poniedziałek, 18 lutego 2013

WYWIAD Z JIMEM CAVIEZELEM




Bez Medziugorja nigdy nie zagrałbym "Pasji"

 Bez Medziugorja nigdy nie zagrałbym "Pasji" Jim Caviezel stał się sławny na cały świat  poprzez rolę główną w filmie kinowym "Pasja". Poruszające przedstawienie biczowania i ukrzyżowania Jezusa stały się powodem wielu dyskusji na temat wiary.
            Co jakiś czas słyszy się o nawróceniach, jakich doświadczyły osoby odwiedzające kino w związku z tym filmem. Kim jest Jim Caviezel, który w taki imponujący sposób zagrał Jezusa? W wywiadzie z OAZĄ wyznaje on, że bez tego, czego doświadczył w Medziugorju, nigdy nie przyjąłby tej roli, gdyż w Medziugorju został mu podarowany nowy wymiar wiary.
         Z Jimem Caviezelem, który w lutym tego roku po raz szósty odwiedził    
                Medziugorje, udało nam się przeprowadzić wywiad dla OAZY.
Jim, czy mógłbyś opowiedzieć nam, jak dowiedziałeś się o Medziugorju?
        Moja żona była w Medziugorju w czasie, kiedy ja znajdowałem się w Irlandii, gdzie kręciliśmy film "Hrabia Monte Cristo". Nie powodziło mi się wtedy zbyt dobrze, choć pracowałem siedem dni w tygodniu. Żona zadzwoniła do mnie i już po głosie poznałem, że zaszła w niej jakaś zmiana. Zaczęła opowiadać mi o Medziugorju i o tym, że jeden z widzących niedługo odwiedzi Irlandię. Przerwałem jej słowami: "Słuchaj, ja mam tu poważną robotę do wykonania. Nie mogę zajmować się teraz jakimiś widzącymi." Poza tym myślałem, że jako katolik nie muszę uznawać Fatimy, Lourdes czy Medziugorje. Tak wyglądały moje przemyślenia. Na dodatek przypomniałem sobie, że jako młody chłopak chodzący do katolickiej szkoły wraz z kolegami zachwyciłem się początkowo wydarzeniami z Medziugorju, lecz że nasze zainteresowanie nim całkowicie zanikło po tym, jak miejscowy biskup orzekł, iż wydarzenia te nie są prawdziwe.

          Widzący Ivan Dragićević z Medziugorja, przybył zatem do Irlandii. Dla mnie było jasne, że nie będę miał dla niego czasu, ponieważ musiałem pracować non-stop. Jednakże, pewnego czwartku, mój partner filmowy Richard Harris nagle niedobrze się poczuł, a ja dostałem wolne do końca dnia. W ten sposób mogłem być przy objawieniu. Stałem całkiem z tyłu w pełnym kościele i nie całkiem wiedziałem, co się tu dzieje. Ale kiedy tuż obok mnie pewien niepełnosprawny człowiek osunął się na kolana z wózka inwalidzkiego podczas objawienia, byłem bardzo poruszony. Ten niepełnosprawny - pomyślałem sobie - klęczy mimo strasznego bólu na tej zimnej kamiennej posadzce i modli się! Dziś wiem, że tylko Bóg mógł mnie tak dobrze znać, by wiedzieć, czym mnie ująć.
          Może to zabrzmieć dziwnie, ale w niedzielę po owym czwartku znów nieoczekiwanie dostałem czas wolny i w ten sposób mogłem spotkać się z Ivanem, co było specjalnym życzeniem mojej żony. Podczas objawienia klęczałem obok niego i w sercu powiedziałem: "OK, oto jestem. Jestem gotowy. Rób ze mną, co chcesz." W tym momencie poczułem, że coś mnie wypełniło, coś, co było proste ale i wyjątkowe.
 Kiedy wstałem, z oczu trysnęły mi łzy i zacząłem z całego serca płakać.
          Ivan powiedział do mnie: "Jim, człowiek znajduje czas na to, co kocha. Jeśli ktoś nie ma czasu, ale pozna nagle dziewczynę, którą pokocha, to znajdzie dla niej czas. Jeśli ktoś nie ma czasu dla Boga, to tylko dlatego, że Go nie kocha." To mnie uderzyło i zapytałem sam siebie, czy ja mam czas dla Boga. Ivan mówił dalej: "Bóg powołuje cię do tego, abyś modlił się sercem."
          "Jak mogę to zrobić?" - spytałem go. "Zacznij się modlić." W tym momencie otworzyło się okno mojego serca. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że to możliwe.
Poszliśmy do restauracji i muszę powiedzieć, że nigdy wcześniej jedzenie i wino nie smakowały mi tak dobrze, jak tamtego wieczoru. Zaczęła następować we mnie jakaś zmiana. Wcześniej moja żona często próbowała nauczyć mnie modlitwy różańcowej, a ja zawsze odmawiałem. Teraz chciałem modlić się na Różańcu, ale nie wiedziałem jak. Czułem tylko, że moje serce otworzyło się na to.
           Pewnego ranka powiedziałem do szofera, który woził mnie na plan filmowy: "Nie wiem, co pan o tym sądzi, ale ja chciałbym pomodlić się teraz na różańcu." Ku mojemu zdziwieniu odparł on: "OK, pomódlmy się." W łagodnym świetle miłości, którą odczuwałem teraz w sobie, zaczynałem pojmować, w którym miejscu się wówczas znajdowałem, ile miałem pokus, gdzie były moje uczucia, jak byłem słaby i jak wewnętrznie oceniałem innych ludzi.

Kiedy przybyłeś po raz pierwszy do Medziugorja?
        Po ukończeniu prac filmowych, z których ostatnie miały miejsce na Malcie, zdecydowałem, że pojadę do Medziugorja. Byłem pełen oczekiwań.
        W wieku lat 20 jakiś wewnętrzny głos powiedział mi, że powinienem zostać aktorem. Kiedy opowiedziałem to mojemu ojcu, odpowiedział mi: "Jeśli Bóg czegoś od ciebie chce, to na pewno, żebyś został księdzem. Dlaczego miałbyś zostać aktorem?" Ja też tego wtedy nie rozumiałem.  Teraz na nowo zadawałem sobie pytanie, czy jest wolą Bożą, abym był aktorem, aby zarabiać mnóstwo pieniędzy i stać się bogatym. Widziałem nierównowagę, jaka panuje na tym świecie pomiędzy tymi, którzy mają o wiele za dużo, a tymi, którzy mają za mało do życia i byłem pewien, że Bóg tego nie chciał, i że ja też musiałem podjąć decyzję - wybrać bogactwo, które nie da mi szczęścia na dłuższą metę, czy Boga, który chce prowadzić moje życie.
          Medziugorje przypominało mi Betlejem i pomyślałem sobie, że tak jak Jezus urodził się w małej miejscowości, tak teraz Matka Boża ukazuje się w biednej okolicy "między górami". Te cztery dni w Medziugorju były dla mnie jak przerwanie tamy. Na początku byłem jeszcze zaskoczony, jak dużo ludzie tu się modlą. Widziałem w tym podobieństwo do obozu koszykówki i myślałem sobie, że tam również nie gra się tylko raz na dzień, tylko kilkakrotnie, przez cały czas. Nawet w szkole nie czyta się tylko raz, a ponawia się czytanie.
           Podczas pierwszych dni spędzonych w Medziugorju odczuwałem wewnętrzny niepokój przy modlitwie, bo nie byłem przyzwyczajony, żeby tyle się modlić. Poprosiłem więc Boga, żeby mi pomógł. A po czterech dniach nie chciałem już nic innego, jak tylko modlić się. Bo zawsze, kiedy się modliłem, czułem się złączony z Bogiem. To jest doświadczenie, którego życzę każdemu katolikowi. Może doświadczyłem czegoś podobnego jako dziecko, ale zapomniałem o tym. Teraz znów dostałem ten dar, aby doświadczyć tego ponownie. To doświadczenie nadal trwa, nawet w domu. W mojej rodzinie żyjemy wszyscy sakramentami. Z moimi dziećmi modlę się codziennie w drodze do szkoły. A jeśli kiedyś nie zacznę od razu, mój syn sam zaczyna modlitwę.
        Kiedy po raz drugi przyjechałem do Medziugorja, szukałem takiego samego doświadczenia, jakie miałem za pierwszym razem. Lecz teraz było inaczej. Pewnego dnia po obiedzie zostałem zaproszony przez pielgrzymów, aby pojechać z nimi do Širokiego Brijegu do ojca Jozo Zovko. Przede wszystkim chciała tego moja żona. Wprawdzie nie znałem ojca Jozo, ale to, co mówił bardzo mnie poruszyło. Poszedłem do niego, a on położył mi dłonie na ramionach. Zrobiłem to samo co on. Potem on położył mi dłonie na głowie, a ja zrobiłem to samo u niego. W tym momencie poczułem wewnętrznie te słowa: "Kocham cię mój bracie. Ten człowiek kocha Jezusa." Ojciec Jozo odwrócił się spontanicznie do tłumaczki i spytał ją po chorwacku, kim ja jestem i powiedział, że chciałby ze mną porozmawiać. To był początek przyjaźni, która trwa do dziś. Wtedy właśnie skończyłem prace nad filmem "Pasja".
         Musiałem wiele razy doświadczyć, jak przeróżne moce próbowały odwieść mnie od nakręcenia tego filmu.

