Ks. Michał Misiak:
Dziś przeżyłem smutne doświadczenie. Ujrzałem zielone światło dla
okultyzmu w łonie mojego Kościoła. To rana dla Jezusa. W jednym z
kościołów odbył się obrzęd mianowania nowych radiestetów i
bioenergoterapeutów.
W czasie kazania padły słowa, że za każdym uzdrowieniem stoi Bóg. A
właśnie problem jest w tym, że i demony mogą doprowadzać do
polepszenia zdrowia czy cudownego uzdrowienia..
Modlę się o …odwagę i czujność dla naszych przełożonych i o łaskę
przylgnięcia do osobowej Prawdy dla tych, którzy ciałem byli dziś
na tej Mszy.
Ps. Dziękuję za wasze modlitwy, Duch Święty pomógł mi w rozmowie z
kaznodzieją po tej uroczystości i z panem prezesem z pierścieniem
Atlantów na złożonych dłoniach… ..Czekam na realizowanie nauczania
Franciszka w Kościele łódzkim. Kocham Kościół i współcierpię.
Wcześniej ks. Michał pisał tak:
Szatan się uwiarygadnia przebywając w kościele… Bardzo pilnie
proszę o modlitewny szturm do Miłosiernego Boga!!! Za 15 min, o
16.00, w jednym z łódzkich kościołów odbędzie się Msza ze
ślubowaniem dla nowicjuszy radiestezji i bioenergoterapii
Za: https://www.facebook.com/profile.php?id=1680768697&hc_location=stream
==================================================================================
W Kościele łódzkim temat Związku Bioenergoterapeutów jest tematem
tabu. Kilka lat temu pozwolono im i poświęcono sztandar na który
ślubują, mają swojego duszpasterza, korzystają z kościołów na swoje
ceremonie… Zdecydowałem się na ukazanie… tego zła na facebooku,
jako wyraz zwyczajnej pasterskiej walki o dusze, by przez
ignorancję wierni nie wchodzili na drogę do piekła.. i jako wyraz
mojej bezsilności.. Dzwoniłem do Kurii, rozmawiałem z
przełożonymi.. Na spowiedziach furtkowych mamy jako kapłani
dziesiątki przypadków zniewoleń i opętań po spotkaniach z
bioenergoterapeutami. Oni nie leczą bezosobową energią lecz osobową
siłą.. Proszę jeszcze raz o modlitwę i przeczytanie tego
świadectwa:
Uwaga! Bioenergoterapia!
Wychodzący po Mszy św. z kościoła Robert dostrzegł za ławkami
znieruchomiałą sylwetkę dziewczyny. Z rękami zwieszonymi wzdłuż
ciała, przypominała niezręcznie ustawionego manekina o gipsowej
zakurzonej twarzy z zastygłym na niej wyrazem czegoś
nieokreślonego. Spojrzenie szarych oczu, z których umknął wszelki
wyraz, utkwione było w jakimś punkcie nieskończoności. Rozpoznał
znajome rysy. Przystanął. Chciał krzyknąć: “Żaneto! Żaneetooo!
Uciekaj!” Ale ludzki potok porwał go z sobą; wargi pozostały nieme,
a nogi uniosły go dalej…
Zaledwie kilka tygodni wcześniej Robert rozmawiał z Żanetą o swoich
wątpliwościach, które zrodziły się już na pierwszych zajęciach
kursu bioenergoterapii, prowadzonego przez dwóch wąsaczy w ramach
Stowarzyszenia Koegzystencji, Ekologii, Radiestezji i Nauki.
Wkrótce okazało się, że tylko nazwa i statut miały związek z
ekologią oraz nauką, stanowiąc doskonały parawan dwutorowej
działalności. Pierwszy tor – to proceder “uzdrawiania” przynoszący
bioenergoterapeutom niezłe zyski, drugi – to oficjalnie prowadzony
kurs radiestezji oraz różnych form medycyny niekonwencjonalnej.
