"Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do
skończenia świata”
Witam was, Dusze
Najmniejsze!
Dzisiaj
wspólnie przeżywamy ten niezwykły czas, niezwykłą chwilę, która była ogromnym
przeżyciem dla Apostołów, dla Jego przyjaciół; chwila z jednej strony radosna,
a z drugiej bardzo smutna. Spróbujmy zobaczyć oczami serca, to co działo się
właśnie w tej chwili, spróbujmy wejść pośród Apostołów, być pośród nich, być
razem z Jezusem, aby sercem przeżywać ten dzień, aby sercem doświadczać tej
chwili, aby sercem uczestniczyć w życiu Jezusa i Apostołów.
Przez
czterdzieści dni cieszyliśmy się Zmartwychwstałym Jezusem i przez te
czterdzieści dni przeżywaliśmy kolejny dzień, słuchaliśmy Jego pouczeń i nasze
serca chłonęły każde słowo miłości, które płynęły z Jego ust. Jezus tak jak i nas,
tak i Apostołów przez ten czas pouczał, przygotowywał. Jezus przygotowywał
Apostołów do apostolstwa, przygotowywał na ten czas, kiedy On odejdzie, a oni
umocnieni Duchem pójdą i będą głosić wielkie zwycięstwo miłości, będą głosić
zbawienie. I Apostołowie w pewnym stopniu zdawali sobie sprawę z tego co
będzie, ale serce, które kocha nie chce myśleć o chwili, która wydaje się sercu
smutna, woli cieszyć się tą chwilą, która jest radosną, chwilą podczas której
mogą przebywać ze swoim Umiłowanym, z Tym, kogo się kocha.
Jezus pouczał
Apostołów, Jezus wypełniał ich serca bardzo potrzebną wiedzą, ale to serca były
napełniane, dlatego Apostołowie nie czuli się dokształceni, ale czuli się
wypełnieni coraz bardziej miłością. Jednak nie doświadczali tego jako
przygotowania intelektualnego do głoszenia nauki. Tak jak niejeden uczeń,
niejeden student uczy się na pamięć i w pewnym momencie wydaje mu się, że już tę
wiedzę posiadł i teraz może zdać egzamin, tą wiedzą się wykazać Uczeń, student
przygotowuje się jedynie intelektualnie. To jest zupełnie inny poziom
poznawania, przyjmowania pewnych wiadomości. Jezus spotykał się z uczniami i
przekazywał im swoją miłość, przekazywał im siebie i napełniał ich serca, jeszcze
formował ich dusze. A oni cieszyli się Jego obecnością, nieustannie Go
wyglądali i całymi sobą chłonęli Jego obecność. Ale przyszedł ten czas, ta
chwila, kiedy razem stanęli na górze i Jezus wypowiadał ostatnie słowa.
Spróbujmy i my
dzisiaj stanąć przy Jezusie, który i do nas wypowiada te ostatnie słowa,
jeszcze ostatnie pouczenia. Tak jak rodzice, którzy żegnają swoje dziecko
wychodzące z gniazda, tak i Jezus czynił ostatnie pouczenia, przestrogi,
jeszcze ostatnie zdania, a ich serca drżały, pełne wzruszenia, ale i smutku, że
oto kończy się ten czas wspólnego przebywania, oglądania Jezusa twarzą w twarz,
wspólnego spożywania posiłków, wspólnego spacerowania; kończy się ten czas,
kiedy mogli usiąść wokół Niego, gdzieś w jakimś ogrodzie i słuchać. Jakże
często, gdy zmęczeni przestawali uważać, to jednak sam ton Jego głosu cieszył
ich, wlewał pokój do serca, zmieniał. Nie zawsze rozumieli, dlaczego tak bardzo
pragnęli przebywać w Jego obecności; po prostu być i nic więcej. Właśnie teraz
przypominały się im różne chwile spędzone razem z Jezusem, teraz też
przypomniała się im Męka, Jego śmierć i ten czas, kiedy opuścili Go. Chcieliby
nadrobić ten czas, ale już za chwilę, za sekundę Jezusa nie będzie, a oni tak
bardzo by chcieli jeszcze napełnić się Jego słowem, Jego miłością, Jego
obecnością. Ze wszystkich sił swoich serc pragnęliby Go zatrzymać, pragnęliby,
aby pozostał.
