Czy nie słuchać w tym jakiegoś chichotu szatana, gdy kobieta, której łono i serce są przecież szczególnym sanktuarium życia i miłości, daje się przeciągnąć na stronę cywilizacji śmierci? – publikujemy pełen tekst kazania pasyjnego ks. Henryka Zielińskiego z niedzieli 11 marca w Kościele św. Krzyża.
Kazanie pasyjne na Gorzkich Żalach
w trzecią niedzielę Wielkiego Postu 2012
Posłuchaj wersji dźwiękowej
Przez centrum Warszawy przeciągnął dziś dziwny pochód pod hasłem „Przecinamy pępowinę”. Chodziło o rzekomą pępowinę łączącą państwo z Kościołem. Organizatorki marszu świadomie i celowo wprowadzają w błąd społeczeństwo i niektóre media. Sugerują, jakoby państwo było matką-karmicielką dla Kościoła. Tymczasem już dzieci wiedzą, że to Kościół uczestniczył w narodzinach naszej państwowości i przez najtrudniejsze wieki był jej depozytariuszem. Kiedy nie było państwa albo było ono zniewolone w komunistycznych okowach, naród odnajdował i zachowywał swoją tożsamość w Kościele. Nawet ludzie niewierzący, którzy dzisiaj plują na Kościół, korzystali z jego wsparcia, zwłaszcza w latach 80.
Ale żeby nie popaść w kombatanctwo, zwróćmy uwagę na dzisiejszą rolę Kościoła w Polsce. Sama tylko pomoc Caritas dla potrzebujących Polaków, bez pytania ich o wyznanie, w ubiegłym roku przekroczyła wartość pół miliarda złotych. To setki noclegowni dla bezdomnych i jadłodajni wydających najuboższym codziennie dziesiątki tysięcy darmowych posiłków. To setki stacji opieki medycznej, hospicjów dla najciężej chorych, świetlic środowiskowych dla dzieci z dysfunkcyjnych rodzin, kilkadziesiąt domów samotnej matki i okien życia. Wreszcie to ponad 600 katolickich szkół różnego typu, począwszy od podstawówek, a na wyższych uczelniach kończąc.
Kościół swoją działalnością nie tylko wspiera albo wyręcza państwo w najtrudniejszych i najbardziej niewdzięcznych działaniach, ale również integruje społeczeństwo. W dobie wycofywania się państwa, zwłaszcza z prowincji, kiedy w wielu miejscowościach likwiduje się szkoły, urzędy pocztowe, posterunki policji i ośrodki zdrowia, parafia pozostaje ostatnią placówką integrującą tamtejszą społeczność. Ksiądz na terenach, z których państwo się wycofało, pozostaje ostatnim reprezentantem jakiejkolwiek instytucji. Ostatnią iskrą nadziei.
Trzeba jak najszybciej skończyć z kłamliwym mitem komunizmu, że państwo utrzymuje Kościół i cokolwiek mu daje. To raczej państwo jest na utrzymaniu Kościoła, a nie Kościół na utrzymaniu państwa. Bo Kościół to my wszyscy, owe ponad 90 proc. mieszkańców naszego kraju, którzy płacimy na to państwo jedne z najwyższych podatków: raz od wszystkiego co zarobimy i drugi raz od wszystkiego co wydajemy. Księża w Polsce jako jedyni na świecie płacą podatki od każdego człowieka zameldowanego na terenie ich parafii, niezależnie czy ów człowiek chodzi do kościoła, czy nie. Instytucje kościelne też płacą, podobnie jak wszystkie inne stowarzyszenia i fundacje. Sam tylko tygodnik „Idziemy” corocznie odprowadza do budżetu państwa w postaci VAT, akcyzy i podatku od wynagrodzeń prawie pół miliona złotych! Do tego trzeba jeszcze doliczyć opłaty na ZUS i wiele innych.
Nie państwo utrzymuje Kościół, tylko my jako ludzie Kościoła utrzymujemy to państwo, z jego nieprzyzwoicie rozbudowaną i ciągle rosnącą biurokracją, z jej wynagrodzeniami średnio o 10 proc. wyższymi niż w działach produkcyjnych i z niebotycznymi premiami dla urzędników. Same tylko koszty funkcjonowania Kancelarii Premiera (około 120 mln zł) ponad dwukrotnie przekraczają to, co z całości tzw. Funduszu Kościelnego (89 mln) przeznaczane jest na Kościół katolicki. Dlaczego więc w gazecie wydanej w wielkim nakładzie na wspomnianą manifestację przekonuje się Polaków, że tzw. Fundusz Kościelny pochłonął już 240 mld zł? Czyżby jej autorki wierzyły, że kobiety nie potrafią liczyć? Przecież nawet przy obecnych nakładach na wydanie takiej sumy potrzeba około 3 tys. lat! Wtedy jeszcze Polski nie było! Nie o prawdę jednak w tej publikacji chodzi, co przyznała niedawno jedna z autorek publikacji Elżbieta Karolczuk. Chodzi o bezczelną prowokację. O przedstawienie Kościoła jako społecznie niewiarygodnego, bo pazernego na pieniądze i żerującego na państwie.
Żenujące jest to, że w zorganizowanie i przeprowadzenie dzisiejszej antykościelnej manifestacji zaangażowały się władze naszego państwa w osobie pani wicemarszałek sejmu Wandy Nowickiej. Ba, wyraźnej zachęty do takich wystąpień można łatwo doszukać się nawet w wypowiedziach pana premiera Donalda Tuska. A jednym z miejsc agitacji był usytuowany naprzeciwko kościoła Świętego Krzyża Uniwersytet Warszawski, gdzie podobnie jak na kilku innych polskich uczelniach za pieniądze organizacji międzynarodowych lansuje się sprzeczną z ustaleniami genetyki, medycyny i biologii ideologię gender. Nie pierwszy to raz, kiedy obłędna ideologia dla dodania sobie powagi podczepia się pod autorytet najbardziej szacownych polskich uczelni. Zagrożenia związane z narzucaniem społeczeństwu tej ideologii według wielu specjalistów z abp. Henrykiem Hoserem SAC, przewodniczącym Rady ds. Bioetycznych KEP na czele, są większe nawet od skutków, jakie w życiu społeczeństw i jednostek spowodował komunizm. Walka z pojęciem płci biologicznej jest bowiem uderzeniem w ludzką tożsamość jako mężczyzny i jako kobiety.
Ideologia gender stała się w ostatnich latach głównym orężem skrajnych ugrupowań feministycznych i ogólnie lewackich. W pierwszym rzędzie celem ich ataków jest Kościół katolicki, jako wspólnota, w której ludzie odnajdują i podejmują powołanie właściwe dla swojej płci. Kościół jest znienawidzony również za to, że stoi na straży niezmiennych wartości i zasad moralnych.
Ale ataki feministek kierują się również przeciwko zwykłym kobietom, które ośmielają się deklarować, że w życiu rodzinnym odnajdują szczęście i samospełnienie. Związana z Uniwersytetem Warszawskim i z mającą siedzibę niedaleko stąd „Krytyką Polityczną” Kazimiera Szczuka, zanim jeszcze dała się poznać z przedrzeźniania niepełnosprawnej założycielki Podwórkowych Kółek Różańcowych, już w 2004 r. w programie „Najsłabsze ogniwo”, jaki prowadziła na antenie TVN, wsławiła się szyderstwami z młodej anglistki deklarującej, że jest szczęśliwa jako żona i matka. „To znaczy, że jesteś kurą domową? I wszystko gotowa jesteś zrobić dla swojego męża? A czy mogłabyś teraz zagdakać?” – szydziła z niej Szczuka. To jedynie maleńka próbka tego, jak wygląda walka o prawa i godność kobiety w wydaniu sztandarowych uczestniczek dzisiejszej manifestacji.
Albo czy naprawdę dowartościowuje kobiety pomysł innego uczestnika tej manifestacji Janusza Palikota, aby zamiast kwiatka w Dzień Kobiet rozdawać im prezerwatywy? Chyba po to, aby mężczyzn zwolnić z jakiejkolwiek odpowiedzialności za kobietę i za dziecko. Czy to nie sprowadza kobiety do roli przedmiotu seksualnego użycia, którego wszystkie koszty ma ponieść ona sama?
W tej atmosferze ulicznego, medialnego i politycznego zgiełku przychodzi nam dzisiaj uczestniczyć w Gorzkich Żalach. Na początku nabożeństwa mówiliśmy: „Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy”. Słowa te znajdują dzisiaj nowe znaczenie.
