ŹRÓDŁO: http://gosc.pl/doc/1161025.Dyktatura-seksu/2
(GOŚĆ NIEDZIELNY z 27.052012r.)
O
przymusowej edukacji seksualnej dzieci w Niemczech i katastrofalnych skutkach
nauki masturbacji w przedszkolach z socjolożką Gabriele Kuby rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek.
Joanna
Bątkiewicz-Brożek: W swojej książce „Rewolucja genderowa. Nowa ideologia
seksualności” pisze Pani
o „dyktaturze seksu” i końcu chrześcijaństwa w Europie, które ma
być następstwem tej dyktatury. Czy to nie przesada?
Gabriele Kuby: – Mam
ze sobą świeższą książkę, zatytułowaną „Destrukcja wolności w imię
wolności”. Dzisiaj przecież każdy może wszystko. Z kim chce, jak chce.
Chrześcijanie zmuszeni są do milczenia w sferze seksu,
bo prawo w krajach Europy i USA stanowi się wbrew naszemu
postrzeganiu tej sfery. Pomijam antykoncepcję czy aborcję,
ale nie wolno nam np. głośno protestować wobec homoseksualizmu,
bo w 1973 r. amerykańskie towarzystwo psychiatrów ogłosiło
światu, że nie jest to choroba. I zaczęło się. Nagle
wszyscy o odmiennej orientacji płciowej poczuli się dyskryminowani
przez heteroseksualne pary oraz Kościół i domagają się adopcji
dzieci. Seks stał się bożkiem, wypaczono jego sens i piękno.
Skąd się
wzięły te tendencje?
–
Trzeba się cofnąć do 1968 r. To początek rewolucji
seksualnej. Pokolenie ’68 zasiada dziś w instytucjach europejskich, tworzy
elity władzy tego świata. Rewolucja seksualna toczy się pod kryptonimem
Gender Mainstreaming, polityki genderowej.
To znaczy?
–
Pod pozorem walki o równouprawnienie zrównuje się mężczyznę
z kobietą, zaciera się tożsamość płciową. Aborcja urosła
do rangi praw człowieka, pornografia jest normą. Słyszymy
o ciągłych molestowaniach seksualnych dzieci – w latach 90.
w Niemczech np. wyszło na jaw aż 15–20 tys. takich
przypadków.
I nie dotyczyły księży!
– Mamy badania
w Niemieckim Instytucie Młodzieżowym (Deutschen Jugendinstitut), które
wykazały, że dzieci i młodzież coraz więcej nadużyć seksualnych popełniają
na swoich rówieśnikach. Młodzież od 14 do 16 roku życia popełnia
przestępstwa seksualne na dzieciach!
A wszystko to konsekwencja uczenia młodych – mówiąc
w skrócie – seksu na obowiązkowych zajęciach
już w przedszkolu.
Jak
to w przedszkolu?
– Edukacja
seksualna jest obowiązkowa w Niemczech od przedszkola.
Jest konkretny program, są podręczniki, przygotowane przez
„specjalistów” zabawy.
Zabawy? – Choćby w doktora.
A jak się
w to bawi? –
Bada się specjalnie przygotowane lalki z narządami płciowymi,
ale i pokazuje się na własnym ciele, gdzie,
co i jak działa.
Zaraz, zaraz.
Za takie rzeczy w USA idzie się do więzienia.
– U nas jest to element edukacji
seksualnej.
Maluchy uczą się anatomii narządów płciowych oraz jak ich używać
niekoniecznie do prokreacji, a do zaspokojenia swoich
seksualnych potrzeb. Ministerstwo ostatnio wydało książeczkę „ABC małego ciała.
Leksykon dla
dziewczynek i chłopców”. Proszę zobaczyć: rozmiar 7 na 7 cm,
zmieści się więc w każdej dziecięcej rączce. I wszystko
na wesoło i kolorowo. I cytat – z góry przepraszam, jeśli
przekracza granice przyzwoitości – „dotykanie jąder może być rozkoszne
i piękne”, „Łechtaczka znajduje się z przodu pomiędzy małymi
wargami sromowymi. Dotykanie łechtaczki może dostarczyć wiele rozkoszy” albo
„Prezerwatywy można kupić w różnych kolorach, rozmiarach i gustach
smakowych. Dzięki nim można zapobiegać ciąży, uniknąć zarażenia się
chorobami”. Do tego mamy obrazek penisa w czasie wzwodu.
I ostatni cytat: „Bycie lesbijką jest dla niektórych ludzi
niezwyczajne, ale to jest zupełnie normalne. Tak jak można mieć
ochotę na czekoladę, tak samo kobiety i mężczyźni mogą mieć ochotę
na seks z samym sobą”.
Jeszcze proszę
powiedzieć, że zabawa w lesbijki jest normą w niemieckim
przedszkolu…
– Prawie.
Nie we wszystkich przedszkolach jest to stosowane,
ale taki jest trend: rozstawia się dzieci po kątach
i każe przytulać oraz uczy masturbacji.
Maluchy? Opowiada
Pani bajki… – Taka jest rzeczywistość w moim
kraju.
Ja bym
swojego dziecka do takiego przedszkola nie posyłała,
a już na pewno nie na edukację seksualną. – I poszłaby pani
do więzienia.
Za co?
Że broniłabym moje dziecko przed gwałtem na jego psychice? Przecież
jako rodzic odpowiadam za nie.
–
Nie do końca. Wprawdzie konstytucja Niemiec mówi, że „troska
o dzieci i ich wychowanie są naturalnymi prawami rodziców
i ich pierwszorzędnym obowiązkiem” (art. 6),
ale na przykład w 1986 r. bawarski Sąd Administracyjny
zdecydował, że konstytucyjne prawo rodziców do wychowywania dzieci
jest ograniczone przez powszechny obowiązek szkolny. A ministerstwo
edukacji do programu szkolnego i przedszkolnego wprowadziło edukację
seksualną. Więc jest obowiązkowa. W Niemczech jako jedynym kraju
w Europie jest też zakazany tzw. homeschooling, czyli nauczanie
w domu. Mieliśmy taki głośny przypadek w 2006 r., rodziny Plett. Uczyli dzieci w domu, protestowali wobec programu edukacji
seksualnej.
Policja
wtargnęła do nich, aresztowano matkę, ojcu udało się uciec
z dziećmi do Austrii.
Ale dlaczego w edukację seksualną
włączają przedszkolaków?
–
Powołują się na antropologię: dzieci są istotami seksualnymi
od narodzenia i mają potrzebę zaspokojenia seksualnego i prawo
do niego. Powinny być w tym wspierane przez rodziców
i wychowawców. Bo aktywność seksualna dziecka od wieku
niemowlęcego jest znakiem zdrowego rozwoju psychoseksualnego.
To przecież
bzdura. Jako rodzic pozwałabym takie państwo do sądu.
–
W Niemczech też tak kilku odważnych myślało, skargi wnieśli nawet
do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wszystkie pozwy rodziców o zwolnienie
z obligatoryjnych zajęć z wychowania seksualnego zostały odrzucone.
Także te motywowane wiarą i przekonaniami. Kiedy rodzice –
a było takich przypadków w ostatniej dekadzie w Niemczech
kilkadziesiąt – próbowali nie posyłać dzieci na takie zajęcia,
wymierzano im grzywnę, a były też przypadki pozbawienia ich praw
do opieki nad dziećmi i kary ograniczenia wolności.
A co na to wszystko
organizacje chroniące prawa dziecka?
– Nic. Bo niemieckie programy i prawo
nie są wzięte z powietrza. Bazują na światowych wytycznych. Czytała pani „Standardy wychowania seksualnego
w Europie” przygotowane przez Światową Organizację Zdrowia?
Przykładowo dla przedziału wiekowego od 0 do 4 lat edukacja
według WHO ma koncentrować się wokół pytań „Co daje przyjemność? Moje
ciało należy do mnie”. Dla cztero- i sześciolatków program WHO
przewiduje temat: „Masturbacja we wczesnym dzieciństwie. Relacje
jednopłciowe. Różne koncepcje rodziny. Rozmowa na tematy seksualne”.
Dzieci
do 9. roku życia mają wiedzieć
wszystko o autostymulacji, stosunku i antykoncepcji. Są elementy
pt. „Seks w mediach” oraz „Choroby weneryczne. Nadużycia. Prawa
seksualne”. Do 15. roku życia dzieci wiedzą
już, co to jest polityka genderowa i płeć biologiczna.
Mają zakodowane, że ochronę przed zarażeniem wirusem HIV i chorobą AIDS
zapewnia używanie prezerwatywy i uprawianie seksu analnego, masturbacji.
3) Jak pani uważnie przeczyta, nie ma w programie WHO żadnego
punktu dotyczącego rodziny! Za to jest tam lista
organizacji, które w Europie i w USA prowadzą i monitorują
„kształcenie seksualne” dzieci i młodzieży.
