JAK WYCHOWAĆ DZIECI? - świetna książka z 1926 roku - rozdział II (o wychowaniu niemowlęcia)
Słyszałaś zapewne gadki o
napoju miłosnym, który ci lub owi przyrządzali i podawali innym do
picia, aby ich nagiąć do swojej woli. Otóż ja cię nauczę przyrządzać
taki napój dla twego dziecka, bez obawy narażenia się na miano
czarownicy.
"Gawędy Misjonarza"
ROZDZIAŁ II.
Rok 1/2.
„Ziarnko wyrasta z ziemi“.
toz kwileniem i płaczem przyszedł na świat człowiek. Czy mupodamy książkę ze stosownym
artykułem, aby poznał swe obowiązki u progu nowego żywota? Szkoda
naszego trudu, bo ten maleńki obywatel nie ma pojęcia o czytaniu. Jeść,
krzyczeć, spać, to jego zajęcie. Nie budźmyż go przeto, niech sobie śpi
spokojnie, by nas może krzykiem nie wypłoszył z domu, niech sobie
rośnie zdrowo — ja w interesie tego nowego gościa zwracam się d o tych, którym Opatrzność powierzyła nad n i m opiekę...
Spoglądnijcie,
proszę, na to maleństwo, spoczywające w kolebce. Prawda? Nie odznacza
się wcale pięknością. Ciałko jego pomarszczone, główka nieforemna,
pozbawiona włosów, ruchy jego niedołężne, a jakie wyprawia hałasy! Bywa,
że domownicy przez całą noc oka nie mogą zmrużyć. Mimo to jednak r o d z
i c e kochają je nad wyraz i
muszą je kochać, czy chcą, czy nie chcą. Bóg to wlał w ich serca
uczucie, które ich zmusza do miłości swego potomstwa bez względu na to,
czy ono zdrowe, czy chore, czy piękne, czy brzydkie. I owszem im
dziecię słabsze, im więcej nieszczęśliwe, tem czulszej od swych rodziców
doznaje miłości. Wielka w tem moc, mądrość i dobroć Boża.
Jeśli was tedy,
drodzy rodzice, obdarzył Stwórca dziecięciem, jeśli w sercu waszem
rozpalił ku niemu uczucie najczystszej miłości, uważajcież, aby ta
miłość wasza wyszła mu na pożytek. Sądzę, że się nie pogniewacie, gdy w
sprawie tak ważnej podam wam kilka wskazówek — wszak dobrą radą nigdy
się nie gardzi, zwłaszcza gdy ona pochodzi od życzliwego przyjaciela.
Zgóry jednak zastrzegam się, iż zgoła nie myślę pouczać was, jak należy
karmić dziecię, jak je przyodziewać, aby wyrosło zdrowe i silne —
pytajcie o to akuszerkę, lekarza, albo też doświadczoną teściową. Ja
jestem lekarzem duszy,
apteka moja znajduje się w kościele; to też stosownie do mego zawodu
skreślę parę słów, abyście umieli obchodzić się z duszą waszego
dzieciątka, iżby była miłą Bogu i osiągnęła cel swój ostateczny — zbawienie wieczne.
Przedewszystkiem
więc, ojcze, bo ty na razie jesteś teraz najwięcej w tej sprawie
interesowany, musisz postarać się o to; aby duszę dziecięcia jak
najprędzej zaszczepić. Ej! — powiesz — cóż to za rada? Czy ten człowiek
kpi, czy żarty stroi? Szczepi się, co prawda, dzieci, ale zazwyczaj
dopiero w rok po ich urodzeniu i szczepi się ciało przeciw ospie, duszy
przecież nie chwyci się ospa, ani też jej nie dotknie lancet lekarza.
Mój
drogi, ja się bynajmniej w żarty nie bawię, lecz z całą powagą nalegam i
proszę, oddaj duszę twego dziecięcia rychło do szczepienia. Pewnie nie
wiesz otem,
że duszyczka twej córeczki czy synka przyszła na świat dotknięta
niemocą, że przyniosła z sobą zarodek choroby, robaka, który ją toczy,
jad wężowy, który ją zatruwa. Ty tego nie widzisz, nie widzi tego piastunka,
bo oczy wasze są zakryte, wszakże Bóg, co przenika wszystko tak, jak ty
przeglądasz kroplę wody oświeconą promieniem słonecznym, dokładnie
widzi, co się dzieje w sercu twego dzieciątka. Wiesz, że pierwszy nasz
rodzic Adam przestąpił przykazanie Boże za podszeptem swej prawej
małżonki i od tej chwili żadna dusza ludzka nie przychodzi inaczej na
świat, jeno zarażona grzechem.
Smutna .to spuścizna po naszych pierwszych rodzicach, którzy
pożądliwością swoją zepsuli harmonję miłości nadprzyrodzonej, jaka
istniała między człowiekiem i Bogiem. W miejsce miłości wtargnęła
rozterka tak, iż ciało buntuje się przeciw duchowi, a duch przeciw Bogu.
I w duszy twego dziecięcia ta rozterka podnosi głowę i rośnie. Ono od pierwszej chwili swego istnienia już ma jadem grzechu zatrutą wolę,zawsze
gotową do podniesienia buntu przeciw swojemu Stwórcy. Przyznasz, iż Bóg
najświętszy nie może podobać sobie w takiej istocie, to też i dziecina
twoja, jakkolwiek sama nic złego nie uczyniła, jednak z natury swej
zepsutej jest dzieckiem gniewu Bożego. Ten właśnie nienaturalny
stosunek duszy twego dziecka do Boga, spowodowany grzechem naszych
pierwszych rodziców, trzeba koniecznie naprawić. Dlatego, jeśli
naprawdę kochasz swe dziecię i dobrze mu życzysz, to je zaniesiesz do
kościoła, aby odnowiło zerwany kontrakt z Bogiem, aby je zaszczepić
łaską Chrztu świętego.
Szkoda, iż ty,
matusiu, przykuta słabością do łóżka, nie możesz być świadkiem
odnowienia tego świętego przymierza — módl się przeto przynajmniej w
domu i proś Boga, aby twe dziecię nigdy nie złamało przyrzeczenia danego na Chrzcie
ś w. Wszakże ty, ojcze, pójdziesz przecież osobiście do kościoła wraz z
rodzicami chrzestnymi, bo ci nic nie stoi na przeszkodzie. Bądź
roztropny i nie naśladuj tych, co, zda się, jakoby tajemnic wiary nie
znali. Jakiż to nierozum! Kiedy śmierć zabierze dzieciątko, wówczas z
całą paradą niosą na cmentarz ciało, tę powłokę, którą opuściła dusza —
wówczas idzie ojciec za trumną w odświętnej odzieży, tak samo i
najbliższa rodzina, wielu znajomych i mnóstwo ciekawych, kiedy zaś
żyjące dziecię niosą do kościoła, aby się stało dzieckiem Chrystusa
Pana, świątynią Ducha św., aby nabyło niezaprzeczonych praw do nieba,
cóż widzisz? Oto wszyscy pozostają w domu, a tatuś woli raz po raz
próbować poczęstunku przygotowanego na przyjęcie chrzestnych rodziców i
gości, aniżeli być świadkiem tak uroczystej chwili. A cóż to za
obojętność, jakie niezrozumienie rzeczy! To już się nie ociągaj, mój
drogi ojcze, idź wraz z dziecięciem do kościoła i tam obmyślaj środki,
jakich przyjdzie ci użyć, aby syn twój, czy córka dochowali
przyrzeczenia, aby nie stracili z biegiem lat wraz z łaską Chrztu św.
Boga samego.
A kogóż to
upatrzyłeś sobie na kuma? Oczywiście kogóżby innego, jak nie wójta albo
bogatego stryja, lub bezdzietną zamożną ciocię? Nieprawdaż? Wszak oni
pragną tego zaszczytu, a co najważniejsza, nie pożałują swemu
chrześniakowi przedniego podarunku. Czyż ich nie stać na to? A zresztą
to ludzie wpływowi, których w różnych sprawach można będzie potrzebować.
Wszakże radzę ci, abyś się w wyborze rodziców chrzestnych nie kierował
własnym interesem. Ojciec chrzestny i matka chrzestna mają stanąć w
kościele przed Bogiem i ręczyć za dziecko, które trzymają na ręku, że
ono będzie prawdziwym chrześcijaninem katolikiem.
Co więcej, ci poręczyciele winni rodzicom pomagać w religijnem
wychowaniu chrześniaka, w razie zaś, gdy oni zaniedbują obowiązku
wychowania, lub pomrą, muszą ich całkiem zastąpić. A więc rodzice
chrzestni są nie tylko świadkami i ręczycielami wobec Boga, lecz i
prawdziwymi ojcami duchownymi, opiekunami, wychowawcami. A takich
ludzi, którzy rzeczywiście chcą i mogą spełnić przyjęte na siebie
zobowiązania względem dziecka, nie znajdziesz w każdym domu. Mimo to
szukaj ich koniecznie. Lepiej weź sobie na kuma uczciwego wyrobnika,
aniżeli bogatego stryjaszka, który nie zna zasad wiary i nie lubi niemi
zbytnio krępować się w życiu. Tamten będzie miał dobro twego dziecka na
oku, a ten po skończonej uroczystości zupełnie o niem zapomni.
Stryjaszka, wójta, jeśli ci na nich tak bardzo zależy, zaproś najwyżej
na chrzciny. Nie zważaj wcale na to, iż będą mieli do ciebie urazę —
niewiele pomoże ci przyjaźń ludzka, jeśli ty i dziecko twoje utracicie przyjaźń Boską
* * *
A teraz zwracam się do ojca chrzestnego.
Każdy kapłan,
jeśli mu tylko czas na to pozwala, odczytuje zazwyczaj rodzicom
chrzestnym obowiązki, jakie zaciągają względem dziecięcia, które
trzymają do chrztu św. Mogło jednak zdarzyć się, iż proboszcz nie miał
dobrej wymowy, a ty znowu z powodu osłabionego słuchu lub nieuwagi nie
dobrze zrozumiałeś, co mówił — przeto nie od rzeczy będzie powtórzyć ci
po raz drugi te zobowiązania, abyś je sobie dobrze zapamiętał.
Otóż,
mój drogi ojcze chrzestny, kiedy stoisz przed ołtarzem czy przed
chrzcielnicą w obliczu Boga i w obliczu Świętych Pańskich, powiedz
sobie: — „Tak jak teraz spoczywa na mych rękach ciało dziecięcia, tak też ma spoczywać jego d u- s z a n a mej
d u s z y. I kiedy będę po śmierci składał rachunek przed Bogiem z
wychowania własnych dzieci, usłyszę jeszcze pytanie: — a co stało się z
niemowlęciem, w imieniu którego wyrzekałeś się na chrzcie św. szatana i
wszystkich spraw jego? Zdaj liczbę z włodarstwa twego!“ — A nie jest to
drobnostka brać na siebie odpowiedzialność za nieśmiertelną duszę
człowieka. To też dobrze trzeba ci się
namyślić, czy przyjąć zaproszenie na kuma, nie z przyczyny tej złotówki
lub prezentu, jaki ci przyjdzie złożyć w darze, lecz z powodu obawy o
własną duszę, którą dajesz w zastaw za bezpieczeństwo duszy dziecięcia. A
ty może dotąd sądziłeś, że cała posługa ojca chrzestnego kończy się na
wręczeniu organiście sutego napiwku albo na obfitej i wesołej uczcie na
chrzcinach. O jakże grubo się mylisz!
Tymczasem pamiętaj, że ojciec chrzestny nie tylko jest świadkiem wobec Kościoła, lecz i opiekunem i wychowawcą dziecka,
które trzyma do chrztu św. — przeto też winien rodzicom pomagać około
jego wychowania, a w razie śmierci nawet całkiem ich zastąpić. Jeśli w
ten sposób pojmujesz urząd ojca chrzestnego, a chrześniak za twojem
staraniem wyrośnie w mądrości i w łasce u Boga i u ludzi, to wtedy
możesz być pewny, iż w dniu sądu sowitą za twój trud otrzymasz zapłatę
od Boga. .
Jeszcze kilka
słów do ciebie, kochana matko. Jakże zdrowie? Niedługo przyjdziesz
zupełnie do siebie. Radzę wszelako nie zrywać się wcześnie, jeśli jesteś
pracowita i skrzętna, w przeciwnym zaś razie, jeśli lubisz próżnować,
nie leż zbyt długo. A nie pij też za wiele kawy i nie sprowadzaj sobie
poza plecami męża cukierków lub ciastek. Słodycze te, miłe coprawda dla
języka, w niczem nie przyczynią się do zdrowia, a bądź co bądź jest to
kradzież domowa. A może zakrapiasz się od czasu do czasu wódeczką? Gdyby
tak było, to wiedz, że gorszą jesteś od dzikiego zwierzęcia, bo ono
nigdy nie szkodzi swym młodym, a ty zaś, karmiąc swe dziecię pokarmem
zatrutym, zaszczepiasz w jego organizm chorobę, a niejednokrotnie i
śmierć mu zadajesz.
A gdy już
będziesz całkiem zdrowa, wiesz dobrze, dokąd należy ci skierować
pierwsze swe kroki. Masz stawić się z niemowlęciem w kościele, a b y j e
o f i a rować Bogu i otrzy- mać dla siebie i d l a niego błogosławieństwo.
O tem wiele możnaby powiedzieć. Nie mam zamiaru przerażać cię i
straszyć, a przecież jedno muszę ci przypomnieć. Idąc do wywodu,
niesiesz swe dziecię do kościoła dlatego, że ono jest własnością Boga.
Bóg ci go tylko pożyczył i kiedyś znowu z powrotem zażąda go od ciebie.
Nie wielki to trud zanieść niemowlę do Pana Jezusa, daleko trudniej
będzie przeprowadzić je przez życie do nieba. Wymaga to ciężkiej walki,
ustawicznego czuwania, wytrwałej obrony, ciągłego kierownictwa, a
nadewszystko wielkiej miłości i poświęcenia. Oczywiście naukę i
upomnienia, tę czynną pracę nad wyrobieniem duszy dziecka, trzeba ci
odłożyć na czas późniejszy — zanadto głęboko tkwi ona jeszcze w ciele —
wszakże teraz wychowuj swoją dziecinę modlitwą. Proś tedy codziennie Boga, aby ono wyrosło na Jego chwałę i na twoją pociechę. Przytem nie żałuj mu dobrego przykładu.
A mam na myśli szczególniejszego rodzaju przykład, którego dziecię nie
potrzebuje rozumieć, a mimo to przejmie się nim zupełnie. Zanim niemowlę
ujrzało światło dzienne, już ono wtedy wraz z twoją krwią przejęło twe
błędy i ułomności. Teraz karmisz je w inny sposób, karmisz je mlekiem
swych piersi, z którem przejmuje dobre i złe przymioty i twego ciała i
twej duszy. O matko, matko, miej litość nad własną dzieciną i nie
podawaj jej wraz z pokarmem gniewu i kłótliwości, obżarstwa i opilstwa,
skąpstwa i zazdrości, bezbożności i wstrętnych chuci zmysłowych.
Słyszałaś zapewne
gadki o napoju miłosnym, który ci lub owi przyrządzali i podawali
innym do picia, aby ich nagiąć do swojej woli. Otóż ja cię nauczę
przyrządzać taki napój dla twego dziecka, bez obawy narażenia się na
miano czarownicy. Posłuchaj. — Przez cały czas karmienia dziecięcia
własną piersią staraj się koniecznie, abyś była prawdziwie pobożną, łagodną i uprzejmą.Jeżeli
będziesz postępowała w ten sposób, niemowlę przejmie się twem dobrem
usposobieniem tak, że później z latami łatwiej nakłonisz je do
pobożności, do uprzejmości, do miłości Boga, bliźniego i rodzeństwa.
Droga matusiu, jeśli nie ze względu na Boga i na zbawienie twej duszy,
to bodaj ze względu na dobro dziecięcia, które przecież miłujesz całem
sercem, nie dopuść do tego, aby ono z twej winy miało już w kolebce
nabyć złych skłonności.
Jeszcze jedno -—
kiedy podajesz pierś dziecięciu, a masz starsze dzieci, usuń się z przed
ich oczu. Tego wymaga prosta przyzwoitość. Tak też uczyń, kiedy swoje
maleństwo kąpiesz lub ubierasz.
echochrystusakrola.info
KRÓLUJ NAM CHRYSTE ! !