Czy możesz nam opowiedzieć, czemu tak to odbierałeś i jaki związek istnieje między z tym filmem, a Medziugorjem?

      Miałem 33 lata, kiedy zaczęły się prace nad filmem, byłem więc w wieku Jezusa. Wciąż nachodziły mnie wątpliwości, czy jestem godzien grać Jezusa. Ivan Dragićević dodawał mi otuchy i mówił, że Bóg nigdy nie wybiera sobie najlepszych, i że on to widzi również na swoim przykładzie.
        Bez Medziugorja nigdy nie zagrałbym tej roli, gdyż tu otworzyło się moje serce po raz pierwszy na modlitwę i sakramenty. Wiedziałem, że muszę być blisko Jezusa, jeśli mam Go zagrać. Chodziłem codziennie do spowiedzi i na adorację Najświętszego Sakramentu. Na Mszę św. przychodził też Mel Gibson, ale pod warunkiem, że odbywała się ona w języku łacińskim. To było dla mnie dobre, gdyż w ten sposób uczyłem się też łaciny.
Ciągle powtarzały się pokusy, przeciw którym musiałem się bronić. W tej walce często przeżywałem wielki wewnętrzny pokój.
      Na przykład w scenie, w której przychodzi Maryja, Matka Boża, a ja mówię: "Patrz, czynię wszystko nowym." Tę scenę kręciliśmy cztery razy, a ja wciąż czułem, że to ja jestem na pierwszym planie tej sceny. Potem ktoś uderzył w krzyż, a moje lewe ramię wskoczyło ze stawu. Przy tym nagłym okropnym bólu straciłem równowagę i upadłem, a krzyż przygniótł mnie do ziemi. Uderzyłem twarzą w piaszczystą ziemię i w tym samym momencie wytrysnęła mi krew z nosa i z ust. Powtórzyłem do Matki słowa: "Patrz, czynię wszystko nowym." Moje ramię bolało mnie nie do opisania, kiedy powoli obejmowałem krzyż. Czułem przy tym, jak bardzo jest on wartościowy. Tu przestałem grać, a Jezus stał się widoczny. Jakby w odpowiedzi na moje modlitwy, które brzmiały: "Jezu, chcę, aby ludzie widzieli Ciebie, nie mnie."


