środa, 25 lipca 2012

Dlaczego Kościół potępia in vitro?Autor artykułu


Nadesłał Sławek

Na wszystkich, którzy poczną dziecko metodą in vitro oraz na wszystkich, którzy przyczyniają się do takiego zapłodnienia Kościół katolicki nakłada ekskomunikę. O tym dlaczego Kościół nie zmienia swojego stanowiska w kwestii in vitro rozmawiamy z ks. prof. Ryszardem Sztychmilerem, prawnikiem-kanonistą.
Marcin Osiak: Dlaczego Kościół potępia In vitro?
Ks. prof. Ryszard Sztychmiler: Postaram się odpowiedzieć na to pytanie używając argumentów naukowych, biologicznych, medycznych i prawnych, a nie religijnych A więc po pierwsze dlatego, że ludzie są gotowi zbyt wielką cenę płacić za dziecko.
In vitro wszak jest metodą pozyskania dziecka za cenę bezpośredniego lub pośredniego uśmiercania innych dzieci. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć, Ale lekarze wiedzą, wielu polityków też wie. Niestety, tylko niewielu mówi o tym prawdę. Ludzie zaufania publicznego, jak lekarze, duchowni, politycy czy prawnicy, winni ludziom mówić prawdę. Nie wierzę, aby lekarze nie znali prawdy. Jednak wielu nie mówi społeczeństwu całej prawdy o in vitro.
Kościół więc musi prostować rozsiewaną przez nich nieprawdę,  co czasem jest dla ludzi niewygodne i wywołuje ogólne oburzenie. W in vitro dokonuje się nie tylko o tworzenie życia ludzkiego, ale również o jego uśmiercanie. Na początku dzieci się tylko zamraża, ale kiedyś przychodzi czas, że tych niewykorzystanych zarodków trzeba się jakoś pozbyć.
             Wyhodowanie jednego dziecka okupione jest zatem śmiercią kilku, a nawet kilkunastu innych. Dlatego też postawa osób starających się o dziecko metodą in vitro jest postawą skrajnie egoistyczną, a takich ludzi można porównać do złodziei, którzy chcąc mieć jakiś dobry samochód, kradną go, wiedząc, że nie stać ich na jego zakup. Albo podobna do osoby, która bardzo potrzebuje jakiegoś organu do przeszczepu (np. nerka czy wątroba), a nie ma dawcy; więc zabija inną osobę, aby mieć to, co potrzebuje, czego pragnie. A wszyscy wiemy, że tak nie można.
             Procedura "in vitro", mająca służyć przekazywaniu życia ludzkiego, jest nieodłącznie związana z niszczeniem życia człowieka w fazie prenatalnego rozwoju, jest więc głęboko nieetyczna i jej stosowanie winno być prawnie zakazane. Z publikowanych danych - z różnych ośrodków medycznych stosujących "in vitro" - wynika, że w trakcie tej procedury ginie 60-80% poczętych istot ludzkich (z brytyjskich informacji wynika, że nawet ponad 90%). Wg autorów (Mladovsky, Sarenson) skuteczność metody „in vitro” wynosi tylko 21-26 %.
             Zastanawiające jest, że nawet tak bogaty kraj jak Szwecja, od 2011 roku wycofuje się z  finansowania „in vitro” z funduszy publicznych.
Po drugie in vitro jest nieekologiczne. Naturalne metody poczęcia są zgoła inne, niż te stosowane przy sztucznym zapłodnieniu. Zamrożone zarodki co prawda nie od razu umierają, ale bardzo często zachodzą w nich nieodwracalne zmiany. Dzieci poczęte metodą in vitro cechują się dwukrotnie wyższą śmiertelnością, 2-3-krotnie częstszym występowaniem różnych wad wrodzonych a także opóźnieniem rozwoju psychofizycznego w porównaniu do dzieci poczętych w sposób naturalny.
To nie są sprawy tylko wiary i przekonań, jak wielu stara się wmawiać. To są sprawy wiedzy medycznej, godności i praw człowieka, a także hierarchii tych praw. A wiadomo, że najważniejsze jest prawo do życia. Ono jest podstawą innych praw. Człowiek wierzący ma dodatkową motywację do ochrony tych praw, bo liczy się nie tylko z ludźmi, lecz także z Bogiem, który wszystko widzi i zna nasze intencje.
Każde życie ludzkie należy chronić w imię prawa, prawdy i godności człowieka Świadome uśmiercanie lub godzenie się na śmierć innych, bo chcę coś osiągnąć, jest nieludzkie.