Przypomnijmy sobie dzisiaj, że na drodze krzyżowej Chrystusa także pojawiły się kobiety. Była Jego Matka, Maryja, której poświęciliśmy ubiegłotygodniowe rozważanie. Była miłosierna, wrażliwa i mężna Weronika, zapamiętana jedynie przez tradycję. „Było tam wiele kobiet, które przyglądały się z daleka. Wśród nich była Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza” (Mt 27, 55-56). Jak cień gdzieś pojawia się również żona Piłata, która ostrzega swojego męża: „Nie miej nic do czynienia z tym sprawiedliwym, bo dziś we śnie wiele wycierpiałam z Jego powodu” (Mt 27, 19).
Generalnie są to postacie pozytywne, do których Jezus i ewangeliści odnoszą się z wielkim szacunkiem. Nawet jeśli przeszłość niektórych z tych kobiet była naznaczona grzechem. Co więcej, właśnie do Marii Magdaleny, którą Chrystus wybrał potem na pierwszą zwiastunkę zmartwychwstania, zwraca się On tym samym słowem „Niewiasto”, jakim zwracał się do swojej Matki w najważniejszych momentach historii zbawienia. Grzech nie przekreśla człowieka w oczach Boga.
Ale na drodze krzyżowej pojawiają się także jakieś zgiełkliwe kobiety, być może zawodowe płaczki. I są to chyba jedyne kobiety, do których Pan Jezus zwrócił się z dość szorstkim upomnieniem: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: »Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły i piersi, które nie karmiły«. Wtedy zaczną wołać go gór: »Padnijcie na nas«; a do pagórków: »Przykryjcie nas!«. Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?” (Łk 23, 28-31).
Nie ma w tych słowach żadnego pocieszania, jak chcieliby niektórzy przywykli do obrazu łagodnego Jezusa kaznodzieje. Chrystus przywołuje bowiem cytat z Księgi Ozeasza (10, 8), który osiem wieków wcześniej zapowiadał zburzenie sanktuarium w Betel. Ta zapowiedź wypełniła się w roku 722 przed Chrystusem. Betel, którego nazwę tłumaczy się jako „Dom Boży”, uległo zagładzie, ponieważ wcześniej stało się Bet-Awen, czyli „Domem Występku”.
W ustach cierpiącego Chrystusa pojawia się wobec tych kobiet zapowiedź cierpienia, reprymenda i ostrzeżenie. Jest to wezwanie do nawrócenia w obliczu nieuchronnego zburzenia Jerozolimy i Świątyni. Łatwe wzruszenie i łzy nie mogą odwrócić uwagi od potrzeby pokuty za grzechy własne i własnych dzieci. Zgiełk i rytualny płacz są w tym przypadku nie tylko niepotrzebne, ale nawet szkodliwe.
Co dzisiaj powiedziałby Chrystus tym, które urządziły zgiełk na ulicach naszego miasta z powodu rzekomych błędów i grzechów Kościoła? Z powodu rzekomych cierpień, na które naraża kobiety głoszenie Bożych przykazań? Czy znowu nie stają się aktualne słowa: „Płaczcie raczej nad sobą i nad dziećmi waszymi”? (Łk 23, 28). Nad dziećmi, którym nie pozwoliłyście się urodzić, a teraz obnosicie się ze swoim grzechem jak ze sztandarem? Nad dziećmi, które zostały zdeprawowane przez wasze obłędne poczynania? Płaczcie nad sobą, które stałyście się pierwszymi ofiarami tej antyludzkiej i antychrześcijańskiej ideologii!
Czy nie słuchać w tym jakiegoś szczególnego chichotu szatana, gdy kobieta, której łono i serce są przecież szczególnym sanktuarium życia i miłości, daje się przeciągnąć na stronę cywilizacji śmierci? Przypominał nam Jan Paweł II w Liście o godności kobiety, że na tym polega jej geniusz, bo Bóg właśnie jej w szczególny sposób zawierzył człowieka (por. MD 30).
Na zakończenie przypomnijmy sobie jeszcze aktualne dzisiaj wezwania bł. Jana Pawła II: „Znajdujemy się dziś w samym centrum dramatycznej walki między »kulturą śmierci« i »kulturą życia«. Ale blask krzyża nie zostaje przesłonięty przez ten mrok – przeciwnie, na jego tle krzyż jaśnieje jeszcze mocniej i wyraźniej jawi się jako centrum, sens i cel całej historii i każdego ludzkiego życia” (EV 50).