Niektóre z tych form, jak się po pewnym czasie okazało, miały wiele
wspólnego z okultyzmem. Nawet więcej – wszystko. Kolejne zajęcia
dostarczały nowych zastrzeżeń wobec czegoś, co wymykało się
ludzkiemu poznaniu, a co było jednak nie do zaakceptowania dla
człowieka z Odnowy w Duchu Świętym. Kilka osób z grupy modlitewnej
(łącznie z ich opiekunem w sutannie) uczestniczyło w tym kursie
poznając tajniki wiedzy mającej, jak się później okazało, niewiele
wspólnego z Chrystusem. Bioenergoterapeuta – co ciekawe – był jakby
poza podejrzeniami; codziennie uczestniczył w porannej Mszy św.,
ale Robert, który otarł się o ruch New Agę, dostrzegał coraz więcej
sprzeczności w pozornie “chrześcijańskiej” działalności wąsaczy i
ich “stowarzyszenia”. Podzielił się swoimi wątpliwościami z Żanetą,
ostrzegając ją przed nadmierną ufnością wobec “nauczycieli”, ale po
tej rozmowie zaczęła go unikać. Wkrótce Robert wziął udział w III
Ogólnopolskim Kongresie Odnowy w Duchu Świętym na Jasnej Górze.
Ponad sto tysięcy pielgrzymów, spotkanie z o. Ricardo, świadectwo
niezwykłych uzdrowień (a zwłaszcza widziany z bliska człowiek,
który zostawił swój wózek inwalidzki i zdumiony szedł powoli o
własnych siłach, aby złożyć świadectwo wszechmocy Boga), a także
modlitwy kapłana nad chorymi – wszystko to wywarło niezatarte
wrażenie na Robercie. Zobaczył, jak uzdrawia Jezus Zmartwychwstały.
Razem ze wszystkimi wołał: “Jezus żyje!” Po powrocie z Częstochowy
odszedł z grupy “terapeutycznej”, Żanetą w niej pozostała. Minął
rok od czasu, kiedy japo raz ostatni widział. Aż tu nagle pojawiła
się spokojna, radosna, jakże odmieniona. Oto siedzi przed nim i –
tego jest zupełnie pewien – dziwny jej letarg jest już czasem
bezpowrotnie minionym. Opowiada z przejęciem: “Byłam w Medjugorie i
tam Pan mnie dotknął. Zobaczyłam kapłana, który modlił się nad
chorym człowiekiem, którego Jezus uzdrowił. Zastanawiałam się,
dlaczego tylko modli się nad nim, a nie używa energii, jak znani
nam bioenergoterapeuci i wtedy zrozumiałam prawdę. W moim sercu coś
zaskoczyło. Pan dał mi zrozumienie, że mam przestać się tym
zajmować”. Żanetą po powrocie do kraju rozstała się z
bioenergoterapeutami, chociaż nie przyszło jej to łatwo; dwa lata
była z tymi ludźmi, subtelnie izolowana od wpływu osób spoza grupy.
Nagle została sama z całym bagażem kryzysów i wątpliwości, bez
żadnych przyjaźni. “Pewnego dnia jadąc autobusem – kontynuuje
relację – poczułam, że mam jechać na rekolekcje. Tam poznałam
kapłana, który zaczął mnie prowadzić. Tłumaczył mi, że
bioenergoterapia jest złą rzeczą. Z początku jeszcze buntowałam
się, nie potrafiłam zaakceptować prawdy, którą mi Bóg ukazywał.
Wtedy zaczęły się różne kryzysy, takie mocne uderzenia, że nie
potrafiłam tego udźwignąć. Nie tylko napięcia psychiczne, ale
występowały jakieś dziwne dreszcze… Modlili się za mnie ludzie z
Odnowy w Duchu Świętym”. Leży przede mną list kapucyna, o.
Ksawerego, potwierdzający świadectwo Żanety i ubogacający je:
“Rozpoczęły się manifestacje Złego Ducha. W czasie modlitwy
wstawienniczej Żanetą dusiła się, trzęsła, wykrzywiała twarz.
Objawy te nasilały się w momencie używania egzorcyzmu prostego.