                Każda poczęta w wyniku zapłodnienia istota ludzka jest dzieckiem. Mówi to nie tylko medycyna, zdrowy rozsądek (bo nie ma innego momentu powstania życia ludzkiego), lecz także prawo. Zgodnie z prawem polskim, każde dziecko od chwili poczęcia powinno być chronione. Zapewnia to Konstytucja RP w art.30, 38 i 40, w powiązaniu z art. 2 ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka, gdzie zapisano, że dzieckiem jest każda istota ludzka od chwili poczęcia do osiągnięcia pełnoletniości. Procedura "in vitro", na różnych etapach jej stosowania, narusza trzy ww. artykuły Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej oraz art. 157a § 1 kodeksu karnego, w którym zapisano:  Kto powoduje uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Chyba każdy się zgodzi ze stwierdzeniem, że świadome godzenie się na śmierć innych tylko dlatego, aby osiągnąć swój cel, jest nieludzkie. Należy też zapamiętać, że in vitro nie jest leczeniem bezpłodności. Jest tylko sposobem na pozyskanie dziecka. Po urodzeniu dziecka poczętego przez in vitro kobieta, czy mężczyzna dalej są bezpłodni.
                Kościół jest zobowiązany zawsze głosić prawdę, także w sprawie „in vitro”. Nikt rozumny i znający naukę Kościoła nie mógł spodziewać się innej wypowiedzi Kościoła, niż uczynili to polscy biskupi. Zresztą, oni nie powiedzieli nic nowego. To samo stanowisko Kościoła jest od dawna zapisane w dokumentach Kościoła, m.in. w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Kto tego nie rozumie, nie rozumie posłannictwa Kościoła. Jeśli ktoś próbując ograniczać wolność wypowiadania się członków Kościoła (w tym hierarchii), także obywateli RP, narusza polskie i międzynarodowe prawo do wolności wypowiedzi, wolności sumienia i wyznania, a także normy kodeksu karnego, a więc może podlegać karze.
             Jeśli ktoś jeszcze nie zna tych prawd, nie zna biologii, medycyny czy polskiego prawa, trzeba go uświadamiać. Temat „in vitro” był dotychczas w wielu kręgach tematem tabu. Kilkanaście  lat temu takim tabu było też mówienie o prawdzie zjawiska aborcji. Wtedy też większość wypowiadała się, że to nie takie straszne, a więc jest dopuszczalne. Dziś już jest inaczej. Dziś prawie nikt nie zaprzecza, że aborcja to uśmiercanie dzieci. Ale wielu dalej nie chce o tym głośno mówić. W jakim mieście pojawia się wystawa obrazująca proceder aborcji, już nikt nie mówi, że to nie jest zabijanie dzieci, tylko żądają, aby tego nie pokazywać, bo to drastyczne, niszczą lub kradną materiały obrazujące to zjawisko. Tak też przed kilku dniami stało się w Olsztynie. Jedną wystawę skradziono, pojawiła się (w Kortowie) druga.
Ufam, że i obecna dyskusja pozwoli wielu ludziom poznać prawdę i wyrobić sobie opinię na podstawie prawdziwych informacji. Ufam, że po pewnym czasie ludzie będą mieli większe rozeznanie. Chciałbym wierzyć, że posłowie, jako odpowiedzialni na naród i państwo, zechcą pierwsi poznać tę prawdę.
Marcin Osiak : Co zamiast In vitro proponuje Kościół dla osób, które chcą, a nie mogą mieć dzieci?
Ks. prof. Ryszard Sztychmiler: Kościół proponuje dwie możliwości posiadania dziecka. Są to adopcja oraz leczenie niepłodności. Adopcja to nie tylko uzupełnienie swojej rodziny o dziecko. To również pomoc dla tego dziecka, które zostało porzucone lub pozbawione rodziców. Znalezienie nowego domu oznacza dla dziecka normalne wychowanie, a nie hodowanie w domu dziecka. Jeśli ktoś ma jednak opory przed przyjęciem do siebie obcego dziecka, powinien wtedy udać się do specjalisty, aby leczyć swoją niepłodność.
             Najskuteczniejszą nowoczesną metodą leczenia niepłodności jest obecnie naprotechnologia, która polega na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Ta metoda jest nie tylko skuteczniejsza od in vitro, ale również zdecydowanie tańsza, a jej twórca prof. Thomas Hilgers szacuje skuteczność naprotechnologii na 80 proc. Jest więc ona ok. 3 razy bardziej skuteczna i kilkakrotnie mniej kosztowna niż „in vitro”. Ponadto na żadnym etapie stosowania naprotechnologii nie dochodzi do niszczenia poczętych istot ludzkich, naruszenia godności małżonków, a ponadto zachowane są ekologiczne zasady prokreacji.
               MO:
Czy ludzie, którzy poczęli dziecko metodą in vitro są wykluczeni z Kościoła katolickiego?
