piątek, 29 czerwca 2012

Papieskie zastrzeżenia do posoborowej liturgii - wywiad

W ostatnich tygodniach za sprawą Benedykta XVI ponownie odżyła dyskusja nad przebiegiem posoborowej reformy liturgicznej. W homilii na Boże Ciało Papież potępił posoborową rezygnację z kultu eucharystycznego w postaci adoracji, a także napiętnował zeświecczanie Mszy św. w imię wiary bez kultu i obrzędów. Natomiast w ubiegłą niedzielę w przesłaniu na Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny Benedykt XVI, stwierdził, że posoborowa rewizja form liturgicznych często ograniczała się do zmian wyłącznie zewnętrznych. O komentarz do papieskich słów poprosiliśmy ks. Nicolę Buxa, konsultora dwóch watykańskich kongregacji: Nauki Wiary oraz Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów - informuje Radio Watykańskie.

/
Ks. N. Bux: - W liturgii stracono wymiar wertykalny, podobnie zresztą, jak w etyce czy życiu społecznym. A zatem liturgia przestała być rozumiana jako prawo Boga do bycia czczonym tak, jak On sam to ustalił. I stała się naszą uzurpacją do swobodnego tworzenia kultu i sprawowania go według naszych zwyczajów. Jak mówił prorok Izajasz: zamieniliście mój kult na własny, sklecony z waszych zwyczajów. Liturgia stała się – jak pisał Papież, kiedy był jeszcze teologiem-kardynałem – swoistą formą rozrywki, spędzania wolnego czasu. Tu, jak sądzę, leży problem. Myślę, że dziś trzeba przywrócić zasadę, że liturgia nie jest dobrem, którym możemy swobodnie dysponować, gdzie możemy robić to, co się nam podoba, dodawać, co chcemy, i usuwać, co nam nie pasuje. Nie, liturgia jest publicznym aktem Kościoła, jak o tym pisze sam Sobór Watykański II w Konstytucji o liturgii, i dlatego jest regulowana przez Stolicę Apostolską, co przypomina Sobór w słynnym paragrafie 22 konstytucji: „Nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii”. Jednakże stało się inaczej, stało się właśnie to, czego Sobór nie chciał.
A zatem odnowę liturgiczną, której chcieli Ojcowie soborowi, trzeba jeszcze przeprowadzić?


- Oczywiście. Należy kontynuować odnowę. Bo przecież liturgia, podobnie jak Kościół, jest, jak to się mówi po łacinie, semper reformanda – zawsze potrzebuje reformy. Ale uwaga: reformy, nie rewolucji. Tymczasem wielu pojęło reformę jako rewolucję. Czyli wszystko wywracamy do góry nogami, w centrum liturgii stawiamy człowieka zamiast Boga, człowieka ze swymi uzurpacjami, pragnieniami, a także z jego – trzeba to powiedzieć – nieodpartą wolą dominacji, zapominając przy tym, że główną postacią w liturgii jest kto inny: nasz Pan, Bóg. Czcij Pana Boga twego, nie będziesz miał innego Boga poza mną – to jest pierwsze przykazanie. Papież powiedział to kiedyś bardzo mocno, że kryzys Kościoła w przeważającej mierze jest konsekwencją upadku liturgii. Jeśli bowiem sami tworzymy sobie Boga na własny obraz, wszystkie przykazania muszą legnąć w gruzach.
Czy mógłby nam ksiądz profesor podać jakiś konkretny przykład, w czym sprzeniewierzono się woli ojców soborowych?
- Podam jeden przykład: adorację. Liturgia ze swej natury jest aktem kultu, a nie formą spędzania wolnego czasu przez jakąś grupę ludzi. Dziś we Włoszech kapłani mawiają na zakończenie Mszy: życzę miłego dnia, dobranoc... Tymczasem liturgia jako akt Kościoła powszechnego, a nie jakieś grupy, nie może się stać miłym rodzinnym spotkaniem. I tu leży problem. Natomiast adoracja oznacza, że ludzie przychodzą do kościoła, by uznać swego Pana i oddać Mu cześć. Jest to rzecz podstawowej wagi. Jeśli tego brakuje, może się zdarzyć wszystko. Na przykład fakt, że tabernakulum, na co żali się wielu świeckich, chowa się do kąta, że nie można go w ogóle znaleźć, a w miejscu centralnym stawia się tron dla kapłana. Na to Sobór nigdy nie pozwolił. Doszło do tego na zasadzie stopniowych ustępstw: najpierw usunęliśmy z centralnego miejsca Pana Boga w Najświętszym Sakramencie, a Jego miejsce zajęliśmy my, duchowni. I to w okresie, gdy my, kapłani, nie mamy się czym chwalić. Będzie lepiej, jeśli pozostaniemy z boku, jak słudzy. Szafarz sakramentu jest przecież tym, kto służy, a nie panuje.
Jest ksiądz współautorem, obok kard. Waltera Brandmüllera i abp. Agostino Marchetto, głośnej książki „Klucze Benedykta XVI w interpretacji Soboru Watykańskiego II”. Czy niedawne przesłanie Papieża na Kongres Eucharystyczny daje nam również klucz do zrozumienia Soboru?


- Bez wątpienia. Bo klucze interpretacji, które wskazuje nam Papież, są bardzo jasne. Po pierwsze: postrzeganie Soboru w kontekście historycznym, w jedności z całą dwutysiącletnią Tradycją Kościoła, czyli słynne przemówienie Papieża o hermeneutyce z 2005 r. Drugi klucz dał nam Benedykt XVI w ubiegłym roku, ogłaszając Rok Wiary. Tym kluczem jest wiara. Vaticanum II nie da się zrozumieć bez wiary. Bo było to zgromadzenie Kościoła. Było oczywiście naznaczone ludzkimi słabościami i ograniczeniami. Ale nie można go zrozumieć bez wiary. Podobnie, jak liturgii nie da się zrozumieć bez adoracji. Adoracja nie jest bowiem jakimś dodatkiem do liturgii. Dlatego mam nadzieję, że już niebawem Benedykt XVI napisze encyklikę o liturgii, aby również kardynałowie, biskupi i kapłani byli w tym zgodni z Papieżem. Bo muszą oni tworzyć z Papieżem jedną drużynę, muszą dostosować się do tego, w jaki sposób on chce, by była sprawowana liturgia. Ja na przykład słyszałem, jak jeden z kardynałów odradzał kapłanom, by nie wprowadzali w życie motu proprio Benedykta XVI Summorum Pontificum. Czegoś takiego być nie może. Kardynałowie i biskupi muszą zrozumieć, że ich posługa jest ważna tylko wtedy, gdy jest spełniania w jedności z Biskupem Rzymu. Nie mówiąc już o zgorszeniu, jakie powodują wśród wiernych.

Rozmawaiał F. Colagrande

JW/RadioWatykańskie/Opoka.pl
ZRÓDŁO