Benedykt XVI
jest jednym z najbardziej pokornych papieży. Dla niego brak przemocy i miłość
są największymi siłami, które mogą wpływać na świat. Wraz z nim papiestwo
pozbywa się fałszywych atrybutów dążenia do władzy. Jest jednym z tych, którzy
domagają się od swego Kościoła „bezsiły” i odrzucenia przywilejów – mówi w
wywiadzie dla KAI Peter Seewald.
Wybitny niemiecki publicysta i
autor książki-wywiadu z Benedyktem XVI „Światłość świata” mówi o kondycji
Kościoła i papieżu Niemcu z okazji jego dwóch rocznic: 85. urodzin i 7. wyboru
na stolicę Piotrową.
Krzysztof Tomasik: Mija 7
lat pontyfikatu Benedykta XVI. Papież dobrze trzyma rękę na pulsie Kościoła?
Peter Seewald: W zbieżności dat
urodzin i wyboru Benedykta XVI na papieża jest pewna symbolika. Dzielą je trzy
dni: od narodzin Josepha Ratzingera – przyszłego strażnika wiary – do wyboru na
pasterza wierzących. Jest w tym coś niezwykłego, że wszystko w jego życiu
dokonuje się w duchu służby. Jego pokora łączy się blisko z wielkimi znakami:
prawdy, wiary i miłości – pieczęciami tego pontyfikatu. Całkowicie zgodnie ze
słowami jakie wybrał sobie podczas święceń kapłańskich: „Nie jesteśmy panami
waszej wiary, lecz sługami waszej radości”. Ratzinger, tak młody, jak i w
podeszłym wieku wie czego najbardziej potrzeba Kościołowi: odkrycia na nowo
jego źródeł i autentyczności. Jedyną na to receptą – co wyjaśnia cały czas –
jest wiarygodność chrześcijańskiej wiary, jej siła przekonywania, zawsze na
nowo wypływająca z Logosu i misterium Chrystusa, bez fidrygałów, bez aggiornamento
w sensie bezreligijnego chrześcijaństwa i dopasowywania się do języka, myśli i
stylu życia zsekularyzowanego świata.
Pod przewodnictwem
Benedykta XVI Kościół znajduje się w dobrej kondycji?
- Nikt lepiej niż obecny papież
nie wie jak prowadzić Kościół katolicki w obliczu wyzwań i jak się na nowo
odnaleźć w zawirowaniach naszych czasów. Nie można także nie wspomnieć obecnego
kryzysu, który wygląda naprawdę dramatycznie. Szerzenie się niewiary jest z
pewnością najgroźniejszą z chorób obecnej cywilizacji. Jeśli źle się dzieje z
wiarą w Boga, to i w społeczeństwach nie może dziać się dobrze. Zwróćmy uwagę,
że Kościół jako ziemska i instytucjonalna potęga to już przeszłość. Sfery, na
które zachowuje on jeszcze wpływ, coraz bardziej ustępują przed dyktatem
codzienności, ośmieszania, a także wzrostem prześladowań. Z drugiej strony
Kościół ponownie jest postrzegany jako chrześcijański. Tkwi w tym paradoks: z
jednej strony przegrywa a z drugiej równocześnie zyskuje. Instytucjonalna
słabość Kościoła koresponduje z wewnętrznym wzmocnieniem papiestwa. Ludzie
szukają oparcia, duchowego ojca, któremu mogą zaufać i którego słowo jest
niezawodne. Budujcie nie na piasku, lecz na skale – radzi nam Chrystus.
Co najbardziej fascynuje
Pana w Benedykcie XVI?
- Jego wytrwałość, wewnętrzny
ogień, poświęcenie i jego miłość do człowieka. W czasie, który jest daleki od
Boga i smutny, on wielbi Boga. W czasie, gdy wierni i kapłani pogrążeni są w
swoim aktywizmie, on wskazuje na ciągłość i źródła chrześcijańskiej wiary.
Dla niego katharsis jest zawsze
początkiem nowego. To co widziane jest jako ruina i zgnilizna może stać się
nawozem pod nową plantację. Benedykt XVI jest nie tylko papieżem renesansu
chrześcijańskich początków, ale również sprawuje swój Piotrowy prymat w bardzo
ekumeniczny sposób, co sprawia, że innym wyznaniom łatwiej jest nie widzieć w
biskupie Rzymu konkurenta, lecz symbol wielkiego zadania, jakim jest jedność
Kościoła.
Czy to dobry papież na
nasze czasy?
- Jeśli odrzucimy stereotypy i
dokładnie się przyjrzymy, to poniekąd będziemy zaskoczeni. W czasie panowania
nonsensu, braku rozsądku, różnych szaleństw i wzrostu zagrożenia eksplozją
całego świata, na czele Kościoła stoi ktoś, kogo można nazwać papieżem rozumu.
