- 470 zł realna
średnia renta netto.
- 880 zł realna średnia emerytura netto.
- 1.420 - zł - realna średnia płaca netto.
- 880 zł realna średnia emerytura netto.
- 1.420 - zł - realna średnia płaca netto.
- 1 700
000 - osób - nie
objętych ubezpieczeniem medycznym.
- 5 000 000 - bezrobotnych bez prawa do zasiłku – poza rejestrem.
- 1 900 000 - bezrobotnych pobierających średni zasiłek 534 zł netto
- 320 000 - bezdomnych.
- 2 000 000 - emigrantów wyjazdy w latach – 2007 – 2012.
- 370 000 - dzieci niedożywionych.
-13 500 000 - osób żyjących poniżej min. biologicznego–przyjęto kryteriaONZ–dzienny wydatek na utrzymanie 1 osoby nie przekracza 2,5 $
- 93% - przedsiębiorstw państwowych „sprywatyzowanych” – zlikwidowanych.
- 98% - sektora bankowego w obcych rekach.
- 4 600 - zlikwidowanych placówek oświatowych szkoły,przedszkola,żłobki
- 100.000 nowych urzędników w latach 2007-2012r
- 56 000 - samochodów służbowych -dla naczelników, dyrektorów , krawaciarzy itp.
- 5 000 000 - bezrobotnych bez prawa do zasiłku – poza rejestrem.
- 1 900 000 - bezrobotnych pobierających średni zasiłek 534 zł netto
- 320 000 - bezdomnych.
- 2 000 000 - emigrantów wyjazdy w latach – 2007 – 2012.
- 370 000 - dzieci niedożywionych.
-13 500 000 - osób żyjących poniżej min. biologicznego–przyjęto kryteriaONZ–dzienny wydatek na utrzymanie 1 osoby nie przekracza 2,5 $
- 93% - przedsiębiorstw państwowych „sprywatyzowanych” – zlikwidowanych.
- 98% - sektora bankowego w obcych rekach.
- 4 600 - zlikwidowanych placówek oświatowych szkoły,przedszkola,żłobki
- 100.000 nowych urzędników w latach 2007-2012r
- 56 000 - samochodów służbowych -dla naczelników, dyrektorów , krawaciarzy itp.
- 4–5 - m-cy
średni czas oczekiwania na wizytę u lekarza spec.!!!
- 67 lat - wiek emerytalny! Kto dożyje?!
- 67 lat - wiek emerytalny! Kto dożyje?!
-
2.000.000.000 zł – koszt wybudowania w Warszawie najdroższego w Europie
stadionu, który nie będzie w stanie po euro2012 zarobić na siebie - - najdroższe w Europie autostrady i najdroższe
opłaty za przejazd nimi.
- - najdroższa energia elektryczna w Europie
- - najdroższe ceny za gaz w Unii Europejskiej
- - najdroższe prowizje bankowe i najwyższy w UE % na pożyczki.
- - najdroższe w Europie opłaty za internet i połączenia telefoniczne
- - najdroższe leki w Unii Europejskiej.
- - najdroższe opłaty za naukę i przedszkola.
- - najdroższa energia elektryczna w Europie
- - najdroższe ceny za gaz w Unii Europejskiej
- - najdroższe prowizje bankowe i najwyższy w UE % na pożyczki.
- - najdroższe w Europie opłaty za internet i połączenia telefoniczne
- - najdroższe leki w Unii Europejskiej.
- - najdroższe opłaty za naukę i przedszkola.
Euro2012: Nie dwa miliony zagranicznych kibiców, tylko
nieco ponad 400 tysięcy. Nie 900 milionów zł zysku z ich obecności, tylko 450
milionów. Nie długofalowe zyski liczone w miliardy, tylko owszem, liczone w
miliardach, ale odsetki od kredytów. Jeśli do tego dodać rozczarowanych
restauratorów, zadłużenie miast-gospodarzy na gwałt podnoszących podatki i
opustoszałe stadiony, na których nic się nie będzie działo z uwagi na koszty, to
trzeba dojść do wniosku, że Euro 2012 było gorszym kataklizmem niż słynna
powódź tysiąclecia z 1997 roku. W końcu kosztowała ona jedyne 4,5 miliarda tyle
co nasze puste stadiony.