RS: Nie. Na takie osoby spada kara ekskomuniki, która wcale nie oznacza wykluczenia z Kościoła. Ekskomunika powoduje ograniczenie praw człowieka w Kościele. Osoba, na którą jest nałożona ekskomunika nie może przyjmować sakramentów świętych, nie może też wziąć ślubu, ani być chrzestnym. Nie wolno jej również prosić o sakramenty dla swoich dzieci. Zgodnie z prawem kanonicznym na osobę, która dopuściła się in vitro, kara ekskomuniki spada automatycznie w chwili dokonania tego czynu. Żadna władza kościelna nawet nie musi o tym wiedzieć.
Ekskomunika spada nie tylko na małżonków, którzy starają się o dziecko metodą in vitro, ale również na wszystkich, którzy w tym procederze uczestniczą, w szczególności na lekarzy. Także na tych, którzy głosując za ustawą o „in vitro” dopuszczającą uśmiercanie, przyczyniają się do korzystania z tej opcji.
W pewnym sensie karę podobną do ekskomuniki zna też system prawa polskiego. Za największe przestępstwa może bowiem zostać wymierzona m.in. kara pozbawienia praw publicznych (na stałe lub na określoną ilość lat).
           Ekskomunika może zostać zdjęta. Osoba, która dokonała in vitro jeśli chce znów zostać pełnoprawnym członkiem kościoła musi szczerze żałować swojego czynu oraz obiecać, że już nigdy więcej tego nie zrobi. Taka osoba musi też przyjąć od biskupa lub spowiednika odpowiednią pokutę i naprawić krzywdę, którą wyrządziła. Wtedy kara ekskomuniki może zostać zdjęta.
            MO:
Czy dziecko poczęte metodą in vitro może zostać przyjęte do Kościoła?
RS: Może, a nawet powinno zostać ochrzczone. Dziecko poczęte metodą in vitro jest człowiekiem, nie można więc odmawiać mu przyjęcia do Kościoła. Aby osoba została ochrzczona musi spełniać dwa warunki: Po pierwsze musi być człowiekiem. Po drugie ktoś musi zagwarantować jego katolickie wychowanie. A gdy rodzice mają karę ekskomuniki o chrzest dziecka może poprosić ktoś inny wychowujący to dziecko, np. babcia.
            MO:
Sejm debatuje na temat in vitro. Większość projektów zezwala na in vitro, a niektóre nawet pozwalają na jego refundację. Jak
                  powinien zachować się polityk - katolik w momencie głosowania, aby pozostać w zgodzie ze swoim sumieniem?
RS:  Poseł należący do partii, która jest przeciwna in vitro jest w komfortowej sytuacji o tyle, że nie musi być rozdarty pomiędzy sumieniem i poglądami swoimi, a poglądami partii, którą reprezentuje. Poseł wywodzący się z partii, której program popiera in vitro, musi się zastanowić, co dla niego jako człowieka jest ważniejsze. Jeśli życie ludzkie ma dlań nadrzędną wartość, powinien zagłosować przeciw ustawie dopuszczającej „in vitro” z możliwością zamrażania i uśmiercania poczętych dzieci. Jeśli zaś poseł – niezależnie od tego, czy jest katolikiem, czy nie - uzna, że należy dawać ludziom to, co chcą, niezależnie od tego, czy to jest dobre, czy złe – zapewne zagłosuje „za”. Jednak katolik nie może wtedy czuć się, że jest dobrym katolikiem, że ma pełną przynależność do Kościoła.
Najczęściej jest chyba tak, że ci ostatni nie znają konsekwencji takiej postawy. Albo nie znają biologii, medycyny i nie wiedzą, że przy „in vitro” dochodzi do świadomego uśmiercania dzieci (zarodków). Albo wiedzo o tym, ale tym się nie przejmują. Nie zważają ani na V przykazanie Boże (nie zabijaj), ani na prawa człowieka. A jeśli znają i biologię i nauczanie Kościoła, a dalej mówią, że są dobrymi katolikami i są za „in vitro”, to jest to jakieś dziwne rozdwojenie.
Ufam jednak, że czasami może być i u nich dobra wola, np. gdy ulegli argumentom o dobrym zamiarze, o chęci tylko powołania życia, a nie wiedzieli o śmiertelnych skutkach. Dlatego trzeba z nimi rozmawiać.
           Nie wszystko, czego chce większość, jest lepsze. Większość ludzi chce np. znacznego zmniejszenia podatków, bo są one niesprawiedliwie wysokie. A słyszymy, że pomimo tego będą one raczej zwiększane.
Prawo winno zawsze stać na straży dobra i szacunku dla każdego człowieka.   ROZMAWIAŁ: Marcin Osiak  < m.osiak@familie.pl>
                                                                                                                                                        Oprac. Jerzy P.