W czasie, gdy klasa intelektualistów jest bliska bankructwa a publiczna
dyskusja stale jest ograniczana, na stolicy Piotrowej zasiada zdecydowany
intelektualista. Nie trzyma się on sztywno czysto racjonalnego myślenia, lecz
pokazuje, jak z symbiozy nauki i wiary wyrasta mądrość, piękno i prawda. Kiedy
cały świat stara się jak może zrezygnować z prawdy, papież trzyma się kursu,
wskazuje na wieczne prawdy, z których lepiej nie rezygnować. Benedykt XVI jest
jednym z najbardziej pokornych papieży. Dla niego brak przemocy i miłość są
największymi siłami, które mogą wpływać na świat. Wraz z nim papiestwo pozbywa
się fałszywych atrybutów dążenia do władzy. Jest jednym z tych, którzy domagają
się od swego Kościoła „bezsiły” i odrzucenia przywilejów.
Co najbardziej leży
Benedyktowi XVI na sercu?
– Myślę, że między innymi to, o
czym mówił podczas swojej pielgrzymki do Niemiec, aby Kościół „odciął się od
zeświecczenia” (Entweltlichung). Dla papieża nie ma nic bardziej obcego od
budowania przez Kościół swojego własnego, małego, odrębnego światka.
„Entweltlichung” nie oznacza odcięcia się od ludzi, lecz odejście od władzy,
mamony, kumplostwa, fałszywych pozorów, oszustwa i samooszukiwania. Nie oznacza
to także odwrotu od społecznego i politycznego zaangażowania Kościoła, czy
odejścia od chrześcijańskiej cnoty caritas. Chodzi o to, aby pozostawał on
znakiem sprzeciwu, pokazywał, że chrześcijaństwo jest związane z postawą, która
daleko wykracza poza to co światowe i poza światopogląd materialistyczny.
Benedykt XVI uosabia postawę
autentycznej wiary, która nie umieszcza na swoich chorągwiach hasła: „Czynimy
tylko na niby”, lecz: „Róbmy to” nawet wtedy, gdy jesteśmy słabi, również
wtedy, gdy ponosimy klęski i musimy zaczynać od nowa.
Jakie najważniejsze
zadanie stawia sobie Benedykt XVI?
- Zadanie jakie sobie stawia
papież jest najtrudniejsze ze wszystkich: wewnętrzna odnowa. Nie chodzi tutaj o
restaurację, lecz chrześcijański renesans, odkrycie na nowo piękna, wolności i
radości, płynących z wiary.
Skutecznie przeciwstawia
się duchowi naszych czasów?
- Ratzinger jest jednym z ostatnich
przedstawicieli wysokiej kultury, tak z wykształcenia jak i z uzdolnień,
którego ktoś kiedyś określił podziwianym na całym świecie uosobieniem
„niemieckiego geniuszu”. Obecnie mamy do czynienia z lękami, że nie żyje się
nam wystarczająco komfortowo. Chce się wszędzie słuchać tylko dobrych
wiadomości nawet, gdy odbywa się to kosztem prawdy czy uczciwości. Papież
przeciwstawia się tym próbom. Tak dalece jest on niewygodny, niedopasowany i w
istocie odstaje od modnych trendów. Dla niego nie jest ważne pytanie: „Co jest
na czasie?”, lecz pytania: „Co jest odpowiednie dla przyszłości?”, „Czy jest
naprawdę czymś postępowym iść za bezrefleksyjnymi modami, które nie współgrają
z podstawowym porządkiem stworzenia?”.
Ratzinger dużo wcześniej
rozpoznał zagrożenia naszych czasów...
- Wcześniej niż inni zauważył
zagrożenia, z jakimi mamy do czynienia po upadku ateistycznego terroru. W 1967
r. w czasie wykładów na uniwersytecie w Tybindze mówił, że chrześcijańską wiarę
spowija „mgła niepewności”, jak „chyba jeszcze nigdy wcześniej w historii”.
Jest coraz mniej ludzi mających odwagę wyznawać swoją religię. Jego
„Wprowadzenie do chrześcijaństwa” z 1968 r., które wskazuje na próby budowania
muru między rozumem i wiarą, jest manifestem przeciwko zagrożeniu „siłami niewiary”.
Benedykt XVI bardzo
zmienił się przez te 7 lat?
- Uderza przede wszystkim
bezprzykładna ciągłość jego działań od młodych lat do dzisiaj. Kto czyta jego
wczesne teksty ma przed sobą równocześnie dzisiejszego Ratzingera, którego nie
trzeba korygować, którego teksty można czytać jako ciągle aktualne. Ponadto
Ratzinger opierał się zawsze wszelkim funkcjom, które nie wiązały się z jego
naukową działalnością. Opierał się przed nominacją biskupią, przed powołaniem
do Rzymu, przed powołaniem na stolicę Piotrową. Wszystkie te funkcje były
przeciwne jego woli i nie odpowiadały mu, lecz poprzez nie widać również jego
życiowy los, którym Bóg kierował.