Niektóre z tych organizacji
SĄ AKTYWNE JUŻ W POLSCE. Ale widzę,
że tym wszystkim panią zgorszyłam.
Przeraziła mnie
Pani.
– Proszę
zauważyć, że organizacje rzekomo stające w obronie praw dziecka
mówią: „dziecko ma PRAWO do zaspokojenia seksualnego. Nie możemy
ograniczać takich potrzeb”.
A co na to wszystko
Kościół niemiecki?
– Początkowo
pojawił się mocny opór, również ze strony Kościołów. Niestety
ta walka została przegrana. Teraz nie robią one nic.
Podręczniki
do edukacji seksualnej do przedszkola i szkoły podstawowej
zatwierdziło nie tylko ministerstwo edukacji i zdrowia,
ale także Kościół katolicki w Niemczech. To jest coś,
co mnie boli.
Czy to jeszcze
echo słynnej deklaracji z Koningstein z 1968 roku?
–
Niestety. Kościół niemiecki powiedział w niej „nie” dla encykliki Pawła VI
„Humanae vitae”, „nie” dla zakazu używania prezerwatyw.
To pokutuje i do dziś zarzuca się naszym biskupom,
że nie mieli sił, by stanąć w obronie życia. Dlatego teraz trudno
o radykalizm i jednomyślność w kwestii edukacji seksualnej. Pod
tym względem aż taka rewolucja może nie czeka Polski. Wasz Kościół
jest silny i na szczęście sprzeciwia się dyktaturze seksu,
proponuje dobre programy i propaguje naturalne metody poczęcia,
co w Niemczech jest reliktem przeszłości.
Jaka dla nas (Polaków) wypływa lekcja
z tego wszystkiego?
–
Mam pogląd radykalny w tym względzie. Ograniczyć edukację seksualną dzieci
i młodzieży przez szkołę i media. Nie wpuszczać jej tam
w ogóle. Los waszych dzieci jest w waszych rękach teraz.
Nie przegapcie w Polsce tej chwili. Trzeba się zorganizować
i nie dopuścić do zmian, jakie dopadły Europę.
A gdyby
opracować dobry program?
– Scenariusz Niemiec wyglądał tak,
że najpierw program edukacji seksualnej wydawał się wyważony
i pro life, prorodzinny. Ale zgodnie z zasadą „daj
palec, wezmą rękę”, szybko doszło do poluzowania zasad. Więc nie ma
innej drogi jak radykalna. Rozmawiać z dziećmi na tematy seksu,
prokreacji – to ważne, by nie oddzielać tych dwóch elementów – trzeba
w domu. To jest miejsce, gdzie dziecko powinno się
wszystkiego nauczyć.
Większość
rodziców nie wie jak się do takich rozmów zabrać. Pani ma
trójkę. Rozmawiała Pani z nimi?
– Moje dzieci
są już dziś dorosłe, mają ponad 20 i 30 lat. Należałam
do pokolenia ’68, tego pokolenia wyzwolenia seksualnego. Przeszłam rozwód.
Nawrócenie przyszło dopiero po tym dramacie. Ale nie chciałabym
dziś o tym mówić. Moje dzieci czytają moje książki. Są dorosłe –
rozmowa jest inna. Żałuję, że nie miałam takiej okazji
wcześniej, że moja świadomość była uśpiona. Ale uważam, że jeśli
delikatnie i z miłością podejdziemy do tematu, to się uda.
Pytanie, kiedy
jest na to dobry czas...
– Czas
wyznacza dziecko. Wtedy, kiedy zapyta. Nic na siłę. Programy edukacyjne
w Niemczech czy wymyślone przez WHO nie czekają, aż spyta.
Po prostu gwałcą niewinną świadomość malucha, odbierają dzieciństwo
i niszczą naturalne poczucie wstydu. A ono pokonuje się tylko
w intymnej relacji miłosnej, godnej, dojrzałej, a nie przez
dotykanie plastikowych organów płciowych czy naciąganie prezerwatywy
na banana
Nawet Zygmunt Freud uważał,
że seksualizacja dzieci przyniesie tylko szkody wychowawcze. Potwierdza
to medycyna: poziom hormonów płciowych, testosteronu u chłopców
i estrogenu u dziewczynek jest wysoki tylko przez dwa miesiące
po urodzeniu. Potem spada, aż do okresu pokwitania. Rozbudzenie
i na siłę stymulowanie go w dzieciństwie prowadzi do zaburzeń
osobowości. Dzieci mają prawo być dziećmi.