Bądź zatem pochwalony, Chrystusowy Krzyżu, bo w tobie cała nasza nadzieja.
ks. Henryk Zieliński
Idziemy nr 12 (341), 18 marca 2012 r.
repr. ks. Henryk Zieliński/Idziemy
w trzecią niedzielę Wielkiego Postu 2012
Posłuchaj wersji dźwiękowej
Przez centrum Warszawy przeciągnął dziś dziwny pochód pod hasłem „Przecinamy pępowinę”. Chodziło o rzekomą pępowinę łączącą państwo z Kościołem. Organizatorki marszu świadomie i celowo wprowadzają w błąd społeczeństwo i niektóre media. Sugerują, jakoby państwo było matką-karmicielką dla Kościoła. Tymczasem już dzieci wiedzą, że to Kościół uczestniczył w narodzinach naszej państwowości i przez najtrudniejsze wieki był jej depozytariuszem. Kiedy nie było państwa albo było ono zniewolone w komunistycznych okowach, naród odnajdował i zachowywał swoją tożsamość w Kościele. Nawet ludzie niewierzący, którzy dzisiaj plują na Kościół, korzystali z jego wsparcia, zwłaszcza w latach 80.
Ale żeby nie popaść w kombatanctwo, zwróćmy uwagę na dzisiejszą rolę Kościoła w Polsce. Sama tylko pomoc Caritas dla potrzebujących Polaków, bez pytania ich o wyznanie, w ubiegłym roku przekroczyła wartość pół miliarda złotych. To setki noclegowni dla bezdomnych i jadłodajni wydających najuboższym codziennie dziesiątki tysięcy darmowych posiłków. To setki stacji opieki medycznej, hospicjów dla najciężej chorych, świetlic środowiskowych dla dzieci z dysfunkcyjnych rodzin, kilkadziesiąt domów samotnej matki i okien życia. Wreszcie to ponad 600 katolickich szkół różnego typu, począwszy od podstawówek, a na wyższych uczelniach kończąc.
Kościół swoją działalnością nie tylko wspiera albo wyręcza państwo w najtrudniejszych i najbardziej niewdzięcznych działaniach, ale również integruje społeczeństwo. W dobie wycofywania się państwa, zwłaszcza z prowincji, kiedy w wielu miejscowościach likwiduje się szkoły, urzędy pocztowe, posterunki policji i ośrodki zdrowia, parafia pozostaje ostatnią placówką integrującą tamtejszą społeczność. Ksiądz na terenach, z których państwo się wycofało, pozostaje ostatnim reprezentantem jakiejkolwiek instytucji. Ostatnią iskrą nadziei.
Trzeba jak najszybciej skończyć z kłamliwym mitem komunizmu, że państwo utrzymuje Kościół i cokolwiek mu daje. To raczej państwo jest na utrzymaniu Kościoła, a nie Kościół na utrzymaniu państwa. Bo Kościół to my wszyscy, owe ponad 90 proc. mieszkańców naszego kraju, którzy płacimy na to państwo jedne z najwyższych podatków: raz od wszystkiego co zarobimy i drugi raz od wszystkiego co wydajemy. Księża w Polsce jako jedyni na świecie płacą podatki od każdego człowieka zameldowanego na terenie ich parafii, niezależnie czy ów człowiek chodzi do kościoła, czy nie. Instytucje kościelne też płacą, podobnie jak wszystkie inne stowarzyszenia i fundacje. Sam tylko tygodnik „Idziemy” corocznie odprowadza do budżetu państwa w postaci VAT, akcyzy i podatku od wynagrodzeń prawie pół miliona złotych! Do tego trzeba jeszcze doliczyć opłaty na ZUS i wiele innych.
Nie państwo utrzymuje Kościół, tylko my jako ludzie Kościoła utrzymujemy to państwo, z jego nieprzyzwoicie rozbudowaną i ciągle rosnącą biurokracją, z jej wynagrodzeniami średnio o 10 proc. wyższymi niż w działach produkcyjnych i z niebotycznymi premiami dla urzędników. Same tylko koszty funkcjonowania Kancelarii Premiera (około 120 mln zł) ponad dwukrotnie przekraczają to, co z całości tzw. Funduszu Kościelnego (89 mln) przeznaczane jest na Kościół katolicki. Dlaczego więc w gazecie wydanej w wielkim nakładzie na wspomnianą manifestację przekonuje się Polaków, że tzw. Fundusz Kościelny pochłonął już 240 mld zł? Czyżby jej autorki wierzyły, że kobiety nie potrafią liczyć? Przecież nawet przy obecnych nakładach na wydanie takiej sumy potrzeba około 3 tys. lat! Wtedy jeszcze Polski nie było! Nie o prawdę jednak w tej publikacji chodzi, co przyznała niedawno jedna z autorek publikacji Elżbieta Karolczuk. Chodzi o bezczelną prowokację. O przedstawienie Kościoła jako społecznie niewiarygodnego, bo pazernego na pieniądze i żerującego na państwie.
