przez Jezusa. Za każdym razem
bowiem, gdy grzeszyłam, grzech nie był czymś za darmo. Grzech jest własnością
szatana i musimy za niego zapłacić. Mój grzech był tak wielki, że diabeł
wypalił pieczęć na mojej duszy. Ta pierwotnie tak cudowna, przeniknięta
światłem dusza, jaką widziałam podczas mojego poczęcia, stawała się coraz
ciemniejsza, czarna, była jedną straszną czernią.
Tak więc
ciągle świętokradzko przyjmowałam Komunię świętą, nie odbyłam prawie w ogóle
dobrej spowiedzi, wtedy jak jeszcze chodziłam się spowiadać.
Zawsze, zanim
skorzystamy z sakramentu pokuty, musimy prosić Ducha Świętego i naszego Anioła
Stróża, aby nas oświecili, aby ciemność naszego umysłu
rozjaśniła się. Bowiem jedną z rzeczy, którą diabeł czyni z lubością jest to,
że zaciemnia nasz umysł, tak że sądzimy, że wszystko to nie jest grzechem i
wszystko jest w porządku, że nie trzeba spowiadać się u księży, bo ci więcej
mają grzechów, niż my sami oraz że spowiedź wyszła z mody. To oczywiste; dla
mnie było wygodniej już się w ogóle nie spowiadać.
Aborcja mojej przyjaciółki Esteli
Gdy miałam
13 lat, moja przyjaciółka Estela zaszła w ciążę. Gdy mi opowiedziała o swojej
ciąży, zapytałam się jej: „Ale chyba
wzięłaś pigułki? Odparła: „Tak,
ale na nic się to zdało.” Powiedziałam:
„I co teraz? Co zrobisz? Kto jest
ojcem? Odpowiedziała: „Nie
wiem.” Nie wiedziała, czy było to podczas tego spaceru, czy tamtego,
lub na tym festynie, czy też czy ojcem dziecka jest jej narzeczony. Powiedziała
mi: „Powiem po prostu, że to jego
(jej
15) narzeczonego).” W czerwcu ona i jej rodzina pojechali na
wakacje. Była już w piątym miesiącu ciąży. Kiedy powróciła, byłam zaskoczona.
Nie było już oznak ciąży. Nie było widać dużego brzucha, ale wyglądała jak
trup. Była tak blada i nic nie pozostało z tej ekstrawertycznej, żywej
dziewczyny, która tak chętnie się bawiła. Mówiąc w skrócie: Nie była tą samą
dziewczyną. Wiecie, żadna z nas dziewczyn nie szła chętnie na Mszę świętą. Ale
w szkole przy klasztorze, do której uczęszczałyśmy, było to obowiązkiem.
Musiałyśmy iść na Mszę z zakonnicami. Ksiądz był już w podeszłym wieku i trwało
zawsze trochę dłużej, aż skończył.
Nam te Msze święte wydawały się
trwać całą wieczność. Bawiłyśmy się zawsze, gadałyśmy, śmiałyśmy się nie
poświęcając minimum uwagi temu, co się działo przy ołtarzu.
Pewnego dnia jednakże przybył młody ksiądz, który był bardzo przystojny.
Uważałyśmy, że szkoda było takiego ładnego, młodego mężczyzny. I tak
zastanawiałyśmy się, która z nas mogłaby uwieść tego młodego, przystojnego
księdza. Macie wyobrażenie? Co za nienormalne rzeczy diabeł zaszczepia młodej,
niezepsutej osobie. W tej szkole zakonnice jako pierwsze szły do Komunii
świętej. Dopiero potem była nasza kolej, mimo że nie byłyśmy u spowiedzi.
Zakładałyśmy się, której z nas uda się uwieść księdza. Postanowiłyśmy rozpinać
nasze bluzki idąc do Komunii świętej i ta, przy której jego ręka zaczynała
drżeć, gdy podawał Ciało Pana, ta miała najlepszy biust i zwróciła na siebie
jego uwagę. Co za diabelskie myśli i jaki zamęt siał w nas zły duch. Ale my
w swej naiwności wierzyłyśmy, że to tylko niewinna zabawa. Jak nisko upadłyśmy…
Gdy Estela
powróciła z wakacji, nie była już tym radosnym podlotkiem co niegdyś, skłonnym
do zabaw. Miała zamglone spojrzenie. Nie chciała mi w
ogóle
opowiedzieć, co się stało. Ale pewnego razu byłam u niej w domu i wtedy
pokazała mi bliznę po operacji, z aborcji. Powiedziała: „Gdy moja matka dowiedziała się, że jestem w
ciąży, tak się wściekła, że natychmiast wzięła mnie za rękę, wcisnęła do
samochodu i zawiozła do ginekologa. Gdy tam dotarłyśmy, rzekła mu: Jest w ciąży. Proszę, niech Pan żąda, czego
chce, ale natychmiast trzeba operować moją córkę i usunąć ten problem
(jak rzeczowo: problem).’”
Po tym jak mi
to powiedziała, otworzyła szafę i pokazała mi słoik, w którym w roztworze
spirytusowym znajdował się płód. To
było jej dziecko. Było już całkowicie rozwinięte, zakonserwowane w tym
słoiku. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Jej matka obstawała, aby Estela miała
przed swymi oczyma konsekwencje swego błędnego postępowania. A na wieczku tego
słoika stało pudełko z pigułkami antykoncepcyjnymi, aby nigdy nie zapomniała
ich brać. Wyobrażacie sobie coś takiego???
Zobaczcie,
jak grzech czyni człowieka chorym. I jak matka, ślepa duchowo, bierze własne
dziecko do lekarza, aby usunąć niechciany owoc łona. I do tego ten absurdalny
pomysł z zakonserwowanym płodem, aby stawiać jej go przed oczami każdego dnia,
by nie zapominała brać pigułek. By za każdym razem, gdy otwierała szafę,
widziała swoje dziecko i pamiętała o tych pigułkach. To naprawdę chore, to jest
po prostu demoniczne. Takie
rzeczy robi diabeł, gdy przez grzech otwieramy mu drzwi i nie chcemy go zmazać
w sakramencie pokuty i pojednania, którym może szafować rzymsko-katolicki
kapłan. Kiedy zapytałam moja przyjaciółkę, czy nie bolało, odpowiedziała mi
ironicznie: „Ach, dlaczego mam być
smutna? To najmniejsze zło, znieść tych parę bólów, niż żebym miała się użerać
z tym dzieckiem przez całe życie! Ten problem został tak łatwo rozwiązany!”
To było
kłamstwo, gdyż nie była już nigdy taka, jak wcześniej. Nie minęło dużo czasu i
wpadła w straszną depresję. Zaczęła brać LSD. I ponieważ byłam
jej najlepszą przyjaciółką, zaproponowała mi spróbować. Ja jednak
przestraszyłam się tego. Z jednej strony chętnie bym spróbowała, ponieważ
mówiła, że ten narkotyk daje takie przyjemne uczucie, człowiek ma wrażenie,
jakby się unosił, jakby był na chmurach takimi i innymi podobnymi rzeczami
zachwycała się przede mną. Tak, chętnie bym skosztowała, ale nie mogłam. Bałam
się i powiedziałam jej, że nie chcę, gdyż potem przesiąknę tym zapachem i gdy
moja matka to odkryje, wtedy mnie zabije. Ma wyostrzony zmysł powonienia, zabiłaby
mnie, gdyby się dowiedziała. Faktem jest, że nie spróbowałam tej używki
chroniona przez mojego Anioła Stróża i dzięki modlitwom mojej matki. Pan
ukazał mi teraz w mojej „Księdze życia”, że nie spróbowałam nie tyle ze strachu
przed moją matką, lecz ponieważ udzielił mi łaski, abym tego nie uczyniła i
ponieważ miałam matkę, która się za mnie modliła. Jej modlitwa różańcowa
uchroniła mnie od wpadnięcia do tej otchłani. Moje koleżanki jednakże nie
były ze mnie z tego powodu zadowolone i dyskutowały, krzyczały, mówiły że
jestem nudziarą, bo nie wzięłam w tym udziału. Ale ja nie mogłam, po prostu nie
mogłam. To była jedna z wielu łask, które otrzymałam, ponieważ miałam taką
matkę, która była tak związana z Bogiem i modliła się za mnie. Modlitwa jest tak bardzo ważna.
W wieku 16 lat utraciłam swą niewinność
Na
nieszczęście, mając 16 lat, poznałam mojego pierwszego narzeczonego. Moje
przyjaciółki ponownie zaczęły na mnie wywierać presję. Byłam czarną owcą wśród
nich, ponieważ byłam jeszcze dziewicą. Teraz, gdy miałam już narzeczonego, znów
mnie prześladowały. Obiecałam im, że to zrobię, gdy będę miała narzeczonego,
ale nie wcześniej. A teraz nie mogłam się im już wymigać. Powiedziałam do mojej
koleżanki Esteli: „A jeśli zajdę w
ciążę, jak ty?” Odpowiedziała: „Nie, to ci się nie przytrafi, bo teraz są inne metody, mianowicie
prezerwatywy.”
Za jej
czasów były jedynie pigułki, ale teraz nie będzie żadnych problemów.
Powiedziała mi, że mi da 5 pigułek, aby je połknąć wszystkie na raz, dla
większej pewności. Poza tym powiedziała, że powinniśmy użyć prezerwatywy i że
przekonam się, że nic mi się nie przydarzy. Tak mi było z tym źle, że musiałam
dotrzymać tej głupiej obietnicy. Bałam się bardzo, że te moje przyjaciółki
zepsują wszystko. Gdy było po, dotarło do mnie, że moja matka miała rację
mówiąc, że dziewczyna, która traci niewinność, gaśnie. Czułam, że coś we mnie
zgasło, jak gdybym straciła coś, co już nigdy nie powróci, nigdy nie zostanie
mi zwrócone.
I tak z
wyczarowanego przed moimi oczami przez moje przyjaciółki sensacyjnego przeżycia
pozostały jedynie wewnętrzne rozczarowanie, gorycz i smutek. Nie
wiem, dlaczego wszyscy mówią, że seks jest dobry. Nie wiem, dlaczego młodzież
mówi, że tak bardzo to kocha. Myślę, że wcale nie jest taki wspaniały. W moim
kraju, w Kolumbii, ogląda się w telewizji, jak w reklamach chwalą niezawodność
prezerwatywy, jak ludzie wykorzystują seksualność dla zaspokojenia żądz, swego
egoizmu, dla sprawowania władzy i spędzania czasu. Smutno mi, gdy widzę coś
takiego.
Gdyby ci wszyscy ludzie wiedzieli, jak te powierzchowne
uczucia w rzeczywistości oszołamiają duszę, człowieka, aby nie pamiętał już o
przykazaniach! Zastanawiające jest to, że niektóre osoby, które w swej młodości
były wielkimi zwolennikami pokolenia 68, w dojrzałym wieku sami zdały sobie
sprawę, jaką złą drogę wówczas obrały i ile szkód wyrządzili innym ludziom,
także swoim potomkom.
Co do mnie,
to po stracie mojego dziewictwa byłam bardzo smutna i bałam się potwornie iść
do domu, ponieważ myślałam, że moja matka z pewnością coś po mnie zauważy. Po
tym przeżyciu nie mogłam już więcej spojrzeć matce w oczy, z czystego strachu,
że może z moich oczu wyczytać, co uczyniłam. Byłam oburzona i wściekła na moje
przyjaciółki, także na siebie samą, że byłam taka głupia i im uległam, że
zrobiłam coś, czego nie chciałam i że to wszystko uczyniłam z tchórzostwa przed
nimi. Ale mimo wszystkich rad mojej przyjaciółki Esteli, pomimo wszystkich
środków ostrożności, po moim pierwszym razie zaszłam w ciążę.
Możecie
sobie wyobrazić ten strach 16-letniej dziewczyny? Ciąża! (po tym zdaniu głos
pani Polo załamuje się i płacze potem kontynuuje: )
Zauważyłam
wiele zmian w moim ciele. Oprócz mojej obawy czułam również, jak czułość do
tego dziecka, które nosiłam w sobie, kiełkowała i stawała się coraz silniejsza.
Rozmawiałam z moim narzeczonym i opowiedziałam mu o wszystkim. Był zaskoczony i
przestraszony. Oczekiwałam, że powie: „No to się pobierzmy”. Miałam 16 lat a on 17. Powiedział mi
jednak, że nie zrujnujemy sobie życia z tego powodu i że powinnam usunąć
dziecko. I tak odeszłam, strasznie przygnębiona, zmartwiona, niezmiernie
smutna. Byłam również wściekła na Estelę, która mi obiecała, że nic mi się nie
stanie Odnośnie aborcji powiedziała mi: „ Nie martw się, nie ma o co. Nie zapominaj, że ja coś takiego już kilka
razy przeżyłam. Za pierwszym razem byłam trochę smutna, za
drugim było ciut lżej, a za trzecim w ogóle niczego się nie czuje.”
Rzekłam do niej: „Nie wyobrażasz
sobie, co się stanie, gdy wrócę do domu, a moja matka zauważy bliznę.
Zmartwienie, jakie jej przysporzę, zabije ją.” Estela uspokoiła mnie
i powiedziała: „Nie robią teraz tak 16)
dużych nacięć. To cięcie, jakie u mnie widziałaś, było tak wielkie,
ponieważ dziecko było już tak duże. Ja sama byłam wtedy w piątym miesiącu.
Jeśli o ciebie chodzi, nie zamartwiaj się, twoje jest przecież dopiero takie
malutkie. Twoja matka kompletnie niczego nie zauważy.”
Ach, moi bracia
i siostry w Chrystusie Panu, co za smutna sprawa! Jakże wielki ból. To szatan
tak sprawia, że źle rozumiemy rzeczy, bagatelizujemy je, jak
gdyby wszystko to nie było niczym ważnym, jak gdyby było bez znaczenia. Jak
gdyby aborcja była najnormalniejszą rzeczą w tym bezbożnym świecie. Skoro nawet
taka głupia osoba jaką ja byłam, czuje się potem źle, jak strasznie musi się
czuć ktoś młody i niezepsuty! Zły omamia młodzież, że seks jest po to tylko, by
czerpać z niego przyjemność, że nie trzeba mieć żadnych wyrzutów sumienia, że
nie trzeba się czuć winnym
Ale wiecie, dlaczego szatan to
czyni? Dlaczego zwodzi ludzi, aby robili coś takiego? Oprócz wielu innych
powodów potrzebuje tych ofiar, ponieważ każda umyślnie dokonana aborcja
zwiększa jego władzę w świecie.