Rok 2013:
Większa akcyza zgodnie z dyrektywą (sic!) UE na olej napędowy i gaz LPG,
wzrosną ceny żywności i tak już drogiej w stosunku do zarobków większości
Polaków.
18-20% rejestrowanego bezrobocia, mimo ogromnej emigracji zarobkowej niespotykanej w żadnym cywilizowanym europejskim kraju." zwiń
18-20% rejestrowanego bezrobocia, mimo ogromnej emigracji zarobkowej niespotykanej w żadnym cywilizowanym europejskim kraju." zwiń
LISTA WSTYDU Platformy
Obywatelskiej "Puls Biznesu":
428 działaczy Platformy Obywatelskiej, członków ich rodzin i znajomych
znalazł "Puls Biznesu" we władzach państwowych spółek i agencji . W
ciągu pięciu lat zarobili 200 mln zł. Gazeta publikuje na swoich stronach
internetowych ich nazwiska.
Donald Tusk
już w swoim pierwszym expose obiecywał...,
"Puls
Biznesu" przypomina, że premier Donald Tusk już w pierwszym swoim
expose w 2007 r. deklarował zakończenie "politycznego procederu
zawłaszczania spółek z udziałem skarbu państwa". We wrześniu 2010 r.
na konwencji krajowej PO Tusk mówił: "skrót PO oznacza także 'pełną
odpowiedzialność'. Jeżeli ktokolwiek na tej sali, w sukcesie PO
i zaufaniu ludzi, szuka sposobu na realizację własnej ambicji, albo
interesu, pomylił salę".
Po
ujawnieniu przez "Puls Biznesu" tzw. taśm PSL szef PO zapowiadał rozpoczęcie publicznej debaty nad
projektem ustawy o nadzorze właścicielskim,
która miałaby znacząco ograniczyć skalę upartyjnienia władz firm
i agencji, utrzymywanych z pieniędzy podatników. Od złożenia deklaracji minęło ponad trzy miesiące
i nie ma ani debaty, ani projektu ustawy. Z informacji "PB"
wynika, że pomysł zmiany prawa trafił do szuflady.
Czy dziś
Donald Tusk uważa, że dotrzymał słowa? Odpowiedzią na tak zadane pytanie jest
"lista wstydu" publikowana przez "Puls Biznesu".
Na liście działaczy PO, zarabiających "na
państwowym", jest dwóch byłych ministrów i jedenastu wiceministrów, czterech
senatorów oraz jedenastu posłów. Partyjnych nominatów do dziś można
znaleźć we wszystkich większych i prawie wszystkich mniejszych firmach
skarbu państwa. Z listy "PB" po 23 osoby pracują w ARiMR
i ANR, a kolejne 8 w KRUS. Działacze PO zajmują też lukratywne
posady w samorządowych spółkach, ośrodkach ruchu drogowego, urzędach
pracy, funduszach ochrony środowiska i gospodarki wodnej, inspektoratach
transportu drogowego, a nawet szpitalach, muzeach czy kuratoriach oświaty.
2) Lista obejmuje 428 działaczy Platformy Obywatelskiej, członków ich
rodzin i znajomych i - jak zastrzega "Puls Biznesu" - wciąż
jest niepełna. Nie uwzględnia spółek i jednostek podległych samorządom
miejskim i powiatowym. Tak urzędnicza pajęczyna oplata państwowe spółki
Dzięki
członkostwu w radach nadzorczych dyrektorzy z ministerstw zarabiają
nawet 40 tys. zł miesięcznie.
Aż 30 dyrektorów z resortu skarbu zasiada w radach
publicznych firm, fot.
Witold Rozbicki /REPORTER
Nie tylko
koledzy i znajomi rządzących polityków znajdują ciepłe posadki w spółkach Skarbu Państwa. Miejsce tam
czeka również na wybranych urzędników. Najczęściej na tych na wysokich
stanowiskach. Potwierdza to sonda DGP przeprowadzona w ministerstwach i
urzędach wojewódzkich. W ten sposób urzędnicy wysokiego szczebla mogą dorobić
nawet drugą pensję.
W spółkach Skarbu Państwa
zasiada m.in. pięciu pracowników resortu zdrowia.