Żenujące jest to, że w zorganizowanie i przeprowadzenie dzisiejszej antykościelnej manifestacji zaangażowały się władze naszego państwa w osobie pani wicemarszałek sejmu Wandy Nowickiej. Ba, wyraźnej zachęty do takich wystąpień można łatwo doszukać się nawet w wypowiedziach pana premiera Donalda Tuska. A jednym z miejsc agitacji był usytuowany naprzeciwko kościoła Świętego Krzyża Uniwersytet Warszawski, gdzie podobnie jak na kilku innych polskich uczelniach za pieniądze organizacji międzynarodowych lansuje się sprzeczną z ustaleniami genetyki, medycyny i biologii ideologię gender. Nie pierwszy to raz, kiedy obłędna ideologia dla dodania sobie powagi podczepia się pod autorytet najbardziej szacownych polskich uczelni. Zagrożenia związane z narzucaniem społeczeństwu tej ideologii według wielu specjalistów z abp. Henrykiem Hoserem SAC, przewodniczącym Rady ds. Bioetycznych KEP na czele, są większe nawet od skutków, jakie w życiu społeczeństw i jednostek spowodował komunizm. Walka z pojęciem płci biologicznej jest bowiem uderzeniem w ludzką tożsamość jako mężczyzny i jako kobiety.
Ideologia gender stała się w ostatnich latach głównym orężem skrajnych ugrupowań feministycznych i ogólnie lewackich. W pierwszym rzędzie celem ich ataków jest Kościół katolicki, jako wspólnota, w której ludzie odnajdują i podejmują powołanie właściwe dla swojej płci. Kościół jest znienawidzony również za to, że stoi na straży niezmiennych wartości i zasad moralnych.
Ale ataki feministek kierują się również przeciwko zwykłym kobietom, które ośmielają się deklarować, że w życiu rodzinnym odnajdują szczęście i samospełnienie. Związana z Uniwersytetem Warszawskim i z mającą siedzibę niedaleko stąd „Krytyką Polityczną” Kazimiera Szczuka, zanim jeszcze dała się poznać z przedrzeźniania niepełnosprawnej założycielki Podwórkowych Kółek Różańcowych, już w 2004 r. w programie „Najsłabsze ogniwo”, jaki prowadziła na antenie TVN, wsławiła się szyderstwami z młodej anglistki deklarującej, że jest szczęśliwa jako żona i matka. „To znaczy, że jesteś kurą domową? I wszystko gotowa jesteś zrobić dla swojego męża? A czy mogłabyś teraz zagdakać?” – szydziła z niej Szczuka. To jedynie maleńka próbka tego, jak wygląda walka o prawa i godność kobiety w wydaniu sztandarowych uczestniczek dzisiejszej manifestacji.
Albo czy naprawdę dowartościowuje kobiety pomysł innego uczestnika tej manifestacji Janusza Palikota, aby zamiast kwiatka w Dzień Kobiet rozdawać im prezerwatywy? Chyba po to, aby mężczyzn zwolnić z jakiejkolwiek odpowiedzialności za kobietę i za dziecko. Czy to nie sprowadza kobiety do roli przedmiotu seksualnego użycia, którego wszystkie koszty ma ponieść ona sama?
W tej atmosferze ulicznego, medialnego i politycznego zgiełku przychodzi nam dzisiaj uczestniczyć w Gorzkich Żalach. Na początku nabożeństwa mówiliśmy: „Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy”. Słowa te znajdują dzisiaj nowe znaczenie.
Przypomnijmy sobie dzisiaj, że na drodze krzyżowej Chrystusa także pojawiły się kobiety. Była Jego Matka, Maryja, której poświęciliśmy ubiegłotygodniowe rozważanie. Była miłosierna, wrażliwa i mężna Weronika, zapamiętana jedynie przez tradycję. „Było tam wiele kobiet, które przyglądały się z daleka. Wśród nich była Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza” (Mt 27, 55-56). Jak cień gdzieś pojawia się również żona Piłata, która ostrzega swojego męża: „Nie miej nic do czynienia z tym sprawiedliwym, bo dziś we śnie wiele wycierpiałam z Jego powodu” (Mt 27, 19).