Nikt nie
jest w stanie sobie wyobrazić, jak się bałam i jakie miałam poczucie winy, gdy
udałam się do tego szpitala, daleko od mojego domu, by dokonać aborcji. Lekarz
poddał mnie narkozie. Gdy się ocknęłam, nie byłam już tą samą osobą, co
wcześniej. Zabili dziecko, a ja umarłam wraz z nim. (Pani Polo przerywa swoje
świadectwo i zaczyna od nowa płakać!)
Wiecie, Pan pokazał mi wszystkie
te rzeczy, których nie jesteśmy w stanie ujrzeć naszymi ziemskimi oczyma, w
„Księdze Życia”. Ukazał mi, co się wydarzyło, gdy lekarz przeprowadzał aborcję.
Zobaczyłam tego lekarza, jak trzymał coś na kształt obcęg, którymi chwycił
dziecko i rozdrobnił je na kawałki. Dziecko krzyczy z całej siły. O mój Boże,
tak bardzo krzyczy. Każde dziecko mianowicie otrzymuje zaraz po poczęciu duszę,
całkowicie dorosłą i dojrzałą, gdyż nie rośnie ona tak jak ciało. Bóg stwarza
ją już całkowicie ukształtowaną.
Natychmiast
po tym, jak doszło do połączenia plemnika z komórką jajową, tworzy się
nieskończenie piękny, świetlisty promień. Światło owe wygląda jak słońce, które
wychodzi z świetlistego blasku Boga Ojca i Jego nieskończonej Miłości. W tym
samym momencie ta stworzona przez Niego dusza jest już dojrzała i dorosła. Jest
doskonała, jest obrazem Boga. To młode życie jest zatopione w Duchu Świętym,
który pochodzi z Bożego Serca. Łono kobiety, które poczęło, pełne jest tego
światła, blasku zjednoczenia Pana z tą nowo stworzoną duszą. I gdy mordercy i
personel klinik aborcyjnych chwytają dziecko obcęgami i rozczłonkowują je, jak
bardzo walczy o życie ta maleńka istota.
Zobaczyłam, jak
Pan drżał i wzdrygał się, gdy wyrywali z Jego rąk tę duszę. Gdy zabija się
takie dziecko, to ono tak głośno krzyczy, że całe Niebo drży i trzęsie się. W
moim przypadku, gdy pozwoliłam uśmiercić dziecko, słyszałam jego głośny i
rozdzierający serce krzyk. Słyszałam także, jak Jezus jęczał i cierpiał na
krzyżu z powodu tej duszy i każdej innej duszy, która jest abortowana, i której
odmawia się prawa do życia. Spojrzenie Pana na krzyżu było tak
pełne bólu, nie da się opisać, jakie cierpienia musiał znosić z tego powodu!
Gdybyście mogli to zobaczyć, nikt nie odważyłby się dokonać aborcji. (Pani Polo
ponownie przerywa przemówienie i zaczyna płakać)
A teraz
pytam Was: ile aborcji przeprowadzanych jest na tym świecie? W jednym dniu? W
ciągu jednego miesiąca? Możecie zmierzyć straszliwy rozmiar naszych grzechów?
Rozmiar masowego mordu, cierpienia, jakie sprawiamy Bogu, Jemu, który jest
pełen miłosierdzia dla nas, który nas kocha, mimo że jesteśmy niczym potwory i
po prostu grzeszymy ot tak sobie? I krzywdy, jaką sami sobie wyrządzamy oraz jak zło
opanowuje nas i nasze życie?
ABORCJA JEST NAJCIĘŻSZYM GRZECHEM – NAJSTRASZLIWSZYM GRZECHEM ZE WSZYSTKICH
GRZECHÓW.
Za każdym
razem, gdy przelewana jest krew dziecka niewinnego dziecka składamy szatanowi ofiarę całopalną, a jego
moc w świecie powiększa się. Dusza krzyczy zrozpaczona o pomoc i nikt nie może
jej usłyszeć, względnie nikt nie chce jej usłyszeć! Powtarzam Wam jeszcze raz:
Ta dusza jest dojrzała i dorosła, nawet jeśli nie ma jeszcze wykształconego i
uformowanego ciała, to jest ona już w pełni ukształtowana. Tak jak w pestce
jabłka zawarte jest już wszystko o dużym rozłożystym drzewie. Ciało musi się
wpierw uformować i urosnąć, ale dusza jest gotowa.
A ów krzyk,
jaki wydaje młode życie, gdy się je zabija, sprawia że Niebo drży. Ale i w
piekle rozdziera się krzyk, ale tryumfu, porównywalny z
okrzykiem na stadionie piłki nożnej, gdy ktoś strzelił gola. Piekło jest takim
stadionem, ogromnym, niedającym się ogarnąć wzrokiem boiskiem pełnym demonów,
diabłów, którzy odniósłszy tryumf krzyczą jak szaleni.
Demony
wylały na mnie krew mojego dziecka, które miałam na sumieniu i również krew
dzieci tych osób, które zachęcałam i podżegałam do dokonania aborcji. Moja
początkowo jasna dusza przekształciła się w nieprzeniknioną ciemność. Po
aborcji utraciłam wszelkie poczucie grzechu. Naprawdę uważałam, że nie miałam
grzechów. Pan jednak ukazał mi jeszcze więcej, a mianowicie to, jak przez tak
zwane „planowanie rodziny” przyczyniałam się do kolejnych aborcji. Założono
mi miedzianą spiralę jako środek antykoncepcyjny. Od 16. roku życia używałam
tego środka. Nosiłam ją do dnia, gdy trafił we mnie piorun. Usuwałam ją jedynie
wtedy, gdy chciałam zajść w ciążę.
Chciałabym
powiedzieć wszystkim kobietom, że skutkiem stosowania spirali jest aborcja.
Zapłodnione jajo nie może się zagnieździć i ginie. Jest spędzane. Wiem, że
wiele kobiet w czasie okresu zauważa we krwi coś na kształt skrzepu i odczuwa
wielkie bóle, większe niż podczas zwyczajnej menstruacji. Idą do lekarza, a ten
nie poświęca temu wszystkiemu szczególnej uwagi, przepisuje im jakiś środek
przeciwbólowy, a gdy ból staje się nieznośny, daje zastrzyk.
Wiecie, czym
tak naprawdę jest spirala? Mikro-aborcją. Tak, spirala powoduje mikro-aborcję, gdyż zapłodniona komórka jajowa chce się zagnieździć w
macicy i nie może z powodu spirali, jak Wam już to wcześniej powiedziałam.
Te zapłodnione komórki jajowe to są już ludzie. Mają już duszę, w pełni
wykształconą duszę i nie pozwala się im żyć. Straszną rzeczą było przyglądać
się, jak wiele takich zapłodnionych komórek â a więc w pełni zdolnych do życia ludzi zostało w ten
sposób spędzonych. Te słońca, „boskie iskry” są zgaszane, mordowane, a krzyki
dzieci wstrząsają fundamentami Nieba. Najgorsze
dla mnie było to, że nie mogłam powiedzieć, że tego nie wiedziałam. Pewien
ksiądz bowiem powiedział o tym w swoim kazaniu, ale ja nie chciałam tego
słuchać. Zwykle, gdy chodziłam na Mszę św., nigdy nie zważałam na to, co ksiądz
mówił. Nigdy nie słuchałam, a gdy ktoś pytał mnie, jaka była ewangelia, nie
wiedziałam tego.
Wiecie, demony
są obecne również w kościele i nie dopuszczają do tego, abyśmy coś usłyszeli,
rozpraszają nas i usypiają. Na takiej Mszy św., podczas
której byłam zupełnie nieobecna myślami, mój Anioł Stróż dał mi kuksańca i
otworzył moje uszy, abym słyszała, co w tamtej chwili ksiądz mówił. Wtedy
usłyszałam, jak akurat mówił, że spirala przyczynia się do aborcji i że każda
kobieta używająca czegoś takiego nie może przystępować do Komunii świętej.
Słuchałam tego i wściekałam się na księdza. Co ci księża sobie myślą? Co
się tak wtrącają, jakim prawem? No jasne, to dlatego Kościół nie idzie do
przodu i świeci pustkami: nie idzie z duchem czasu, ma gdzieś postęp i naukę.
Właściwie to za kogo się ci księża uważają? Czy to oni może dają jeść wszystkim
tym dzieciom, które przychodzą na świat?
Wściekła i pomstując wyszłam z
kościoła. Nie mogłam zatem na swoim sądzie przed Bogiem powiedzieć, że nie
wiedziałam. Jednakże nie zważałam na te usłyszane słowa i nadal nosiłam
spiralę. Ileż dzieci zabiłam w ten sposób… Z tego powodu
byłam w takiej depresji, gdyż moje łono, zamiast być źródłem życia, stało się
cmentarzyskiem, miejscem straceń moich nienarodzonych dzieci. Wyobraźcie
sobie, że własna matka zabija swoje dziecko. Matka, której Bóg udzielił tak
wielkiego daru, że może przekazywać życie, która powinna strzec dziecka i
zachować je od każdego zła; i ta matka morduje swoje własne dziecko.
Demon działając
według swej diabelskiej strategii doprowadził do tego, że ludzkość zabija swoje
dzieci, a tym samym rujnuje swoją przyszłość. Zaczęłam teraz
rozumieć, dlaczego przez cały czas byłam taka zgorzkniała, przygnębiona, w złym
humorze, nieprzyjemna, wiecznie rozdrażniona, sfrustrowana z powodu wszystkiego
i wszystkich. To jasne przekształciłam się w maszynę do zabijania dzieci
nienarodzonych. To coraz bardziej ściągało mnie w dół, aż na krawędź piekła.
Dobrowolna aborcja jest najgorszym grzechem, gdyż zabijanie w łonie matki
niewinnego dziecka, niewinnej istoty, oznacza przekazanie szatanowi
kierownictwa życia, zaprzedanie mu duszy.
17) Demon prowadzi nas prosto do
otchłani, gdyż przelewamy niewinną krew. Dziecko jest niczym baranek,
„niewinnym barankiem”, podobnym do Jezusa, „Baranka Bożego, który został za nas
zabity”. Taki grzech oznacza głęboki związek z
ciemnością, ponieważ własna matka jest tą, która zabija swe dziecko. To właśnie
jest przyczyną tego, dlaczego więcej demonów opuszcza otchłań i zamieszkuje
ziemię, by zniszczyć całą ludzkość. Każdy z nas zdaje sobie dziś sprawę, jak
satanizm rośnie w siłę. Otwierają się dotychczas zapieczętowane bramy, odpadają
pieczęcie, które Bóg tam umieścił, by zło nas nie zalało. Te pieczęcie kruszeją
coraz bardziej po każdym dzieciobójstwie. Z piekielnych bram wychodzą demony,
które wyglądają jak straszne larwy, a ziemia i ludzkość coraz bardziej zalewana
jest tym szatańskim pomiotem. Przyczepiają się do nas, prześladują, a na końcu
czynią z nas wszystkich niewolników naszego ciała, pożądania, grzechu,
podatnymi na zło.
Sami widzimy, jak zło przybiera
wszędzie na sile. Jest tak, jak gdybyśmy sami dawali demonom do ręki klucze,
aby mogli wyjść. I wychodzą, coraz liczniej, demony
prostytucji, chorej seksualności, satanizmu, ateizmu, samobójstwa, znieczulicy
i wszelkiego zła, jakie codziennie widzimy. Z każdym dniem świat staje się
coraz gorszy. Tryumfem piekła jest codzienny mord wielu dzieci. Z
powodu tej niewinnej krwi demony są wypuszczane, by potem nas zwodzić. Zauważcie, grzeszymy bezwiednie,
ponieważ zagłuszyliśmy nasze sumienie. A nasze życie zmienia się coraz bardziej
w piekło, pełne problemów każdego rodzaju, z chorobami i innym złem, które nas
nawiedza. To wszystko to działanie demonów wśród nas, w kulturze śmierci.
Jednak to my sami ponosimy winę i tylko my, którzy naszymi grzechami
otworzyliśmy diabłu na oścież bramę, za które nie żałowaliśmy i z których się
nie wyspowiadaliśmy. W ten sposób dajemy mu swobodę i pozwolenie na to, aby
postępował z nami, jak chce. Nie jest bowiem tak, że grzeszymy jedynie z powodu
aborcji, chociaż jest najcięższym grzechem, lecz w wielu dziedzinach nie
jesteśmy świadomi grzechu i jesteśmy zupełnie obojętni. I wtedy mamy jeszcze
czelność obwiniać Boga za nasze zło, gdy spotyka nas choroba, cierpienie i krzywda.
Nasz
kochający Bóg daje nam jednak w Swoim nieskończonym miłosierdziu sakrament
pokuty i mamy możliwość żalu, zmycia naszych grzechów dzięki spowiedzi i w ten
sposób zerwania pęt szatana, położenia kresu raz na zawsze temu jego wpływowi
na nasze życie. Tak oto możemy obmyć naszą duszę. Ja jednakże tego nie
czyniłam.
Nie zabijamy
tylko wtedy, gdy odbieramy komuś życie. Można popełnić ten grzech również
„okrężnie”. Uważajcie teraz dobrze! Władza i wpływ, jakie sobie
zyskałam dzięki moim pieniądzom, zwiodły mnie i doprowadziły do tego, że
sfinansowałam nie tylko jedną, lecz wiele by nie powiedzieć mnóstwo aborcji. Dopiero moje pieniądze umożliwiły
ich realizację. Zawsze bowiem mawiałam: „Kobieta ma prawo do decydowania do tego, kiedy chce zajść w ciążę a
kiedy nie. Jej brzuch należy tylko do niej!”
I patrzcie! W
mojej „Księdze Życia” stało czarno na białym, i wielkim bólem było dla mnie,
gdy zobaczyłam i zrozumiałam w końcu, w jakie potworne przestępstwa uwikłałam się moimi pieniędzmi.
W mojej „Księdze Życia” było to napisane. Pewną dziewczynę, która miała
zaledwie 14 lat, skłoniłam do aborcji. Byłam jej mistrzynią, od której
pobierała nauki. Gdy ktoś ma w sobie truciznę, wtedy nic nie pozostaje zdrowe w
jego otoczeniu. Taki człowiek wywiera negatywny wpływ na wszystkich, którzy się
do niego zbliżają. Stykają się z tą trucizną i sami się
zatruwają; stają się trujący. Inne całkiem młode dziewczyny, trzy z moich
siostrzenic i narzeczona jednego z moich bratanków dokonały aborcji. Ich
rodzice kazali im iść do mnie, gdyż byłam przecież tą „nadzianą”, która mogła
wszystko załatwić i miała takie „dobre serce”. Byłam tą dobrą ciocią, która
zawsze wszystkich zapraszała; tą dobrą ciocią, która opowiadała im o nowinkach
ze świata mody, przedstawiała najnowsze kolekcje i często też je kupowała.