Było nad nią kilka takich modlitw. Równocześnie nasilała się
konfrontacja duchowa…”Po namaszczeniu chorych jakaś nagła choroba
przykuła ją do łóżka; temperatura, zawroty głowy, szczególnie złe
samopoczucie. Kiedy stan zdrowia trochę się poprawił, poszła do
kościoła… i nie mogła wejść do niego.” Nasuwały się różne
wątpliwości – mówi Żanetą nie precyzując ich rodzaju. – Odczuwałam
również coś takiego, jakbym miała wyjść z ciała i… i chciało mi się
wymiotować, i miałam dreszcze. Nie wiedziałam, co się dzieje.”
Żanetą mówi z trudem, pokonując jakieś wewnętrzne opory:
“Psychicznie nie mogłam tego w ogóle opanować. Było to dla mnie
trudne i kiedy weszłam do kościoła, to zaraz coś mnie cofało; moje
nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie wiem. Po prostu trudno mi to
określić. Sama byłam zdziwiona, że tak się ze mną dzieje… Jeszcze
był taki przypadek, że kiedy chciałam zamoczyć dłoń w wodzie
święconej, żeby się przeżegnać, poczułam silny niepokój…””Żaneta –
pisze o. Ksawery – nie mogła chodzić na Msze św. Kiedy szła do
Komunii, robiło się jej słabo, na “Credo” coś ją dusiło, nie mogła
wypowiedzieć imienia Jezusa w takich momentach. Kiedy wzięła
przypadkowo do ręki kropidło (metalowe z wodą święconą) doznała
duszności…”Relacja o. Ksawerego, który uważnie obserwował Żanetę i
badał jej reakcje, powinna skłonić nawet ludzi wiary do głębokich
przemyśleń. A przecież były to tylko pewne oznaki, w większości
widoczne na zewnątrz, natomiast świat udręki i strachu, niezwykłych
doznań, rozpoczynał się kiedy gasły ostatnie promyki dnia. “W nocy
chciałam zasnąć – wspomina Żaneta wyciszonym, lecz spokojnym głosem
– i… nie mogłam. Nie mogłam spać dlatego, że coś do mnie
podchodziło, dotykało mego ciała, jak również słyszałam różne
głosy, a także głos bioenergoterapeuty: Dlaczego ty mi to robisz…?
Później, po modlitwach wstawienniczych, były takie ataki: Wracaj do
domu, to ci nie pomoże. Po co tutaj jesteś, lepiej, żebyś spakowała
się i pojechała… Nie mogłam jednak tego zrobić. Czułam, że toczy
się we mnie walka, i to taka walka, nad którą nie potrafiłam
zapanować, ale wiedziałam też, że jest jeszcze ktoś, kto o mnie
walczy”. Oddajmy znowu głos o. Ksaweremu: “Ponieważ ataki się
nasilały, a objawy nie ustępowały, czy raczej ustępowały na krótki
czas po modlitwie, udałem się z Żaneta do bardziej doświadczonych w
tej dziedzinie osób…”Scenerię oczekiwanego starcia za Złym Duchem
mogę sobie wyobrazić. W ciszy opustoszałego kościoła, grupa
skupionych ludzi z Odnowy w Duchu Świętym, animatorzy, ksiądz. I
Żaneta. Niespokojna, lecz ufna, bo zawierzyła Wszechmogącemu. “Gdy
wyrzekłam się bioenergoterapii – wspomina skupiona Żaneta – i
wszystkich rzeczy z tym związanych, wystąpiły silne dreszcze, a
nawet zaczęło mną rzucać. Po pewnym czasie straciłam przytomność,
ale byłam świadoma, że Jezus przychodzi, że dotyka mnie zamykając
otwarte czakrany i przerywając wszystko, co było związane z
bioenergoterapią. Kiedy odzyskałam świadomość, czułam, że Jezus
jest ze mną, ponieważ ogarnął mnie wielki spokój i pamiętam, że nie
chciało mi się nic robić; po prostu leżałam na podłodze i chciałam
tak leżeć. Było dla mnie niewytłumaczalne, że Pan przyszedł i
dotknął mojego serca, że uwolnił mnie od tej zmory”. Żaneta mówi
coraz szybciej, jakby obrazy tłoczyły się w jej pamięci. “No i
wtedy dostałam do ręki Pismo święte i powiedziano mi, że nigdzie
indziej prawdy nie znajdę, że mam się kierować Pismem świętym. To
było takie zakończenie i chciałam Panu podziękować za to, co dla
mnie zrobił, ponieważ wiem teraz, że On jest Prawdą i uwalnia
każdego człowieka, który tego chce, który chce przyjąć Jezusa”.