Generalnie są to postacie pozytywne, do których Jezus i ewangeliści odnoszą się z wielkim szacunkiem. Nawet jeśli przeszłość niektórych z tych kobiet była naznaczona grzechem. Co więcej, właśnie do Marii Magdaleny, którą Chrystus wybrał potem na pierwszą zwiastunkę zmartwychwstania, zwraca się On tym samym słowem „Niewiasto”, jakim zwracał się do swojej Matki w najważniejszych momentach historii zbawienia. Grzech nie przekreśla człowieka w oczach Boga.
Ale na drodze krzyżowej pojawiają się także jakieś zgiełkliwe kobiety, być może zawodowe płaczki. I są to chyba jedyne kobiety, do których Pan Jezus zwrócił się z dość szorstkim upomnieniem: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: »Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły i piersi, które nie karmiły«. Wtedy zaczną wołać go gór: »Padnijcie na nas«; a do pagórków: »Przykryjcie nas!«. Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?” (Łk 23, 28-31).
Nie ma w tych słowach żadnego pocieszania, jak chcieliby niektórzy przywykli do obrazu łagodnego Jezusa kaznodzieje. Chrystus przywołuje bowiem cytat z Księgi Ozeasza (10, 8), który osiem wieków wcześniej zapowiadał zburzenie sanktuarium w Betel. Ta zapowiedź wypełniła się w roku 722 przed Chrystusem. Betel, którego nazwę tłumaczy się jako „Dom Boży”, uległo zagładzie, ponieważ wcześniej stało się Bet-Awen, czyli „Domem Występku”.
W ustach cierpiącego Chrystusa pojawia się wobec tych kobiet zapowiedź cierpienia, reprymenda i ostrzeżenie. Jest to wezwanie do nawrócenia w obliczu nieuchronnego zburzenia Jerozolimy i Świątyni. Łatwe wzruszenie i łzy nie mogą odwrócić uwagi od potrzeby pokuty za grzechy własne i własnych dzieci. Zgiełk i rytualny płacz są w tym przypadku nie tylko niepotrzebne, ale nawet szkodliwe.
Co dzisiaj powiedziałby Chrystus tym, które urządziły zgiełk na ulicach naszego miasta z powodu rzekomych błędów i grzechów Kościoła? Z powodu rzekomych cierpień, na które naraża kobiety głoszenie Bożych przykazań? Czy znowu nie stają się aktualne słowa: „Płaczcie raczej nad sobą i nad dziećmi waszymi”? (Łk 23, 28). Nad dziećmi, którym nie pozwoliłyście się urodzić, a teraz obnosicie się ze swoim grzechem jak ze sztandarem? Nad dziećmi, które zostały zdeprawowane przez wasze obłędne poczynania? Płaczcie nad sobą, które stałyście się pierwszymi ofiarami tej antyludzkiej i antychrześcijańskiej ideologii!
Czy nie słuchać w tym jakiegoś szczególnego chichotu szatana, gdy kobieta, której łono i serce są przecież szczególnym sanktuarium życia i miłości, daje się przeciągnąć na stronę cywilizacji śmierci? Przypominał nam Jan Paweł II w Liście o godności kobiety, że na tym polega jej geniusz, bo Bóg właśnie jej w szczególny sposób zawierzył człowieka (por. MD 30).
Na zakończenie przypomnijmy sobie jeszcze aktualne dzisiaj wezwania bł. Jana Pawła II: „Znajdujemy się dziś w samym centrum dramatycznej walki między »kulturą śmierci« i »kulturą życia«. Ale blask krzyża nie zostaje przesłonięty przez ten mrok – przeciwnie, na jego tle krzyż jaśnieje jeszcze mocniej i wyraźniej jawi się jako centrum, sens i cel całej historii i każdego ludzkiego życia” (EV 50).
Bądź zatem pochwalony, Chrystusowy Krzyżu, bo w tobie cała nasza nadzieja.
ks. Henryk Zieliński
Idziemy nr 12 (341), 18 marca 2012 r.
repr. ks. Henryk Zieliński/Idziemy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz