poniedziałek, 19 marca 2012

Akt poświęcenia się świętemu Józefowi

        Akt poświęcenia się świętemu Józefowi
Święty Józefie, mój najmilszy Ojcze, po Jezusie i Maryi najdroższy mojemu sercu, 
Tobie się powierzam i oddaję, jak powierzyli się Twej opiece Boży Syn i Jego Przeczysta 
Matka. Przyjmij mnie za swoje dziecko, bo ja na całe życie obieram Cię za Ojca, Opiekuna, 
Obrońcę i Przewodnika mej duszy. O mój najlepszy Ojcze, święty Józefie, prowadź mnie 
prostą drogą do Jezusa i Maryi. Naucz mnie kochać wszystkich czystą miłością i być 
gotowym do poświęceń dla bliźnich. Naucz walczyć z pokusami ciała, świata i szatana 
i znosić w cichości każdy krzyż, jaki mnie spotka. Naucz pokory i posłuszeństwa woli Bożej. 
O najdroższy święty Józefie, bądź Piastunem mej duszy, odkupionej Krwią Chrystusa. 
Czuwaj nade mną, jak strzegłeś Dzieciątka Jezus, a ja Ci przyrzekam wierność, miłość 
i całkowite posłuszeństwo, bo ufam, że za Twym wstawiennictwem będę zbawiony. 
Nie patrz na moją nędzę, ale dla miłości Jezusa i Maryi przyjmij mnie pod swą Ojcowską 
opiekę. Amen.
---
Tekst pochodzi ze strony:
http://www.swietyjozef.kalisz.

              Idź, bo ten człowiek umiera

Świadectwo o. Dominika Buszty 
W roku 1930 ksiądz Adam Sikora pracował jako wikariusz parafii w Borysławiu. Pewnego razu, 
gdy wieczorem położył się do łóżka i już zasnął, ktoś mocno zapukał do zamkniętej okiennicy, 
obudził go i natarczywie wołał: „Proszę zaraz iść do chorego, który dogorywa w bloku przy 
ul. Sobieskiego nr 50 na drugim piętrze”. Ksiądz wstał, wyszedł na ganek by zobaczyć osobę, 
która by go zaprowadziła do chorego, ale nikogo nie było. Wrócił więc do mieszkania i położył się 
do łóżka. Po krótkim czasie usłyszał ponowne pukanie i natarczywe wołanie by szedł do chorego. 
Wyszedł na ganek, ale nie było człowieka, który go wzywał. Pomyślał więc, że jest to jakaś 
prowokacja. Może zbuntowani Ukraińcy chcą go nocą wyciągnąć z domu i zamordować. 
Położył się do łóżka, ale tym razem już w ubraniu. Za chwilę, mimo zamkniętych drzwi, 
wchodzi bez pukania do mieszkania starszy wiekiem mężczyzna, zbliża się do łóżka, chwyta 
leżącego księdza, wyrzuca z łóżka i mówi surowym rozkazującym głosem: „Natychmiast idź 
pod wskazany adres, bo ten człowiek umiera!” Po tych słowach tajemnicza postać znikła.
Ksiądz zrozumiał, że ma do czynienia z jakimś nadprzyrodzonym zjawiskiem, któremu oprzeć się 
nie wolno. Śpieszy do kościoła, bierze z tabernakulum Najświętszy Sakrament, zabiera święte 
oleje i idzie na ul. Sobieskiego pod numer 50. Dzwoni do bramy i oznajmia stróżowi, że jest 
wezwany do chorego. Stróż zdziwiony odpowiada, że nic mu nie wiadomo, aby tu ktoś chorował 
i wzywał w nocy księdza. Gdy ksiądz informuje go, że potrójnym pukaniem do mieszkania ktoś 
go wzywał pod ten adres, bo na drugim piętrze umiera człowiek, stróż przypomniał sobie, że 
faktycznie jest tam chory lekarz, ale jest to człowiek niewierzący, który może księdza nie przyjąć. 
Na prośbę księdza prowadzi go na drugie piętro i wskazuje mieszkanie chorego. W drzwiach 
ukazuje się żona lekarza i pyta: „Kto księdza tu sprowadza o takiej porze? Przecież ani mąż ani ja 
nie prosiliśmy, bo oboje jesteśmy niewierzący; zbyteczna fatyga księdza”. Ksiądz powiedział, że 
wezwał go do chorego jakiś starszy mężczyzna, wskazał mu dokładny adres i zmusił by się tu udał.
Zaskoczona tą relacją żona decyduje się wprowadzić księdza do pokoju chorego. Na widok księdza 
chory zaintrygowany pyta: „Kto księdza tu sprowadza do mnie?” Ksiądz opowiada mu przebieg 
potrójnego wezwania przez jakiegoś starszego człowieka z siwą brodą, który po prostu wyrzucił 
go z łóżka i nakazał śpieszyć do chorego pod wskazany adres. Lekarz zamyślił się i polecił żonie, 
by przyniosła z sąsiedniego pokoju wiszący na ścianie obraz. Ksiądz poznaje, że to właśnie ten 
człowiek z obrazu wezwał go do chorego. Wtedy lekarz rozrzewnionym, drżącym głosem 
opowiedział jak to jego umierająca matka ten obraz świętego Józefa przekazała mu wraz z przepisaną 
na kartce modlitwą do świętego Józefa o szczęśliwą śmierć i nakazała mu, aby tę modlitwę odmawiał 
przez całe życie. I mówił dalej: „Chociaż straciłem wiarę i nie wierzyłem w Boga wraz z żoną, 
to jednak by dotrzymać słowa danego matce tę modlitwę machinalnie odmawiałem. Teraz widzę, 
że św. Józef nie pozwolił mi zginąć marnie. Proszę mnie wyspowiadać i pojednać z Bogiem.” 
Po spowiedzi przyjął pobożnie Komunię świętą jako Boski Pokarm na drogę wieczności oraz 
sakrament namaszczenia świętym olejem, gorąco dziękując młodemu kapłanowi, który o tej 
porze przybył do niego.
Ksiądz wyszedł zadowolony z wyświadczonej choremu posługi i skierował się do wyjścia. Nie zdążył 
dojść do windy, gdy nadbiegła żona chorego i płacząc zawołała: „Księże, mój mąż kona!” 
Wrócił więc kapłan by odmówić modlitwy za konającego. Katolicki pogrzeb odprawił ksiądz Adam 
na prośbę doktorowej.
Powyższą historię o św. Józefie, patronie dobrej śmierci opowiedział sam ks. Adam Sikora na 
spotkaniu księży diecezji przemyskiej w roku 1954.

---
Tekst pochodzi ze strony:
http://www.swietyjozef.kalisz.


 
Modlitwa do Świętego Józefa o dobrą śmierć 

O Święty Józefie, mój dobry Ojcze, któryś miał niewymowną pociechę umierania 
w objęciach Jezusa i Maryi, ratuj mnie zawsze zwłaszcza w tej chwili, kiedy dusza 
moja będzie blisko opuszczenia ciała. Wyjednaj mi łaskę oddania ducha podobnie 
jak Ty, w objęciach Jezusa i Maryi. Jezu, Maryjo, Józefie Święty, teraz i w godzinę 
śmierci w ręce Wasze oddaję duszę moją. Amen.



Tekst pochodzi ze strony:
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz