sobota, 30 czerwca 2012

Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych

Zarówno w Składzie Apostolskim, który znamy od dzieciństwa, jak i w mszalnym, czyli konstantynopolskim wyznaniu wiary, tuż po słowach o Wniebowstąpieniu stwierdza się, że Pan Jezus przy końcu dziejów ponownie przyjdzie jako sędzia.
W Ewangelii czytamy, że wtedy zasiądzie [On] na swym tronie chwały. Zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów (Mt 15, 31-32). Słowa te dotyczą Sądu Ostatecznego, podczas którego ciała zmarłych powrócą do życia, czyli ponownie połączą się każde z własną duszą. Chodzi tu jednak o ujawnienie, ogłoszenie tego, co dokonało się wcześniej. Sąd najistotniejszy, bo dotyczący każdego człowieka z osobna, dokonuje się w chwili śmierci. Jest on nazywany szczegółowym i z pewnością o nim myślał Paweł, gdy pisał: Wszyscy… musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, by każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre (2 Kor 5, 10; Rz 14, 10). To zaś dokonuje się w chwili śmierci, bo wtedy „w okamgnieniu” (1 Kor 15, 52) Bóg, jakby w streszczonym filmie, ukazuje człowiekowi całe jego życie i zapada wyrok, który tenże człowiek uznaje za słuszny. Chodzi więc o to, by znaleźć się po stronie „owiec”, a nie po lewej stronie przewidzianej dla „kozłów”.Rozstrzyga tu stan duszy w chwili śmierci. Jak przypomniał to Pan Jezus poprzez swą powiernicę siostrę Faustynę, nawet największy grzesznik, który z żalem westchnie do Jego Serca miłosiernego, uniknie potępienia. Na nie bowiem sami siebie skazują ci, którzy do ostatniej chwili są wrodzy Bogu lub którym co najmniej do końca na Nim nie zależy. Oni to, po smutnym sądzie szczegółowym, w dniu ostatnim usłyszą: Przeklęci, idźcie ode Mnie precz w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom (Mt 25, 41).
Piekło istnieje Jak słyszymy z ust Pana Jezusa, piekło istnieje i jest ono wieczne, czyli nie ma końca. On sam rzekł: Pójdą ci na wieczną karę, a sprawiedliwi – do życia wiecznego (w. 46). Zostało to trafnie ujęte przez Dantego, który nad bramą piekła poetycko umieścił napis: Porzućcie wszelką nadzieję…, w znaczeniu: Nigdy stąd nie wyjdziecie. Z pewnością jeszcze większym powodem bólu jest tam świadomość każdego, że sam, poniekąd własnymi rękoma wtrącił się w otchłań.Cierpienia w piekle są dwojakie. Pierwsze zaczynają się tuż po śmierci, czyli po sądzie szczegółowym, a polegają na świadomości odłączenia od Boga, które nie będzie mieć końca. Drugie rozpoczną się po Sądzie Ostatecznym, gdy zmartwychwstałe ciało ponownie złączy się z duszą, a wtedy również ono – czyli jego zmysły – będzie cierpieć takie męki i w takiej mierze, w jakiej – bez późniejszej pokuty – zgrzeszyło na ziemi.Możliwe, że pod tym kątem osobliwie wymowne są słowa Psalmu: Słuchaj mój ludu, chcę cię napomnieć; / obyś Mnie posłuchał, Izraelu! […] / Lecz mój lud nie posłuchał mojego głosu, / Izrael nie był Mi posłuszny. / Pozostawiłem ich przeto twardości ich serca: / niech postępują według swych zamysłów (Ps 80, 9. 12-13). Są bowiem wolni, lecz powinni wiedzieć, że ci, którzy popełniają grzech i nieprawość, są wrogami własnej duszy (Tb 12, 10).
Ogień wieczny
Przyczyną tych cierpień, jak słyszeliśmy z Ewangelii, ma być „ogień wieczny” (Mt 25, 41), bo dla potępionych [gryzący] robak nie ginie i ogień nie gaśnie (Mk 9, 48). O tym zaś, jaki jest ten ogień, niewiele da się powiedzieć poza tym, że jest on inny niż ogień ziemski. Poza tym jest pewne, że po zmartwychwstaniu ciał przy Sądzie Ostatecznym, kiedy to ponownie połączą się każde z własną duszą, także one będą cierpieć ­fizycznie.Kilku pisarzy kościelnych w pierwszych wiekach, zwłaszcza Orygenes i Grzegorz z Nyssy, utrzymywało wprawdzie, że nawet potępieni, włącznie z diabłami, kiedyś dostąpią zbawienia. Były to jednak wyjątki wśród jednomyślnego nauczania Ojców, którzy powszechnie sprzeciwili się temu mniemaniu, podkreślając, że według Ewangelii wieczny jest stan zarówno zbawionych, jak i potępionych..Od pierwszych wieków Kościół na najwyższym szczeblu nauczania głosił tę naukę, a wespół z Grekami odnowił ją na powszechnym Soborze Liońskim II (1274 r.) i Florenckim (1439 r.), kiedy stwierdził, że dusze tych, co umierają w osobistym grzechu ciężkim lub tylko w pierworodnym, spadają zaraz do piekła, gdzie jednak doznają kar rozróżnionych.
Śmierć w grzechu pierworodnym
Niebezpieczeństwo dotyczy więc również tych, co umierają tylko w grzechu pierworodnym, czyli bez grzechów osobistych, a takimi są na ogół dzieci. Co do ich stanu wprawdzie nic nie zostało objawione wyraźnie, lecz pewne jest, że one nie mogą dostąpić oglądania Boga, przy czym jednak będzie im zapewniona szczęśliwość naturalna, czyli dobrobyt w rozumieniu ludzkim. Owo szczęście jest oczywiście małe w porównaniu z tym, którego zażywają święci w niebie, lecz – mimo tego – przynosi wiele radości, jakiej obrazem może być pogodny stan wiernych Pańskich na ziemi. Na tym tle wyraźnie rysuje się konieczność udzielania chrztu dzieciom, zwłaszcza chorym. Ubocznie wskazuje na to św. Paweł pisząc, że […] przez jednego człowieka [Adama] grzech wszedł na świat, a przez grzech – śmierć; i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, bo wszyscy zgrzeszyli (Rz 5, 12). Jednakże, jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności: Chrystus [zmartwychwstał] jako pierwociny, potem [powstaną z martwych] ci, co należą do Chrystusa podczas Jego przyjścia (1 Kor 15, 22-23). Nauka o kresie życia ludzkiego została streszczona przez Pana Jezusa już podczas drugiego pobytu w Jerozolimie, gdy rzekł: Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał Synowi mieć życie w sobie. Dał Mu władzę sądzenia, bo jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu. Nadchodzi bowiem godzina, gdy wszyscy, którzy są w grobach, usłyszą głos Jego. Ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia (J 5, 26-29). Nie powinno więc dziwić, że już na początku głoszenia Ewangelii apostołowie, z Piotrem na czele, podkreślali, że Pana Jezusa Bóg [Ojciec] ustanowił sędzią żywych i umarłych (Dz 10, 21-23). To jednak u niektórych wywoływało strach (Dz 24, 25) albo kpinę (Dz 17, 30-32).
Miłość i sprawiedliwość Niektórym wprawdzie wydaje się, że nauka chrześcijańska o kresie życia jest nazbyt surowa, lecz już pośród ludzi miłość nie wyklucza sprawiedliwości, a czasem nawet wymaga jej. Jakiż to bowiem syn – rzecze Paweł – którego by ojciec nie karcił? Jeśli jesteście pozbawieni karcenia, którego uczestnikami stali się wszyscy, to nie jesteście synami, lecz dziećmi nieprawymi (Hbr 12, 6) lub pasierbami, na których losie ojcu nie zależy. Jeśli więc u ziemskiego ojca miłość idzie w parze ze sprawiedliwością, to nieskończenie ściślej obydwie złączone są one w Ojcu niebieskim, i to do tego stopnia, że zasadniczo obydwie są tożsame z Jego istotą.. Do chwili ostatniego tchnienia człowieka Bóg podejmuje wszelkie środki, by go ustrzec od klęski, lecz szanuje wolną wolę, z jaką go stworzył. Tu o swym losie rozstrzyga sam człowiek. Słuchaj, mój ludu, chcę cię napomnieć, obyś posłuchał mię Izraelu […] Lecz mój lud nie posłuchał mojego głosu, Izrael nie był Mi posłuszny. Zostawiłem ich przeto twardości ich serca: niech postępują według swych zamysłów (Ps 81, 9, 12-13). Biblijnej prawdzie o tym, że Bóg jest miłością (1 J 4, 16) niczego nie ujmuje trzecia spośród sześciu prawd wiary, czyli że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Wyraził to zresztą już Paweł pisząc: Bez wiary nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że [On] jest i że wynagradza tych, co Go szukają (Hbr 11, 6). Poza zatwardziałymi grzesznikami wszyscy inni mogą więc dostąpić zbawienia, jeśli tylko przed śmiercią choć w okamgnieniu wzbudzą sobie żal, zwłaszcza ten, który zwany jest doskonałym, bo pochodzi nie ze strachu przed karą, ale z miłości do Boga, który został obrażony. To wystarcza, jeśli nie ma spowiednika lub czasu na spowiedź, natomiast w innych przypadkach należy wyznać grzechy ciężkie. Kto więc choćby w ostatniej chwili zwróci się do Bożego Miłosierdzia, ten nie będzie potępiony. Trafi natomiast do swoistego przedpokoju nieba, którym jest czyściec. Tam odbędzie karę doczesną za grzechy wprawdzie odpuszczone, lecz nie w pełni odpokutowane: także dlatego, że zadośćuczynienie, które zadawali kapłani przy jego spowiedziach nie w pełni równało się temu, co powinien był on odpokutować według Bożej sprawiedliwości. Pod tym względem bezcenne są odpusty (zupełne lub cząstkowe), czyli odpuszczenie owych kar doczesnych, jakiego łatwo można dostąpić jeszcze tu, na ziemi. Nie mniej ważna jest modlitwa za zmarłych, a zwłaszcza ofiara Mszy Świętej za nich sprawowana, co jest tym bardziej oczywiste, że już w Starym Przymierzu powiedziano: Święta i zbawienna jest modlitwa za zmarłych, aby zostali oni odkupieni z grzechów (2 Mch 12, 46).
Odpowiedzieć na miłość W artykule tym, jak widać, nie chodzi o to, by straszyć, albowiem Bóg jest miłością (1 J 4, 16), stąd pragnie On, by jego dziecko miłością odpowiedziało na Jego miłość, której wyrazem najwyższym jest krzyżowa śmierć Syna Jego. Jedyną zaporę dla tej miłości może postawić sam człowiek, który by podeptał Syna Bożego i zbezcześcił krew Przymierza, przez którą został uświęcony (Hbr 10, 29). Jest to więc tylko braterska zachęta do umocnienia lub do odnowienia dojrzałej, czyli odpowiedzialnej postawy względem Pana Boga. On zaś przede wszystkim musi kochać samego siebie, bo przecież On jest dobrem najwyższym. W kolejnym punkcie logiczno-warunkowym, tj. nie czasowym, pragnie On być miłowany przez kogoś­, kto znajdowałby się jakoś na zewnątrz Niego­, a głównie przez tego, kto kochałby Go w stopniu najwyższym. Stąd, bez względu na jakikolwiek grzech ludzki, postanowił On, że narodzi się Pan Jezus Chrystus, w którym druga osoba Trójcy, czyli Syn Boży, do swej odwiecznej natury boskiej dołączy naturę ludzką, rodząc się z Najświętszej Maryi Panny. Rodzaj ludzki zaś przewidział On jako chór współmiłośników (condiligentes), zebranych wokół Wielbiciela najwyższego, czyli Pana Jezusa, a cały świat jako ich środowisko uporządkowane według warstw doskonałości, począwszy od skał i kamieni. W kolejnym punkcie logiczno-warunkowym przewidział On oczywiście grzech ludzki, skąd do pierwotnego zamysłu, którego nie zmienił, dołączył tylko jeden odcień. Oto Syn Jego narodzi się z Maryi Panny w ciele podległym cierpieniu, więc dodatkowo przyjdzie jako Odkupiciel. Bóg [Ojciec] tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, by każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, lecz miał życie wieczne (J 3,16). Nie może jednak pozwolić na to, by uporczywie deptano Jego Krew najświętszą (Hbr 10, 29).
Kara wynika z mądrości Bożej Objawiona prawda o piekle nie tylko nie przeczy temu, na co wskazuje rozum, ale przeciwnie, on wielorako wskazuje na jej stosowność. Otóż Bóg, który jest nieskończenie sprawiedliwy, święty oraz mądry, z istoty swej nie może dopuścić do łamania porządku, który ustanowił, przeto musi karać przestępców w takiej mierze, w jakiej zgrzeszyli. Z doświadczenia jednak wiadomo, iż rzadko czyni On to podczas ich życia na ziemi, skąd wynika, że kara spotka ich po śmierci. Poza tym, gdyby ludzie wiedzieli, że grzesznicy nie muszą obawiać się żadnej kary po śmierci, to poważnie byłby zagrożony porządek społeczny, a na to nie mógłby pozwolić Bóg w swej mądrości. Podobnie, gdyby nie było wiadomej odpłaty, to Bóg okazałby się obojętny na dobro i zło, a to uniemożliwiałoby wyznawanie Jego świętości i sprawiedliwości, które jednak są Jego przymiotami koniecznymi.
Kara i nagroda musi być zróżnicowana Nie ma też podstaw do mniemania, że źli będą wprawdzie ukarani, ale przez samą śmierć i brak tego szczęścia, które stanie się udziałem dobrych, a nie poprzez znoszenie cierpień. Z takiego bowiem poglądu wynikałoby, że nie tylko ludzie nie czuliby się zobowiązani do unikania grzechu, lecz także Bóg okazałby się niesprawiedliwy, bo jeden kres oczekiwałby wszystkich grzeszników, niezależnie od wielkości winy. Rozum więc łatwo pojmuje, że sprawiedliwi zostaną nagrodzeni słodyczą szczęśliwości, a ponieważ kara za grzechy jest przeciwieństwem nagrody, przeto stan potępionych polega nie tylko na braku owej słodyczy, lecz na znoszeniu goryczy cierpienia. Pogodna odpowiedzialność, o której mówimy, ważna jest także dla dobrych chrześcijan. Wszyscy oni, jak zresztą powinni, żywią nadzieję zbawienia, czyli szczęścia w niebie. Tam wprawdzie wszyscy nim będą napełnieni po brzegi, co jednak nie znaczy, że wszyscy osiągną jednakową „objętość” chwały. Jak słusznie zauważyła św. Teresa od Dzieciątka Jezus, ich zróżnicowanie jest podobne do zestawu naczyń, gdzie od małych kieliszków, poprzez szklanki, dzbany i beczki, dochodzi się do zbiorników także ustopniowanych. Jak każde z tych naczyń jest pełne po brzegi, tak każdy zbawiony będzie szczęśliwy bez granic, lecz każdy według miary, którą sobie przygotował na ziemi. Każdego z nas bowiem osobisty czas ziemski do naszej wieczności ma się tak, jak ziarno do rośliny.
O. Benedykt Huculak OFM
O. Benedykt Huculak OFM – dr hab. teologii dogmatycznej, członek Komisji Skotystycznej przygotowującej wydanie krytyczne dzieł bł. Jana Dunsa Szkota. Opublikował m.in. prace: Słowo o jedności Katolickiego Kościoła Chrystusowego, Chrześcijańskiej nadziei warunek konieczny, Trójca Przenajświętsza na tle dzieła zbawczego, Bohaterski teolog greckokatolicki – Konstantyn Meliteniotes, Duch Ojca i Syna według rdzennej teologii greckiej.
Tekst ukazał się w nr. 3 dwumiesięcznika “Polonia Christiana”.
KRÓLUJ NAM CHRYSTE ! ! !