Byłam tą, która uczyła te młode osóbki, jak mogą stać się atrakcyjnymi, jak
mogą wkroczyć do glamourowego społeczeństwa i jak mogą pokazywać innym, że ich
młode ciało jest sexy i pociągające.
Wyobraźcie sobie! Moja siostra z
całkowitym zaufaniem posyłała do mnie swoje dzieci i pozostawiała ich mnie.
Jakże je zepsułam i zgorszyłam. Tak, zgorszyłam te
młode umysły. To było kolejne wykroczenie wołające o pomstę do nieba, straszny
grzech, który na liście najpotworniejszych czynów w oczach Pana plasuje się tuż
za aborcją. Te młodziutkie dziewczynki
uczyłam następujących rzeczy:
„Moje drogie dziewczynki, nie bądźcie głupie! Nawet jeśli wasze matki
tyle opowiadają o wartości dziewictwa, skromności i czystości, to da się to
tylko tym wytłumaczyć, że wasi rodzice są zacofani, ich świat nie jest już tym
obecnym światem, żyją tym, co było wczoraj, przegapili szansę na prowadzenie
wolnego i nowoczesnego życia. Musicie być dla nich wyrozumiałe. Ale wy same powinniście
dołączyć do nowoczesnego życia, cieszyć się wywalczoną przez nas kobiety
wolnością i realizować się jako kobieta więc przysłuchujcie się im, bądźcie dla
nich wyrozumiałe, gdyż nie mogą inaczej; nie rujnujcie sobie jednakże przez to
waszego młodego życia. Wasze matki rozmawiają z wami o Biblii, która ma już
2000 lat. Rodzice nie są po prostu na bieżąco. Także księża odrzucili to, co
nowoczesne i nie chcą iść z duchem czasu. Głoszą tylko to, co nakazuje im
papież. Papież nie pasuje już do dzisiejszych czasów, ten papież wyszedł z
mody. I każdy nowoczesny człowiek, który go jeszcze słucha, jest głupi i sam
winien temu, że nie może właściwie używać życia.”
Popatrzcie na
truciznę, którą wlałam w te młode, dziewczęce serca. To po prostu niewyobrażalna
potworność! Uczyłam też te młode dziewczyny, jak najlepiej mogą
używać ciała i czerpać przyjemność z seksu. Przy tym zwracałam im uwagę na to,
jak ważną rzeczą są środki antykoncepcyjne. Nauczyłam je wszystkich znanych mi
metod. O ryzykach i zapobieganiu skutkom stosunku płciowego poinformowałam je
podczas rozmowy na temat „Perfekcyjna i samodzielna kobieta”. Pewnego dnia
przychodzi jedna z tych dziewcząt, a dokładnie narzeczona mojego bratanka miała
wtedy 14 lat do mojego gabinetu (to, co wam teraz opowiadam, osobiście
widziałam zapisane w mojej „Księdze Życia”), i opowiada mi płacząc rzewnie: „Glorio, jestem przecież jeszcze taka młoda,
właściwie to sama jestem jeszcze dzieckiem, a mimo to jestem już w ciąży.”
Odparłam: „Ale z ciebie głupia gęś!
Nie uczyłam was, jak się zabezpieczać?!” Odpowiedziała mi nadal
płacząc: „Owszem, ale po prostu nie
zadziałało jak powinno.”
Dzięki wglądowi
do mojej „Księgi Życia” zrozumiałam, że Pan przysłał do mnie tę młodą osóbkę,
by uchronić ją od popełnienia głupstwa. Chciał, abym uchroniła ją od skończenia
w tej otchłani, abym odwiodła ją od zabicia jej maleństwa.
Aborcja
bowiem zakłada na naszą szyję tak ciężki łańcuch, który ciąży nam i którego
potem nie możemy ciągnąć za sobą. Sprawia taki ból, który nigdy nie przeminie w
naszym życiu: ta straszna świadomość, że się popełniło morderstwo, że jest się
mordercą. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zabiło się kogoś tam, ale
własne dziecko, własne ciało i krew. W przypadku tej dziewczyny najgorsze było
to, że ja zamiast ją odciągnąć od tego zamiaru, opowiedzieć jej o naszym Panu
Bogu, dałam jej do ręki plik banknotów, by było ją stać na tę aborcję. By
uspokoić moje sumienie (nie wiem, czy można nazwać to jeszcze sumieniem, co
wówczas miałam) dałam jej tak dużo pieniędzy, aby mogła udać się do najbardziej
renomowanej kliniki aborcyjnej, by potem zapobiec wszelkim komplikacjom.
Podobnie jak przy tej okazji sfinansowałam jeszcze parę innych aborcji, by nie
powiedzieć wiele.
To takie straszne,
gdy dziś o tym myślę. Za każdym razem, gdy przelewana jest krew dziecka, jest
to jak jedno wielkie całopalenie dla szatana, jak uczta dla diabła. Zaciera
ręce i tańczy z radości. A nasz Pan Jezus Chrystus cierpi jak podczas Swojej
śmierci na Krzyżu i wśród tych cierpień drży i cierpi bardzo za każdym razem,
gdy nienarodzone niewinne dziecko zamęczane jest na śmierć.
W „Księdze
Życia” mogłam mianowicie zobaczyć, jak powstaje życie. Ujrzałam, jak nasza
dusza kształtuje się w momencie, w którym plemnik łączy się z komórką jajową.
Wówczas pojawia się cudowna iskra emanująca światło, które pochodzi ze światła
Boga Ojca. A brzuch przyszłej matki rozświetla się promieniami tej nowej duszy
w momencie, gdy jej komórka jajowa jest zapładniana. I gdy potem dochodzi do
aborcji, wtedy dusza krzyczy i jęczy z wielkiego bólu, nawet jeśli nie zostały
jeszcze ukształtowane oczy i członki. Cała wspólnota Świętych, całe zaświaty
słyszą te krzyki i jęki, gdy mordowana jest nowa, stworzona przez Boga dusza.
Całe sklepienie niebieskie wzdryga się od tego krzyku i słychać je od jednego
końca do drugiego, głośno i wyraźnie jak echo w górach. W piekle też słyszy się
głośne krzyki, ale tam są one wiwatami, jakie wszystkie demony wznoszą dla
świętowania dnia i do tego tańczą z radości.
18) Bezpośrednio po tym otwierają
się w piekle niektóre pieczęcie i wychodzą straszne duchy, które są wypuszczane
na ziemię, by od nowa kusiły całą ludzkość i sprowadzały ją na
manowce. Skutek tego jest taki, że ludzie coraz bardziej zniewalani są przez
szatana, coraz bardziej oddają się żądzom i przyjemnościom, coraz to nowe
powstają nałogi, i mają miejsce te wszystkie straszne, okrutne przestępstwa
oraz niegodziwości, o których codziennie słyszymy, widzimy w wiadomościach, i o
których za każdym razem sądzimy, że nie może być gorzej, by następnego dnia
natknąć się na nowe i dojść do wniosku, że jednak mogło być gorzej.
Czy mamy w
ogóle pojęcie o tym, jak wiele dzieci zabijanych jest codziennie na całym
świecie? Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie rozmiaru tej przerażającej
zbrodni. Brodzimy we krwi tych niewinnych dzieci i nawet tego nie zauważamy.
Jest to dla nas normalną rzeczą; jest po prostu na porządku dziennym. Gdy
ktoś angażuje się w walkę przeciwko aborcji, przedstawiany jest jako fanatyk,
konserwatysta, ktoś staromodny i trochę szalony. To jest jeden z największych
tryumfów księcia piekła, szatana. Jak ma być dobrze na tym świecie, jeśli to
cena niewinnej krwi każdego nienarodzonego sprawia, że nowe demony wypuszczane
są na ziemię? Wkrótce stanie się od nich na świecie ciemno.
Potem ujrzałam,
jak zanurzałam i kąpałam się we krwi niewinnych dzieci. Całkiem
inaczej jak wygląda proces prania na naszym świecie: przez to pranie we krwi
moja dusza stawała się coraz ciemniejsza i nędzniejsza, aż stała się zupełnie
czarna. Po tych epizodach z aborcją nie miałam już wyczucia, co jest grzechem.
Dla mnie grzech po prostu nie istniał. Wszystko było dozwolone i moje
zachowanie odpowiadało mi. Pomagałam przecież ludziom. Nie byłam jednakże świadoma, że tym ludziom
pomogłam w drodze do piekła.
Pokazano mi
jeszcze coś innego, co w żaden sposób nie przyszło mi na myśl, ani nie rzuciło
mi się w oczy; sama bowiem figurowałam na liście płac diabła. Ukazano mi
wszystkie dzieci, które sama zabiłam przez aborcję. I tak samo, jak Wy teraz,
nie wiedziałam w pierwszej chwili, jak, kiedy i gdzie! Teraz mi to pokazano i
wtedy zrozumiałam. Już na początku opowiadałam Wam, że sama stosowałam spiralę
jako środek antykoncepcyjny w planowaniu rodziny. Ku mojemu bolesnemu
zdziwieniu zmuszona byłam teraz widzieć w mojej „Księdze Życia”, jak wiele
moich komórek jajowych zostało zapłodnionych i jak zaczęły stawać się małymi
dziećmi. Widziałam wiele świetlistych iskier, które jaśniały podczas stwarzania
ich dusz. Słyszałam również krzyki tych dusz, gdy wyrywane były z ręki Boga
Ojca.
Zrozumiałam natychmiast powód, dlaczego
byłam zawsze w takim złym nastroju, zgorzkniała i markotna. Byłam w złym
humorze, często nieprzystępna, niepohamowana i kapryśna wobec moich bliźnich,
mojej rodziny. Przez cały dzień byłam poirytowana, nic nie mogło mnie
zadowolić. Często ogarniały mnie straszne depresje.
Teraz spadły mi łuski z oczu: „Jakie to proste i oczywiste przeobraziłam się
w maszynę do zabijania moich dzieci!”
Wszystko to sprawiło, że coraz głębiej tonęłam w
bagnie grzechu. Jak mogłam sobie wmawiać na początku tego przeglądu
mojego życia, że nikogo nie zabiłam? Jak mogłam każdym, kto według mnie był za
gruby albo niesympatyczny, gardzić, traktować z nienawiścią i po prostu
odrzucić? Jak mogłam się tak wywyższać, skoro byłam taką podłą morderczynią? Ukazano mi też, że człowieka można zabić
nie tylko strzałem z pistoletu. Nie, często wystarcza, że się go strasznie
nienawidzi, że życzy mu się najgorszego albo krzywdzi, wystarcza że jest ofiarą
zazdrości. Tym sposobem można właśnie zabić drugą osobę. Istnieje coś takiego
jak mordowanie dobrego imienia.
Morderstwo w
rodzinie lub gdzie indziej zaczyna się często od takich postaw, które określamy
jako nieszkodliwe.
6- NIE CUDZOŁÓŻ
Teraz, przy
szóstym przykazaniu „Nie cudzołóż”
powiedziałam sobie: „No wreszcie
przynajmniej przy tym przykazaniu nie mogą mi zarzucić jego naruszenia.
Nie będą mogli wypomnieć mi jakiegoś kochanka, ponieważ przez całe życie wierna
byłam jednemu mężczyźnie, to jest mojemu mężowi.”
Na raz ukazano mi, że za każdym
razem, gdy odkrywałam brzuch i pokazywałam ciało w seksownym bikini,
sprawiałam, że obcy mężczyźni gapili się na mnie, mieli sprośnie fantazje i
przez to nakłaniałam ich do grzechu. W ten prosty sposób dopuściłam się
cudzołóstwa. Także moją postawą, gdy ciągle doradzałam kobietom,
by nie były wierne swoim mężom: „Nie
bądźcie głupie, odpłaćcie się im, nie wybaczajcie im tylko, lecz rozstańcie się
i lepiej szybko rozwiedźcie!” Samym tym gadaniem i tymi złymi radami
uczestniczyłam w tym wstrętnym cudzołóstwie, tudzież byłam mu współwinna. W
czasie tego przeglądu mojego życia zdałam sobie sprawę, że tak zwane grzechy
„pożądliwości” są ohydne. Prowadzą bezpośrednio do potępienia, ale da się je
całkowicie odrzucić, nawet jeśli wielu ludzi uważa je dziś za normalne i mówi,
że wspaniale jest samemu doświadczyć tego czy tamtego; że trzeba spróbować, by
dowiedzieć się, czy czerpie się z tego przyjemność albo dochodzi do szczytu.
Niektórzy nie boją się użycia porównania do zwierząt argumentując swe czyny i
mówią: „Róbmy to tak dziko jak dzikie zwierzęta!”
Także dla homoseksualizmu
stosuje się argument, jakoby był całkiem naturalny i dozwolony przez Boga,
ponieważ udowodniono już, że w królestwie zwierząt mają miejsce homoseksualne
kopulacje. Tak, nie zauważamy bowiem, że tym samym bierzemy zwierzęta za wzór.
Jest to równoznaczne z odrzuceniem duszy. To, co nas wyróżnia jako istoty
stworzone na podobieństwo Boże, to stworzona przez Niego nieśmiertelna dusza, a
my ją depczemy. W swoim życiu wyrwałam się niestety z ręki Boga. Musiałam
stwierdzić ze smutkiem, że grzech to nie tylko akt dokonany, lecz najbardziej
tajemna myśl w mojej duszy. Bolesną rzeczą było dla mnie, gdy musiałam zdać
sobie sprawę z tego, jakie skutki miały wszystkie te grzechy i jak przez długi
czas działały. Grzech cudzołóstwa mojego ojca wyrządził wiele szkód również
jego dzieciom i udusił ich duszę. Z tego powodu gardziłam wszystkimi mężczyznami,
a moi bracia stali się prawdziwymi kalkami, kopiami mojego taty, którzy
wszędzie obnosili się z tym, że są prawdziwymi macho, kobieciarzami i wielkimi
pijakami. Wmawiali sobie jeszcze inne rzeczy. Trąbili o tym na około. Nie
zdawali sobie sprawy z tego, jak wielkie szkody wyrządzali tym swoim dzieciom.
Dlatego też widziałam, jak mój
ojciec gorzko płakał na tamtym świecie. Dopiero tam pojął, jaki grzech zapisał
w testamencie swoim synom i córkom. Dowiedział się, jakich szkód narobił Boskiemu
porządkowi i stworzeniu Boga Ojca.
7- NIE KRADNIJ
Przy siódmym
przykazaniu „Nie kradnij” znowu byłam pewna swego, uważałam siebie za kogoś
godnego czci i nie miałam sobie nic do zarzucenia! Pan jednakże ukazał mi w
drastyczny sposób, że wiele artykułów spożywczych w moim domu zaczęło się psuć
i pleśnieć, ponieważ kupowaliśmy je bez zastanowienia i nie mogliśmy
wszystkiego zjeść.
Więc gdy ja
marnowałam żywność, tyle głodu było na całym świecie i kiedy Pan mi to ukazał,
powiedział jedynie: „Byłem głodny i popatrz, co zrobiłaś z tym, co ci dałem.
Nie ceniłaś tego i zmarnowałaś. Było Mi zimno i popatrz jak stałaś się
niewolnicą trendów w modzie i wyglądu zewnętrznego. Ile majątku wydałaś na
zastrzyki, by być szczuplejszą. Stałaś się także niewolnicą swojego własnego
ciała. Krótko mówiąc, ciało swoje wyniosłaś do rangi bóstwa, bożka.” Pan dał mi do zrozumienia, że
tym samym byłam winna nędzy w naszym kraju i że również w przypadku tego
przykazania Boga ponosiłam winę. Potem zwrócił mą uwagę na to, ze za każdym
razem, gdy źle mówiłam o kimś, kradłam mu honor. Prawie niemożliwością jest
naprawienie tego, zwrócenie go. Łatwiejszą rzeczą byłaby kradzież banknotu,
gdyż wówczas mogłabym po prostu zwrócić tę sumę. Toteż kradzież dobrej
reputacji człowieka jest czymś poważniejszym niż zwykła kradzież rzeczy czy
pieniędzy.
Okradałam
również swoje dzieci, gdy odmawiałam im bycia dobrą gospodynią domową i matką,
czułą matką. Nie mieli matki, która by się o nie troszczyła,
zawsze przy nich była i stanowiła prawdziwy wzór bezinteresownej i ofiarnej
miłości. Byłam matką, która szlajała się po ulicach i
zostawiała dzieci pod opieką
telewizora jako substytutu ojca, komputera jako substytutu matki i w kręgu
wielu gier wideo jako substytutu rodzeństwa.
By uspokoić
moje sumienie, kupowałam im zawsze markowe ciuchy, aby przynajmniej w szkole i
wśród kolegów robiły dobre wrażenie i prowokowały do
19) zazdrości. Jeszcze bardziej przeraziłam się, gdy
zobaczyłam, jakie wyrzuty robiła sobie moja matka i pytała siebie, czy była
dobrą matką, mimo że była bardzo pobożną i dobrą kobietą, gospodynią i matką,
która nieustannie upominała nas, kochała nas i pokazywała, jak bardzo jest
zatroskana o nas i nasze dobro. Podobnie mój ojciec. Na swój sposób ukazywał
nam, jak bardzo nas kocha, że jesteśmy najważniejsi w jego życiu. I gdy tak
pogrążona byłam w tych myślach, rzekłam do siebie samej: „Co się ze mną stanie, ze mną, która nigdy
nie dałam czegoś moim dzieciom; może w ogóle nie zauważą, że mnie nie będzie;
prawdopodobnie nic ich nie obchodzę!”
Przy tych
słowach wzdrygnęłam się cała i przeszył mnie ból, jak miecz prosto w serce.
Wstydziłam się tego, że zawiodłam na całej linii.
Musicie wiedzieć, że w „Księdze Życia” widzi się wszystko jak na filmie. I tak oto zobaczyłam, jak moje
dzieci rozmawiały ze sobą: „Miejmy
nadzieję, że mamie zajmie jeszcze trochę czasu, nim wróci do domu; miejmy
nadzieję, że stoi w korku, nasza mama jest bowiem bardzo nudna i przez cały
czas potrafi tylko narzekać i krytykować..”
Jakim
szokiem było dla mnie słyszeć to z ust trzyletniego dziecka i trochę starszej
córeczki, jak tak rozmawiali o swojej matce-złodziejce. Ponownie zdałam sobie
sprawę, że okradałam ich z prawdziwej matki. Nigdy nie dałam im przytulnego
ogniska domowego. Swoją postawą uniemożliwiłam im poznanie Boga w dzieciństwie.
Nie nauczyłam ich miłości bliźniego. Jest bowiem tak: jeśli nie kocham
bliźniego, nie będę miała nic do czynienia z naszym Panem Bogiem; i jeśli sama
nie okazuję współczucia i miłosierdzia i nie wcielam w czyn, wówczas nie mogę
być po stronie Boga; tym samym nie mogę nikomu przybliżyć Boga i przekazywać
wiary. Bóg jest bowiem miłością…
8- NIE MÓW FAŁSZYWEGO ŚWIADECTWA PRZECIW BLIŹNIEMU SWEMU
No dobrze,
teraz opowiem Wam coś na temat przykazania: „Nie mów fałszywego świadectwa
przeciw bliźniemu swemu.” W tej dziedzinie byłam profesjonalistą. Czy wszyscy
słyszeli? Diabeł bowiem stał się moim ojcem. Każdy z nas ma bowiem swego ojca,
czy to Boga Ojca, czy szatana, który spiera się z Nim o ojcostwo.
Jeśli Bóg
jest miłością, a ja jestem pełna nienawiści, to kto jest moim ojcem? Nie trudno
odpowiedzieć na to pytanie; łatwo jest też to zrozumieć. Gdy
Bóg mówi mi
ciągle o pojednaniu i przebaczeniu, gdy wzywa mnie do tego, abym kochała
również moich nieprzyjaciół i tych, którzy wyrządzają mi szkody,
a ja myślę jedynie o zemście i kieruję się mottem: „Ząb za ząb” (taki wtedy był
mój świat i moje wyobrażenia), to kto tak naprawdę był moim ojcem? Mało tego:
On, nasz Pan jest samą Prawdą a szatan księciem kłamstwa. Kto zatem był wtedy
moim ojcem? Rozumiecie teraz. Choćbym nie wiem co robiła, wynik jest zawsze
taki sam: sama wybrałam diabła na ojca w moim życiu. I powiadam Wam, nie ma
podziału na grzechy. Nie ma podziału na niewinne, nieszkodliwe i niepozorne
kłamstewka. Każde kłamstwo to po prostu kłamstwo. Podobnie jak tych
niepozornych kłamstewek nie ma także kłamstw z konieczności, albo z
grzeczności, miłosierdzia czy litości i wielu innych ich rodzajów, jakie
przebiegłe osoby wymyśliły za natchnieniem złych duchów. Każde kłamstwo jest po
prostu kłamstwem.
A diabeł jest ojcem kłamstwa,
kłamcą od samego początku. Kłamstwa, jakie rozsiewałam, były tak straszne, po
prostu potworne. Mogłam zobaczyć, że tu zdobyłam największą ilość
punktów. Kłamstwo to kłamstwo i zawsze nim pozostanie. Najgorsze jest to, gdy
sami wikłamy się w kłamstwa tak dalece, że na koniec przyjmujemy je za prawdę.
Największym kłamstwem jest, gdy człowiek uważa się za świętego mówiąc: „Nie
kradłem, nikogo nie zabiłem. Nie ma też żadnego Boga. A jeśli już Bóg naprawdę
istnieje, to pójdę bezpośrednio do Nieba, ponieważ jestem taki pobożny i
święty. Gdzie indziej miałbym się w mojej pozornej świętości dostać?” Są to
wówczas tak zwane życiowe kłamstwa.
Przy każdej
okazji, jak na przykład podczas plotek, które szerzyłam na cały świat, kiedy
naśmiewałam się z kogoś, albo kiedy lekkomyślnie wymyślałam innym ludziom
złośliwe przezwiska, oraz mówiłam o nich dookoła i za każdym razem naigrywałam
się w straszliwy sposób. Jak bardzo i jak wiele osób przez to zraniłam,
obraziłam, wystawiłam na pośmiewisko i oczerniłam. To wszystko wyrządziłam moim
bliźnim. Nie macie pojęcia, jak jedno przezwisko może zranić osobę. Może ona z
tego powodu nabrać kompleksów niższości, które mogą towarzyszyć jej przez całe
życie i stać się przyczyną cierpień.
Na przykład
pewną koleżankę, która była nieco pulchna nazywałam grubaską’ albo
tłuścioszką’. Nigdy nie pozbyła się tego określenia i pozostała
na zawsze tłuścioszką’. Bardzo ją to bolało. Frustracja uczyniła z niej
bulimiczkę, co wpływało na jej sylwetkę. Z tego powodu inni często nie
zabierali jej ze sobą, ani nie zapraszali. I zobaczcie, jak słowa mogą pociągać
za sobą pewne czyny. Na końcu powstaje mnóstwo złośliwości. Wszystko to jest
trującym owocem jednego lekkomyślnie wypowiedzianego słowa.
9- ANI ŻADNEJ RZECZY, KTÓRA JEGO JEST
Gdy już
sprawdził moje życie na podstawie Dziesięciu przykazań Bożych, okazało się, że
całe moje zło, grzechy i złośliwości miały swój początek w chciwości. To
szalona chęć, ta żądza posiadania wszystkiego i decydowania o wszystkim. „Mieć”
aniżeli „być”.
Sądziłam
zawsze, że będę szczęśliwa, jeśli posiądę wszystkie pieniądze świata i będę
bogata, i to życzenie, by mieć pieniądze, stało się dla mnie obsesją. Pieniądze
były moim bogiem. Zawsze moim pragnieniem było mieć ich możliwie
jak najwięcej. A ponieważ sama w młodości nigdy ich nie miałam, chciałam, aby
moje dzieci miały je w nadmiarze. Wychodziłam z błędnego założenia myśląc, iż
szczęście człowieka polega na posiadaniu cennych rzeczy tego świata.
Było to dla
mnie wielką tragedią. Gdy posiadałam naprawdę dużo pieniędzy i stać mnie było
na wiele, przeżywałam najgorszy i najnieszczęśliwszy okres w moim życiu.
Moja dusza
zeszła tak nisko, że nawet chciałam odebrać sobie życie. Miałam tak wiele
pieniędzy i bogactwa, a mimo to byłam sama i pusta wewnętrznie, samotna i
opuszczona.
Na własnej skórze doświadczyłam,
że pieniędzmi nie można kupić miłości, przyjaźni i sympatii. Nawet jeśli za
pieniądze całego świata próbuje się kupić miłość, otrzymuje
się zazwyczaj jedynie obłudę, fałsz, pochlebstwa i udawaną służalczość. Byłam
dogłębnie rozczarowana, zgorzkniała w tej ślepej uliczce mojego życia, którą
sama wybrałam. Osiągnęłam szczyt frustracji, a tam wiał lodowato zimny wiatr,
który nasuwał mi pytanie, po co tutaj w ogóle się wspięłam. Chciwość, jak każda
inna żądza zresztą manowce. Chciwość
ta prowadziła mnie bezpośrednio do piekła, daleko od Boga, mojego Stworzyciela,
z Którego ręki tą chęcią posiadania wyrwałam się. Żądza, chciwość oddala zawsze
od Boga. Idzie się w przeciwnym kierunku i podąża się za diabłem. Im bardziej
jest się oddalonym od Boga, tym mniej zauważa się Jego obecność i tym mniejsza
jest Jego ochrona.
By Wam
ukazać, jak Bóg w cudowny sposób przybliżał się do mnie, chcę Wam opowiedzieć
następującą rzecz. Po moim wypadku sanitariusze zawieźli mnie do publicznego
szpitala, zanim dotarłam do socjalnej kliniki.
Wiecie, co mi się przytrafiło w
tym szpitalu publicznym? Było tam tak wiele chorych i ofiar wypadków, że po
prostu nie było już miejsca. Nawet korytarze szpitalne
przepełnione były łóżkami i noszami. Nie było więc nawet jednych wolnych noszy,
by mnie tam położyć. Bóg dopuścił, abym doznała w ten sposób zupełnego
opuszczenia przez ludzi. Dla tych biednych lekarzy było to wszystko ponad ich
siły. Byli całkowicie zdezorientowani. Ratownicy niosący mnie na noszach
bezustannie pytali: „Gdzie mamy ją
położyć? Jedyną odpowiedzią, jaką za każdym razem otrzymywali, było:
„Połóżcie ją tam w kącie!” albo
„Połóżcie ją tam na podłodze!”
Oni jednak nie chcieli mnie tak po prostu położyć na podłodze w korytarzu, gdyż
wiedzieli, że z moimi oparzeniami łatwo dostałabym śmiertelnego zakażenia albo
sepsy. W owych godzinach, kiedy tak tam leżałam i nikt z lekarzy nie mógł się o
mnie zatroszczyć, ponieważ mieli poważniejsze przypadki, gdzie było więcej
nadziei na powodzenie ich zabiegów, doświadczyłam tego całkowitego opuszczenia
ze strony wszystkich dokoła mnie, mimo że roiło się od ludzi, chorych pacjentów
i zdrowych pomocników.
Gdy spoglądali na mnie, jak tak
leżałam podobna do zwęglonego kawałka mięsa z grilla, wszyscy lekarze myśleli
sobie, że na wszelką
20) pomoc i tak jest za późno i że nie da się już uratować
mojego życia. Złościłam się będąc w tej beznadziejnej sytuacji, że nikt się mną
nie zajął. Gdy byłam
tak opuszczona i rozzłoszczona ujrzałam nagle naszego Pana, Jezusa Chrystusa,
jak pochylił się nade mną i z całą swoją czułością położył rękę na mojej
głowie, by mnie pocieszyć. Zamknęłam oczy, ponieważ sądziłam, że mam
halucynacje, ale gdy je znowu otworzyłam, widziałam Go pochylonego nade mną i
usłyszałam Jego głos mówiący do mnie: „Zobacz, Moja mała, teraz umrzesz. Zapragnij teraz Mojego miłosierdzia!” Wyobraźcie
sobie; gdy to usłyszałam, pomyślałam sobie: „Co to ma znaczyć? Miłosierdzie, pragnienie miłosierdzia? Cóż złego
uczyniłam? Dlaczego mam potrzebować miłosierdzia?” W
żaden sposób nie mogłam zrozumieć powodu i sensu tej oferty. Nie miałam już w
ogóle sumienia. Zupełnie je straciłam. Byłam całkowicie pozbawiona skrupułów!
To, co jednak pojęłam to to, że teraz umrę.
Nadeszła moja
ostatnia godzina. Jedyna myśl, jaka mi przeszła przez głowę, była: „Co stanie się teraz z moimi diamentowymi
pierścionkami, które mam na
palcach?” Wcięły się w zupełnie spalone i
napuchnięte palce. Martwiłam się, że się uszkodzą, gdy się je
odetnie lub zdejmie. Myśląc o tym próbowałam rozpaczliwie ściągnąć je ze swoich
palców. Czy wiecie, jak strasznie boli spalona skóra i członki? Nie możecie
sobie wyobrazić, jakie cierpienie sama sobie zadawałam przy próbie zdjęcia
pierścionków z palców. Przy tym odrywało się ciało od moich palców. Mimo tego
wmawiałam fanatycznie sobie, że na pewno sobie je zsunę. W moim życiu nie spotkałam
się jeszcze ze zbyt trudnym zadaniem, lub wygórowanym
celem.