Można byłoby spuentować ten krótki reportaż mówiąc o miłosierdziu
Chrystusa. Można byłoby pogratulować tej młodej kobiecie przyszłej
drogi; pragnie bowiem poświęcić się ewangelizacji… Można byłoby,
gdyby nie fakt, że Żaneta to zaledwie jedna z setek tysięcy
zagrożonych osób. To zagrożenie w chwili obecnej jest
rzeczywistością potęgującą się – dosłownie – z każdym dniem.
Bioenergoterapeuci, o których mowa, znakomicie prosperują
rozbudowując swoje punkty usługowe. Robert dalej widuje ich w
kościele, jeżdżą nawet do Medjugorie, buszują po różnych placówkach
usługowych, Urzędzie Miejskim…Nikt z rozmówców Roberta nie wierzy,
że kontakt z energią “uzdrawiaczy” może być groźny. Ostatni
fragment listu o. Ksawerego wyjawia, że Żaneta wpadła w niewidoczne
i misternie tkane sidła, a pętla uzależnienia zaciskała się coraz
mocniej na niej fizycznie i psychicznie. Czy oddziaływał na jej
świadomość i podświadomość dobrodusznie wyglądający przywódca
sekty? Jakie znaczenie miały takie drobiazgi, jak hipnoza,
akupresura, bioenergoterapia, naenergetyzowana żywność, joga,
otwarte (na Złe Duchy) czakrany…? Rok temu było w Polsce ponad pięć
tysięcy bioenergoterapeutów. Dziś jest pięćdziesiąt tysięcy, a z
każdym miesiącem przybywa ich coraz więcej. Organizowane są
tygodniowe kursy, po których otrzymuje się dyplom terapeuty,
przepraszam: “bioenergoterapeuty”. Mam ulotkę przyniesioną przez
żonę z supersamu (setki ludzi ją dostawało!). Ulotka jest tak
spreparowana, że gdybym nie znał historii Żanety, pewnie
podskoczyłbym z radości; po TYGODNIU kursu będę leczył raki i
kręgosłupy, i rozum, i wszystko inne. Będę pomagał ludziom!
Wszystkim, którzy się zgłoszą i dadzą stówę albo dwie. Nie dajmy
się zwariować… Nikt nie prowadzi statystyk, ilu ludzi, którzy
przeszli przez ręce “uzdrowicieli”, zapada potem na znacznie
cięższe komplikacje, lub… staje się pensjonariuszami zakładów
psychiatrycznych. Ten połów naiwnych na wielką skalę dopiero się w
Polsce rozpoczyna. Jeśli kiedykolwiek zechcemy skorzystać z usług
“uzdrawiaczy” przeróżnego pochodzenia lub rozpocząć kurs
bioenergoterapii, wspomnijmy na świadectwo Żanety i wielu innych.
Są bowiem energie, o których nic nie wiemy, są też fałszywi
prorocy, którym nadmiernie ufamy, a których nawet krótkotrwałe
oddziaływanie na nasz organizm i specjalna “obróbka” mózgu powoduje
tak wielkie zniewolenie, że żadne światło Prawdy nie dociera już
później do świadomości. W straszliwej zawierusze zła,
przewalającego się przez nasz kraj, trzymajmy się oburącz Pana
Jezusa, abyśmy nie stracili Go nigdy z oczu serca. Tylko On jest
prawdziwym Panem, Mistrzem, Zbawicielem.
Ryszard Jęczalik Publikacja za zgodą redakcji
nr 5-8/1999 – http://adonai.pl/zagrozenia/?id=19
KRÓLUJ NAM CHRYSTE ! ! !