Co teraz
uczynią? Wprawdzie Jezus mówi o Pocieszycielu, wprawdzie tyle już im
powiedział, a jednak, jakże im przyjdzie żyć bez Jego słów: Pokój wam; bez tego dzielenia się
chlebem Jego rękami, bez tych Jego oczu pełnych miłości, bez Jego uśmiechu?
Cieszyli się, gdy czekając na Niego rozpoznawali Jego sylwetkę gdzieś z oddali.
Już sam ten widok czynił ich serca pełnymi pokoju, łagodnieli jak baranki,
kiedy On był wśród nich. Mogli nawet pokłócić się, ale kiedy Jezus przychodził,
wszystkie spory ustawały; przy Nim nie można było się kłócić. Sam fakt, że On
był pośród nich sprawiał, że zmieniali się, panowali nad swoim charakterem,
temperamentem, dla Niego starali się być dobrymi, dla Niego hamowali czasami ostre
słowa, reakcje emocjonalne, bo przy Nim, pełnym miłości, nie można było być
pełnym gniewu, złości, egoizmu. Pragnęli być dobrymi. Tak jak On był Dobry.
Co teraz
będzie, kiedy On odejdzie? Starają się wierzyć w Jego słowa; przecież nigdy nie
zawiódł. Ale to już nie chodzi również o to, jak im przyjdzie żyć, czy sobie
poradzą; chodzi o to, że Go kochają, i że nie chcą rozstawać się z Osobą, którą
tak bardzo umiłowały ich serca. Już teraz zaczynają tęsknić za Nim. Przed nimi
jeszcze tyle lat życia. A Jezus patrzy swoim łagodnym wzrokiem, uśmiecha się i
uspokaja ich.
Jezus i nas
uspokaja; przebywał pośród nas i napełniał nas swoją łaską. To, co uznał, że
będziemy potrzebować, to nam dał, teraz musi odejść, by mógł przyjść
Pocieszyciel, aby mógł przyjść Duch Święty, aby mógł wypełnić nas mocą, abyśmy
mogli stać się prawdziwymi apostołami Jezusa. Dlatego nasze serca niech się nie
lękają, niech nie smucą się nasze serca. I chociaż Jezus odchodzi, to przecież
pozostał pośród nas w Sakramencie Ołtarza. Jest pośród nas po wszystkie wieki.
Nie pozostawia nas sierotami, ale obdarza nas w niebywały sposób sobą samym.
Nie dostępują tego Aniołowie, Duchy czyste, ale my ludzie słabi i grzeszni. Bóg
udziela się nam jak żadnemu innemu stworzeniu, daje siebie, całego, w sposób
cudowny, tajemniczy i tak, jak tylko Bóg może dać. Więc choć On wstępuje do
Nieba, to daje nam tę łaskę wiary, że przyjmujemy Go za każdym razem podczas
Eucharystii, i że On jest w naszych duszach, które zamieszkuje. I to jest cud,
Jego łaska, jego dar, niepojęte szczęście dla duszy. Więc zwracajmy się teraz
do Jezusa, którego przyjmować będziemy do serca, bo dzięki temu, że umarł i
Zmartwychwstał, możemy jednoczyć się z Nim w tak doskonały sposób. Gdyby nie
umarł, gdyby nie Zmartwychwstał, nie moglibyśmy jednoczyć się z Bogiem. Przyjmujemy
Go całego, jednocząc się z Nim ciałem i duszą, żyjąc z Nim w swoim wnętrzu.