Z tego aż czterech to dyrektorzy. Ministerstwo Rolnictwa na członkostwo w radach zezwoliło 12 pracownikom. W tej
grupie aż 10 to osoby na wyższych stanowiskach. Ministerstwo Rozwoju
Regionalnego ma ich pięciu, a tylko jeden z nich nie zajmuje kierowniczego
stanowiska. Resort finansów ma 27 pracowników
w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Z tego 16 to dyrektorzy. Prawdziwym
rekordzistą jest jednak resort skarbu, który powierzył nadzór w podległych mu
podmiotach aż 30 osobom na wyższych stanowiskach. Ministerstwo Transportu (MT)
ma w spółkach 10 pracowników. W tym gronie znalazła się Katarzyna Szarkowska,
dyrektor generalna MT, która jest jednocześnie członkiem rady nadzorczej Banku
Gospodarstwa Krajowego. W resorcie spraw wewnętrznych w spółkach zasiada
sześciu pracowników. Pięciu z nich to osoby na
wyższych stanowiskachPodobnie jest w resorcie obrony.
W kancelarii
premiera też można z łatwością znaleźć takich dyrektorów, którzy poza pracą urzędniczą mają
czas na członkostwo w radach. Małgorzata Hirszel, dyrektor departamentu
komitetu Rady Ministrów, jest członkiem grupy Lotos. Również Angelina Sarota,
dyrektor departamentu prawnego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, zasiadała już
w kilku spółkach. Obecnie pełni funkcję sekretarza rady nadzorczej PKN Orlen. W urzędach wojewódzkich zjawisko wpychania
urzędników do rad nadzorczych jest mniej widoczne, co nie znaczy, że w ogóle
nie występuje. W Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim zgodę na pracę w radach
otrzymała jedna osoba na kierowniczym stanowisku. O takie zezwolenie wystąpił
też dyrektor generalny tego urzędu.
TO PATOLOGIA I PREMIER POWINIEN SIĘ TEMU PRZYJRZEĆ, bo ministrowie nie powinni w ten
sposób rekompensować stosunkowo niskiej pensji szefom departamentów - alarmuje
prof. Krzysztof Kiciński, etyk, członek Rady Służby Cywilnej.
Urzędnicy
tłumaczą jednak, że możliwość dorobienia w radzie nadzorczej to dla nich
rekompensata za czteroletni brak podwyżek. Chętnych zapewne będzie jeszcze
więcej, bo ich płace mają być zamrożone na kolejne trzy lata. Zwłaszcza że brak
podwyżek nie grozi szefom.
Na przykład
średnie wynagrodzenie dyrektora generalnego ministerstwa w 2008 roku wynosiło
17,5 tys. zł, a w ubiegłym roku było wyższe aż o 3,3 tys. zł. Do tego
uwzględniając rady nadzorcze, można szacować, że ich zarobki sięgają nawet 40
tys. zł miesięcznie. Pod warunkiem że trafią do kluczowych spółek Skarbu
Państwa.
Eksperci
uważają, że zasiadanie w radach przez urzędników jest co najmniej nieetyczne.
Przepisy jednak tego nie zabraniają, a uzyskanie zgody przełożonego to tylko
formalność.
Państwowe
rady dla kolegów i dyrektorów
Resort
skarbu zadbał, aby wysocy urzędnicy bez postępowania kwalifikacyjnego zasiadali
w radach nadzorczych państwowych spółek.
Wystarczy
zdać egzamin państwowy, zostać wpisanym na specjalną listę i uzyskać zgodę
przełożonego - to w zasadzie jedyne wymogi, jakie muszą spełnić dyrektorzy w
urzędach czy ministerstwach, żeby zyskać szanse na dodatkowy zarobek za
reprezentowanie ministra skarbu państwa (MSP) w podległych mu spółkach. Zdaniem
ekspertów kłóci się to z etosem wykonywanej przez nich pracy urzędniczej. Nie
ma jednak mowy o łamaniu prawa, bo formalnie członkowie służby cywilnej nie
mają zakazu zasiadania w radach nadzorczych.
Formalna
zgoda
Jeśli na
przedstawiciela MSP w spółce zostaje powołany dyrektor generalny, to zgodę na
zasiadanie w niej wydaje szef służby cywilnej. Z kolei pozwolenie na podjęcie
zajęć zarobkowych członkom korpusu służby cywilnej zajmującym wyższe stanowiska
udzielają dyrektorzy generalni poszczególnych urzędów. Szef służby cywilnej
tłumaczy się, że przy udzielaniu tego typu zgód ocenia dopuszczalność podjęcia
danego zajęcia z punktu widzenia obowiązujących przepisów prawa, w
szczególności ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ograniczeniu prowadzenia
działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne (Dz.U. z 2006
r. nr 216, poz. 1584 z późn. zm.). Wprawdzie w art. 4 pkt 1 tej ustawy
wskazano, że dyrektor generalny urzędu nie może w okresie zajmowania stanowiska
być członkiem zarządów, rad nadzorczych lub komisji rewizyjnych spółek prawa
handlowego. Jednocześnie jednak zakaz ten na podstawie art. 6 ust. 1 cytowanej
ustawy został wyłączony w odniesieniu m.in. do szefa generalnego urzędu.
Limit spółek
Jedynym
ograniczeniem, jakie mogą napotkać dyrektorzy generalni chętni do zasiadania w
spółka, jest ich liczba. Jedna osoba nie może reprezentować MSP w więcej niż w
dwóch podległych mu pomiotach. Kancelaria premiera pytana o konflikty interesów
między służbą cywilną a członkowstwem w radach nadzorczych zrzuca
odpowiedzialność na spółki. Tłumaczy, że zasiadanie w zarządzie, radzie
nadzorczej lub komisji rewizyjnej spółki prawa handlowego przez dyrektora
generalnego urzędu jest następstwem wyznaczenia go przez właściwy organ jako
swojego reprezentanta. W ten sposób bierze on odpowiedzialność za działania lub
zaniechania swojego przedstawiciela.
- Wytyczne
premiera przestrzegania zasad służby cywilnej oraz etyki nie zabraniają
podejmowania zajęć zarobkowych, w tym zasiadania w organach
spółek prawa handlowego - wyjaśnia Sławomir Brodziński, szef służb cywilnej. Podkreśla, że nie można twierdzić, że tego
rodzaju działania, jako służące realizacji zadań państwa, stoją w sprzeczności
z etosem służby cywilnej, jeśli są wykonywane zgodnie z prawem.
Innego zdania są eksperci.
- Za często
tak się dzieje, że dyrektorzy z polecania trafiają do spółek Skarbu Państwa.
Kategorycznie należałoby to ograniczyć, ale nie da się tego całkowicie wyplenić
- tłumaczy prof. Krzysztof Kiciński, etyk, członek Rady Służby Cywilnej.
Tłumaczy, że
do rad powinny trafiać osoby, które mają określone doświadczenie. Często jednak
ważniejsze są przesłanki finansowe. Zadania merytoryczne schodzą na dalszy
plan.
- To jest
czysta patologia i powinna się tym zająć Najwyższa Izba Kontroli - kwituje
prof. Krzysztof Kiciński.
O tym, że takie
działanie może naruszać zasady etyki urzędniczej lub wręcz przepisy, mówią
również inni specjaliści.
- Szanse na
zasiadanie w spółkach mają tylko dyrektorzy zaprzyjaźnieni i powiązani
politycznie, a to kłóci się z zasadą apolityczności - potwierdza dr Marcin
Mazuryk, ekspert od służby cywilnej.
3) Zaniedbania w pracy
W ocenie
ekspertów zasiadanie urzędników w radach nadzorczych powinno być ujęte w opisie
stanowisk. Dzięki temu można byłoby stwierdzić, jak bardzo obarczona jest pracą
osoba, która dodatkowo pełni funkcję członka rady nadzorczej. Ich spotkania często
bowiem trwają kilka dni i organizowane są cyklicznie, co najmniej dwa razy w
miesiącu. Jeśli dyrektor ma więcej niż jedną spółkę w nadzorze, to przez część
dni jest nieobecny w urzędzie.
- Nie ma z
tym problemu. Jeżeli rada nadzorcza zbiera się w innej miejscowości, to biorę
urlop - twierdzi Angelina Sarota, dyrektor departamentu prawnego KPRM. Według
niej nie ma nic niewłaściwego w tym, że urzędnicy zasiadają w spółkach Skarbu
Państwa.
- To jest
obopólna korzyść, bo następuje wymiana doświadczeń między sektorem prywatnym a
administracją - dodaje.
Na pytanie,
kto zaproponował jej członkowstwo w spółce, otrzymaliśmy odpowiedź, że jest
przedstawicielem ministra skarbu państwa.
- Jeśli urzędnik otrzymuje prawo zasiadania w radach
nadzorczych, powinien w ramach obowiązków służbowych być oddelegowany do pracy
w spółce - przekonuje dr mec. Dariusz Kotłowski, ekspert prawa gospodarczego.
Zaznacza, że wtedy przysługiwałaby mu tylko dieta za delegację, a nie druga
pensja.
Egzamin to za mało
Wszyscy
potencjalni członkowie rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa muszą zdać
odpowiedni egzamin.
- To tylko
teoria, która nie spełnia kryteriów obiektywizmu i rzetelności. W radach
powinni zasiadać eksperci z określonym specjalnościami, z zakresu ekonomii lub
zarządzania - wyjaśnia dr mec. Dariusz Kotłowski.
Jego zdaniem
nabór do nich powinien za każdym razem odbywać się na podstawie
ogólnodostępnego konkursu.
Przyznaje,
że praca urzędników w radach ogranicza się jedynie do podnoszenia rąk przy
głosowaniu. Problem w tym, że nawet jeżeli chcieliby bardziej zaangażować się i
np. zbadać płynność finansową spółki, to ze względu na niejasne ustawodawstwo
nie robią tego.
Wyjątki od
zasady
Obecnie
tylko w przypadku części spółek Skarbu Państwa prowadzone jest postępowanie
weryfikacyjne. Na jego podstawie wybierane są osoby do rad nadzorczych.
Dokonywane jest to na podstawie zarządzenia nr 5 ministra skarbu państwa z 20
stycznia 2012 r. w sprawie trybu doboru kandydatów na członków organów
niektórych spółek o kluczowym znaczeniu dla Skarbu Państwa. Rekrutacją członków
zajmują się doradcy. W zarządzeniu jest jednak mnóstwo wytrychów w postaci np.
przepisu, który wyłącza postępowanie wobec urzędników resortu skarbu i
kancelarii premiera oraz wszystkich osób zajmujących wyższe stanowiska w
służbie cywilnej, czyli dyrektorów. Co ciekawe, w uzasadnionych przypadkach
minister skarbu może odstąpić od procedury weryfikacyjnej i wyznaczyć wskazaną
przez siebie osobę na członka rady nadzorczej spółki Skarbu Państwa. Artur Radwan Dziennik Gazeta Prawna
CENOWY SZOK Janusz Szewczak - Główny
Ekonomista SKOK
To co
szykuje nam obecny rząd i sprzedawcy prądu w podwyżkach cen energii
elektrycznej w 2013r. to będzie prawdziwy szok. Sprawa jest gardłowa, dotyczy
co najmniej 15 mln Polaków. Wygląda to już na prawdziwą ekonomiczną wojnę z
własnym narodem.
Ceny prądu niesłychanie głęboko
sięgną do naszych portfeli w 2013r. Już za chwilę dowiemy się ile zagraniczne
koncerny, dystrybutorzy i giełdowe spółki energetyczne zażyczą sobie za 1 kwh.
Ruszają negocjacje sprzedawców prądu z rządową instytucją – Urzędem Regulacji
Energetyki w sprawie wysokości stawek na przyszły rok. Zażądają
najprawdopodobniej gigantycznych podwyżek, od kilkunastu do nawet 20 proc., tym
bardziej, że rząd dał im dodatkowe mocne argumenty do ręki. Ministerstwo
Gospodarki obcięło bowiem wsparcie dla elektrowni spalających drewno wysokiej
jakości, w ramach tzw. dopłat dla producentów zielonej energii. Podniosło
udział odnawialnych źródeł w sprzedawanej energii – co 4) oznacza, że spółki energetyczne, takie jak choćby PGE
czy Tauron zapłacą wyższe kary finansowe.
Od 2013r. wchodzi w życie również system białych
certyfikatów. Rekompensaty z tytułu wyższych kosztów i koniecznych nowych wydatków, koncerny
oczywiście poszukują w naszych coraz bardziej pustych portfelach. Tyle tylko,
że gdy idzie o ceny energii elektrycznej w Polsce w relacji do naszych
zarobków, za 100 kwh przekraczają 22 euro, plasują nas w Unii Europejskiej w
absolutnej czołówce drożyzny.
Płacimy więcej
niż Francuzi, Niemcy czy Brytyjczycy. Ciemno widzę tę naszą świetlaną
przyszłość. W ciągu podobno tych światłych, ostatnich 10 lat
ceny prądu w Polsce wzrosły o ponad 100 proc., a ceny hurtowe energii do 2017r.
mają jeszcze wzrosnąć o 80-90 proc. To czysty rozbój w biały dzień, gdyż nasze
wynagrodzenia nie tylko, że nie rosły w przybliżonym nawet tempie, ale obecnie
spadają, a nadchodzi 2-3 lata ciężkiego kryzysu. Ta galopada cen energii ma
właśnie przyspieszyć w 2013, 2014, i 2015r. Przeciętna polska rodzina płacąca
dziś z tytułu ogrzewania i energii miesięcznie 150-200 zł. musi się zmierzyć z
kolejnym wzrostem cen i rachunków o nowe 150-200 zł. w skali roku. Ale nie
wszystkich będzie stać na korzystanie z tego cywilizacyjnego dobrodziejstwa w
najbliższych latach.
Coraz
większa liczba Polaków kupuje już dziś piecyki – kozy do swych eleganckich
salonów i pali nie tylko drewnem, które ostatnio również mocno podskoczyło cenowo ok.
200 zł/1 m3, ale niestety coraz częściej palimy w piecach czym się da – w tym
przysłowiowymi śmieciami. Choć to zabronione wykroczenie. Eleganckie wille i
szeregowce w centrum Warszawy przerabiane są na ogrzewanie kominkowe jak za
Króla Ćwieka, busy naładowane drewnem wjeżdżają do zamkniętych enklaw w
Poznaniu, Gdańsku, Warszawy czy Łodzi. Kopcimy nocą, byleby taniej. W ten
właśnie wymuszony sposób Polacy obdzierani z finansowej skóry w rachunkach za
energię elektryczną wnoszą swój wkład do walki z ociepleniem klimatu i CO2 . To
nasz cichy i skuteczny protest, bylebyśmy tylko nie musieli wrócić do ognisk.
Czarne chmury w sezonie grzewczym zawierające zabójcze toksyny, związki azotu,
siarki, węgla i inne rakotwórcze substancje, coraz silniej zanieczyszczają
powietrze i środowisko, nie tylko w dużych i małych miastach, ale nawet już na
wsiach, rejonach turystycznych, a nawet w uzdrowiskach. Zimnymi nocami dymią
polskie kominy, biedni i średniozamożni dorzucają do pieca byleby tylko
spowolnić liczniki. Jak tak dalej pójdzie i zabójcza cenowa polityka nośników i
energii o ogrzewania będzie kontynuowana – gaz podrożał o ok. 10 proc., energia
cieplna ok. 6 proc., energia elektryczna ok. 6-7 proc., drewno, olejo ok. 5
proc. tylko w ub. roku – do łask szybko powrócą lampy naftowe, piecyki – kozy i
nie zawsze bezpieczne butle z gazem.
Zamiast skoku cywilizacyjnego mamy coraz większy
regres. Zimową porą ludzie będą zamarzać hurtowo. Właściciel pięknych nowych
stadionów też będą mieli gigantyczne problemy z opłaceniem rachunków za zimowe
wieczory. Domowe rachunki za
ogrzewanie i prąd rzędu 200- 400 zł. miesięcznie zwłaszcza dla rodzin tracących
pracę są wręcz zabójcze. To nie Grecja, tu trzeba grzać i świecić przez blisko
6 miesięcy. Módlmy się o łagodną zimę, bo przy srogiej aurze polski
rząd z pewnością nie zda egzaminu. Nawet klasa średnia powoli wraca do tradycji
regularnego nocnego dorzucania do pieca, by wytrwać do rana.
Niewątpliwie
piecyki – kozy, kominki ogrzewające cały dom i lampy naftowe mogą się okazać
już wkrótce wielkim hitem handlowym. Jak tak dalej pójdzie Tajfun Vincent i
Królowa zima skutecznie obrzydzą nam życie w naszym kraju. Kryzysowa Grecja czy
Hiszpania mogą wbrew pozorom okazać się tańsze do życia. Słońce Hellady może
być dla Polaków bardziej przyjazne niż nasze Słoneczko – Peru.
Janusz
Szewczak