Zawsze mogłam wszystko osiągnąć, co sobie wmawiałam. Także i w tym przypadku
miałam to nastawienie, a właściwie tę egoistyczną obsesję. Powiedziałam sama
sobie: „To byłby już szczyt wszystkiego,
gdybym przed śmiercią nie mogła zdjąć pierścionków z palców!” Zaledwie
udało mi się to zrobić, ogarnęła mnie kolejna rozpacz. Naszły mnie czarne
myśli: „Boże mój, zaraz umrę. Potem
pielęgniarki z pewnością od razu skradną moje cenne pierścionki!” I
wtedy nagle podszedł do mnie mój szwagier i moją pierwszą myślą ulgi było: „Bogu niech będą dzięki, teraz przynajmniej
moje pierścionki są bezpieczne!” Przekazałam je jemu i powiedziałam:
„Daj je mojemu mężowi Ferdynandowi!
I powiedz moim siostrom, aby troszczyły się o moje dzieci, ponieważ będą
musiały sobie teraz poradzić beze mnie. Muszę ci powiedzieć, że tym razem nie
ujdę z życiem. Umrę.” Teraz mogłam już spokojnie umrzeć. Tak
zamglony był mój umysł w tej ostatniej godzinie, że nawet nie mogłam ujrzeć
światła, które Jezus mi ofiarowywał. I wiecie, co było moją ostatnią myślą? „Boże mój, skąd wezmą pieniądze na pogrzeb z
tym ogromnym debetem na koncie?”
Popatrzcie, to
historia osoby, która utraciła swoje sumienie, która swoje ostatnie myśli i
chwile poświęcała marnościom tego świata i przekonana o swej świętości nie
myślała w ogóle o wieczności, o przyszłości duszy i ofercie Pana. Gdy człowiek
uważa się za „świętego”, właśnie wtedy bardzo łatwo ześlizguje się w kierunku
piekła albo przyczynia się tą błędną oceną do własnego potępienia.
„KSIĘGA ŻYCIA”
Po tej
analizie mojego życia według Dziesięciu Przykazań Bożych pozwolono mi na wgląd
do mojej „Księgi Życia”. Brakuje mi po prostu słów, by właściwie opisać tę
„Księgę Życia”. Zaczęła się od mojego poczęcia. Skoro tylko komórki moich
rodziców połączyły się, pojawiła się iskra. Mała, cudowna eksplozja światła, i
z tego powstała dusza, moja własna dusza, całkowicie chroniona rękami Boga
Ojca, i w Bogu Ojcu ujrzałam kochającego i czułego tatę. 24 godziny na dobę był
ze mną, prowadził mnie za rękę, ochraniał mnie, zawsze był o mnie zatroskany i
był blisko mnie. Nie spuścił mnie z oka i nie zostawił samą. I wszystko, co w
pierwszym momencie wydawało mi się karą lub niepowodzeniem, było niczym innym jak
tylko wyrazem Jego miłości i troski o mnie. Nie patrzył bowiem na mój wygląd i
moje ładnie uformowane ciało. Nie, patrzył na moje wnętrze, badał moją duszę i
widział, jak powoli ale pewnie schodziłam z Jego drogi i jak odrzucałam Jego
ratunek oraz zbawienie. I tak oto przeżyłam wiele sytuacji mojego minionego
życia zaglądając do mojej „Księgi Życia” i widziałam poszczególne skutki mojego
postępowania oraz decyzji mojej wolnej woli.
Dla lepszego zrozumienia podam
Wam pewien przykład, który ukazuje piękno „Księgi Życia”. W moim życiu byłam
fałszywa i obłudna. Często schlebiałam moim znajomym czy przyjaciółkom: „Hej, jak pięknie dziś wyglądasz. Ta twoja
sukienka jest po prostu cudowna i tak dobrze na tobie leży! Jak tobie w niej do twarzy.” W „Księdze
Życia” jednakże widzi się to, o czym się przy tym myśli, i co kryje się we wnętrzu.
Wtedy ujrzałam, co mówiłam sobie w myśli w tamtej chwili: „Ale beznadziejnie wygląda, i do tego myśli,
że jest królową piękności!”
Widzicie,
takie były moje myśli w moim wnętrzu. W tej „Księdze Życia” widzi się i słyszy
wydarzenia jak na filmie. Tak oto widziałam i słyszałam wszystko tak samo, jak
wówczas w moim życiu mówiłam, z tą jedyną różnicą, że mogłam słyszeć moje
myśli. To było jak film w różnych językach z dwiema ścieżkami dźwiękowymi albo
jak film z napisami. Jedna ścieżka pozwalała usłyszeć to, co obłudnie mówiłam,
a druga moje myśli, które w tym samym momencie miałam, i mogłam też przy tym
widzieć stan mojej duszy, moje wnętrze. Sami pomyślelibyście o tym jak o cudzie
techniki, gdybyście w ten sposób przeżyli słowa czy sytuacje w Waszym własnym
życiu. Po prostu coś niesamowitego!
Tak oto widziałam wewnętrzną
rzeczywistość mojego życia. Wszystkie moje kłamstwa były na wierzchu, kipiały
jak w garnku bez pokrywy, były nagie i bez retuszy, każdy mógł
je zobaczyć, usłyszeć. Cały świat mógł je widzieć. Były żywe i ujawniały swoje
haniebne czyny. Moja matka… Jak często ją oszukiwałam i podle z nią
postępowałam. Często bowiem nie pozwalała mi na wyjście, abym spotkała się z
moimi „złymi” przyjaciółmi. Ale gdy zaznaczałam „Mamo, mam teraz pracować w
grupie w szkolnej bibliotece!” już mnie nie było. Moja matka połknęła haczyk i
dała wiarę memu szybkiemu kłamstwu. Jakże często kradłam sobie czas takimi
kłamstwami, włóczyłam się po domach, oglądałam sobie pornograficzne filmy, albo
chodziłam do baru, by żłopać piwo z moimi „przyjaciółkami”. A teraz moja matka
zobaczyła to wszystko w mojej otwartej dla wszystkich „Księdze Życia”. Nic nie
umknęło jej uwadze.
Jeszcze jeden przykład tego, co
zobaczyłam w tej „Księdze życia”. Moi rodzice dawali mi zawsze banany do
jedzenia w czasie przerwy w szkole. W owym czasie żyliśmy w
nędznych warunkach, tak że posiłek składał się zwykle jedynie z bananów, od
czasu do czasu z bułki i mleka. Już w drodze do szkoły jadłam swoje banany i
rzucałam skórki po prostu wszędzie, gdzie byłam, nie myśląc o tym. Nigdy nie
przyszłoby mi na myśl, nie łamałam sobie tym głowy, co może się zdarzyć z
powodu takiej śliskiej, nieuważnie wyrzuconej skórki, jaką krzywdę coś takiego
może wyrządzić innym ludziom. A wyrzucone przeze mnie skórki tak po prostu
leżały sobie wokół.
Zaskakującą
rzeczą było, gdy Pan pokazał mi, co niektóre naturalnie nie wszystkie z
leżących wokół skórek spowodowały. Ujrzałam osoby, które poślizgnęły się na
tych skórkach i w niektórych przypadkach upadki te z powodu dużego ruchu mogły
nawet zakończyć się śmiercią, a ja byłabym temu winna, odebrałabym życie.
Wszystko z bezmyślności, braku odpowiedzialności i miłosierdzia dla moich
bliźnich.
Podobnie było w innym przypadku,
kiedy to kasjerka supermarketu przez pomyłkę wydała mi o 4.500 peso więcej.
Przy tej okazji poszłam do spowiedzi, gdzie czułam naprawdę szczerą, głęboką
skruchę i głęboki ból z powodu mojego grzesznego zachowania. Mój ojciec zawsze
upominał nas dzieci, abyśmy w życiu były uczciwe, i mimo nędzy uważały honor za
wielkie dobro; przede wszystkim własny. Nie powinniśmy nigdy przywłaszczać
sobie cudzych pieniędzy, nawet wtedy, gdy chodzi o kilka groszy. Kiedy więc
miało miejsce to zajście z resztą o pomyłce zorientowałam się dopiero w
samochodzie, gdy byłam w drodze powrotnej do pracy powiedziałam sobie samej: „Ta głupia krowa wydała mi o 4.500 peso
więcej i muszę teraz zawrócić, by oddać jej pieniądze!” Byłam już w
drodze do supermarketu, gdy utknęłam w olbrzymim korku. Usłyszałam przez radio,
że wszystko dookoła stało. I znowu głośno pomyślałam i powiedziałam do siebie
samej: „Dość tego! Teraz mam jeszcze
tracić godziny mojego cennego czasu, tylko dlatego, że ta głupia krowa była
zbyt głupia, by dobrze policzyć. Nikt jej przecież nie kazał być tak głupią i
pomylić się w liczeniu! Teraz pojadę po prostu do domu i w tych okolicznościach
nigdy nie zwrócę jej tych pieniędzy! O nie, w żadnym wypadku, sama jest temu
winna.”
Mimo moich
wymówek miałam wyrzuty sumienia w związku z tym zajściem. I ponieważ mój tata
tak często i wyraźnie podkreślał wartość honoru i przez
21) to umocnił mój charakter, poszłam w następną niedzielę
do spowiedzi i powiedziałam do księdza siedzącego w konfesjonale: „Proszę księdza, zgrzeszyłam, ponieważ
przywłaszczyłam sobie 4.500 peso, gdyż nie oddałam tej sumy kobiecie, do której
należała.” Nie zważałam wówczas zupełnie na to, co mi powiedział
spowiednik i o czym mnie pouczył. I gdy zobaczyłam tę scenę w „Księdze Życia”,
musicie wiedzieć, że Zły, diabeł, nie mógł mi zapisać tego grzechu i uważać za
złodziejkę, ponieważ wyznałam go w spowiedzi.
Opowiem Wam
jednak teraz o tym, co Pan powiedział do mnie na ten temat: „Ten brak miłości bliźniego, jaki okazałaś w
owym dniu,
gdy nie zadośćuczyniłaś za swoje grzechy, nie jest w porządku. 4.500 peso
były dla ciebie drobnostką, gdyż takie kwoty codziennie wydawałaś na zbytki,
które koniecznie chciałaś mieć, ale dla tej biednej kobiety z minimalną płacą,
która pół dnia musiała pracować i zmuszona była zostawić swoje dzieci, by
związać koniec z końcem, dla niej te 4.500 peso były utrzymaniem na całe trzy
dni, środkami m na jedzenie i napoje dla całej rodziny przez trzy dni.”
I wiecie, co było najgorsze i
najbardziej niesamowite w tej sytuacji? Pan ukazał mi tę scenę: na własne oczy
mogłam zobaczyć,
jak ta kobieta musiała wraz z dziećmi cierpieć z tego powodu i jak musiała ta
rodzina znosić głód przez kilka dni. Wszystko z mojej winy. Skutki moich
grzechów. Kobieta ta znosiła to wszystko ze swoimi małymi dziećmi i musiała
obawiać się utraty pracy. Nasz Pan bowiem zwraca uwagę w „Księdze Życia” na
nasze zachowanie. Ukazuje nam, kiedy coś uczyniliśmy, kto musiał cierpieć z powodu
naszych czynów, kto ponosił skutki, do jakich czynów zmuszony był skrzywdzony
bliźni.
Końcowe pytanie
Na końcu Pan
zapytał się mnie: „Jakie duchowe
skarby Mi przynosisz?” Pomyślałam sobie: „Jakie duchowe skarby ma na myśli?” Stałam przecież przed Nim
z pustymi rękami, nie miałam nic, zwisały mi po prostu, nic w nich nie
trzymałam ani nie robiłam niczego. I w tej chwili słyszę, jak mówi do mnie: „Co z tego, że miałaś dwa mieszkania
własnościowe, że niektóre mieszkania były twoją własnością, że niektóre
gabinety mogłaś nazwać swoimi? Na co ci się zdało, że uważałaś się za wysoce
wyspecjalizowanego stomatologa, który odniósł wiele sukcesów? Mogłaś przynieść
pyłek kurzu z cegły jednego z twoich budynków. Masz może przy sobie swój
wypchany portfel albo swoją grubą książeczkę czekową?”
A kiedy potem
spytał mnie: „Co uczyniłaś z
talentami, które ci dałem?” Pomyślałam sobie: „Jakie talenty ma na myśli? Co chce przez to powiedzieć?” I
nagle zrozumiałam. Uświadomiłam to sobie. Tak, otrzymałam zadanie, zadanie, by
bronić i szerzyć „Królestwo miłości”, „Królestwo Boże”. Po prostu
całkowicie zapomniałam, że posiadałam duszę, a jeszcze mniej pamiętałam o tym,
że otrzymałam również talenty. I zupełnie nie byłam świadoma, że jednym z tych
talentów była zdolność do bycia narzędziem Miłosierdzia Bożego, Jego
miłosiernej ręki. Tak oto nie zdawałam sobie ponadto sprawy, że całe dobro,
którego zaniechałam i nie uczyniłam, sprawiało Bogu wielki ból i przysporzyło
Mu wiele trosk.
Konfrontował
mnie z tyloma różnicami w moim życiu: Ile dobra mogłaś uczynić dzięki tej dużej ilości pieniędzy, które wyrzucałaś na kosmetyki. Na co zdały
ci się twoje diety, które cię opanowały, którymi zamęczałaś swe ciało i
spowodowałaś bulimię oraz anoreksję? Uczyniłaś z siebie samej i ze swego ciała
bożka „złotego cielca”. I co ci teraz po tym? Robiłaś wiele prezentów, to
prawda, ale czyniłaś to tylko po to, aby ci dziękowano, mówiono o tobie, jak
jesteś dobra. Swoją dużą ilością pieniędzy manipulowałaś wszystkimi, aby ci wyświadczali
przysługi. Powiedz Mi, co teraz przynosisz dla wieczności?
Gdy cię ostatnio nawiedziłem
bankructwem, nie była to kara, jak sobie myślałaś, a błogosławieństwo. Owe
bankructwo miało cię uwolnić od twojego własnego bożka twojego „złotego cielca”, któremu służyłaś.