Możemy w swoim wnętrzu obcować z Nim, rozmawiać, Adorować Go, cieszyć się i On
żyje w nas, a my w Nim. Więc, chociaż Jezus unosi się do Nieba i tak jak
Apostołowie, wpatrujemy się w Niego, zasmuceni, to zwróćmy swój wzrok ku naszym
sercom, ku naszym duszom, bo tam pozostał Jezus, tam żyje i tam, w naszym sercu
udziela nam zbawienia. I niech żadna dusza nie szuka Boga gdzieś poza sobą, ale
niech szuka Go w sobie, bo tam na pewno Go znajdzie. Takie zapewnienie daje nam
sam Bóg, po to uczynił w każdym z nas świątynię, aby w niej mieszkać. Żyjąc z
Nim, módlmy się, dziękując, wielbiąc, a jednocześnie prosząc, by udzielił nam
swojego Ducha.
Modlitwa
Uwielbiam
Ciebie Jezu, moja miłości! Uwielbiam Ciebie, Boże mój, przychodzący do mojego
Serca. Uwielbiam Ciebie, cudowna tajemnico miłości. Uwielbiam Ciebie, który
żyjesz we mnie, w mojej duszy, Sercu; Ty, który dajesz mi odczuć swoją
obecność. Uwielbiam Ciebie w miłości, która sprawia, iż przychodzisz do
najmniejszej duszy, najsłabszej. Uwielbiam Ciebie, który z miłości do człowieka
rezygnujesz z całej chwały Nieba, aby niebem uczynić duszę. Uwielbiam Ciebie,
który z całą mocą, z całym swoim majestatem, z całą potęgą, cały Święty, Czysty
i Doskonały, wybierasz maleńkie serce, aby w nim żyć. Uwielbiam Ciebie, który
nie brzydzisz się brudem człowieczego serca, ale uświęcasz to serce, czyniąc
poprzez samą swoją obecność w nim czystym i świętym. Uwielbiam Ciebie, bo choć
umysł ludzki nie jest w stanie pojąć tej tajemnicy miłości, to serce czuje tę
tajemnicę, rozumie ją i pragnie trwać przy Tobie. Uwielbiam Ciebie, Twoją
cudowną obecność we mnie. Pragnę nieustannie przebywać u stóp Twoich, Boże,
który kryjesz się we mnie, przynosząc mi najcudowniejsze rozkosze Nieba, który
obdarzasz mnie samą słodyczą, który czynisz mnie najbogatszą ze wszystkich
ludzi na ziemi, z całego stworzenia, bo posiadając Ciebie, posiadam wszystko.
Niczym są wszelkie bogactwa świata; Ty jesteś moim bogactwem, skarbem
największym. Uwielbiam Ciebie.
Uwielbiam
Ciebie, Jezu, bo Ty pochylasz się nad tym, co słabe, nad tym, co grzeszne, nad
tym, co jest w niemocy i podnosisz. I moja dusza, do której tak bardzo musisz
się zniżyć, poprzez Twoją obecność unoszona jest do samej chwały Nieba. To
Twoja obecność wprowadza moją duszę w cudowne Twoje światło. To Ty, Jezu
rozświetlasz moją duszę i naraz widzę i rozumiem więcej niż mogą mi dać książki
i wszelka ludzka wiedza, bo poprzez Twoje światło pojmuję Ciebie, widzę Ciebie,
czuję Ciebie. I to doznanie sprawia, że stajesz mi się jeszcze bliższy, stajesz
się moim; tak wewnętrznie zrośniętym z moim Sercem i moją duszą, Ja staję się
Twoją, należymy do siebie. A skoro Ty wtapiasz moją duszę w siebie, to we mnie
zaczyna żyć, krążyć Twoja Krew i Twoje tchnienie porusza moje Serce, oddycham
Twoim życiem. Dzięki temu jawnym się staje Twoje życie dla mnie. I choć mój
umysł nadal jest uśpiony i w mądrości ludzkiej nie postąpiłam ani o krok, to
moje Serce, goszcząc Króla świata, staje się najbogatsze mądrością tego Króla,
bo dając mi siebie, dajesz wszystko, a więc mądrość również. Twoja Istota, Twój
Byt jest we mnie i wewnętrznie rozumiem. Dziękuję Ci, Boże, za to wewnętrzne
światło, mądrość, poznanie, za życie, które jest we mnie, Twoje życie.
Moja miłości,
wybacz mi, że nie pojmuję wielkości daru, jaki składasz we mnie; że nie
doceniam tego obdarowania. Wybacz mi. Jestem tylko duszą maleńką, a Ty zaś
Wielkim Nieskończonym Bogiem. Mogę jedynie przed Tobą klęczeć i płakać ze
wzruszenia za to cudowne obdarowanie; dziękując Ci, wielbiąc i sławiąc Twoje
imię. A i to będzie takie maleńkie, jak Ja sama. Niech moje Serce, które
pragnie całe należeć do Ciebie będzie moim dziękczynieniem. Moja dusza, którą
składam u Twoich stóp, niech będzie moim uwielbieniem Ciebie. Moje łzy
szczęścia niech Ciebie wielbią, Ci dziękują i kochają. Proszę, aby moja dusza
już nigdy nie ustawała w wielbieniu Ciebie, dziękczynieniu Tobie, aby już
nieustannie trwała przy Tobie, kochając całą sobą. Niech ta obecność Twoja we
mnie będzie nieustanna. Proszę, tak moją duszę uzdolnij, by potrafiła trwać
przy swoim Gościu. Pomóż mi kierować nieustannie swój wzrok w głąb mego wnętrza
i spotykać się z Tobą. Pomóż mi cieszyć się Twoją obecnością i stale z Tobą
obcować w moim wnętrzu. Widzisz jak bardzo jestem słaba. Proszę, udziel mi
swojej mocy.
Pobłogosław,
Panie, dusze maleńkie, aby potrafiły trwać w uwielbieniu tak wielkiego daru,
jaki otrzymały, aby potrafiły zachwycić się tym darem i stale na nowo z wielkim
żarem swego serca uwielbiać. Pobłogosław Jezu, dusze maleńkie.
Refleksja
Obdarzeni
jesteśmy całym bogactwem Nieba. Sam Bóg przychodzi do każdego z nas. Jesteśmy
najbogatszymi ludźmi na świecie, tylko nieświadomymi tego, nieświadomymi
swojego bogactwa, swojego szczęścia i wybraństwa. Próbujmy żyć w swojej duszy w
zjednoczeniu z Bogiem, żyć z Nim w każdym momencie, w każdej chwili, w każdej
sekundzie dnia. Starajmy się mieć świadomość, iż On jest w naszym sercu i
wszędzie idzie z nami, wszędzie Go zabieramy, wszędzie nam towarzyszy. Bóg
towarzyszy nam na każdym kroku. Zatem żadna chwila nie jest zła, bo jest razem
z Nim przeżywana. A gdy wydarza się coś, co nas niepokoi, to przecież mamy Boga
w swoim sercu i możemy Go prosić o wszystko.
Rozradujmy
się, bo dzięki temu, iż Jezus wstąpił do Nieba, my zostaliśmy podniesieni do
Jego chwały. To nam Bóg nakłada koronę i stajemy się dziećmi Króla. To my
dysponujemy skarbcem Nieba. Pomyślmy, jak wielka, nieskończona jest hojność
Boga. Rozradujmy się i uwielbiajmy Go; cały czas - od przebudzenia do
zaśnięcia. Niech Matka Najświętsza nam w tym pomaga, niech wraz z wami uwielbia
Nieskończoną Miłość. Niech nam błogosławi – W imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego. Amen.
Materiał nadesłała jedna z czytelniczek strony Dzieciątka Jezus.
Elżbieta A - Bóg zapłać Elżbieto.