Czymże
jednak są opisane wyżej seksualne praktyki wpajane dzieciom od przedszkola?
Takie
rozbudzenie seksualne prowadzi tylko do jednego do poszukiwania aktów płciowych
poza małżeństwem, zresztą w dzieciństwie i wczesnej młodości akurat o
małżeństwie nie ma mowy, lub masturbacji. Czy są to grzechy ciężkie, czy tylko
tak mi się wydaje?
Celowo
poruszam dwa być może mocno odległe od siebie tematy, czyli edukację seksualną
w niemieckich przedszkolach oraz sprawę I Komunii Świętej bez I Spowiedzi, aby
pokazać coś w rodzaju schizofremii występującej w niemieckim kościele. Jak
można uzasadniać, że 8-9 letnie dziecko nie może popełnić grzechu ciężkiego
wiedząc, że dzieci te od przedszkola są zachęcane do masturbacji.
Przyglądając się tym praktykom niemieckiego państwa i kościoła można
wyciągnąć następujące wnioski:
1. niemieccy biskupi nic nie wiedzą o
działalności państwa i pozostając w błogiej nieświadomości pozwalają na
świętokradczą I Komunię Świętą,
2. niemieccy
biskupi wiedzą o działalności państwa jednak udają, że nie ma problemu dla
"świętego" spokoju,
3. niemieccy
biskupi wiedzą o działalności państwa i świadomie współpracują biorąc udział w
deprawowaniu moralnym i duchowym całego niemieckiego narodu.
O wprowadzeniu edukacji seksualnej do
polskich przedszkoli dyskutowano już w 2010 roku w czasie konferencji zorganizowanej z
okazji światowego dnia antykoncepcji.
W opinii publicystki Kazimiery
Szczuki edukacja seksualna dzieci powinna rozpoczynać się jak
najwcześniej - już od przedszkola, "tak aby seksualność
była dla młodego człowieka czymś naturalnym". - W wieku 14 lat młodzież
często nie chce, wstydzi się rozmawiać - zaznaczyła. Dodała także, że
edukowanie młodych ludzi powinno odbywać się w duchu humanistycznym, traktując
życie seksualne jako dziedzinę kultury człowieka.
Seksuolog prof. Lew Starowicz podkreślił, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) dysponuje programami edukacji seksualnej, które obejmują także przedszkola. Jego zdaniem programy te dają wszechstronną wiedzę nt. seksualności człowieka. - Sprawa antykoncepcji jest tylko jednym z wielu tematów - podkreślił. - Tam jest mowa o miłości, o specyfice relacji między płciami - oczekiwaniach kobiet, oczekiwaniach mężczyzn, o wpływach wychowania rodzinnego, kultury, religii na nasze odczucia seksualne, o tym, jak nasze zachowania: słowa, gesty oddziałują na drugą osobę i jak ona na to reaguje - podkreślił. - Tam jest także mowa o następstwach psychicznych naszych relacji, także o tym, jak się mamy rozstać - dodał.
Zdaniem Starowicza brak edukacji seksualnej w szkołach powinny rekompensować media, organizacje pozarządowe, lekarze.
Seksuolog prof. Lew Starowicz podkreślił, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) dysponuje programami edukacji seksualnej, które obejmują także przedszkola. Jego zdaniem programy te dają wszechstronną wiedzę nt. seksualności człowieka. - Sprawa antykoncepcji jest tylko jednym z wielu tematów - podkreślił. - Tam jest mowa o miłości, o specyfice relacji między płciami - oczekiwaniach kobiet, oczekiwaniach mężczyzn, o wpływach wychowania rodzinnego, kultury, religii na nasze odczucia seksualne, o tym, jak nasze zachowania: słowa, gesty oddziałują na drugą osobę i jak ona na to reaguje - podkreślił. - Tam jest także mowa o następstwach psychicznych naszych relacji, także o tym, jak się mamy rozstać - dodał.
Zdaniem Starowicza brak edukacji seksualnej w szkołach powinny rekompensować media, organizacje pozarządowe, lekarze.
Zwróćmy
uwagę na słowa pana Starowicza - edukację seksualną przerzuca min. na media.
Nic tylko pogratulować pomysłu, soft-porno dla przedszkolaków. Obyśmy tylko w tych najgorszych z możliwych
zawodów nie wyprzedzili Niemców.
Króluj nam Chryste - Andrzej