To bankructwo miało cię do Mnie przyprowadzić. Ty jednak
buntowałaś się, broniłaś i nie chciałaś opuścić swojej wysokiej pozycji w
społeczeństwie, zniżyć się. Klęłaś, pomstowałaś i szalałaś, ty, niewolnica
pieniędzy, niewolnica mamony. Sądziłaś, że wszystko potrafisz, że sama możesz
uczynić coś swoim wysiłkiem, pilnością i zaangażowaniem. Myślałaś, że potrafisz
wszystko lepiej od innych. Nie! Spójrz, ile jest wykształconych osób,
absolwentów, którzy tak samo starali się jak ty, nawet lepiej i pilniej, mimo
to nie osiągnęli tego samego co ty.
Tobie więcej dano i dlatego więcej się od ciebie
zażąda.” Wiedzcie, że musiałam zdać Bogu sprawę z każdego ziarenka ryżu, które zmarnowałam. Z całej
żywności, którą wyrzucałam do kosza. W „Księdze życia” ujrzałam też, jak razu
pewnego jako dziecko potajemnie wyrzuciłam fasolę, którą dostałam na obiad,
ponieważ nie lubiłam jej. Byliśmy wtedy bardzo biedni. Gdy moja matka zobaczyła
pusty talerz, myślała, że dlatego tak szybko zjadłam, ponieważ byłam głodna.
Rezygnowała z własnej porcji, sama nie jadła i dawała mi swoją część, ponieważ
sądziła, że byłam tak głodna. Często nie jadła, ponieważ dawała każdemu
biednemu, który zapukał do drzwi. Nikt nigdy tego po niej nie zauważył, nigdy
nie miała na pokaz zgorzkniałej miny, wręcz przeciwnie, zawsze się uśmiechała.
Pan pokazał mi, jak ja później, gdy miałam już wiele
pieniędzy, wydawałam przyjęcia, zapraszałam gości i było wiele jedzenia i jak
potem więcej niż połowa wyrzucana była do kosza na śmieci. A dookoła mnie było
tak wiele biednych i głodnych ludzi; w ogóle nie miałam wyrzutów sumienia. Pan
dodał i prawie to wykrzyczał: „Byłem
głodny!” Dał mi odczuć Jego ból z powodu potrzeby
swoich dzieci i obojętności tych, którzy mogliby pomóc, a nie czynią tego.
Ukazywał mi dalej, ile rzeczy miałam w swoim domu; fajne rzeczy, drogie markowe
rzeczy, najlepsze ubrania, elegancka bielizna, wszystko najlepszej jakości. I
powiedział mi: „Byłem nagi w twoim
bliźnim, a ty miałaś pełne szafy i żyłaś w zbytku, miałaś tak wiele rzeczy i
niektórych wcale nie używałaś.”
Widząc
zawsze, że znajomi mieli to i tamto, czego ja jeszcze nie posiadałam albo co
było lepsze od tego, co sama miałam, byłam zazdrosna i kupowałam sobie coś
jeszcze lepszego. Chciałam mieć zawsze najlepsze rzeczy, gdyż byłam zazdrosna.
Przykład: spoglądanie przez płot do ogrodu sąsiada powoduje w nas
zazdrość. Jest także grzechem, gdy człowiek świadomie wzbudza zazdrość
u innych, albo szczególnie się cieszy, gdy ktoś staje się zazdrosnym z powodu
naszego postępowania.
Pan powiedział
mi: „Byłaś dumna, porównywałaś się
zawsze z innymi, którzy byli w lepszej sytuacji niż ty. Bogacze! Nie
troszczyłaś się o tych, którzy żyli w niższej warstwie społecznej. Będąc ubogą szłaś
dobrą drogą, gdyż wtedy dawałaś z serca, nawet te rzeczy, które były tobie
potrzebne”. Pan ukazał mi, że to się Mu spodobało. Jak wtedy, gdy
moje nowo zakupione tenisówki podarowałam chłopcu z ulicy, ponieważ ten nie
miał żadnych butów. Mój ojciec z trudem zdobył pieniądze na zakup tych butów i
zrobił wielką awanturę. Był strasznie wściekły. Mieliśmy tak mało rzeczy do
przeżycia, a ja poszłam i podarowałam moje buty. To można zrozumieć… Ale z
punktu widzenia Pana było to w porządku. Mimo że byliśmy w trudnej sytuacji,
Bóg wylewał na nas wiele błogosławieństw. Ukazał mi, ile łask miał dla mnie
przygotowanych, gdybym nie porzuciła Jego drogi i pomogła wielu ludziom.
Powiedział: „Oświecałem cię i pokazywałem ci, jak mogłaś
im pomóc. Nie spotkało by ich zło, które pociąga za sobą negatywne
konsekwencje.” Bóg bierze nas bardzo poważnie. Dalej pokazał
mi: „Popatrz, ten młody człowiek nie
popełniłby samobójstwa, gdybyś się za niego pomodliła, i ta osoba nie umarłaby
z powodu opuszczenia, gdybyś się pomodliła; znalazłaby wyjście z tej sytuacji.”
Ja jednakże
nie dopuściłam nigdy do tego, aby Duch Święty mnie dotknął. Nie poruszała i nie
wzruszała mnie czyjaś potrzeba. Moje serce było skamieniałe. Nie mogłam i nie
chciałam otworzyć je na strumienie łask Pana. Jest to bardzo ważnym, pierwszym
krokiem, gdy chcemy powrócić do domu Ojca: zmiękczyć serce, otworzyć je na
łaskę, na Pana. Powiedział mi: „Popatrz
na krzywdę Mojego ludu, spójrz, jak bardzo potrzebne było, aby twoja rodzina
została dotknięta rakiem, byś nauczyła się współczucia. Współczułaś więźniom
dopiero wtedy, gdy twój własny mąż został aresztowany.” Pan prawie wykrzyczał: „Jesteś z kamienia, nie jesteś zdolna do
miłości!!!”
22) Opowiedziałam Wam już, jakim to
ziółkiem byłam jako córka. Byłam rozwydrzona i bezczelna. Mojego ojca nazywałam
„Pedro Flinston” i chciałam przez to wyrazić, że żył nadal w
epoce kamienia łupanego nawiązując do telewizyjnej kreskówki „Flinstonowie”. A
mojej matce mówiłam, że jest nienowoczesna, staroświecka i inne rzeczy w tym
stylu. Zabrnęłam tak daleko, że wypierałam się własnej matki, ponieważ
wstydziłam się jej; nie należała do wyższych warstw społecznych. Wyobraźcie to
sobie! Teraz wiecie, dlaczego tak bardzo była o mnie zatroskana i modliła się
za mnie. Nie jesteście jednak w stanie sobie wyobrazić, ile łask otrzymałam
dzięki mojej matce, ale nie tylko ja, lecz cały świat. Miałam matkę, która
chodziła do kościoła i swoje cierpienia zanosiła Jezusowi. Matkę, która
wierzyła, bardzo mocno wierzyła. Spędziła wiele godzin na adoracji
Najświętszego Sakramentu. I w ten sposób stała się pośredniczką wielu łask. Pan
zwrócił się do mnie: „Nikt tak
ciebie nie kochał, jak twoja matka i nikt nie będzie cię tak kochał jak ona.
Nigdy, przenigdy nikt nie będzie cię tak czule kochał jak ona.”
Miłość Boża
Musicie
bowiem wiedzieć, o co wciąż mnie Pan pytał! Pytał mnie nieustannie o miłość, o
bezinteresowną, bezwarunkową miłość. Brakowało mi na co dzień tej miłości, tej
caritas’, dobroczynności, szerokiego zakresu chrześcijańskiej miłości. Brak
Jego boskiej miłości, którą włożył nam wszystkim do kołyski jako zadanie i
talent, to reasumując wynik przeglądu wszystkich wydarzeń mojego
dotychczasowego życia. Potem mi wyjaśnił: „Wiesz, twoja duchowa śmierć, obumieranie twojej duszy zaczęło się…” Wówczas zrozumiałam: wprawdzie żyłam
jeszcze, oddychałam, ale właściwie to umarłam; moja dusza umarła; udusiła się.
Gdybyście byli
widzieli, czym jest „duchowa śmierć”. Co to znaczy, że dusza obumarła, udusiła
się. Powinniście byli widzieć, jak wygląda dusza, która odczuwa jedynie
nienawiść. Jaka zgroza i przerażenie ogarnia na widok duszy, która jest jedynie
zgorzkniała, nieznośna i uciążliwa. Myśli przez cały czas tylko o tym, jak może
jeszcze dokuczyć światu. Tak właśnie wygląda dusza, gdy obciążona jest ciężkimi
grzechami. Moja dusza jest tego przykładem. Na zewnątrz przyjemnie pachniałam i
miałam na sobie drogie ubrania, ale moja dusza w środku strasznie cuchnęła i
pogrążona była w przepaściach ludzkich i diabelskich złośliwości.
Zrozumiałe
staje się, dlaczego miałam wszystkie te depresje i opanowała mnie gorycz. Pan
wyjaśnia mi: „Twoja duchowa śmierć
zaczęła się bowiem od tego, gdy twoi bliźni i ich cierpienie stali się tobie
całkowicie obojętni. Gdy nie miałaś po prostu dla nich serca. To było
upomnienie ode Mnie i powinno było być dla ciebie ostrzeżeniem, gdy ukazywałem
ci cierpienie twoich bliźnich przy tak wielu okazjach i we wszystkich częściach
świata. Albo kiedy mogłaś zobaczyć w telewizji lub innych mass-mediach, jak
ludzie byli porywani, zabijani, rozrywani od bomb i wypędzani, rzucałaś tylko
powierzchowne komentarze: Oh, biedni ludzie! Co za niegodziwość im się
wyrządza!’ Cierpienia twoich bliźnich w ogóle ciebie nie poruszyły, nie
wzruszyły twojego skamieniałego serca, ich los nie zainteresował ciebie. W
swoim sercu więc nic nie czułaś! Twoje serce było twarde jak kamień, lodowata
skała. Twoje grzechy sprawiły, że skamieniało, stało się twarde i zimne!”
I gdy moja „Księga Życia”
zamknęła się, z pewnością możecie sobie wyobrazić, jaki wstyd i smutek mnie
ogarnął.
Ponadto odczuwałam wielki żal ten ból był o tyle większy, bardziej nieznośny że
w swoim życiu byłam taka zła i niewdzięczna dla Boga Ojca, mojego Stworzyciela.
Bowiem mimo moich wszystkich ciężkich grzechów, mimo całej mojej brudnej
duszy i mojej obojętności, mimo mojej letniości i wszystkich strasznie
okrutnych uczuć wobec moich bliźnich, Pan zawsze mnie szukał i to nawet do
ostatniego momentu. Szedł za mną i
czekał na znak mojej woli do zawrócenia i powrotu. Posyłał ciągle osoby,
które napotykałam na swojej drodze życia i które były jego narzędziami, aby
mnie skłoniły do zastanowienia się i powrotu do Niego. W ten sposób
przemawiał do mnie, zwracał na Siebie uwagę, wołał mnie często bardzo głośno.
Zabrał mi też wiele rzeczy, aby skłonić mnie do zastanowienia się. Zsyłał mi
próby i ciężkie chwile. Jak kłody rzucał mi pod nogi wielkie rozczarowania.
Wszystko to czynił nieustannie, by mnie odzyskać, sprowadzić mnie na tę
właściwą drogę do domu Ojca. Naprawdę próbował wszystkiego do ostatniej chwili
i czekał na mój znak. Nigdy jednak nie naruszył mojej wolnej woli. Powinnam
była rozpoznać Jego wołanie oraz czekanie i wtedy dobrowolnie podjąć właściwą
decyzję.
Wiecie, kim i
jaki jest Bóg, Ojciec nas wszystkich? Stoi jak żebrak na skraju naszej drogi
życia. I właśnie jak żebrak błaga nas, podąża za nami, często jest natrętny;
płacze i próbuje zmiękczyć nasze skamieniałe serce, i smutek ogarnia dogłębnie
Jego Najświętsze Serce, gdy tak często musi przeżywać to, że odwracamy się do
Niego plecami i nie zważamy na Niego, albo tak czynimy, jak gdybyśmy Go nie
zauważali. Tak często i na różne sposoby uniża się tak jak uniżył się na Krzyżu by tylko
sprawić, abyśmy się nawrócili i zmienili nasze życie, powrócili do Niego, do
domu Ojca.
I gdy
powiedziałam do Niego: „Słuchaj, mój
Panie, potępiłeś mnie!” ponownie zdałam sobie sprawę, jak bezczelnie
się zachowałam. To oczywiście nie była prawda, gdyż On nigdy mnie potępił, to
ja sama doprowadziłam do tego wszystkiego. Zrozumiałam, że w zależności od
nastroju i ochoty z wolnością, jakie ma stworzenie, a którą Bóg szanuje
podejmowałam decyzje. Znalazłam sobie swojego „ojca” i własny „klan”. Ojcem,
którego sobie wybrałam, nie był Bóg Ojciec, lecz szatan. Diabła wzięłam sobie za
ojca i przewodnika mojego życia. Według jego woli i kłamstw ukształtowałam
sobie życie. On i jego mamidła były sensem mojego nędznego życia.
Kiedy moja
„Księga Życia” została zamknięta, dotarło do mnie, że wciąż zwisam głową w dół
na krawędzi strasznej, ciemnej przepaści.
Byłam pewna, że spadnę bezpowrotnie do tej mrocznej dziury, na końcu której
wyobrażałam sobie bramę, przez którą później wkroczę do wiecznego potępienia.
Zaczęłam więc z całej siły i rozpaczy krzyczeć, i wołać. Błagałam wszystkich
świętych, aby mnie uratowali. Nie macie pojęcia, ilu świętych na raz przyszło
mi na myśl. Nie wiedziałam w ogóle, że znałam tylu świętych i ich imiona. Byłam
przecież taką letnią, mało tego, naprawdę złą katoliczką. W tamtej chwili
jednakże myślałam tylko o tym, by się uratować. I było mi całkowicie obojętne
to, czy uratowałby mnie Św. Józef Robotnik, czy św. Franciszek z Asyżu, czy
inny przywołany święty. Najważniejsze, abym była uratowana. Na koniec skończyły
mi się imiona świętych, których przywoływałam. Żaden mi nie przychodził na myśl
i nagle zapadła grobowa cisza.
Ta cisza
sprawiała, że znowu czułam nieopisane cierpienia. Poczułam beznadziejną pustkę.
Czułam się samotna i całkiem opuszczona. Mogłam tylko myśleć o tym, że na ziemi
wszyscy ludzie z pewnością myślą o mnie i mojej reputacji jako dobrej, pięknej
i świętej.
Tę reputację
umyślnie sobie zbudowałam dzięki mojemu stworzonemu przez siebie fikcyjnemu
światu. Wszyscy opłakiwali mnie, rozmawiali o mojej
„świętości”, czekali na moją śmierć, by potem zwracać się do swojej „świętej”,
którą przecież osobiście znali, prosząc ją o ten czy tamten „cud”. Popatrzcie,
w jakiej beznadziejnej sytuacji byłam. Żadna z tych opłakujących mnie osób,
które czekały na moją śmierć nawet moi najgorsi wrogowie nie mogli wyobrazić
sobie, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdowałam a mianowicie tuż przed
wiecznym potępieniem, przed odejściem do piekła, w istnienie którego większość
z tych opłakujących osób całkiem już nie wierzyła. I gdy te myśli kłębiły mi
się w głowie i ciągle zaprzeczająco nią potrząsałam wyrażając niezrozumienie
dla tego rozdźwięku pomiędzy moim położeniem a myślami opłakujących mnie osób
wówczas wznoszę oczy ku górze, widzę oczy mojej matki i nasze spojrzenia się
spotykają.
Spoglądamy na siebie, patrzymy
sobie wprost w oczy. Pośród wielkich
cierpień wołam do matki: „Mamo! Co
za hańba. Potępiają mnie. Stamtąd, gdzie muszę iść, nigdy już nie powrócę i
nigdy więcej się nie zobaczymy.”
W tym
momencie mojej matce została udzielona wielka, cudowna łaska. Przez cały czas
była całkowicie nieruchoma i sztywna. I nagle pozwolono jej, by uniosła dwa
palce ku górze i dała mi przez to jednoznaczny znak, bym również spojrzała w
górę. W tej samej chwili od moich oczu odpadają dwie wielkie skorupy, które
sprawiały mi niewyobrażalny ból i były powodem mojej duchowej ślepoty. Odpadają
więc ode mnie i widzę nagle coś niesamowicie pięknego: pośrodku, naszego Pana,
Jezusa Chrystusa. Jednocześnie przypominam sobie, jak jedna z moich
pacjentek powiedziała mi pewnego razu:
23) „Niech pani
doktor posłucha i zapamięta sobie. Jest
pani bardzo materialistyczna, ale pewnego dnia przypomni pani sobie, co teraz
powiem. Tak, będzie nawet pani tego bardzo potrzebować. W obliczu wielkiego
niebezpieczeństwa, którego pani nie uniknie, nieważne jakiego rodzaju jest to
niebezpieczeństwo, jeśli znajdzie się pani w takiej sytuacji to niech zwróci
się pani do naszego Pana Jezusa Chrystusa i prosi Go, aby pokrył i ochronił
panią Swoją Przenajdroższą Krwią. W ten sposób nigdy pani nie opuści i nie
pozostawi samą. On bowiem także panią odkupił Swoją Przenajdroższą Krwią!”
Z wielką
skruchą i wstydem, wśród wielkich cierpień w moim sercu, zaczęłam drzeć się w
niebogłosy: „Panie Jezu, zmiłuj się
nade mną! Przebacz mi! Panie, daj mi drugą szansę!”
Potem
przeżyłam najpiękniejszy moment w całej tej historii. Brakuje mi po prostu
słów, by jak najlepiej opisać tę chwilę. On, nasz Pan, Jezus Chrystus,
schodzi na
dół wyciąga mnie z tej czarnej, okropnej otchłani, z tej napawającej strachem
dziury. I gdy mnie wyciągnął i wziął za rękę, to wtedy te wszystkie stwory, te
ohydne kreatury i te palące plamy, które wcześniej czułam, odpadły ode mnie i
cała ziemia pode mną pełna była tych śmieci. Unosi mnie więc do góry i przenosi
na tę płaszczyznę, którą opisałam wcześniej.
Z tą miłością,
niedającą się wyrazić ludzkimi słowami Pan Jezus mówi do mnie: „Powrócisz na ziemię, otrzymasz drugą
szansę…” Przy tym mówi również z powagą: „Tej łaski powrotu nie otrzymujesz dzięki
modlitwom twoich przyjaciół i najbliższych. Można się tego spodziewać i jest to
normalne, że twoja rodzina i osoby, które ciebie cenią, modlą się za ciebie i
błagają Mnie z twego powodu. Możesz powrócić dzięki modlitwie tak wielu ludzi,
którzy nie są z tobą spokrewnieni i nie należą do twojej rodziny. Tak wiele
obcych ci osób gorzko płakało, modliło się do Mnie ze złamanym sercem i z głębi
duszy, i w twojej intencji wznosili do Mnie swe serce, jako wyraz uczucia
największej miłości i sympatii.”
W owej
chwili ujrzałam, jak mnóstwo świateł, niczym małe białe płomienie, pełne
bezinteresownej i czystej miłości, zaczęło świecić. I widzę nagle wszystkie
osoby, które się za mnie modliły. To była demonstracja mocy modlitwy
wstawienniczej. Wszystkimi tymi światłami były tysiące osób, które dowiedziały
się o moim wypadku z gazet, serwisów radiowych i telewizji, które były
poruszone tą wiadomością, płakały z tego powodu, wznosiły za mnie do Pana akty
strzeliste, i naprawdę mi współczuły. Wiele z nich coś zaoferowało i poświęciło
dla mojego ratunku.
Wiedzcie, że Msza święta jest największym darem, jaki możecie komuś sprawić. Eucharystia bowiem nie jest dziełem
człowieka, a bezpośrednią interwencją Boga w świecie.
Jeden z
płomieni był jednakże szczególnie duży, wyróżniał się spośród innych i świecił,
emanował większym światłem niż wszystkie inne. To był płomień osoby, która
włożyła w swą modlitwę najwięcej bezinteresownej i prawdziwej miłości
bliźniego. Ciekawiło mnie więc, kim był ten człowiek, który nie wiadomo
dlaczego okazał mi tyle miłości. Wówczas Pan rzekł do mnie: „Ten człowiek, którego tam widzisz, to osoba,
która odczuła tak wielką sympatię i czułą miłość mimo że całkowicie jesteście
sobie obcy że trudno jest to sobie wyobrazić.”
Pan pokazał mi, jak to wszystko
się wydarzyło. Ten biedny mężczyzna indiańskiego pochodzenia, dla mnie święty
rodak, żył na wsi u stóp „Sierra Nevada de Santa Marta”. Był
biednym i bardzo prostym rolnikiem. Nie miał wystarczająco dużo pożywienia dla własnej
rodziny. Pożar zniszczył mu w owym roku jego zbiory. Lis zabrał większą część
kur, jakie mu pozostały do przeżycia. Na domiar złego guerilleros zabrali mu
syna, by użyć go jako żołnierza-dziecko do swoich celów. Chodził na Mszę św. do
wsi i uczestniczył w niej z takim nabożeństwem, jakie rzadko się widzi. Pak
pozwolił mi zobaczyć, jak ten biedny wieśniak żarliwie się modlił na Mszy: „Panie mój i Boże, kocham Cię, dziękuję Ci za
życie, moją rodzinę i moje dzieci!” Cała jego modlitwa była jednym
wielkim dziękczynieniem i uwielbieniem. Miał przy sobie dwa banknoty jeden o
nominale 10 peso, drugi 5 peso. Możecie to sobie wyobrazić, że on na tacę nie
dał banknotu o nominale 5 peso, lecz pomimo swojej nędzy 10? Wiecie, ja
ofiarowywałam banknoty, które jako fałszywki zdarzyło mi się od kogoś otrzymać
w gabinecie. Po Mszy za resztę pieniędzy kupił sobie jeszcze trochę chleba i
sera. Te artykuły spożywcze zostały mu zawinięte w starą gazetę z poprzedniego
dnia, co zwykło się robić na wsi. Gdy w drodze powrotnej chciał sobie coś zjeść
i rozpakował bułeczki, ujrzał na stronie tytułowej tego wydania „El Espectador”
zdjęcie mojego zwęglonego ciała, jak leżało na ulicy.
Kiedy ten
prosty człowiek zobaczył zdjęcie, którego podpisu i towarzyszącego mu artykułu
nie umiał nawet przeczytać, z wielkim pośpiechem i nie zwlekając długo, upadł
na kolana i począł gorzko i rzewnie płakać. Uczynił to z tak
wielką, wewnętrzną, bezinteresowną oraz dziecięcą miłością, i odmówił przy tym
płaczącym głosem następującą modlitwę: „Ojcze w Niebie, Panie mój i Boże, zmiłuj się nad moją siostrzyczką.
Panie, uratuj ją, pomóż jej, Panie, nie pozwól, aby zginęła, wejrzyj łaskawie i
zaopiekuj się nią. Jeśli uratujesz moją siostrzyczkę, obiecuję Ci, że pieszo
odbędę pielgrzymkę do sanktuarium w Buga (maryjne miejsce pielgrzymkowe
w południowej Kolumbii) i na pewno
dotrzymam tej obietnicy, Ty zaś pomóż mojej siostrzyczce i uratuj ją!”
Wyobraźcie sobie! Jakiś całkiem
prosty i biedny rolnik, który nie klął na Boga ani Go nie przeklinał, mimo że
musiał znosić głód i pragnienie, który rozumiał czym jest prawdziwa,
bezinteresowna miłość, oferuje Panu przemierzenie naszego wielkiego kraju, by
odbyć obiecaną pielgrzymkę za kogoś, kogo w ogólne nie zna i jeszcze nigdy nie
spotkał w swoim życiu. Pan wyjaśnił mi: „Widzisz teraz! To nazywam miłością bliźniego!” (…)
Zaraz po tym powiedział mi: „Powrócisz
na ziemię. O tym swoim przeżyciu jednakże nie opowiesz tysiąc razy, a tysiące
tysięcy razy. Będą ludzie, którzy nie zmienią się, mimo że dowiedzą się o
twojej historii. I takie osoby sądzone będą wtedy z większą surowością. Tak
samo jak w twoim przypadku, w czasie twojego drugiego przybycia na twój sąd
będą obowiązywały surowsze kryteria.”
Również pomazańcy, to znaczy konsekrowani Pana będą sądzeni według surowszych
kryteriów. I każdy z tych, którzy wiedzą o
zdziałanych przez Pana cudach w tym świecie, spotka się z surowszym kryterium.
Nie ma bowiem gorszego głuchoniemego, od tego, kto po prostu nie chce słuchać. Nie
ma gorszej ślepoty, jak ta, gdy człowiek nie chce widzieć.
Wszystko, co Wam dziś tutaj
opowiedziałam, drodzy bracia i siostry w Panu, nie jest groźbą czy pogróżką,
żadnym też szantażem, nasz Pan bowiem nie potrzebuje nam grozić czy nas szantażować.
To, co dziś usłyszeliście, albo co przed chwilą przeczytaliście, jest Waszą
drugą szansą, okazją, którą wszyscy, Wy i ja, zawdzięczamy jedynie
niezmierzonej dobroci naszego Boga.
Skorzystajcie
z tej oferty. Być może to Wasza ostatnia okazja. Dzięki naszemu dobremu Panu
przeżyłam to, co przeżyłam. W ten sposób dzięki łasce Boga mogę Wam o tym
mówić. Gdy bowiem otworzy się przed Wami „Księga Życia”, przed każdym z Was,
gdy każdy z was przejdzie do wieczności, gdy umrze, wszyscy doświadczymy tego
samego procesu i zobaczymy siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy, bez
retuszu, z tą różnicą, że w obecności Boga zobaczymy i usłyszymy nasze
najgłębsze myśli oraz najbardziej tajemne uczucia. Wszystko będzie jasne i nic
się nie ukryje.
Najpiękniejszą
rzeczą będzie to, że każdy z nas stanie bezpośrednio przed Panem, twarzą w
twarz.
Bezustannie jak żebrak prosi On, abyśmy się nawrócili,
abyśmy powrócili o domu Ojca, powrócili do Niego, by zacząć od nowa i stać się
nowymi stworzeniami z Nim i przez Niego. Bez Jego pomocy bowiem nie jest to dla
nas możliwe.
Niech Pan, nasz Bóg, obsypie Was wszystkich hojnie
swoim błogosławieństwem i łaską.
24) Chwała Bogu, Ojcu, który nas
stworzył i kocha nas z wielką czułością; chwała niech będzie Synowi Bożemu,
naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi, który swoim cierpieniem na krzyżu wybawił
nas od wszelkiej winy za grzech i obmył nas swoją Krwią Przenajdroższą z
wszelkich grzechów i odkupił za cenę swojej Najdroższej Krwi; Chwała niech
będzie Duchowi Świętemu, który nas uświęca i wzmacnia mocą swoich darów,
pociesza i wspiera, aż Ty Panie powrócisz, jak sam nam obiecałeś. Przyjdź
Panie, niech nadejdzie godzina, która uczyni wszystko nowym i utworzy Twe
królestwo. Uczyń wszystko nowym i ustanów królestwo miłości i pokoju. Amen.
Gloria Polo
Przekład z
niemieckiego: http://gloriapolo.neuevangelisierung.org/zeugnisdtORGweb.doc Agnieszka Zuba yishana@wp.pl,
Witold
Wojciechowski w.wojciechowski@p-w-n.de Dr Gloria POLO ORTIZ
POŚMIERTNE UZNANIE
MOJEGO MĘŻA I OJCA MOICH DZIECI
6
października 2006r. mój mąż udał się z ciężkim sercem do innej części Kolumbii
o nazwie QUINDIO. Pojechał w odwiedziny do swojego kuzyna, którego bardzo sobie
cenił, by uczestniczyć w Pierwszej Komunii św. córki tego kuzyna. Mój mąż był
bowiem ojcem chrzestnym tej dziewczynki. Jako chrzestny świadomy był swego
obowiązku i na poważnie brał tę religijną funkcję. To było też powodem, że mimo
wszystkich przeciwności związanych z terminem, nie zrezygnował z przyjazdu, aby
koniecznie być na Pierwszej Komunii św. swojej chrześnicy.
7
października 2006 poszłam do radia „Minuty z Bogiem”, aby tam nagrać moje
świadectwo wiary dla audycji radiowej.
Była godzina 14.00, kiedy mój mąż zadzwonił do mnie na komórkę i
powiedział następujące słowa: „Kochanie, byłem na Pierwszej Komunii św. mojej chrześnicy i przyjąłem
Komunię św. podczas tej Mszy św. Potem pojechałem z Jorge (Jorge to
wspomniany już kuzyn mojego męża) do
jego posiadłości.”
Przerwałam mu: „Skarbie, bardzo cię
kocham, ale nie mogę teraz z tobą rozmawiać, gdyż właśnie idę do studia, gdzie
jestem umówiona na nagranie mojego świadectwa. Zadzwoń do mnie tak koło 18.00!”
Odpowiedział mi jedynie: „Też cię
bardzo kocham później na pewno zadzwonię do ciebie!”
O godzinie
17:30 byłam z moimi dwojgiem dziećmi, mianowicie ze starszym, 17-letnim synem,
z którego jego ojciec był bardzo dumny i który znaczył wszystko dla mojego
męża, oraz z moją najmłodszą córką, Marią José. Nagle zakręciło mi się w głowie
i zrobiło mi się bardzo niedobrze, tak jak gdyby ziemia pod moimi stopami
ustąpiła. Moja córeczka powiedziała do mnie: „Prawdopodobnie dlatego źle się czujesz, ponieważ ten sklep udekorowany
jest wszędzie czarownicami i magicznymi przedmiotami.”
Tuż po 18.00
poczułam nagle, jak gdybym unosiła się i jakby ktoś mnie ciągnął. Najpierw
ciągnął mnie za ramiona, potem ześlizgiwał się wzdłuż mojego
ciała aż do stóp. Jednocześnie czułam się, jak gdybym w tym momencie miała
umrzeć. Mój syn podparł mnie wtedy i przytrzymywał. Zapytał: „Mamusiu, co się z tobą dzieje? Co ci jest?” Odczuwałam
wielki ból w moich wnętrzu, w sercu, jak gdyby moja dusza się dusiła.
Kiedy
jechaliśmy samochodem do domu, nagle dzwoni moja komórka i słyszę, że mój mąż
miał zawał serca. Tuż po pierwszym telefonie znowu zadzwoniła i mówią nam, że
mój mąż już nie żyje. Prowadziłam właśnie samochód, moje dzieci krzyczały
głośno z bólu z powodu tej nieoczekiwanej wiadomości. I wówczas odmówiłam
następującą modlitwę: „Boże mój,
kocham Cię, przekazuję Ci w Twe miłosierne ręce mojego drogiego męża. Ofiaruję
Ci moje wielkie, nieskończone cierpienie mojej duszy, które w tych godzinach
przenika moją całą rodzinę, która w ten bolesny sposób zjednoczona jest z Tobą
na krzyżu, abyś Ty, Wszechmocny, tą ofiarą mógł uratować wiele dusz.”
Płakałam z bólu
i miałam w sobie uczucie radości i zadowolenia, gdyż wiedziałam, że mój mąż
jest z naszym Panem i Bogiem i tam może doświadczyć nieopisanej
radości oraz szczęścia płynącego z wiecznej Miłości Bożej. Było bowiem tak, że
mąż już nie żył podczas pierwszego telefonu, gdy powiadomiono nas, że przed
chwilą miał atak serca. Te osoby planowały przygotowanie nas w ten sposób na
otrzymanie bolesnej wiadomości o jego śmierci. Nie minęła nawet jedna minuta,
gdy otrzymaliśmy drugi telefon z wiadomością, że już nie żyje.
Co się więc wydarzyło?
Mąż udał się
do swego pokoju, aby się odświeżyć i wziąć prysznic. I gdy kuzyn zauważył, że
mój mąż Fernando zbyt długo przebywał w pokoju, poszedł na górę, by go poszukać
i zapukał do drzwi. Mój Fernando jednakże nie odpowiadał, mimo że kuzyn głośno
walił w drzwi. Otwarcie drzwi nie zajęło wiele czasu, ponieważ znaleziono
zapasowy klucz drzwi były zamknięte od środka. Gdy otworzono drzwi, zastano
mojego męża leżącego na podłodze. Gdy mąż opuścił kabinę prysznicową, upadł
martwy obok krzesła i leżał tak, jak go znaleziono.
Zawał serca
nastąpił nagle i mąż natychmiast umarł. To było dokładnie w tym samym czasie,
gdy poczułam silny uścisk moich ramion, który nieomal zatrzymał
mój oddech. Następnie czułam, że te ręce nie były w stanie trzymać się moich
ramion i zsuwały się po mnie w dół i nawet chciały powalić mnie na ziemię. Było
mi wtedy bardzo niedobrze, prawie zemdlałam i tak się chwiałam, że syn musiał
mnie podtrzymać. Ciało zostało potem zabrane do Bogoty i pochowaliśmy mojego
męża Fernanda dopiero trzeciego dnia po jego śmierci, gdyż musieliśmy poczekać
na moją najstarszą córkę, która jest siostrą zakonną i w tamtym czasie
przebywała w Rzymie ze wspólnotą swej kongregacji.
Wiecie,
co wtedy powiedziała do mnie moja najmłodsza córka Maria José? Ze łzami w
oczach rzekła: „Mamo,
jeśli BÓG jest tak dobry i miłosierny, dlaczego zabiera nam tatę, skoro w Swej
wszechwiedzy musiał wiedzieć, że jego dzieci go tak bardzo pilnie potrzebują,
przede wszystkim ja najmłodsza?”
Odparłam: „Zobacz,
właśnie dlatego, że twój tata był tak dobrym człowiekiem, Bóg go wyróżnił i dał
w prezencie najpiękniejszą i najwyższą nagrodę, jaka tylko jest, a mianowicie
NIEBO! A my, którzy kochamy go z całego serca, nie będziemy go opłakiwać i
wołać za nim, skoro otrzymał tak wielkie wyróżnienie. Raczej powinniśmy w
naszym smutku cieszyć się z tego, że jest już w Sercu JEZUSA CHRYSTUSA i tam
odpoczywa!”
W czwartek,
gdy byliśmy w drodze na pogrzeb, zadzwonili do mnie ludzie z Peru i donieśli
mi, że na uzgodnione spotkania w związku z moich świadectwem wiary mają już
kompletną liczbę uczestników. Odpowiedziałam im: „Nie mogę przybyć. Właśnie chowam mojego męża.”
Pani Nancy
Freud, wspaniała apostołka w Peru i kobieta, która cały swój majątek oddała na
nową ewangelizację, prosiła mnie nieustannie, abym jednak przyjechała w sobotę,
gdyż niemożliwością było odwołanie z niewielkim wyprzedzeniem tych wszystkich
zaplanowanych już imprez. Poza tym zaproponowała mi zabranie moich dzieci w
podróż, aby nie pozostawić ich w tej sytuacji samych. I wiecie, rzekłam po
prostu do mojego JEZUSA: „Jeśli
chcesz, abym poleciała do Peru, to udziel mi łaski i siły do odbycia tej
podróży razem z moimi dziećmi.” Poleciałam więc razem z nimi. Miały
miejsce cudowne świadectwa wiary, ponieważ przez cały czas bardzo wyraźnie
czułam, że Duch Święty prowadził mnie, towarzyszył mi i podsuwał mi właściwe
słowa i zdania. A mój zmarły mąż otrzymał całkiem szczególny prezent, kiedy to
podczas spotkania na dużym stadionie biskup wraz z dwunastoma księżmi sprawował
Mszę św. Jaki cenny prezent dla mojego drogiego Fernanda!
Takie to nieoczekiwane wydarzenia zaświadczają
nieustannie o nieskończonej Miłości Boga. Tego samego dnia w jasno beżowym
spodnium złożyłam moje świadectwo w peruwiańskim programie telewizyjnym,
którego urywki można obejrzeć w Internecie.
Tego samego
dnia, gdy polecieliśmy do Peru, rozmawiałam z osobą, która mnie zaprosiła na
maryjne spotkanie do Meksyku, a dokładniej mówiąc do Cancun, aby także i tę
panią powiadomić, że nie mogę dotrzymać ustalonego terminu. Ta pani jednakże
poczęła lamentować i błagała mnie: „Boże,
tylko
25)
nie to. Proszę nie! Biskup wygłosi na tym spotkaniu przemówienie.
Planowaliśmy, że zaraz po tym pani złoży swe świadectwo. Z tą nagłą odmową, gdy
pozostało mniej niż 10 dni do naszej imprezy, niemożliwością jest odwołanie
wszystkiego. Wszystkie pomieszczenia zostały wynajęte na umowę. Proszę, niech
pani przybędzie razem z dziećmi. Ulokuję was wszystkich w hotelu i pokryję
koszty pobytu. Jesteście moimi gośćmi.”
Opowiedziałam o tym wszystkim moim dzieciom i powiedziałam do nich:
„Popatrzcie, jak wspaniały i
dobry jest nasz Pan Bóg, że mimo naszej uszczuplonej sytuacji finansowej, i to
nie jest zarzut, ani też nie chcę być niewdzięczna, gdyż zawsze błogosławił
mnie łaskami, tak że miałam dość pracy, by zarobić na utrzymanie mojej
rodziny możemy się tam udać. Ale faktem
jest, że z moimi skromnymi środkami nigdy nie mogłabym sobie pozwolić na
spędzenie z wami wakacji w Cancun.”
Mimo żałoby
i bólu były to wspaniałe dni, które mogłam z moimi dziećmi spędzić w Meksyku,
gdzie dane mi było złożyć świadectwo przed wieloma
osobami i w
ten sposób mimo żałoby dotrzymać terminu, zaplanowanego jeszcze przed śmiercią
męża.
Kontynuowałam
składanie świadectwa wspierana przez „żołnierzy eucharystycznych” i przez Was
wszystkich, drogie rodzeństwo w Panu, przez Waszą modlitwę.
Mój spowiednik i kierownik duchowy, ojciec
Wilson z parafii „Świętego Krzyża” („Santa Cruz”) w Bogocie wezwał mnie jednakże do odwołania moich
zaplanowanych prelekcji. Otrzymałam od niego jedynie pozwolenie na złożenie
mego świadectwa w Kalifornii i Europie. Pozostałych zaplanowanych wykładów
musiałam po prostu zaniechać. Było mi bardzo przykro i wstydziłam się, że
posłuszna mojemu spowiednikowi nie mogłam przybyć na spotkania, jak na to w
Meksyku, gdzie wszystko było już zorganizowane i potrzebne pomieszczenia były
wynajęte, i poszczególni biskupi wydali swoją zgodę.
Mój duchowy
kierownik o. Wilson upomniał mnie w następujący sposób: „Wcześniej mogłaś bez problemów i ze spokojem
jeździć do każdego zakątka ziemi, gdyż twój mąż pozostawał z waszymi dziećmi;
ale teraz nie jest to już możliwe z racji twej rodzicielskiej odpowiedzialności
jako matki samotnie wychowującej. Nie możesz ot tak pozostawić swoich dzieci samych.”
Musicie
wiedzieć i nie możecie sobie wyobrazić, jak wielkim bólem było to w moim sercu
i do głębi wstrząsało moją duszą, ale posłuchałam tego polecenia w
posłuszeństwie mojemu kierownikowi duchowemu, który z pewnością w swoim
pełnomocnictwie jako kapłan Pana miał powody, by nałożyć na mnie ten obowiązek
i dać mi ów zakaz.
Mój mąż był
wspaniałym człowiekiem. Bez jego bezkompromisowego wsparcia i gotowości do
poświęceń nie mogłabym podróżować do tylu krajów, by spełnić moje posłannictwo
dane mi przez PANA.
Proszę Was
wszystkich, którzy tak często chcecie dać mi coś w prezencie, módlcie się za
moją rodzinę, moje dzieci i moich zmarłych członków rodziny przede wszystkim
również za mojego męża i zmarłego od uderzenia pioruna siostrzeńca, i w końcu
też za mnie samą. Wasze modlitwy są dla mnie najpiękniejszym i najcenniejszym
prezentem.
Bóg zapłać i
dziękuję serdecznie za wszystko, szczególnie za modlitwę za mojego zmarłego męża, Luisa Fernanda RICO RAMIREZA,
ur. 25 maja 1957, zm. 7 października 2006r.
Droga Siostro i
Bracie w Chrystusie!
Jeśli niniejsze
świadectwo poruszyło Twoje serce, TO UCZYŃ PROSZĘ WSZYSTKO,
ABY DOTARŁO ONO
TAKŻE DO TWEGO BLIŹNIEGO, aby i do niego dzięki Tobie mógł przemówić
nasz Zbawiciel,
Jezus Chrystus, w swojej nieskończonej Miłości i niezmierzonym Miłosierdziu.
Niech Dobry Bóg
Ci w tym błogosławi.
Gloria
Polo
Czy to prawdziwe
i mocne świadectwo dotrze do wielu?
To od Ciebie
zależy, droga przyjaciółko i przyjacielu.
Bo dobro i
prawdę, zawsze trzeba siać wytrwale,
Jeśli jesteś
Katolikiem i wierzysz w Pana Boga, Który jest opoką i domem na skale,
WIĘC
PRZEKAŻ I POLEĆ INNYM – KU ICH I SWOIM ZBAWIENIU I BOŻEJ CHWALE !!! Jerzy P.
MODLITWA ZANURZENIA
WE KRWI CHRYSTUSA
Jezu, zanurzam w Twojej Przenajdroższej Krwi cały ten rozpoczynający się dzień, który jest darem
Jezu, zanurzam w Twojej Przenajdroższej Krwi cały ten rozpoczynający się dzień, który jest darem
Twojej nieskończonej
miłości. Zanurzam w Twojej Krwi siebie samego(ą). Wszystkie osoby, które dziś spotkam, o których
pomyślę czy w jakikolwiek sposób czegokolwiek o nich się dowiem.
Zanurzam moich bliskich i osoby powierzające się mojej
modlitwie.
Zanurzam w Twojej Krwi Panie, wszystkie sytuacje, które dziś zaistnieją, wszystkie sprawy, które będę załatwiać, rozmowy, które będę prowadzić, prace, które będę wykonywać i mój odpoczynek.
Zanurzam w Twojej Krwi Panie, wszystkie sytuacje, które dziś zaistnieją, wszystkie sprawy, które będę załatwiać, rozmowy, które będę prowadzić, prace, które będę wykonywać i mój odpoczynek.
Zapraszam Cię Jezu,
do tych sytuacji, spraw, rozmów, prac i
odpoczynku. Proszę, aby Twoja Krew przenikała te osoby i sprawy, przynosząc według Twojej woli uwolnienie, oczyszczenie, uzdrowienie i
uświęcenie. Niech dziś
zajaśnieje chwała Twojej Krwi i objawi się jej moc.
Przyjmuję wszystko, co mi
dziś ześlesz, ku chwale Twojej Krwi, ku pożytkowi Kościoła św. i jako
zadośćuczynienie za moje grzechy, składając to wszystko
Bogu Ojcu przez wstawiennictwo Maryi. Oddaję siebie samego(ą) do pełnej dyspozycji Maryi, zawierzając Jej
moją przeszłość, przyszłość i teraźniejszość,
bez warunków i bez zastrzeżeń. Amen.
P.S.
Dnia 29.03.2009r. w Gdańsku – Żabiance byłem na
spotkaniu z dr Glorią Polo z którego zrobiłem film, który polecam.
Oprac. Jerzy Poleszczuk Tel. (58)
713-38-70 K. 515 483 352 e-mail: < pol-jerz