A jako człowiek?
- U Ratzingera od
najwcześniejszych lat wszystko jest wyważone, wszystko znajduje równowagę. Dotyczy
to jego nauczania i postawy w sprawach teologicznych i kościelno-politycznych,
co jest także odbiciem jego temperamentu. Jest zawsze taktowny. Dzięki temu
zrównoważeniu nie jest on szczególnie cięty w słowach, ale bardzo sprawny. Stąd
też niewiele się zmienił, uderza jego prostota i uprzejmość. Jest
przeciwieństwem pewnego gatunku ludzi, których osoba i urząd tak się stapiają w
jedno, że nie można ich odróżnić.
Benedykt XVI czuje, jak sam
zresztą powiedział, nie tylko wyjątkową łaskę papieskiego urzędu, lecz chce
przemiany całej swojej osoby, tak dalece, jak to możliwe, aby jak najlepiej go
pełnić. Reprezentanta Chrystusa na ziemi nie definiuje on jako namiestnika
obdarzonego władzą i chwałą, lecz okazuje, że jest jego naśladowcą. Tak, jak
widzimy Boga Ojca przez Chrystusa, tak powinno się widzieć Chrystusa przez
następcę Piotra. Widać to w jego skromności. Benedykt XVI jest prekursorem i
przykładem takiego sprawowania papieskiego urzędu.
Jakie tematy dominują w
nauczaniu papieża Ratzingera?
- Zajmowały go i zajmują przede
wszystkim dwa tematy: prawda i miłość, przy czym dla niego nie ma miłości bez
prawdy i prawdy bez miłości. Miłość to centralne słowo teologicznej myśli jego
duchowego mistrza, św. Augustyna, który nie bez zasady jest nazywany „geniuszem
serca”. Dlatego miłość stała się tematem pierwszej encykliki Benedykta XVI.
Czego nie wiemy o papieżu
Ratzingerze?
- W zasadzie wiemy o nim
jeszcze bardzo mało. Niewiele wiemy o genialnym studencie, który w wieku 23 lat
studiował św. Augustyna. Młodym profesorze, który podczas urlopu w swojej
ojczyźnie sprawował Msze św. w więzieniu. Niekonwencjonalnym myślicielu, który
przyjaźnił się z akademickimi outsiderami czy Hansem Ursem von Balthasarem,
wielbicielem mistyki. Albo o prefekcie watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary,
który każdego czwartku po porannej Mszy św. jadł śniadanie w Campo Santo z
portierką. Przede wszystkim mało wiemy o zaangażowaniu Ratzingera w czasie II
Soboru Watykańskiego. Najnowsze badania pokazują, że wkład młodego teologa jako
doradcy kard. Josepha Fringsa był daleko większy niż przypuszczano. To on
opracowywał w niemieckim kolegium „Santa Maria dell’Anima” na Piazza Navona
strategie i teksty. Bez wątpienia miał poważny udział w pracach nad takimi
soborowymi dokumentami jak „Lumen gentium” czy „Dei Verbum”. Ponadto o wiele
wcześniej niż inni rozpoznał, że niektóre soborowe interpretacje nie przyniosą
żadnych dobrych owoców.
Czego życzyłby Pan
Benedyktowi z okazji 85. rocznicy urodzin i na dalsze lata pontyfikatu?
- Benedyktowi XVI życzę, aby dla Winnicy Pańskiej znajdował wielu pracowników: księży, zakonnic, zakonników, prostych wiernych, którzy odważą się płynąć pod prąd, których sny nie kończą się na konsumpcji i karierze, którym nie chodzi o osłabianie wiary, lecz jej umacnianie! Dla papieża jest ważne to, że nic nie może się zmienić i być dobre, jeśli nie dojdzie do przemiany ludzkich serc. Kościół nigdy nie będzie mocny, jeśli nie będzie mocny wiarą. Jego moc nie jest mocą samą dla siebie, lecz jest pomyślana jako sól ziemi, błogosławieństwo ludzkości, światłość świata.
- Benedyktowi XVI życzę, aby dla Winnicy Pańskiej znajdował wielu pracowników: księży, zakonnic, zakonników, prostych wiernych, którzy odważą się płynąć pod prąd, których sny nie kończą się na konsumpcji i karierze, którym nie chodzi o osłabianie wiary, lecz jej umacnianie! Dla papieża jest ważne to, że nic nie może się zmienić i być dobre, jeśli nie dojdzie do przemiany ludzkich serc. Kościół nigdy nie będzie mocny, jeśli nie będzie mocny wiarą. Jego moc nie jest mocą samą dla siebie, lecz jest pomyślana jako sól ziemi, błogosławieństwo ludzkości, światłość świata.