         Poprzez nieustanną modlitwę różańcową - nie wiem, ile Różańców odmówiłem podczas prac nad filmem - czułem szczególną atmosferę. Wiedziałem, że nie mogłem przeklinać ani folgować sobie, kiedy chciałem przekazać coś zespołowi. Większość z nich nie znała Medziugorja, oni byli wspaniałymi aktorami i byliśmy szczęśliwi, że ich dostaliśmy. Ale jakże miałem im przekazać Medziugorje, jeśli nie przez moje życie? Medziugorje znaczy dla mnie: żyć w jedności z Kościołem poprzez sakramenty.
         Dzięki Medziugorju zacząłem wierzyć w to, że Jezus rzeczywiście jest obecny w Eucharystii i że wybacza mi On moje grzechy. Przez Medziugorje doświadczam, jak potężna jest modlitwa różańcowa i jakim darem jest codzienna Msza św. Jak mogę pomóc ludziom uwierzyć w Jezusa? Zrozumiałem, że to może stać się tylko tą drogą, że Jezus będzie we mnie obecny przez Eucharystię i że ludzie będą Go widzieć przez pryzmat mojego życia.
          Kiedy kręciliśmy scenę z Ostatnią Wieczerzą, miałem w mojej szacie, w kieszeniach od wewnętrznej strony wszyte relikwie świętych oraz mały odłamek z Krzyża Chrystusa. Tak bardzo pragnąłem, żeby Jezus był obecny całkowicie, więc poprosiłem księdza, żeby wystawił Najświętszy Sakrament. Najpierw nie chciał tego zrobić, ale bardzo go o to prosiłem, gdyż byłem przekonany, że w tym momencie, w którym ja będę parzył na Chrystusa, ludzie będą Go mogli rozpoznać we mnie. Ksiądz stał trzymając Najświętszy Sakrament w rękach tuż za kamerzystą i wraz z nim zbliżał się do mnie bardzo powoli. Kiedy ludzie widzą w moich oczach blask, nie wiedzą, że widzą tak naprawdę Jezusa, odbicie konsekrowanej Hostii w moich tęczówkach. Tak było także w scenie ukrzyżowania. Był obecny ksiądz i trzymał Najświętszy Sakrament, a ja cały czas się modliłem.

Największym wyzwaniem filmu nie było nauczenie się tekstów w języku łacińskim, aramejskim i hebrajskim, jak z początku przypuszczałem, ale fizyczne trudy, które musiałem pokonać. W ostatniej scenie miałem zwichnięte ramię, które wciąż wyskakiwało ze stawu, kiedy ktoś uderzał w krzyż. Przy biczowaniu zostałem dwa razy uderzony pejczem i miałem ranę długą na 14 cm, moje płuca były pełne wody, zachorowałem na zapalenie płuc. Do tego dołożył się chroniczny brak snu - przez wiele miesięcy wstawałam codziennie o 3 nad ranem, bo samo nakładanie makijażu trwało 8 godzin.
Oddzielnym wyzwaniem było też zimno, które dało mi się we znaki szczególnie podczas sceny ukrzyżowania. Temperatury były niewiele wyższe od zera, a mój kostium składał się jedynie z cienkiej płóciennej szaty.

       Przy ostatniej scenie chmury wisiały nisko nad nami, a w krzyż, na którym byłem umocowany, trafił piorun. Nagle zrobiło się bardzo cicho dookoła mnie, a moje włosy stały dęba. 250 osób, które stało dookoła mnie, widziało, jak moje ciało się rozświetliło, a moja głowa została z obu stron rozjaśniona przez ogień. Wielu z nich było zaszokowanych, kiedy to ujrzeli. Dla mnie film "Pasja" jest jednym wielkim filmem miłości. Jednocześnie widzę też, jak kontrowersyjny jest Jezus, może więcej nawet niż dawniej był. Doświadczam tego, że wiara w Chrystusa staje się źródłem radości, mimo iż stworzenie jest zagrożone przez wiele czynników, które mogą wzbudzać w nas strach. Sądzę, że Bóg nas w tych dniach szczególnie powołuje i że musimy odpowiedzieć na to wezwanie - w naszym sercu i naszym życiem.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad z Jimem Caviezelem przeprowadził Christian Stelzer,

Oaza Pokoju, Wiedeń (Oase des Friedens, Wien)
  
Źródło: http://katolik.d500.pl/index.php?option=com_kunena&func=view&catid=139&id=2007&limit=7&limitstart=7&Itemid=121#2018